To nie będzie kolejna cukierkowa historia. To nie będzie kolejna cukierkowa historia, ponieważ życie nie zawsze jest słodkie i kolorowe. Grasz sobie beztrosko na łące z kolegami, a twoim jedynym zmartwieniem jest to, czy piłka przeszła po poprzeczce czy wpadła do bramki. Udajesz wtedy kogoś, kim nie jesteś i marzysz. Marzysz o tym, że pewnego dnia ta łąka zamieni się w piękny stadion, a koledzy w piłkarzy z krwi i kości. I tak spędzasz całe dnie, dopóki życie nie powie SPRAWDZAM. Dla naszego dzisiejszego bohatera słowo to miało postać świstających kul, wybuchu bomb i złowrogiego ryku silników.
Nie szukajcie tej postaci w Wikipedii. Nie znajdziecie jej, ponieważ jest to jedna z wielu ofiar wojny, która nie umiera w blasku fleszy, ani nie zostaje uratowana przez bohaterską załogą czterech pancernych. Jej krzyk słyszeli nieliczni, a losem przejęła się ledwie garstka tych, którzy w tamtych złowrogich czasach musieli walczyć o życie swojej rodziny. Pochowani w masowych, bezimiennych grobach skomlą, by choć pierwszego dnia listopada uczcić ich pamięć choćby maleńkim zniczem.
W swoim życiu spotkałem mnóstwo osób o interesujących historiach obok których nie można przejść obojętnie, jednak ta wzruszyła mnie do tego stopnia, że postanowiłem ją uczcić na łamach Retro Futbol. Starsza, podupadająca na zdrowiu kobieta opowiedziała mi dzieje życia swoich sąsiadów z małej wsi w okręgu wołyńskim …
Narratorem opowieści jest przemiła pani Maria:
Adasia Sacińskiego poznałam dzięki mojemu bratu Andrzejowi, który wspólnie z nim grał w piłkę na pobliskiej polance. Potrafili cały dzień ganiać za nią, nazywając się nazwiskami piłkarzy. Mój Andrzejek był Matyasem, a Adaś kazał wołać na siebie Wilimowski. Pamiętam, że czasem wypasając krowy podglądałam ich, mając z tego niezły ubaw. Wiadomo, byłam od nich starsza, więc te chłopięce zabawy wydawały mi się zabawne. Pytałam ich czasem kim chcieliby być jak dorosną. Mój brat, który nieco trzeźwiej patrzył na świat, powtarzał, że będzie szewcem i wyjedzie do Krakowa. Adaś natomiast też chciał wyjechać do Krakowa, jednak tylko po to, by grać w Cracovii. Ich najcenniejszym skarbem był fragment gazety, który opisywał występ Polaków na mistrzostwach świata w piłce nożnej w 1938 roku. Mój brat trzymał to pod łóżkiem. Co prawda ledwie wtedy czytali, ale było tam zdjęcie strzelca czterech bramek – Ernesta Wilimowskiego.
Nasze dzieje rozeszły się na początku roku 1939, kiedy skuszona przez miłość wyjechałam do Lwowa. Ahh panie Damianie, jaki on był przystojny! Głowę dla niego straciłam z matką się pokłóciłam no i pojechałam. Kontakt z Sacińskimi urwał mi się wtedy na dobre. O ich losie dowiedziałam się długo po wojnie, kiedy to spotkałam moją dawną koleżankę ze wsi. Proszę sobie wyobrazić, że przesiedlono nas na tereny Dolnego Śląska, w odległości tylko 50 kilometrów. Długo utrzymywałyśmy kontakt. Praktycznie aż do jej śmierci.
No a chłopaki? W chwili wybuchu wojny mieli po dziesięć lat i zapewne przewróciła ona ich beztroskie życie do góry nogami. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść… Mieszkali w Lipnikach, to było na Ukrainie niedaleko Kostopola. Jak zapewne pan wie tam były straszne napięcia. Rządziło UPA, które robiło co chciało. No i w marcu 1943 też zrobili to, na co mieli ochotę. Kasię – córkę Sacińskich gwałcili wielokrotnie, jej matkę tak samo. Bezradnego ojca, który błagał na kolanach, żeby oszczędzili mu tego widoku oślepili. Wydłubali scyzorykiem oczy. Ludzie na wsi mówili, że najwięcej szczęścia miał Adaś, który zginął dość szybko. Moją rodzinę również zabili. Tylko ta koleżanka uciekła do lasu. Jej rodzice dostali informację, że taka tragedia może mieć miejsce. Oszczędzili swoje dzieci.
Pani Maria miała szczęście, że podążając za miłością ocaliła swoje życie. Dzięki temu mogliśmy poznać historię Adasia marzyciela, który zamiast grać dla Cracovii stał się jednym z bezimiennych, którego los zmienili banderowcy zdmuchując z tego świata niczym wiatr poranną rosę.
DAMIAN BEDNARZ
Obserwuj @retro_magazyn Follow @d_bednarz