Za książkę Pawła Wilkowicza: Robert Lewandowski. „Nienasycony” zabrałem się dość późno. Miałem więc czas zapoznać się z opiniami czytelników i z recenzjami tej pozycji. Mając gdzieś z tyłu głowy te opinie, spodziewałem się, że uczucia po przeczytaniu tej książki będą idealnie pasowały do tytułu. Nic z tych rzeczy, dostałem więcej niż się spodziewałem, choć może trochę mniej o samym Lewandowskim, a więcej o diecie, samodoskonaleniu czy marketingu.
Biografie mają to do siebie, że często skupiają się wyłącznie na samym głównym bohaterze i jego najbliższym otoczeniu. I w sumie nie ma w tym nic złego. Paweł Wilkowicz nieco odszedł od tego schematu, rozwijając bardzo mocno tematy poboczne. Byłem zaskoczony, że po przeczytaniu ostatniej strony, w pamięci miałem – nie pięć bramek strzelonych przez Lewego w dziewięć minut, nie cztery gole strzelone z Realem, ale wspomniane we wstępie momenty dotyczące diety. Takie postawienie sprawy powoduje, że książkę, która ukazała się nakładem wydawnictwa Agora, śmiało można polecić czytelnikowi, który o samym futbolu nie ma wielkiego pojęcia. „Nienasycony” to nie jest tylko opowieść o Robercie Lewandowskim, ale też o tym, jak młody człowiek utorował sobie drogę do sukcesu ciężką pracą i jak sobie z tym sukcesem poradził.
Owszem, można przyczepić się do tego, że jeśli chodzi o samego Lewandowskiego, to jest on przedstawiony jako sportowiec idealny. Brakuje czegoś, co sprawi, że uwierzymy, iż mamy do czynienia ze zwyczajnym człowiekiem, który czasem popełnia błędy. Czegoś, co pozwoli nam pomyśleć: „No tak, Lewy też nie potrafił sobie z tym poradzić, również jest zwykłym człowiekiem, jak ja”. Nawet w momencie, kiedy Robert został odstrzelony z Legii Warszawa, książka nie oddaje takich emocji, jakich oczekiwałby czytelnik. Z drugiej strony, oglądając Roberta na boisku, można się zastanawiać czy on w ogóle ma jakiś układ nerwowy.
Warto powiedzieć, że w książce jest historia, która daje nam obraz tego, że kiedyś było zupełnie inaczej. Opowiada ona o młodym Lewandowskim, nazywanego „Bobkiem”, który nie miał cukierków, żeby poczęstować kolegów.
Obchodził domek raz, drugi, trzeci.
– Bobek, co ty tak krążysz? – pytali trener Sikorski i kierownik Zawiślak. Byli na letnim obozie z Varsovią, sierpień, oni siedzą na werandzie, a on kursuje wokół ich domku. Głowa spuszczona, ale widać, że chce, żeby go zauważyli i zagadywali.
– No chodź, o co chodzi?
– Nic, nic, wszystko w porządku – i dalej robi te swoje kółka.
– No chodź!
– Nie, nie, naprawdę wszystko w porządku.
– Masz tu przyjść i mówić!
– Bo się moje urodziny zbliżają… I zapomnieliśmy z mamą spakować cukierki, nie mam czym chłopaków poczęstować…
Takich historyjek jest niewiele i być może właśnie to powoduje pewien niedosyt, ale trzeba przyznać, że historia kariery „Lewego” jest opisana szczegółowo: od czasów Varsovii, przez Legię, Znicz Pruszków, Lecha Poznań, Borussię Dortmund, aż po czasy gry w Bayernie Monachium. Możliwe, że brakuje jakiejś samokrytyki, bo w końcu jest to autoryzowana biografia, jednak moim zdaniem jest to po prostu dobra książka. Problem w tym, że oczekiwania wobec niej były takie, jak wobec samego Lewandowskiego – musi być najlepsza i na każdej stronie musi dać czytelnikowi tyle emocji, co Robert podczas przeciętnego meczu Bundesligi czy Ligi Mistrzów.
GRZEGORZ IGNATOWSKI
Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE i YOUTUBE