To nie był zespół ze stand-up. Jak Estonia rywalizowała w barażach o EURO 2012?

Czas czytania: 6 m.
0
(0)

Barażowy półfinał z Polską nie będzie dla reprezentacji Estonii pierwszyzną. W 2011 r. Sinisargid rywalizowali już w play-off o awans na EURO 2012. I to bynajmniej, nie ze względu na poroniony regulamin, a znakomitą postawę w eliminacjach. Co prawda piękny sen Estończyków brutalnie przerwała Irlandia, która w dwumeczu wygrała 5:1. Niemniej, dla reprezentacji z tego milionowego kraju, udział w barażu o ME 2012 to po dziś dzień największy sukces w historii.

Trener znał ich od podszewki

Od odzyskania niepodległości w 1991 r. Niebieskie Koszule w kolejnych eliminacjach do wielkich imprez nie odgrywały większej roli. Zwykle były dostarczycielem punktów dla faworytów i wygrywając zwykle z kopciuszkami (czy jak mówi się w Estonii, z „karłami”). Wyjątkiem były kwalifikacje do MŚ 2006, w których Estończycy wywalczyli aż 17 punktów, ale i tak dało im to tylko 4. miejsce w grupie 3. W kwalifikacjach do kolejnego mundialu ten kraj z północno-wschodniej Europy wywalczył zaledwie osiem punktów i zajął przedostatnie miejsce w grupie 5. Skąd więc taki progres, w kampanii o awans na EURO 2012?

– Nasz trener zna nas od podszewki, wie o nas wszystko

– tłumaczył po latach, w rozmowie z fifa.com, Tarmo Kink. Faktycznie, kluczem do wyjaśnienia niespodziewanych sukcesów jest osoba Tarmo Ruutliego, który estońską drużynę narodową prowadził w latach 2008-2013 (wcześniej był też selekcjonerem w latach 1999-2000). Nikt na trenerskiej na ławce nie siedział dłużej i nikt nie poprowadził jej w większej liczbie meczów. Estońska Federacja Piłkarska postawiła na ciągłość myśli szkoleniowej, która przyniosła zaskakujące całą Europę efekty.

– Wielokrotnie powtarzał zawodnikom, grającym w słabszych ligach, że bezgranicznie wierzy w ich umiejętności. Sami też tworzyliśmy zgraną grupę, bo w podobnym składzie graliśmy od pięciu lat. Znaliśmy się dobrze, nie tylko z boiska, ale i spoza niego. Ufaliśmy sobie i zawsze mogliśmy na siebie liczyć. Atmosfera w szatni była zawsze świetna. I to było powodem, dla którego byliśmy o krok awansu na EURO 2012

– dodaje Kink.

Początkowo nic jednak nie zapowiadało, że kwalifikacje do ME będą tak udane dla Sinisargid. Estończycy trafili do grupy C z Włochami, Serbią, Słowenią, Irlandią Północną i Wyspami Owczymi. Zdecydowanym faworytem do awansu była Squadra Azzurra, nawet mimo faktu, że na mundialu w RPA została solidnie poturbowana. O drugie miejsce mieli rywalizować inni uczestnicy afrykańskiego mundialu, a więc Serbowie i Słoweńcy.

Oklaski za granicą

Estończycy rozpoczęli kwalifikacje od wymęczonego zwycięstwa z Wyspami Owczymi. Od 28. minuty przegrywali 0:1, a bramki na wagę wygranej zdobyli dopiero w doliczonym czasie gry. Optymizmem mogło napawać jednak starcie z Włochami, przegrane minimalnie 1:2. I zaiste, była to zapowiedź tego, że Kink i spółka naprawdę są zdolni do wielkich rzeczy. 7 października w Belgradzie, Estonia rozegrała jeden z najlepszych meczów w swojej historii, pokonując Serbię 3:1.

– To wspaniałe uczucie. Pierwszy raz w naszej karierze, oklaskiwano nas za granicą. To było dla mnie i dla kolegów niesamowite przeżycie

– nie posiadał się ze szczęścia kapitan zespołu, Raio Piiroja. Kink z kolei dodał:

– To najcenniejszy rezultat w naszej historii. Nigdy wcześniej nie pokonaliśmy tak silnego przeciwnika. Nie nastawialiśmy się na żaden wynik, chcieliśmy po prostu rozegrać dobry mecz. Być może rywale nie potraktowali nas poważnie.

Gospodarze prowadzili od 60. minuty 1:0 po bramce Nikoli Żigicia. Goście wykazali się jednak ogromną determinacją i wolą walki, wyrównując już trzy minuty później (Kink). W 73. minucie drugiego gola dla Estonii strzelił Konstantin Wasiljew, a trzecie trafienie było samobójem Aleksandara Lukovicia. 

– Wierzyliśmy, że w Belgradzie możemy coś osiągnąć. Nie spuściliśmy głów po pierwszym golu i zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Ten wynik jest nagrodą

– stwierdził Piiroja. Wasilijew z kolei przyznał bez wahania:

– Taktycznie byliśmy niemal idealni. Serbowie byli zdruzgotani. – Spodziewaliśmy się ciężkiego meczu, ale teraz jesteśmy w szoku

– skomentował występ swojej drużyny narodowej, Dejan Stanković. Entuzjazm Estończyków nieco zgasł po domowej porażce ze Słowenią cztery dni później. Niemniej sześć punktów w czterech grach i tak było wynikiem, o którym przed rozpoczęciem eliminacji nikt nawet nie marzył.

Gasnący entuzjazm

Druga część kampanii kwalifikacyjnej do EURO 2012 była już istnym rollercoasterem, a sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. W rewanżu z Serbią w Tallinie, rozgrywanym przy obficie padającym śniegu, Niebieskie Koszule znów utarły nosa faworytowi, tym razem remisując 1:1. Bramkę na wagę punktu, Wasiljew zdobył pięknym strzałem z rzutu wolnego, na sześć minut przed zakończeniem spotkania.

Czerwiec mógł zachwiać jednak marzeniami o awansie na ME. O ile porażka z Włochami 0:3 była wkalkulowana w starty, o tyle przegrana z Wyspami Owczami 0:2 była dla wszystkich szokiem. Dla Owczarzy była to pierwsza wygrana od 16 lat w eliminacjach czempionatu Starego Kontynentu. Choć początkowo gracze Ruutliego przeważali (znakomite szanse w pierwszych dwudziestu minutach zmarnowali Kaimar Saag i Jarmo Ahjupera), ale później oddali inicjatywę rywalom, którzy skrzętnie z tego skorzystali. Wygrana kopciuszka mogła być jeszcze bardziej okazała, ale w 57. minucie, Fródi Benjaminsen nie wykorzystał rzutu karnego.

Przed jesienną fazą zmagań, sytuacja w tabeli grupy C przedstawiała się następująco: autostradą do Polski i Ukrainy z zawrotną prędkością mknęli Włosi, którzy mieli na koncie 16 punktów. Walka o baraże była zacięta, ale na pole position z 11 punktami ustawili się Słoweńcy. Dalej byli Irlandczycy z Północny (dziewięć punktów) i Serbowie (osiem). Estończycy z siedmioma „oczkami” zajmowali przedostatnie miejsce. Aby włączyć się jeszcze do rywalizacji o drugą lokatę, zmuszeni byli wygrać komplet jesiennych meczów, a ich bezpośredni rywale, koniecznie musieli potracić punkty. Wyzwanie z gatunku filmów z Ethanem Huntem. Tymczasem we wrześniu i październiku Wasiljew i spółka rzeczywiście spisywali się niczym kultowy oddział Impossible Mission Force.

Zrealizowana misja niemożliwa

Sinisargid najpierw w Mariborze, wygrali ważne spotkanie ze Słowenią (2:1), a później dwukrotnie pokonali Irlandię Północną (4:1 u siebie i 2:1 na wyjeździe). Estończycy w każdym z tych spotkań pokazali, że są zespołem, którego nie podłamują żadne przeciwności losu. W starciu ze Słowenią zwycięskiego gola Ats Purje strzelił w 81. minucie. Z kolei triumf w Belfaście, zapewniły dwa trafienia Wasiljewa w ostatnich 13 minutach. Punkty tracili za to rywale do drugiego miejsca. Słoweńcy nie dali rady Włochom (0:1), zaś Serbowie w ostatniej kolejce, gdyby wygrali w bałkańskich derbach, mogli jeszcze rzutem na taśmę zapewnić sobie udział w play-off. Na Stadion Ljudski vrt przegrali jednak 0:1.

Liderem, rozgrywającym i najlepszym strzelcem tamtej drużyny był Wasiljew – wtedy jeszcze pomocnik Amkaru Perm, a już wkrótce gwiazda Ekstraklasy w barwach Piasta Gliwice i Jagiellonii Białystok. W grupie C strzelił pięć goli, więcej na koncie miał jedynie Antonio Cassano (sześć). Na lewym skrzydle szalał Kink, nazywany „bałtyckim Beckhamem” ze względu na występy na Wyspach Brytyjskich (w Middlesbrough FC), a także związek ze znaną w swoim kraju modelką. Defensywą dowodził Piiroja, którym w tamtym czasie przekroczył barierę 100 występów w reprezentacji, a bramki dzielnie strzegł golkiper Wisły Kraków, Siergiej Parejko, który był godnym następcą słynnego Marta Pooma.

To był kręgosłup estońskiego zespołu, który sensacyjnie przedarł się do barażu o wejście do EURO 2012. – Nie zajmujemy sobie głowy tym, z kim możemy się zmierzyć w play-offach. Spokojnie oczekujemy na losowanie. W dobry dzień możemy wygrać z każdym – podkreślał w październiku selekcjoner Ruutli.

Z podniesioną głową

W 2011 r. reprezentacja Estonii przeżywała najpiękniejszy okres w swojej historii. Wśród uczestników baraży traktowana była jednak jako outsider, w związku z czym każdy z rywali z pierwszego koszyka (Chorwacja, Czechy, Irlandia, Portugalia) chciał na nią trafić.

– Nie przejmuję się tą wiedzą i mam nadzieję, że moi zawodnicy też nie 

– zapewniał Ruutli. Ostatecznie los przydzielił Estończykom Irlandię – drugi zespół grupy B i prawdziwego weterana play-offów ME (trzeci start).

– Ciężar bycia faworytem został złożony na barki Irlandczyków. My możemy spokojnie grać swoje

– skomentował wyniki losowania, opiekun Niebieskich Koszul. Szkoleniowiec „Eire”, Giovanni Trapattoni daleki był jednak od lekceważenia rywali.

– Absolutnie nie mówiłem, że koniecznie chcemy trafić na Estonię. Wszystkie zespoły, które doszły do tego etapu rywalizacji, są mocne. Nasi rywale pokonali Serbów i Słoweńców, wywarli dużą presję na Włochów. Mają w kadrze kilku naprawdę utalentowanych piłkarzy

– przyznał doświadczony Włoch.

Estończycy przed barażami starali się pokazywać, że stawka dwumeczu absolutnie ich nie paraliżuje.

– Wszyscy wiemy, jak ważne to spotkanie, ale nie odczuwamy jeszcze żadnych szczególnych emocji przed nim. Przygotowujemy się do tego starcia, jak do każdego innego

– przyznał na konferencji prasowej, Dmitrij Kruglov.

– Musimy być dobrze przygotowani, ale nie uważam, że to musi być coś specjalnego. Wcześniej też już rozgrywaliśmy ważne potyczki

– dodał Raio Piiroja. Faktem jest jednak, że podopieczni Ruutliego nie wytrzymali ciśnienia związanego z barażem. Na A. Le Coq Arena przegrali bowiem aż 0:4. Do przerwy sytuacja była jeszcze w miarę wyrównana, bo Irlandczycy prowadzili tylko 1:0 po trafieniu Keith Andrews`a. Wszystko zmieniła jednak czerwona kartka dla Andrija Stepanowa. Goście z Wysp po czerwonej kartce nabrali wiatru w żagle. W drugiej połowie kolejne gole strzelali Jonathan Walters, a także Robbie Keane (dwa). Estończycy kończyli mecz w dziewiątkę, bo w 77. minucie z boiska wyleciał również Piiroja.


Mimo klęski Ruutli daleki był od krytyki swoich graczy. Pomijając Kinka, o którym irlandzkie media mówiły, że biegał po skrzydle…jak wariat, reszta jego podopiecznych nie zagrała na poziomie z eliminacji EURO 2012. Selekcjoner nie zamierzał jednak przed rewanżem dokonywać rewolucji w składzie.

– Karanie za błędy nie podnosi klasy zawodnika

– zapewnił. Cztery dni później, skład, który poległ w Tallinie, pokazał się z bardzo dobrej strony na Aviva Stadium, remisując 1:1. Bramkę dla Estonii zdobył oczywiście Wasiljew.

– W piątek mieliśmy koszmarny dzień, ale dziś znów zaprezentowaliśmy się jak w kwalifikacjach

– skomentował występ swoich piłkarzy Ruutle. Estoński selekcjoner podkreślał również zachowanie dublińskiej publiczności, która zgotowała jego drużynie owacje na stojąco.

– Poczuliśmy się jak goście honorowi, którzy potrafią stworzyć wspaniałe widowisko

-dodał.

W latach 2010-2011 Estonia wzniosła się na wyżyny swoich możliwości, co poskutkowało awansem na 47. miejsce w rankingu FIFA, najwyższym w historii.

– Życie pokazało, że nie jesteśmy zespołem ze stand-up

– ocenił słusznie Ruutli.

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img

Więcej tego autora

Najnowsze

“Nie poddawaj się! Lukas Podolski. Dlaczego talent to zaledwie początek” – recenzja

Autobiografie piłkarzy, którzy jeszcze nie zakończyli jeszcze kariery, budzą kontrowersje. Nie można bowiem w takiej książce stworzyć pełnego obrazu danej osoby. Jednym z takich...

Resovia vs. Stal – reminiscencje po derbach Rzeszowa

12 kwietnia 2024 roku Retro Futbol gościło na wyjątkowym wydarzeniu. Były nim 92. derby Rzeszowa rozegrane w ramach 27. kolejki Fortuna 1. Ligi. Całe...

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.