Koszykarze OPTeam Energia Polska Resovii rozegrali dwa mecze w ciągu trzech dni. W obu zmierzyli się z drużynami z Wrocławia. Najpierw, 14 grudnia 2024 roku, podejmowali rezerwy występującego w najwyższej klasie rozgrywkowej Śląska. Dwa dni później stoczyli bój z zespołem WKK Active Hotel.
Pierwszy z tych meczów rozegrany został w ramach 15. kolejki Bank Pekao 1. Ligi, drugi zaś był zaległym spotkaniem dziesiątej serii gier. Jak już wspominaliśmy w tekście pisanym po meczu rzeszowskiej drużyny z Sensation Kotwicą Port Morski Kołobrzeg, od niedawna nowym trenerem zespołu ze stolicy Podkarpacia jest Wojciech Bychawski. Już pierwsze dni jego nowej pracy pokazały, iż jest on postacią niezwykle wyrazistą.
Przemowa po zwycięstwie
Nowy szkoleniowiec OPTeam Energia Polska Resovii przegrał w debiucie z drużyną z Kołobrzegu, lecz kolejny mecz był dla jego zespołu zdecydowanie bardziej udany. W rozegranym 8 grudnia wyjazdowym spotkaniu z MKKS Żakiem Koszalin rzeszowianie zagrali bardzo dobrze i odnieśli pewne zwycięstwo 95:71. Najciekawiej było jednak kilkanaście minut po końcowej syrenie, gdy Wojciech Bychawski zabrał głos na konferencji prasowej, wypowiadając się na temat serbskiego trenera koszalińskich koszykarzy Miljana Curovicia:
Jest jedna rzecz, którą chciałbym bardzo wyraźnie wyartykułować. Mam nadzieję, że ktoś w Koszalinie przetłumaczy to panu trenerowi na język angielski, może na język serbski, wszystko mi jedno. Ja nie zamierzam w swoim kraju mówić w języku innym niż polski, zwłaszcza gdy informuję o takich rzeczach. Wziąłem time out w końcówce meczu, żeby moi gracze odpoczęli, nie z braku szacunku, ponieważ rozgrywamy teraz mecze co trzy dni. W najbliższym tygodniu rozegramy dwa mecze w odstępie jednodniowym, mam siedmiu graczy, w tym kontuzjowanych. A trener Curović zarzucił mi brak szacunku. Chciałbym, żeby mu ktoś wytłumaczył, że darzę jego oraz innych trenerów zagranicznych o wiele większym szacunkiem niż oni darzą nas – trenerów polskich, więc niech on o tym pamięta i nie zarzuca mi takich rzeczy. A gdy po meczu próbuję mu wytłumaczyć pewne rzeczy, on ironicznie mówi, że jestem wielkim coachem i że osiągam nie wiadomo co. Mam dla niego propozycję – niech wklepie w Internet moje nazwisko i poczyta, gdzie byłem i co osiągnąłem, i spróbuje przymierzyć się do tego. Jeśli był w tych miejscach, w których ja byłem, to może sobie tak gadać. Zapraszam go, by kiedyś pojechał na mistrzostwa świata i poprowadził tam zespół – jakikolwiek. Nigdy go tam nie było, a ja byłem. I nie mówiłbym tego nigdy w życiu, gdyby nie to, że ktoś w taki sposób się zwraca do mnie. Jeśli on chce szacunku, to niech go najpierw sam okaże. Mam duży szacunek do ludzi i szanuję go bardzo, ale niech on też zacznie szanować ludzi. Niech mu się nie wydaje, że przyjechał z koszykarskiego kraju i wolno mu wszystko robić. Tak się wielu trenerom z zagranicy, szczególnie z Bałkanów, wydaje w Polsce.
Tego typu słowa nie codziennie padają podczas konferencji prasowych. Były bardzo mocne, ale pokazywały charakter nowego trenera Pasiaków. Już wówczas było wiadomo, że na pomeczowych spotkaniach szkoleniowca z dziennikarzami na pewno nie będzie nudno, a potwierdziło się to po zapowiadanych we wstępie spotkaniach z rywalami z Wrocławia.
Kłopoty rzeszowian
Obie drużyny ze stolicy Dolnego Śląska wywiozły z Rzeszowa zwycięstwo. Większych emocji niż to, co działo się na parkiecie, dostarczyła jednak otoczka obu meczów. Z rezerwami WKS Śląska gospodarze przegrali 72:92, a ich gra wyglądała bardzo źle. Wrocławianie znajdowali się co prawda w dolnych rejonach tabeli, ale na Podkarpacie przyjechali po trzech zwycięstwach z rzędu.
W starciu z Bieszczadzkimi Wilkami dominowali i wygrali bardzo pewnie. Po pierwszej kwarcie prowadzili różnicą sześciu punktów, więc miejscowi kibice mieli jeszcze nadzieję na udane zakończenie potyczki. Na dłuższej przerwie różnica wynosiła jednak już czternaście oczek, a po końcowej syrenie goście cieszyli się dwudziestopunktową zaliczką. Najwięcej punktów dla gospodarzy (24) zdobył Kacper Młynarski, wśród gości najskuteczniejszy był Samajae Haynes-Jones, autor dwudziestu oczek.
Na pomeczowej konferencji trener zwycięzców Marek Popiołek powiedział, że ucieszył go przyjazd do Rzeszowa, gdyż ma miłe wspomnienia związane z tym miastem:
Przede wszystkim miło mi przyjechać do Rzeszowa. Gdy grałem w koszykówkę, Resovia też rywalizowała w pierwszej lidze i po latach miło wrócić do Rzeszowa w innej roli, ale również na poziom pierwszej ligi. Miasto ma bardzo duży potencjał sportowy, jest tu bardzo duże zainteresowanie koszykówką, więc życzę powodzenia w kolejnych spotkaniach.
Później pojawił się Wojciech Bychawski, który zdradził, że zmaga się z problemami zdrowotnymi, o czym świadczył jego zachrypnięty głos:
Przepraszam za swoją formę, ale jestem dość ciężko chory, pewnie czeka mnie teraz szybki SOR, żeby stanąć na nogi na pojutrze, więc trochę brakło dzisiaj moich wolicjonaliów przy ławce rezerwowych. Zagraliśmy natomiast słabo, przede wszystkim wolicjonalnie. Jestem w stanie wybaczyć zawodnikom, gdy jest brak umiejętności, czy warunków fizycznych, bo to się zdarza.
Szkoleniowiec gospodarzy narzekał przede wszystkim na cechy wolicjonalne oraz styl, w jakim została poniesiona porażka:
W poprzednich meczach się biliśmy, niezależnie od tego, czy wygrywaliśmy, to walczyliśmy. Nasza gra wyglądała dobrze, nawet mimo porażek. Dziś natomiast wyglądało to fatalnie i mam tego świadomość. Mamy swoje wewnętrzne problemy i prawda jest taka – jak trenujesz, tak grasz. Wynik jest odzwierciedleniem tego, co zaprezentowaliśmy.
Trener nie gryzł się w język, przyznając zresztą, że nie ma w zwyczaju zatrzymywać w ustach słów, które chce wypowiedzieć:
Mam tę przypadłość, że zawsze mówię szczerze to, co myślę. To jest pożywką dla wielu ludzi, ale może tak lepiej, bo nie kryję emocji i to pokazuje moje człowieczeństwo. Nie jesteśmy na tę chwilę przygotowani do rywalizowania na tym poziomie ligowym. Próbujemy cały czas to nadrobić, ale przeszkadza nam w tym wszystkim jedna rzecz – mecze. Nie możemy robić tego, co byśmy chcieli, bo za chwilę rozgrywamy mecz. Dziś przegraliśmy każdą sytuację jeden na jeden.
W drużynie z Rzeszowa namnożyły się potężne problemy. W spotkaniu z rezerwami Śląska kontuzji doznał Dawid Zaguła. Wcześniej, podczas meczu z Kotwicą Kołobrzeg, rękę złamał Wojciech Wątroba. Do tego doszła choroba trenera. A przecież konfrontacje z wrocławskimi zespołami dzielił zaledwie jeden dzień. Sytuacja była nie do pozazdroszczenia.
Lepsza gra i więcej walki
O tym, jak duże były kłopoty trapiące rzeszowską ekipę, przekonaliśmy się dopiero po meczu z WKK Hotel Active Wrocław. OPTeam Energia Polska Resovia przystępowała do tego spotkania nie tylko bez kontuzjowanych Zaguły i Wątroby, ale także bez Kacpra Młynarskiego i Maksymiliana Formelli, którzy nie mogli wystąpić z powodu choroby.
Rzeszowianie po pierwszej połowie mieli do odrobienia czternaście punktów. Walczyli ambitnie, ich gra wyglądała lepiej niż w starciu z rezerwami Śląska, w pewnym momencie wydawało się, że są oni w stanie dogonić rywala, w końcówce zabrakło jednak sił i osłabiony zespół przegrał 64:87.
W drużynie gospodarzy zagrał Adrian Warszawski, który w ubiegłym sezonie wywalczył z Resoviakami awans na zaplecze elity, lecz obecnie występuje w trzecioligowych rezerwach. Z powodu osłabień personalnych dostał szansę na powrót do pierwszej drużyny. Najskuteczniejszy w rzeszowskiej ekipie był zdobywca 19 punktów Tomasz Krzywdziński. Największą zdobyczą wśród wrocławian mógł pochwalić się Bradley Waldow, który uzbierał o dwa oczka więcej.
Tuż po zakończeniu spotkania porozmawialiśmy z Michałem Jędrzejewskim. Rozgrywający OPTeam Energia Polska Resovii imponuje nie tylko dobrą grą na parkiecie, ale również płynnym stylem wypowiedzi. Udzielił nam krótkiego wywiadu, mimo że dokuczało mu złe samopoczucie.
Retro Futbol: – Dzisiejsza porażka była wyższa niż sobotnia, z rezerwami Śląska, ale chyba można po niej wyciągnąć więcej pozytywów.
Michał Jędrzejewski: – Niby można, jest już jednak zaawansowany moment sezonu, więc musimy wygrywać takie mecze. Mieliśmy problemy kadrowe, ale trzeba walczyć. Każda wygrana jest teraz na wagę złota. Nikt nie będzie po sezonie pamiętał o tym, czy w tym meczu grał Kacper Młynarski, czy grał Dawid Zaguła, wszyscy będą pamiętać nasz wynik, więc potrzebujemy wygranych.
– Namnożyło się wam problemów, bo były kontuzje Wojciecha Wątroby i Dawida Zaguły, choroba trenera, a do tego krótki okres między meczami.
– Zgadza się. Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, musimy z niej wyjść, musimy wyciągnąć wnioski, teraz najważniejsze, żeby wszyscy byli zdrowi. Musimy lepiej grać, nie ma wytłumaczeń.
– Czy na derbowy mecz przeciwko Sokołowi Łańcut, zaplanowany na 28 grudnia, mobilizujecie się wyjątkowo?
– Na pewno byśmy się mobilizowali wyjątkowo, ale teraz nie ma już czegoś takiego, gdyż mobilizujemy się wyjątkowo na wszystkie mecze. Skończył się okres ulgowy. Musimy zapierdzielać i musimy wygrywać.
Wirus w drużynie
Michał Jędrzejewski nie szukał usprawiedliwień, mimo że sytuacja w drużynie jest naprawdę niełatwa. Trener Wojciech Bychawski na pomeczowej konferencji prasowej potwierdził, że problemy zdrowotne trapią cały zespół:
W drużynie jest wirus grypy. Zaczęło się od Harrisona Hendersona, potem byłem ja, następnie kolejni zawodnicy. Tomek Krzywdziński wyszedł z szatni i pluje krwią, ale rozegrał mecz. Podobnie jest z Norbertem Ziółką. Jesteśmy po prostu chorzy, najzwyczajniej w świecie. Kacper Młynarski i Maks Formella nie byli w stanie wstać z łóżka, są na silnych lekach. Proszę mi wierzyć, że gdyby byli w stanie przyjechać do hali, to by na ten mecz przyszli.
Szkoleniowiec gospodarzy po meczu z rezerwami Śląska narzekał na aspekt wolicjonalny. Po spotkaniu z WKK był zdecydowanie bardziej zadowolony z postawy swoich zawodników i doceniał ich ambicję. Zapytaliśmy go o porównanie dwóch wspomnianych potyczek właśnie pod kątem wolicjonalnych cech drużyny.
Pierwsza połowa była dla nas dramatyczna wolicjonalnie, ale druga to było 140 procent tego, co ci chłopcy mogli z siebie wykrzesać. Jestem bardzo zadowolony z wolicjonaliów. Poniosła chłopców też grupa kibiców wspaniale dopingujących. Ta hala żyje, mówię to bez ceregieli. Naprawdę nie potrzebuję pożyczyć od nikogo pięciu dych, ani żeby mnie ktoś podwiózł z Rzeszowa. Ja po prostu szanuję tutaj ludzi i mówię to szczerze. To miejsce zasługuje na koszykówkę. Wyobrażam sobie, co tu się będzie działo, kiedy będą zwycięstwa. Drużynie wygrywającej kibicuje się łatwo, świetnie się taką drużynę prowadzi. Kiedyś wymyśliłem teorię, że jestem mistrzem świata w budowaniu atmosfery w wygrywających zespołach. Tylko gdy trzeba budować atmosferę w zespole przegrywającym, to już trzeba włożyć trochę siły. Tak samo jest z kibicowaniem. Ci ludzie tu przychodzą, nadal kibicują i cieszą się tym, co robimy. Będziemy wygrywać i zrobimy tu porządną koszykówkę, ale na poziomie pierwszej ligi do wolicjonaliów musimy dołożyć jakość – odpowiedział szkoleniowiec.
Zadaliśmy trenerowi również to samo pytanie, co Michałowi Jędrzejewskiemu – o podejście do derbowego spotkania z Sokołem Łańcut. Mecz odbędzie się 28 grudnia w hali na Podpromiu. Gdy powstawał ten tekst, bilety na spotkanie dwóch podkarpackich drużyn sprzedawały się błyskawicznie, zainteresowanie było ogromne. Wojciech Bychawski powiedział, że w obliczu dużych problemów chorobowych, na razie najważniejszą kwestią jest powrót do zdrowia, zarówno jego, jak i zawodników:
W tym momencie koncentruję się na tym, żeby wziąć dawkę antybiotyku, bo już przestaję funkcjonować. Mało kto wie, w jakim jestem stanie fizycznym i zdrowotnym. Chcę też jutro rano zebrać informacje medyczne na temat tego, ilu moich zawodników jest zdrowych, ilu jest w stanie pojechać na mecz wyjazdowy. Jeśli to nie będzie odpowiednia liczba, to trzeba będzie coś z tym zrobić, bo w czterech, czy pięciu nie możemy jechać. Dopiero gdy rozstrzygniemy ten temat, skupię się na derbach. Kompletnie o nich nie myślę, mimo że mam świadomość, jak ważne jest to wydarzenie. Dziś jestem w szatni z grupą dzieciaków z drugiej drużyny i z rozsypanymi, chorymi ludźmi. Mam przed sobą kilkaset kilometrów do Starogardu i mecz z piekielnie trudnym przeciwnikiem, który jest w bardzo trudnym położeniu sportowym. Derby na razie nie spędzają mi snu z powiek, najpierw muszę doprowadzić ludzi do użytku, bo jeśli mam zabrać tę grupę ludzi, w takim stanie zdrowotnym na wyjazd, to odpowiadam szczerze, że to nie jest humanitarne.
Scena pełna emocji
Wyjazdowe spotkanie OPTeam Energia Polska Resovii z SKS Fulimpex Starogard Gdański zaplanowane jest na 22 grudnia. Napięty terminarz to kolejny problem rzeszowskiej drużyny. Trener Bychawski stara się jednak budować morale i wzmacniać mentalnie swoich koszykarzy, o czym świadczyła niezwykła scena, która miała miejsce przy boisku tuż po spotkaniu z WKK Wrocław.
Maciej Koperski, 25-letni zawodnik rzeszowskiego klubu, tak mocno przeżywał przegraną, że się rozpłakał. Szkoleniowiec podszedł do niego i w mocnych słowach starał się wytłumaczyć, że porażka nie powinna rodzić łez, a w trudnych chwilach ważne jest to, by mieć wysoko podniesioną głowę.
Na koniec trener przytulił swego podopiecznego, zapewniając, że wierzy w drużynę. Niezwykłym przeżyciem było obserwowanie tej sceny, gdyż znalazło się w niej wszystko, co jest kwintesencją sportu. Została w niej zawarta cała paleta emocji – nerwy, smutek i łzy, ale także wiara, pasja i nadzieja. Była to scena niczym z soczystego amerykańskiego kina.
Wojciech Bychawski powiedział, że sam aspekt wolicjonalny nie wystarczy do odnoszenia sukcesów na pierwszoligowym poziomie, trzeba dołożyć doń umiejętności sportowe. W trudnych momentach budowanie mentalnej podstawy jest jednak bardzo ważne. Silny charakter często pomaga bowiem wyjść z niełatwych sytuacji.