Wysoki lot Sokoła Pniewy

Czas czytania: 6 m.
5
(4)

Historia Sokoła Pniewy rozpoczęła się w 1945 roku. Wówczas powstał klub o nazwie PKS (Pniewski Klub Sportowy), który rozpoczął rywalizację w klasie C. W kolejnych latach nazwa była dwukrotnie zmieniana, najpierw w Pniewach mieliśmy Spójnię, a później Start. Przez chwilę w tej małej miejscowości była też B klasa, ale trwało to tylko do 1956 roku. Start zakończył działalność piłkarską, przeobrażając się w Towarzystwo Sportowe Sokół, które ponownie rozpoczęło rywalizację od najniższej klasy rozgrywkowej. Powrót do klasy B nastąpił dopiero w 1982 roku. Po co o tym piszemy? Żeby pokazać, że łaska potencjalnych dobrodziejów na pstrym koniu jeździ, a ten koń może czasem zaprowadzić jeźdźca w różne dziwne miejsca.

Ta historia nie wydarzyłaby się, gdyby nie biznesmen z Wielkopolski, Krzysztof Sieja. Właściciel firmy Elektromis postanowił zainwestować swoje pieniądze w piłkę nożną. Początkowo skierował się do Lecha, lecz działacze tego klubu nie byli zainteresowani jego pomocą. Być może powodem ich niechęci był fakt, że Sieja chciał zmienić nazwę Lecha na Elektromis. Niezadowolony biznesmen postanowił więc wydać swoje pieniądze w innym mieście, a że pochodził z Pniew, to wybrał tamtejszy Sokół, który w 1990 roku awansował do klasy okręgowej. Z Sieją na pokładzie pniewianie bez problemu pokonywali kolejne przeszkody. W 1991 roku awansowali do III ligi, a rok później o pięć punktów wyprzedzili Lubuszanin Drezdenko w wyścigu do II ligi.

Przeczytaj także: „Od bohatera Ekstraklasy do sprzedawcy bułek”

W drugiej lidze klub, który funkcjonował już pod nazwą Sokół-Elektromis, z miejsca stał się zespołem, z którym liczyli się wszyscy. Stało się tak dzięki transferom, jakie poczynił Sieja. Nie brakowało piłkarzy z ekstraklasowym doświadczeniem jak Piotr Tyszkiewicz (wcześniej Olimpia Poznań), Witold Wenclewski (ŁKS Łódź), Waldemar Włosowicz i Mariusz Niewiadomski (Lech Poznań), czy młodych talentów jak Tomasz Rząsa. Zespołem kierował ceniony wówczas trener, Adam Topolski. Ten szkoleniowiec jesienią poprowadził klub do piątego miejsca na zapleczu ekstraklasy, ale to było dopiero preludium sukcesu, jaki miał nadejść. Po zimowych wzmocnieniach Sokół nie miał sobie równych i dzięki świetnym wynikom (29 punktów zdobytych wiosną) wywalczył promocję do futbolowej elity. Mówiono wówczas, że w tak małej miejscowości nie można zbudować klubu piłkarskiego z prawdziwego zdarzenia. Mówiono, że Sokół Pniewy to jedynie kaprys bogatego biznesmena. Mówiono, że za rok ten klub wróci tam, gdzie jego miejsce, czyli do II ligi. Jednak Topolski był innego zdania:

– Sokół po to wszedł do ekstraklasy, aby przez wiele lat tam grac, a kiedyś nawet wystąpić w europejskich pucharach. – mówił szkoleniowiec Sokoła w rozmowie z dziennikarzami tygodnika „Piłka Nożna”.

Czy Sieja rzeczywiście miał takie zamiary? Być może tak, ale mimo to rozmawiał na temat fuzji z działaczami Warty Poznań, która również wywalczyła awans w sezonie 1992/93. Ostatecznie do połączenia nie doszło, ale właściciel firmy Elektromis wyrwał kilku cennych zawodników z poznańskiego klubu. Ci z ochotą przystali na jego propozycje, bo pieniądze, jakie oferował były znacznie większe niż w Warcie, a skoro mówiło się jeszcze o europejskich pucharach? Kto by taką propozycję odrzucił? Nawet Zenon Burzawa, który niemal przez całą karierę pozostał wierny Stilonowi Gorzów, zdecydował się na przeprowadzkę do Pniew. Wyglądało na to, że na polskiej mapie piłkarskiej pojawiło się nowe El Dorado.

Wraz z awansem do ekstraklasy nastąpiła kolejna zmiana szyldu. Sieja wyszedł z nową inicjatywą, którą był „Tygodnik Miliarder” – gazeta, która miała stać się hitem na prasowym rynku. No cóż, skoro reklamował ją pierwszoligowy klub piłkarski, to pismo było wręcz skazane na sukces. Od tej pory oficjalnym sponsorem był nie Elektromis, a Tygodnik Miliarder – który nadał sobie status sponsora tytularnego. Sieja miał też ciekawe pomysły marketingowe. Biznesmen zaprosił do Pniew gwiazdy światowej piłki na mecz towarzyski i w ten sposób doszło do spotkania pomiędzy Tygodnikiem Miliarder a drużyną Europa Team, w której grali m.in. Klaus Allofs czy Manfred Kaltz (Tygodnik Milarder wygrał to spotkanie 1:0).

Początkowo wyniki były nie najgorsze, lecz dla kogoś takiego jak Sieja były one dalekie od oczekiwań. Biznesmen nie mógł znieść faktu, że mimo sporych inwestycji klub pozostawał jedynie ligowym przeciętniakiem, a dziennikarze nie traktowali jego ambicji zbyt poważnie. Pomysły związane z marketingiem również nie zdawały egzaminu, bo w mediach notorycznie skracano nazwę klubu do TM Pniewy, w związku z czym reklama Tygodnika Miliarder nie przyniosła spodziewanego efektu. Sytuację pogarszał fakt, że na mecze Sokoła nie przychodziło zbyt wielu kibiców. Średnio stadion w Pniewach odwiedzało 2-3 tysiące fanów, a rekordem było 5 tysięcy w meczu z Legią, ale czy biznesmen nie przewidział, że w siedmiotysięcznym miasteczku dochody ze sprzedaży biletów będą niskie? Sieja nie zadowolił się nawet passą jedenastu meczów bez porażki w rundzie rewanżowej i po zakończeniu sezonu ogłosił, że sprzedaje klub.

Wraz ze śmiercią Tygodnika Miliarder Pniewy rozpoczęła się farsa godna pióra najlepszego pisarza komediowego. Właściciel zdecydował się na sprzedaż klubu i tak Sokół przeszedł z rąk firmy Elektromis we władanie firmy Opał. Tajemnicą poliszynela był fakt, że to właśnie Sieja zarządzał tą firmą, chowając się w cieniu niejakiego Zygmunta Zawiślaka, który formalnie był jej właścicielem. Taki zabieg oznaczał nadejście gorszych czasów i rzeczywiście okazało się, że klub nie ma pieniędzy na utrzymanie ówczesnego stanu posiadania. Piłkarzom zaoferowano nowe, niższe kontrakty, jednak ci nie mieli ochoty bawić się w ciuciubabkę i na łamach mediów oznajmiali, że nie zgodzą się na nowe warunki. – Jeśli mam zarabiać w Polsce tyle, co w Zimbabwe to wolę grać w swoim kraju – mówił wyróżniający się obrońca, John Phiri. Rozmów nie podjął też najlepszy strzelec Tygodnika Miliarder, Zenon Burzawa, który wywalczył tytuł króla strzelców. Wyjątkowo rozżalony był Piotr Kasperski. Utalentowany pomocnik miał ofertę z warszawskiej Legii, która była wówczas mistrzem Polski. Szefowie klubu mówili, że nie będą robić przeszkód, jeżeli na stole pojawi się jakaś oferta, lecz w tym przypadku zażądali 350 tysięcy marek, choć początkowo kwota transferowa miała oscylować wokół 80 tysięcy w niemieckiej walucie. Kasperski nie ukrywał złości:

– Na pewno nie przyjmę warunków proponowanych przez klub, najwyżej zakończę karierę. W Pniewach grać nie będę. Legia była dla mnie wielką szansą. Trenowałem w Warszawie trzy dni, zobaczyłem zupełnie inaczej funkcjonujący klub. Gdy wróciłem do Pniew, to jakbym wrócił z nieba do piekła.

Sokół rozpoczął rozgrywki w mocno zmienionym składzie i chwytał wszelkie możliwe okazje, by zarobić kilka groszy. Jedno ze spotkań rozegrano nawet w Iławie, bo jakiś biznesmen z Warmii i Mazur miał taki kaprys. Ligowy byt udało się zachować, ale nawet transfer Tomasza Rząsy nie poprawił sytuacji klubu. Później, kiedy upadła firma Elektromis, zaczęły się pojawiać podejrzenia, że Sieja mimo wszystko ma w klubie swój interes, na którym zarabia całkiem poważne pieniądze. Zaczęło się od transferu Normana Mapezy do Turcji za pół miliona dolarów. Po tej transakcji Sokół pozostawał miejscem, w którym piłkarze mieli się promować, by następnie za dużą kwotę przechodzić do innych klubów. Cały interes polegał na tym, że pieniądze nie pozostawały w Pniewach, lecz trafiały na konto Opału Lubosz (tym klubem zarządzał Sieja), będącego właścicielem kart zawodniczych. W taki sposób z Sokoła odchodził np. Maciej Bykowski, czy Piotr Kasperski.

Pomimo tych wszystkich problemów ligowy byt udało się zachować, ale zaraz po tym okazało się, że Pniewy zostały osierocone nie tylko ze sponsora, ale też… z klubu. Biznesmen z Tych, Piotr Buller, wpadł na pomysł wykupienia udziałów w Sokole i przeniesienia sekcji piłkarskiej na Śląsk. Sieja nie widział przeszkód i w ten sposób doszło do fuzji pomiędzy Sokołem a GKS-em Tychy. Nowy twór od samego początku miał pod górkę, bo ten piłkarski mezalians nie podobał się szefom PZPN-u, który zaakceptował fakt, że Sokół będzie grał w Tychach, ale wyłącznie w przypadku zgody drużyny przeciwnej. Klub grał więc głównie na Śląsku, ale zdarzało się, że mecze odbywały się w Pniewach. Działo się tak w przypadku meczów z Amiką Wronki czy GKS-em Katowice. W podobnej sytuacji była również Lechia Gdańsk, która zawarła związek małżeński z Olimpią Poznań i usiłowała występować w lidze pod nazwą Lechia/Olimpia. Ta dziwna hybryda spadła z ekstraklasy zaledwie po sezonie.

Mówiono, że Buller to inteligentny człowiek, który otoczył się gronem niewłaściwych doradców. Prawda jest taka, że nie miał on głowy do futbolu i zupełnie nie rozumiał mechanizmów, jakie nim kierują. Nie wiedział, że klubu nie można tak po prostu przenieść go ekstraklasy, bo środowisko tego nie zaakceptuje. Sokół był więc skazany na porażkę, ale jakimś cudem po raz kolejny udało się zachować status pierwszoligowca. W tym czasie nastąpiła też eksplozja talentu Jerzego Dudka. Być może gdyby nie Dudek to klub po zakończeniu sezonu przestałby istnieć, lecz pieniądze pozyskane z jego transferu do Feyenoordu pozwoliły tyzanom na dalszą egzystencje. To jednak nie wystarczyło na długo.

Pod względem personalnym klub nie mógł uchodzić za pierwszoligowy, jednak w tej właśnie lidze występował. Pod względem finansowym nie mógł liczyć nawet na II ligę, lecz grał w elicie! Jednak w sezonie 1996/97 nastąpiła ostateczna śmierć pniewsko-tyskiego Sokoła. Mimo ogromnych kłopotów udało się dokończyć rundę jesienną, lecz wiosną nastąpił prawdziwy kataklizm. W meczu 23. kolejki z Odrą Wodzisław piłkarze Sokoła wyszli na boisko w liczbie pięciu. Sędzia Janusz Olech odgwizdał walkower. Po tym wydarzeniu jeszcze próbowano sprawiać pozory, że jest szansa na dalszą grę. Przyszli nowi piłkarze, głównie z łapanki, którzy często nie otrzymywali wynagrodzenia. Grali z nadzieją, że uda im się wypromować i trafić do innego klubu! Jednak po porażce 0:6 z Górnikiem Zabrze wszyscy się poddali. Piotr Buller nie miał już pieniędzy na organizacje kolejnych meczów i po 26. kolejce Sokół zrezygnował z gry w ekstraklasie, oddając wszystkie kolejne mecze walkowerem.

To był pogrzeb Sokoła. Można powiedzieć, że długo oczekiwany, bo pniewski zespół już od dawna przypominał trupa podtrzymywanego za pomocą dobrze umocowanych linek. Taka zombie-marionetka. Po długo oczekiwanym krachu Sokół wylądował w czwartej lidze. Tak można powiedzieć, bo prawda jest taka, że Sokół Tychy zniknął z futbolowej mapy Polski, a występujące pod szyldem Sokoła Pniewy IV-ligowe rezerwy pozostały w tej klasie rozgrywkowej. Dziś Sokół występuje w północnej grupie IV ligi wielkopolskiej i coraz rzadziej się zdarza, że ktoś wspomina czasy pierwszoligowego eldorado. Tygodnik Miliarder? Tak, było tutaj coś takiego, ale dla mieszkańców są to bardzo odległe czasy. Tak odległe i tak pogmatwane, że wydają się nierealne.

GRZEGORZ IGNATOWSKI

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 4

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.

Mário Coluna – Święta Bestia

Mozambik dał światu nie tylko świetnego Eusébio. Z tego afrykańskiego kraju pochodzi też Mário Coluna, który przez lata był motorem napędowym Benfiki i razem ze swoim sławniejszym rodakiem decydował o obliczy drużyny w jej najlepszych czasach. Obaj zapisali też piękną kartę występami w reprezentacji.

Trypolis, Londyn, Perugia, Dubaj – Jehad Muntasser i jego wszystkie ścieżki

Co łączy Arsene’a Wengera, rodzinę Kaddafich i Luciano Gaucciego? Wszystkich na swojej piłkarskiej drodze spotkał Jehad Muntasser, pierwszy człowiek ze świata arabskiego, który zagrał w klubie Premier League. Poznajcie jego historię!