Są w futbolu momenty, które na pierwszy rzut oka wydają się wyjątkowe, ale nie myślimy o nich w kategoriach przyszłych kronik filmowych. Dekady jednak mijają, a niektóre akty piłkarskiego teatrum mundi zapadają w naszą pamięć na zawsze, stając się pomnikami tego pięknego sportu. Do tych zapierających nam dech w piersiach rzadkich klisz historii zdecydowanie należy cudowna bramka Archiego Gemmilla, która pogrążyła wielką Holandię na mundialu w 1978 roku.
Do dziś nikt nie wie, jak temu piłkarskiemu wyrobnikowi – z całym szacunkiem dla Szkota – udało się przyćmić swym blaskiem jedenastkę artystów z maestro Rensebrinkiem na czele. Czy tego wieczoru Gemmilla natchnęła iskra geniuszu? Poznajcie historię magicznej potyczki, kiedy malutki Archie sięgnął gwiazd, mając swoje iście warholowskie “15 minut sławy”.
Dochodziła 69. minuta meczu, kiedy Estadio Libertador General San Martin w Mendozie zamarło. Gemmill sprytnym zwodem minął holenderskiego defensora, zagrał na szybką klepkę z Kennym Dalglishem – tzw. one-two – po czym wjechał z prawej strony pola karnego i pokonał pięknym strzałem golkipera “Oranje”, Jana Jongbloeda. Szkoci do dziś wspominają ten wyczyn jako jeden z fundamentalnych elementów ich folkloru, obecny w świadomości wszystkich na równi z sir Williamem Wallace’em czy królem Robertem Bruce’em.
Sam Archie nie był piłkarskim geniuszem, raczej dobrym zawodnikiem egzystującym na poziomie reprezentacyjnym, momentami wybijającym się z tłumu. W kadrze Szkocji rozegrał 43 spotkania, w których zdobył osiem goli. W karierze klubowej szło mu jednak gorzej – w ciągu niej zwiedził aż osiem klubów, na dłużej zakotwiczając jedynie w Derby County (1970-1977). Gemmill był solidnym pomocnikiem, z tendencjami do przebłysków, tak jak przeciwko Argentynie. Jego bramkę do dziś opisuje się jako “niezwykły gol w niezwykłych okolicznościach, który pozwolił marzyć Szkotom o chwale”.
Mundial w roku 1978 miał być dla Szkocji imprezą, która scementuje korki jej piłkarzy na półce z napisem “medaliści mistrzostw świata”. Potomkowie “Walecznego Serca” jechali na imprezę napakowani siłą i pewnością siebie niczym pinata cukierkami w meksykańskie święta. Szkoci wyglądali na mocarnych, w kadrze było wiele gwiazd, m. in. Alan Rough, Joe Jordan, Graeme Souness czy sam “Król”, czyli Kenny Dalglish. Szkoleniowcem był natomiast świetny Allistair “Ally” MacLeod. Skończyło się jednak jedynie na buńczucznych zapowiedziach. Sensacyjne przegrana z Peru oraz remis z Iranem spowodowały, że drużyna MacLeoda nie wyszła nawet z grupy.
Wyczyn Archibalda Gemmilla jest dla historii futbolu podobną eksplozją co pamiętne dwie bramki Liliana Thurama przeciwko Chorwacji na mistrzostwach świata w roku 1998. Wyczyn Szkota nie tylko osłodził nieudany dla jego drużyny mundial, ale zawstydził “Mechaniczną Pomarańczę”, co prawda już bez Rinusa Michelsa i Johana Cruyffa, ale w dalszym ciągu ze świetnym trio: Johnny Rep – Johan Neeskens – Rob Rensenbrink. Mecz Szkocja – Holandia zakończył się zwycięstwem Szkotów 3:2 (1:1), a bramki dla “The Tartan Army” zdobyli Gemmil (dwie) oraz Dalglish. Dla pokonanych trafili wspomniani wcześniej Rep oraz Rensebrink.
Wiktoria nad “Oranje” okazała się pyrrusowym zwycięstwem, w ostatecznym rozrachunku nie pozwoliła bowiem Szkotom choćby na wyjście z grupy. Niemniej jednak wspomina się ją – a zwłaszcza bramkę Gemmilla – jako coś wyjątkowego. Tak oto opisuje tamte wydarzenia szkocka prasa: “To najpiękniejsza bramka strzelona przez jakiegokolwiek Szkota – to nasza odpowiedź na magiczny rajd Maradony przeciwko Anglikom w 1986 roku czy sławnego czwartego gola Brazylijczyków w finale mistrzostw 1970 roku. Tragiczne w tym pięknie natomiast jest to, że wyczyn Archiego na nic się zdał – ten mundial to nasza historyczna klęska”. Powołajmy się na motto dziennikarskie Michała Okońskiego – futbol jest jednak okrutny.