Royston Drenthe – kariera od piłkarza do rapera

Czas czytania: 6 m.
0
(0)

Holenderska piłka przeżywa trudne chwile. Reprezentacja kraju nie zakwalifikowała się na pierwsze w historii „rozszerzone” ME we Francji, do Rosji także mogą nie pojechać. Jednak w połowie pierwszej dekady tego wieku młodzi Oranje byli bardzo pożądanym towarem na rynku transferowym. Za duże jak na ówczesne czasy pieniądze Eredivisie opuszczały największe holenderskie talenty: Arjen Robben, Wesley Sneijder, Rafael Van der Vaart, Klaas-Jan Huntelaar czy Robin Van Persie. Wtedy też równie utalentowany chłopak przechodził do Realu Madryt wraz ze swoim rodakiem, wspomnianym Wesley’em Sneijderem. Nazywał się Royston Drenthe. Co poszło nie tak?

Artykuł jest częścią cyklu Mateusza Opioły pod tytułem „Zmarnowane talenty”.

Holenderska piłka ostatnio upodabnia się do kariery Roystona Drenthe. Finał Ajaxu w Lidze Europy nieco przysłonił te problemy. Ten sezon potwierdza jednak moje słowa. Ajax pożegnał się już i z Ligą Mistrzów, i z Ligą Europy, PSV nie sprostało swojej pierwszej przeszkodzie w europejskich pucharach, chorwackiemu Osijekowi, zaś Feyenoord rozpoczął zmagania w Champions League od wstydliwego 0:4 na De Kuip.

Niesforny od dziecka

Syn Ludwiga i Miriam Drenthe przyszedł na świat 4 kwietnia 1987 roku w Rotterdamie. Piłkę kopał najpierw na domowym podwórku, później w małym lokalnym klubie o nazwie SC Neptunus. Tam jego talent błyskawicznie dostrzegli wysłannicy Feyenoordu i już w wieku trzynastu lat Royston dołączył do jednego z największych klubów w kraju. Szybko dał się poznać od tej gorszej strony. W trakcie podróży do Szwajcarii wraz z zespołem młodzieżowym sprawiał tyle problemów wychowawczych, że trener Marcel Bout chciał go wyrzucić z drużyny. Na szczęście dla Roystona interwencja Roba Baana, ówczesnego dyrektora technicznego, sprawiła, że Bout zmienił zdanie i zgodził się zostawić Drenthe w klubie.

Trener korzystał z niego dość rzadko i po zakończeniu sezonu Royston znalazł się na liście piłkarzy, z którymi Feyenoord nie wiązał większych nadziei. Latem 2003 roku trafił do lokalnego rywala, Excelsioru. Tam pod okiem Marco van Lochema nie tylko zrobił duże postępy, ale również nauczył się gry na nowej pozycji – lewej obronie (dotąd występował głównie jako lewoskrzydłowy). Jego progres nie uszedł uwadze skautów Feyenoordu i po dwóch owocnych latach ponownie zawitał na De Kuip.

Pierwsze doświadczenia na De Kuip

Powrót na stare śmieci miał wyśmienity. Latem błysnął w corocznym turnieju młodzieżowym Otten Cup, organizowanym na obiektach PSV Eindhoven. Zdobył trzy gole, a niewiele później walnie przyczynił się do rozbicia Ajaxu 5:1 w derbach rezerw obu klubów. Sezon 2005/06 rozpoczął i skończył w drugim zespole, lecz w międzyczasie zdążył zaliczyć debiut w pierwszej drużynie. Dokładnie 15 stycznia 2006 roku wszedł z ławki w spotkaniu z Vitesse, zmieniając inny niespełniony talent rotterdamskiej szkółki, Diego Biseswara. Miał wtedy niespełna 19 lat. W przeciągu miesiąca zagrał jeszcze dwukrotnie w lidze przeciwko Heraclesowi oraz NEC Nijmegen. W kwietniu zaś poznał smak holenderskiego Klasyku, dostając 45 minut w pucharowym starciu z Ajaxem.

Przełomowy okazał się dla Roystona kolejny sezon. Z prowadzonym przez Erwina Koemana Feyenoordem pożegnał się jeden z kontrkandydatów do gry na lewej stronie defensywy, Pascal Bosschaart. Z kolei sprowadzony ze Standardu reprezentant Belgii, Philippe Leonard, szybko nabawił się urazu i tym sposobem droga naszego bohatera do wyjściowej jedenastki wyraźnie się skróciła. To zaowocowało 26 ligowymi występami (wszystkie od pierwszej minuty) na 34 możliwe, a także debiutem w europejskich pucharach.

Drenthe musiał mierzyć się z porównaniami do słynnego Edgara Davidsa ze względu na podobną fizjonomię, fryzurę i moc w lewej nodze. Silne uderzenie było wówczas obok niesamowitej szybkości znakiem rozpoznawczym zawodnika. Truskawkę na torcie, jak mawia pewien emerytowany piłkarz, Drenthe położył po zakończeniu rozgrywek 2006/07. Holandia gościła wówczas u siebie najlepsze zespoły Starego Kontynentu do lat 21. Royston występował tam u boku m.in. Rona Vlaara, Ryana Babela, Hedwigesa Maduro, Kennetha Vermeera czy Ismaila Aissatiego. Gospodarze wygrali cały turniej, a gracz Feyenoordu otrzymał nagrodę MVP mistrzostw.

Niewiele jednak brakowało, a miałby zupełnie inne wspomnienia związane z tym Euro, gdyż w półfinale przeciwko Anglii zmarnował karnego w serii jedenastek. Co ciekawe, do wyłonienia zwycięzcy potrzeba było aż szesnastu serii. Niektórzy piłkarze (w tym Drenthe, który za drugim podejściem nie pomylił się) strzelali więc dwukrotnie. Ostatecznie Oranje pokonali Anglików 13:12. Triumf w młodzieżowych Mistrzostwach Europy zagwarantował Holendrom udział w igrzyskach olimpijskich w Pekinie w 2008 roku.

Błyskawiczny krok naprzód

Udanym Euro i prestiżowym wyróżnieniem indywidualnym skupił na sobie uwagę czołowych klubów w Europie. Najbardziej konkretny okazał się madrycki Real, który dokładnie 13 sierpnia 2007 roku, za kwotę 14 mln euro, wykupił Holendra z Feyenoordu. Sam Drenthe był tak zdeterminowany, by dołączyć do Królewskich, że zagroził swojemu klubowi, iż wytoczy mu sprawę na drodze sądowej, jeśli nie otrzyma zgody na odejście.

W barwach Los Blancos zadebiutował błyskawicznie, bo już 19 sierpnia w rewanżowym spotkaniu o Superpuchar Hiszpanii z Sevillą na Bernabeu. Mecz po kapitalnym widowisku wygrali goście 5:3 (w dwumeczu 6:3), sięgając po trofeum, ale Holendrowi na osłodę została kapitalna bramka z dystansu. Najpierw balansem ciała ograł Christiana Poulsena, a następnie kropnął potężnie z około 35 metrów. Futbolówka najpierw odbiła się od poprzeczki, a następnie od murawy za linią bramkową. W takim oto stylu przywiał się z publicznością w Madrycie.

Mimo obiecującego początku (poza golem z Sevillą wybiegł w jedenastce na dwa pierwsze ligowe mecze z Atletico i Villarrealem) z czasem rola Holendra u Bernda Schustera malała. Do końca sezonu 2007/08 już ani razu nie rozegrał pełnych 90 minut. Do tego dał o sobie znać charakter piłkarza. Po ogłoszeniu kadry na ligowe spotkanie z Valencią, w której się nie znalazł, jak gdyby nigdy nic… po prostu opuścił boisko treningowe.

Następny sezon pod wodzą nowego szkoleniowca, Juande Ramosa, nie był dla niego lepszy. W lidze rozegrał niemal identyczną liczbę minut, co rok wcześniej. Hiszpan wolał stawiać na rok młodszego, robiącego coraz większe postępy Marcelo. Drenthe musiał pogodzić się z rolą głębokiego rezerwowego, który okazję do występów będzie miał jedynie w przypadku plagi kontuzji. Te nie oszczędzały Realu w pierwszej części sezonu, stąd Holender wybiegł od pierwszej minuty na Camp Nou przeciwko rozpędzonej Barcelonie Pepa Guardioli. Kadra Realu była tak zdziesiątkowana, że na ławce rezerwowych w protokole meczowym widniały tak „egzotyczne” wówczas nazwiska jak Chema Anton, Miguel Palanca (później m.in. gracz Korony Kielce) Javi Garcia czy Albert Bueno. I kto wie, jakby potoczyła się kariera Drenthe w Realu, gdyby przy stanie 0:0 wykorzystał sytuację oko w oko z Victorem Valdesem. Tę niewykorzystaną szansę można mianować symbolem całej jego kariery.

W tym samym sezonie spotykał się z coraz większą krytyką, która swój kulminacyjny punkt osiągnęła w trakcie pojedynku z Deportivo na Bernabeu. Holender opuścił stadion ze łzami w oczach po tym, jak został wygwizdany i „wybuczany” przez grupkę kibiców. Mimo wsparcia i pomocy, oferowanej mu przez Juande Ramosa, zawodnik poprosił o pomijanie go przy ustalaniu kadry meczowej na trzy najbliższe spotkania.

Trzeci sezon w Realu rozegrał pod okiem trzeciego szkoleniowca, Manuela Pellegriniego. Choć słowo „rozegrał” to spore nadużycie, bo złożyło się na to osiem występów w lidze, jeden w pucharze i dwa w Lidze Mistrzów. Najbardziej „wsławił się” brutalnym atakiem na nogi Marca Bertrana, którym wykluczył z gry piłkarza Tenerife na cztery miesiące.

Powolne odcinanie kuponów

Po objęciu rządów w Madrycie przez Jose Mourinho kariera Roystona w barwach Blancos dobiegła końca. Portugalczyk wysłał go na wypożyczenie do Herculesa Alicante, gdzie piłkarsko wyglądał dobrze, lecz znów dał się poznać od swojej gorszej strony. Holender spóźnił się z powrotem do klubu po krótkiej przerwie zimowej, czym doprowadził szefostwo klubu do szewskiej pasji. Zachowanie zawodnika miało być formą protestu przeciwko niepłaceniu przez klub jego pensji. Drenthe został zawieszony w prawach zawodnika, ale chcący zostać w La Liga Heracles na gwałt potrzebował wartościowych zawodników, więc pod koniec marca były piłkarz Feyenoordu wrócił do gry. Nie zdołał jednak uchronić swojego zespołu przed spadkiem.

Wypożyczenie dobiegło końca, a jego kontrakt z Realem wygasał za rok. Jak mówił Holender:

Mourinho był wkurwiony, kiedy wróciłem do klubu i zobaczył moje nazwisko ponownie na liście płac.

Szkoleniowiec Realu nie brał pod uwagę zatrzymania go u siebie i kazał szukać nowego klubu. Tak Drenthe wylądował na kolejnym wypożyczeniu – tym razem w Evertonie. Tam ponownie był chwalony za dynamikę, ciąg na bramkę i nieprzewidywalność (zaś ganiono go za teatralne upadki na murawę i bardzo długie zbieranie się z niej) i ponownie wszystko przekreślił swoją niesubordynacją i niezdyscyplinowaniem. Sztab szkoleniowy wiedział o jego rozrywkowym trybie życia, ale w końcu wyczerpała się ich cierpliwość. Drenthe spóźnił się nie raz, a dwukrotnie na treningi przed arcyważnym dla klubu półfinałem FA Cup przeciwko Liverpoolowi.

Wściekły David Moyes odsunął piłkarza od składu i kazał mu „trzymać się z dala od klubu”. Sam zainteresowany nie mógł początkowo pogodzić się z tym, jak go potraktowano i miał wielki żal do Evertonu, lecz po latach otwarcie przyznał, że The Toffees postąpili słusznie.

Żyłem w zupełnie innym świecie. Uświadomiłem sobie, że wszystko zrujnowałem własnymi rękoma. Nie wierzę, że tak zawaliłem w Evertonie, jednym z najbardziej fantastycznych klubów w Premier League. Przez swoją postawę i niewłaściwe nastawienie mentalne zmarnowałem tam swoją karierę.

Koniec i nowy początek

Ciągłe wybryki, które aż trudno zliczyć: imprezowanie do rana, otaczanie się kobietami (jego partnerką była m.in. modelka hiszpańskiego Playboya, Malena Garcia), przychodzenie na treningi pod wpływem, niefortunne wypowiedzi czy zdjęcia albo problemy za kierownicą (któregoś razu, wraz ze swoim klubowym kolegą z Alicante, Nelsonem Valdezem, mknął ulicami miasta z prędkością 160 km/h, wielokrotnie ignorując czerwone światło) sprawiły, iż chętnych na jego zaangażowanie ubywało. Albo inaczej – chętni byli, ale mało kto wierzył, iż uda się wydobyć z Roystona cały jego potencjał. Ci, którzy później się na niego nacinali, wierzyli wyłącznie w magię nazwiska. Ot, może przyciągnie na stadion więcej kibiców, „sprzeda” więcej karnetów, wzbudzi zainteresowanie mediów, a jeśli dodatkowo kilka razy kopnie dobrze piłkę, to będzie błogosławieństwo.

Dali się na niego nabrać włodarze Ałaniji Władykaukaz, Reading (skąd po roku jego dwuletniej umowy został wypożyczony do Sheffield Wednesday), tureckiego Erciyessporu i Baniyas Club ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Do grania w piłkę w Europie już z Bliskiego Wschodu nie wrócił. Niedługo przed swoimi trzydziestymi urodzinami podjął decyzję o zakończeniu kariery i rozpoczęciu nowej… w branży muzycznej.

Wcielił się w rolę rapera, a w lutym wypuścił swój pierwszy singiel pt. „Paranoia”. Nagrywa pod pseudonimem Roy2faces. Nie jest to zresztą dla niego pierwszyzna. W 2008 roku pojawił się gościnnie ze swoją zwrotką w kawałku „Tak Taki” holenderskiego rapera U-Niq. W momencie, kiedy powinien być u szczytu swojej kariery, pozostała mu produkcja muzyki, własny (podobno nieźle prosperujący) sklep odzieżowy w centrum Rotterdamu i łatka kuzyna Georgino Wijnalduma. Przez pryzmat samych umiejętności, Drenthe miał potencjał, by znaleźć się w podobnym miejscu, co pomocnik Liverpoolu. Niestety w jego przypadku w parze z talentem nie szła głowa, która do dziś próbuje dojechać na swoje miejsce.

MATEUSZ OPIOŁA

Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE

Źródła:

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

Debiut trenera Wojciecha Bychawskiego – wizyta na meczu OPTeam Energia Polska Resovia – Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg

Retro Futbol obecne było na kolejnym meczu koszykarzy OPTeam Energia Polska Resovii w hali na Podpromiu. Rzeszowska drużyna tym razem rywalizowała z Sensation Kotwicą...

Ostatni pokaz magii – jak Ronaldinho poprowadził Atletico Mineiro do triumfu w Copa Libertadores w 2013 r.?

Od 2008 r. Ronaldinho sukcesywnie odcinał kupony od dawnej sławy. W 2013 r. na chwilę znów jednak nawiązał do najlepszych lat swojej kariery, dając...

Zakończenie jesieni przy Wyspiańskiego – wizyta na meczu Orlen Ekstraligi Resovia – AP Orlen Gdańsk

Już wkrótce redakcja Retro Futbol wyda napakowany dużymi tekstami magazyn piłkarski, którego motywem przewodnim będzie zima. Idealnie w ten klimat wpisuje się zaległy mecz...