W zeszłym sezonie koszykarskie drużyny z Rzeszowa i Łodzi występowały na drugoligowych boiskach. Obie awansowały, więc 26 października 2024 roku rywalizowały ze sobą w meczu 7. kolejki Bank Pekao SA 1. Ligi. Na spotkaniu OPTeam Energia Polska Resovii z ŁKS Coolpack Łódź w hali przy Towarnickiego obecne było także Retro Futbol, co było dla nas okazją do przedstawienia bogatych w sukcesy losów łódzkiej koszykówki.
Tydzień przed meczem z zespołem z Łodzi rzeszowianie rozegrali derbowe spotkanie z Miastem Szkła Krosno. Tamta potyczka, zwycięska dla zawodników Kamila Piechuckiego, odbyła się w hali na Podpromiu, a więcej o tym wydarzeniu pisaliśmy tutaj. Kilka dni po wygranej w derbach Podkarpacia drużyna z Rzeszowa poniosła wysoką porażkę z Enea Basket Poznań.
Łodzianie do meczu z Resovią przystępowali po przegranej u siebie z SKS Fulimpex Starogard Gdański. Spotkanie to dostarczyło wielu emocji, gdyż do wyłonienia zwycięzcy potrzebne były aż trzy dogrywki. Ostatecznie zadecydowały trzy punkty na korzyść zespołu gości.
Jak wspomniano we wstępie, Resovia i ŁKS to beniaminki zaplecza Ekstraklasy. W poprzednim sezonie mierzyły się ze sobą w półfinale drugoligowych rozgrywek. Lepsi okazali się wówczas łodzianie, którzy co prawda przegrali w stolicy Podkarpacia, ale wygrali dwa spotkania u siebie, zapewniając sobie awans. Przepustkę na drugi szczebel ostatecznie zagwarantowała sobie także ekipa rzeszowska, o czym więcej można przeczytać tutaj.
Z pewnością koszykarze Kamila Piechuckiego chcieli zrewanżować się rywalom za niepowodzenie z poprzednich rozgrywek. O tym, czy im się to udało, napiszemy w dalszej części tekstu. Wcześniej przypomnimy sukcesy Łódzkiego Klubu Sportowego odnoszone przed laty na koszykarskich parkietach.
Dziewięciokrotne mistrzynie
Łódzki Klub Sportowy został założony w 1908 roku, co czyni go najstarszym klubem sportowym w mieście. Osiągał sukcesy w wielu dyscyplinach, między innymi w piłce nożnej, hokeju na lodzie, siatkówce, lekkoatletyce, czy boksie. Koszykarskie sekcje, zarówno męska, jak i żeńska, powstały w roku 1929 i mogą poszczycić się dużymi osiągnięciami.
W pierwszej kolejności trzeba poświęcić kilka zdań łódzkiej koszykówce kobiecej, gdyż to właśnie przedstawicielki płci pięknej osiągały większe sukcesy. W przeszłości koszykarki ŁKS aż dziewięciokrotnie sięgały bowiem po mistrzostwo Polski.
Zanim zdobyły je po raz pierwszy, cieszyły się ze srebrnego medalu wywalczonego w 1930 roku. Dwadzieścia trzy lata później ich łupem padł krajowy puchar. Na pierwszy tytuł mistrzowski przyszedł natomiast czas w roku 1967. Sukces ten został powtórzony jeszcze ośmiokrotnie. W latach 1972-1974 łódzkie koszykarki zasiadały na tronie przez trzy sezony z rzędu.
Ostatni raz z krajowego mistrzostwa kibice ŁKS cieszyli się w 1997 roku. Jeszcze na początku ubiegłego stulecia drużyna należała do czołówki, w 2003 roku po raz ostatni sięgnęła po medal mistrzostw Polski, zdobywając brąz. Jej dorobek na krajowych parkietach to oprócz wspomnianych dziewięciu złotych krążków także dziesięć srebrnych medali i jedenaście brązowych.
Aż cztery tytuły mistrzowskie były dziełem zmarłego w sierpniu 2014 roku Józefa Żylińskiego, który został trenerem koszykarek ŁKS w 1951 roku i pełnił tę funkcję przez trzydzieści lat. Później przez dwie dekady pracował w sekcji jako działacz. W barwach męskiej sekcji sięgnął po mistrzowski tytuł w roli zawodnika.
Na przestrzeni lat z Łódzkim Klubem Sportowym związane były świetne zawodniczki. Gdy w 1968 roku reprezentacja Polski zdobyła we Włoszech brązowy medal mistrzostw Europy, w jej szeregach występowały trzy koszykarki ŁKS – Aniela Kaczmarow, Maria Łuczyńska i Irena Sokuł. Dwanaście lat później w Jugosławii nasza kadra narodowa wywalczyła wicemistrzostwo kontynentu, a w jej składzie grały Ludmiła Janowska, Bożena Sędzicka i Małgorzata Turska, które na co dzień reprezentowały barwy łódzkiego zespołu.
Największym sukcesem w dziejach polskiej koszykówki kobiecej było złoto mistrzostw Europy zdobyte w 1999 roku przed własną publicznością. Wśród triumfatorek tamtego turnieju znalazły się dwie zawodniczki ŁKS – Agnieszka Jaroszewicz i Sylwia Wlaźlak.
Opisując sekcję koszykarek ŁKS, warto także odnotować półfinał Pucharu Ronchetti, nieistniejących już rozgrywek europejskich. Łodzianki dotarły w nim do najlepszej czwórki w 1998 roku.
Pierwszy klub Gortata
Męska sekcja koszykówki Łódzkiego Klubu portowego może poszczycić się między innymi wychowaniem Marcina Gortata, jednego z najsłynniejszych polskich przedstawicieli tej dyscypliny, zawodnika, który przez kilkanaście lat z powodzeniem występował na parkietach NBA, dochodząc w 2009 roku z drużyną Orlando Magic do finału tych rozgrywek.
Ponad trzy dekady przed przyjściem Gortata na świat koszykarze ŁKS odnieśli największy sukces w dziejach sekcji męskiego basketu. W 1953 roku zdobyli pod wodzą trenera Andrzeja Kuleszy tytuł mistrza Polski. Na kolejne podium rozgrywek ligowych czekano aż ćwierć wieku. Po tak długim czasie klub ponownie zdobył medal krajowych mistrzostw – tym razem brązowy.
Niezwykłą postacią dla Łódzkiego Klubu Sportowego jest Wiesław Jańczyk. We wspomnianym 1953 roku był jednym ze złotych medalistów mistrzostw Polski w koszykówce, a pięć lat później, także w barwach ŁKS, ponownie sięgnął po krajowy tytuł, tyle że… w piłce nożnej.
Rozegrał nawet jeden mecz w piłkarskiej reprezentacji Polski. Z opisywanym w tym tekście klubem związany był także jego ojciec Roman, który podobnie jak syn, raz wystąpił w futbolowej kadrze narodowej.
Innymi zawodnikami koszykarskiego ŁKS, o których warto wspomnieć w tym miejscu, byli między innymi Wiesław Maciejewski – nie tylko sportowiec, ale także świetny fotograf oraz Stanisław Michalski – aktor przez lata grający na deskach gdańskiego Teatru Wybrzeże.
Mecz w Rzeszowie
Na koniec naszej opowieści wracamy do meczu zapowiadanego we wstępie. Zarówno rzeszowscy, jak i łódzcy kibice tęsknią za dawnymi sukcesami swoich drużyn. O tym, że koszykarska sekcja Resovii również ma powody do dumy, pisaliśmy bowiem w ubiegłym roku tutaj. Obecnie oba zespoły rywalizują poza elitą, ale starają się odbudować dawną potęgę, a ubiegłoroczny awans do pierwszej ligi był dla nich jednym z kroków do osiągnięcia tego celu.
W hali przy Towarnickiego nie zabrakło emocji. ŁKS Coolpack prowadził co prawda niemal przez całe spotkanie, ale końcówka dostarczyła wielu wrażeń i pozwalała marzyć miejscowym kibicom o odwróceniu rywalizacji.
Po pierwszej kwarcie goście prowadzili 22:19, na długą przerwę schodzili zaś z przewagą dziesięciu punktów. OPTEam Energia Polska Resovia w drugiej połowie ambitnie goniła wynik, dzięki czemu po trzeciej kwarcie zbliżyła się na dwa oczka.
W ostatniej części meczu zawodnicy z Łodzi mocno zbliżyli się do zwycięstwa, znów uzyskując w pewnym momencie dziesięciopunktową przewagę. Gospodarze zdołali jeszcze zmniejszyć stratę. Gdy na niecałą minutę przed końcową syreną tablica pokazywała czteropunktową różnicę między zespołami, coraz głośniejszy stawał się doping rzeszowskich fanów, którzy mieli nadzieję przynajmniej na dogrywkę.
Ostatecznie Bieszczadzkim Wilkom nie udało się do niej doprowadzić. Goście wygrali 90:85. Najskuteczniejszy wśród zwycięzców był zdobywca 25 punktów Szymon Pawlak. W zespole rzeszowskim najlepszą zdobyczą mógł pochwalić się Dawid Zaguła, który zgromadził 18 oczek, a na pomeczowej konferencji prasowej tak podsumował to spotkanie:
W pierwszej połowie zagraliśmy ospale, większą energią tryskali zawodnicy z Łodzi. Być może trochę nas tym stłamsili, bo statystycznie wszystko jest w podobnych granicach. Mieliśmy dużo strat, było parę kontr i to nas trochę uciszyło. Parę rzutów nie wpadło, rywale zrobili przewagę, której nie mogliśmy odrobić do końca pierwszej połowy. W drugiej połowie zagraliśmy natomiast tak, jak powinniśmy grać przez cały mecz. Jeżeli tak będziemy grać przez cały sezon, a jesteśmy w stanie to zrobić, to kibice będą z nas zadowoleni i będziemy mogli cieszyć się wspólnie ze zwycięstw.
Trener gospodarzy Kamil Piechucki zaczął spotkanie z dziennikarzami od docenienia klasy rywala:
Gratulacje dla zespołu z Łodzi za wyszarpaną wygraną. Na pewno każdy zespół potrzebuje wygranych w tej części sezonu, żeby łapać pewność. Im się dziś to udało, wyrwali zwycięstwo na trudnym terenie, bo kibice stanęli na wysokości zadania, zrobili piekło w drugiej połowie dla przeciwników. Dziękuję za przybycie i wspieranie zawodników. Myślę, że po części odpłaciliśmy się walką w drugiej połowie, ale na pewno nie przez czterdzieści minut. Trzeba jasno powiedzieć, że można było grać na wyższym tempie przez czterdzieści minut, a nie tylko w drugiej połowie.
Szkoleniowiec gości, Jarosław Krysiewicz, był naturalnie zadowolony ze zwycięstwa swojej drużyny:
Myślę, że pierwsza połowa to było to, co chcieliśmy. Chcieliśmy zatrzymać szybki atak drużyny z Rzeszowa, bo wiadomo, że jest to jej mocna strona, oraz ograniczyć Kacpra Młynarskiego i udało nam się to w pierwszej połowie niemal idealnie. W drugiej mieliśmy już problemy z zatrzymaniem graczy, którzy atakowali pod kosz, zwłaszcza Harrisona Hendersona pod tablicą, ale dalej trzymaliśmy Młynarskiego i Macieja Koperskiego obroną, która nie dawała im łatwych rzutów za trzy, a według naszego rozeznania było to kluczowe, żeby wygrać ten mecz.
W konferencji uczestniczył także zawodnik drużyny łódzkiej Iwo Maćkowiak, który powiedział:
Na pewno cieszy to, że wreszcie udało nam się przełamać i wygrać na wyjeździe. Mieliśmy z tym problemy, wygrywaliśmy tylko u siebie. Moim zdaniem kluczowe było utrzymanie przewagi pod koniec trzeciej kwarty. Udało nam się uspokoić grę, co cieszy, gdyż mieliśmy z tym problemy w poprzednich meczach.
W następnej kolejce OPTeam Energia Polska Resovia poniosła kolejną porażkę, tym razem na wyjeździe 63:76 z Decką Pelplin, a ŁKS Coolpack przegrał przed własną publicznością 61:72 z Astorią Bydgoszcz.