Alvaro Recoba – “El Chino” w stolicy mody

Czas czytania: 7 m.
5
(2)

Swego czasu zachwycał swoją grą w Interze Mediolan. Nigdy jednak nie było mu spieszno do piedestału, dlatego teraz już jest postacią zapomnianą, odświeżaną poprzez film z jego kapitalnym rzutem wolnym w meczu z Bologną. Ale lewej nogi Urugwajczyka bali się wszyscy.

Alvaro Recoba – biogram

  • Pełne imię i nazwisko: Alvaro Alexander Recoba Rivero
  • Data i miejsce urodzenia: 17.03.1976 Montevideo
  • Wzrost: 176 cm
  • Pozycja: Ofensywny Pomocnik

Historia i statystyki kariery

Kariera juniorska

  • Danubio FC

Kariera klubowa

  • Danubio FC (1993-1995, 2010-2011) 62 występy, 42 bramki
  • Nacional (1996-1997, 2011-2015) 109 występów, 47 bramek
  • Inter Mediolan (1997-2008) 261 występów, 72 bramki
  • SSC Venezia (1999) 19 występów, 10 bramek
  • Torino FC (2007-2008) 24 występy, 3 bramki
  • Panionios GSS (2008-2009) 22 występy, 5 bramek

Kariera reprezentacyjna

  • Urugwaj (1995-2007) 69 występów, 11 bramek

Kariera trenerska

  • Nacional (2021) – Asystent Trenera
  • Nacional B (2022-nadal)

Marzenia o Dunaju

Alvaro Alexander Recoba Rivero – Bo tak brzmi jego pełne nazwisko. Nie wychowywał się podobnie jak większość południowoamerykańskich piłkarzy w biednych fawelach, gdzie piłka była jedynym ratunkiem. On wychowywał się w stolicy Urugwaju, Montevideo. Mieście, w którym mieści się ogromna większość klubów z tamtejszej elity. On zawsze miał jednak jeden cel – Danubio, inaczej „Dunaj”, czyli zespół założony w stolicy malutkiego kraju z Ameryki Południowej przez dwójkę braci bułgarskiego pochodzenia. Klub dużo mniejszy niż m.in. Nacional jednak bardzo znaczący nie tylko na mapie Urugwaju.

W tamtejszym regionie jest uznawany za prawdziwą wylęgarnię talentów. W czasach juniorskich reprezentowali jego barwy m.in. Marcelo Zalayeta, Diego Forlan, czy Edinson Cavani. Ale żaden z nich nie jest tak kochany tam jak Recoba. Chłopak z dzielnicy De Maronyas, ściśle powiązanej z Danubio FC, od malutkiego był zakochany w biało-czarnych barwach i w jego szeregi wstąpił w wieku dziewięciu lat. A tam szybko zobaczyli, że nie tylko spełnili marzenie wiernego kibica, ale zyskali niebywały talent. Dla miejscowych fanów jest legendą, bowiem nigdy nie zapomniał, skąd pochodzi. Jeszcze przed emeryturą wrócił na Estadio Jardines Del Hipodromo, by cieszyć fanów swoją grą. I to w nim kochano najbardziej – Dla niego liczyła się tylko czysta gra, jak w piosence „Czysta Gra”.

Kreatywność i niedostatki fizyczne

Od samego początku błyszczał niewiarygodnymi umiejętnościami. Potrafił wyczyniać cuda lewą nogą, na boisku często zwyczajnie się bawił, bo taki był jego cel. Grał na pozycji ofensywnego pomocnika, jednak w typowym starym stylu, jako „wolny elektron”. Bieganie, czy walka wręcz nie była dla niego stworzona. Gdy w czasach juniorskich strzelał niewiarygodne ilości bramek, wszyscy zaczęli marzyć o tym, by stał się najlepszym na świecie. Najmniej zainteresowany tym, był sam Recoba. Nie dlatego, że był leniem. Jego głowę zajmowało tylko granie w piłkę. Choć nigdy nie ukrywał, że z treningami fizycznymi mu nie po drodze.

W końcu w 1994 roku osiągnął swój cel i dotarł do pierwszej drużyny. Miejscowi kibice wspominali, że ten młodzian, wtedy 18-letni z marszu wszedł do pierwszego składu i stał się prawdziwym liderem. Błyszczał już od pierwszych spotkań i uznawano, że w pojedynkę utrzymał Danubio w najwyższej klasie rozgrywkowej. Od razu skierował na siebie oczy wszystkich skautów mocniejszych klubów i nie tylko. Zowiem zaledwie rok po debiucie w seniorskiej piłce Hector Nunez powołał go do pierwszej reprezentacji, dając zagrać w dwóch meczach towarzyskich. W debiutanckim meczu z Hiszpanią zmienił Enzo Francescoliego, poniekąd mając od niego powoli przejmować rolę dyrygenta w ekipie „Los Charruas”. Kolejną szansę Recoba dostał półtora roku później, jednak zaliczył trzy bramki w dwóch meczach z Japonią i Chinami. Pewne miejsce zyskał w 1997 roku. Rok wcześniej Danubio stało się dla niego zbyt małe i skusił się na ofertę Nacionalu, absolutnego potentata w tamtejszej piłce. W ciągu zaledwie półtora roku strzelił dla tego klubu 68 bramek w 58 występach. W 1997 roku wystąpił też w trzech meczach na Copa America, strzelając bramkę Wenezueli. Po tym zapracował sobie na transfer zagraniczny.

Transfer do Europy

Za 4,5 miliona dolarów przeniósł się do Interu Mediolan. Polecił go tam Sandro Mazzola, legenda „Nerazzurri”. 31 sierpnia 1997 roku. Nadszedł wielki dzień. Ruszył kolejny sezon Serie A. Na San Siro przyjechała Brescia z Markiem Koźmińskim w składzie. W pierwszej jedenastce gospodarzy wybiega debiutujący Ronaldo. Inter jednak długo męczy się z rywalem. Na dodatek ponad kwadrans przed końcem asystę Andrei Pirlo wykorzystuje Dario Hubner i wyprowadza przyjezdnych na prowadzenie. Minutę wcześniej Luigi Simoni wprowadza na boisko Alvaro Recobę, który zmienia Maurizio Ganza. W 80 minucie Benoit Cauet zagrywa piłkę do środka pola. Urugwajczyk z „20” na plecach wprowadza futbolówkę w kierunku bramki przeciwnika i potężnym strzałem z ponad 25 metrów w samo okienko nie daje szans Giovanniemu Cervone.

Debiut wydawałoby się wymarzony, gdyby jeszcze jego zespół wygrał. Ale to przecież nie był koniec jego popisów. W 85 minucie zostaje sfaulowany w środku pola. Do piłki podchodzi sam poszkodowany, a do bramki ma ponad 30 metrów. Mimo debiutu nikt nie miał wątpliwości, kto powinien uderzać. Recoba potężnie uderza w drugie okienko bramki Cervone i daje trzy punkty w debiucie swojemu zespołowi, przyćmiewając debiut wielkiego Ronaldo. Francesco Moriero podkłada kolano i udaje, że czyści lewego buta Urugwajczyka.

Ale w składzie „Nerazzurri” obok Ronaldo jest jeszcze m.in. Youri Djorkaeff, Diego Simeone, czy Ivan Zamorano. Rok później trafia do stolicy mody również Roberto Baggio, czy Nicola Ventola. Dla słabego fizycznie Recoby zwyczajnie brakuje miejsca. Co jakiś czas dostaje okazjonalne szanse wejścia na boisko. Tak jak w styczniu 1998 roku, gdy po kilku miesiącach bez gry, zmienia 20 minut przed końcem Francesco Moriero. Inter przegrywa od samego początku i niemiłosiernie męczy się z Empoli. W 82 minucie sprawy w swoje nogi bierze więc Recoba i strzałem prawie z połowy boiska doprowadza do remisu.

W całym swoim pierwszym sezonie uzbierał 19 występów, ale łącznie zaledwie 650 minut. Strzelił w tym czasie pięć bramek i zanotował dwie asysty. W międzyczasie pojechał jednak na Puchar Konfederacji, gdzie rozegrał pięć spotkań, strzelając bramkę Republice Południowej Afryki. Kadra pod wodzą Victora Pua zajęła ostatecznie na turnieju czwarte miejsce.

Wypożyczenie do Venezii

W kolejnej kampanii również nie był w stanie wywalczyć miejsca w składzie i z początkiem nowego roku wybrał się na półroczne wypożyczenie do Venezii. Tam grał prawdziwe koncerty. 19 spotkań, 10 bramek i tyle samo asyst, w tym hattrick i asysta w meczu z Fiorentiną.

Mało tego, skarcił też Inter. Gdy ten przyjechał na Stadio Pierluigi Penzo, Recoba już w pierwszej minucie zaliczył asystę przy golu Sergio Volpiego. Trzy minuty później podchodzi do piłki ustawionej na 25 metrze i lewą nogą uderza w poprzeczkę, a następnie futbolówka odbija się od pleców Sebastiena Freya i wpada do siatki. Ostatecznie „Arancianoverdi” wygrywają 3:1. Dzięki „El Chino” zespół przestał okupować sam dół ligowej tabeli i nagle z beniaminka skazywanego na ponowny spadek do Serie B, skończył sezon w połowie stawki. Po bardzo owocnym pół roku w Wenecji nadszedł czas na powrót do Mediolanu.

Powrót do Mediolanu i zawieszenie

Tam, choć początek sezonu miał ciężki, kolejnymi bramkami, zyskał zaufanie Marcello Lippiego. Cały sezon zakończył z 10 bramkami na liczniku i 12 asystami. To jednak nic w stosunku do następnego sezonu, gdy grał tuż za plecami Christiana Vieriego. We wszystkich rozgrywkach rozegrał 41 spotkań, strzelił 15 bramek i dorzucił 11 asyst. W Pucharze UEFA władował też dwie bramki w dwumeczu z Ruchem Chorzów, w rewanżu mając udział przy wszystkich trzech trafieniach. Przeżywał piękne chwile, a zakochany w nim był Massimo Moratti, który zaoferował mu pięcioletni kontrakt z czterema milionami zarobków rocznych. Żaden piłkarz na świecie nie zarabiał wtedy takich pieniędzy. Problem był jednak w tym, że cała ekipa z San Siro zawodziła na całej linii. Kibice spodziewali się wielkich triumfów, a dostawali m.in. odpadnięcie w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów z Helsingborgiem.

Początek sezonu 2001/2002 Recoba spędził jednak na zawieszeniu za sfałszowanie swoich dokumentów. Oczywiście w taki sposób, by występować w Serie A jako Włoch. Zapewne w jego lewych papierach maczał palce też sam klub. Na boisko wrócił na początku grudnia. I na dzień dobry zaliczył dwie asysty w meczu z Atalantą. Do końca sezonu regularnie grał, a Inter wyłożył się na ostatniej prostej, tracąc tytuł mistrzowski po porażce z Lazio w ostatniej kolejce sezonu. Z praktycznie pewnego mistrza kraju, spadł nagle na trzecie miejsce w tabeli. Sam „El Chino” cieszył się m.in. z awansu na mistrzostwa świata, gdy w rewanżowym meczu z Australią zaliczył dwie asysty.

Sam Urugwajczyk zgodził się w końcu też na obniżkę pensji, gdy włoski klub przeżywał kryzys finansowy. W oczach Massimo Morattiego był doskonały, a prezes patrzył na niego przez różowe okulary. Ale Recoba miał coraz mniej spotkań, w których ciągnął za uszy swój zespół. Choć miewał momenty, gdy bawił się grą, a wszystkim opadały „kopary”. Jak w meczu z Lecce, gdy założył „sombrero” w polu karnym i strzelił bramkę.

Wielki miał też sezon 2002/2003. Ale cały Inter wyglądał wtedy kapitalnie. Zdobył vicemistrzostwo i dotarł do półfinału Ligi Mistrzów, gdzie uległ Milanowi „bramkami na wyjeździe”, co brzmi kuriozalnie, bowiem obydwie ekipy grają na tym samym stadionie. Takie jednak zasady wyrzuciły „Nerazzurri” za burtę. Sam Urugwajczyk w sezonie strzelił 12 bramek i miał 16 asyst. W kolejnym sezonie coraz bardziej zaczęły mu jednak doskwierać kłopoty zdrowotne, przez co stracił sporo spotkań. I tak zaliczył jednak 11 bramek. Później było coraz gorzej. Wypadał co chwilę, dodatkowo przez pół roku nie był w stanie wrócić na boisko. Gdy grał, nadal miewał mecze, w których potrafił decydować o punktach. Mecz z Romą, 3:3 – bramka i dwie asysty, rewanż z Benficą w 1/8 finału LM, wygrana 4:3 i ponownie bramka i dwie asysty „El Chico”. Chievo Verona – bramka i asysta dały zwycięstwo 2:0. I ten wspaniały mecz na początek 2005 roku, gdy został wpuszczony na boisko na 13 minut przed końcem. Zaliczył bramkę, asystę, a jego zespół odwrócił wynik z 0:2, na 3:2.

W sezonie 2005/2006 wchodził dużo mniej, a nawet jeżeli był w pełni, sił głównie okupował ławkę rezerwowych. A gdy zdarzało się wychodzić w pierwszym składzie, to często z opaską kapitańską na ramieniu, przy nieobecnościach Javiera Zanettiego. A i wtedy zdarzało się wygrywać mecze, m.in. z Lazio, przy dwóch bramkach i asyście i zwycięstwie 3:1. Inter w końcu zdobył wtedy upragnione Scudetto. Obronił go zresztą w następnej kampanii, ale z coraz mniejszym udziałem Recoby.

Schyłek kariery

Po tym sezonie Urugwajczyk odszedł do Torino na wypożyczenie. Tam szkoleniowcem był Walter Novellino, który miał ponownie go wskrzesić. Za wiele jednak ugrać się nie udało. Bramka i dwie asysty w Serie A to wynik zdecydowanie odbiegający od jego normy, nawet w sezonach, gdy większość czasu był kontuzjowany. Jego czas we Włoszech dobiegł końca. Jeden sezon został jeszcze w Europie, przechodząc do greckiego Panioniosu, ale i tam furory nie zrobił.

W styczniu 2010 roku zdecydował się powrócić do domu i podpisał kontrakt z Danubio, gdzie w końcu odbudował się fizycznie i był w stanie zagrać kilkanaście spotkań bez żadnych problemów, choć jego forma strzelecka uleciała. Kibice jednak i tak go kochali, miał bowiem mnóstwo lukratywnych ofert, ale zdecydował, że to czas na powrót do domu. W końcu dla niego, chłopaka stąd liczyła się tylko piłka. Miłości kibiców do niego nie zmienił nawet powtórny transfer do Nacionalu, gdzie spędził jeszcze cztery lata, jednak w dwóch ostatnich był już cieniem samego siebie. Zdobył jednak razem z klubem dwa razy mistrzostwo. Mając 39 lat na karku, zdecydował się odwiesić buty na kołek. W 2021 roku zdecydował się rozpocząć pracę trenera. Najpierw był asystentem, a następnie samodzielnie przejął zespół rezerw Nacionalu.

Na jego mecz pożegnalny zebrała się cała świta na czele z Riquelme, Zanettim i ….. dwoma kolejnymi prezydentami Urugwaju. W swoim kraju nadal jest wielbiony, o czym wspominał m.in. Luis Suarez, który powtarzał, że Recoba to jego idol. Technicznie był jednym z najlepszych na świecie, jednak bieganie zdecydowanie nie należało do jego mocnych stron. Brakowało szybkości, siły, wytrzymałości, co przełożyło się też na kolejne kontuzje. Cień pada jednak na jego poczynania w reprezentacji. Kadra sukcesy zaczęła obchodzić, gdy on odchodził, a dowodził Forlan, Suarez i Cavani. Zagrał w trzech meczach mistrzostw świata, ale jego ekipa pożegnała się po nich z turniejem w Korei i Japonii. Na Copa America zagrał tylko w sześciu meczach. Na wygrany turniej w 1995 roku nie pojechał. Podobnie na ten w 1999 roku, gdzie Urugwaj przegrał dopiero w finale z Brazylią. Podobnie w 2004 roku, gdy jego koledzy zajęli trzecie miejsce. Zagrał w 1997, gdy Urugwaj poległ już w grupie oraz 10 lat później, docierając do czwartego miejsca.

Statystyki i osiągnięcia:

Osiągnięcia zespołowe:

Inter Mediolan

  • 2x mistrzostwo Włoch (2006, 2007)
  • 1x Puchar UEFA (1998)
  • 2x Puchar Włoch (2005, 2006)
  • 2x Superpuchar Włoch (2006, 2007)

Nacional

  • 2x mistrzostwo Urugwaju (2012, 2015)

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 2

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img

Więcej tego autora

Najnowsze

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.

Mário Coluna – Święta Bestia

Mozambik dał światu nie tylko świetnego Eusébio. Z tego afrykańskiego kraju pochodzi też Mário Coluna, który przez lata był motorem napędowym Benfiki i razem ze swoim sławniejszym rodakiem decydował o obliczy drużyny w jej najlepszych czasach. Obaj zapisali też piękną kartę występami w reprezentacji.

Trypolis, Londyn, Perugia, Dubaj – Jehad Muntasser i jego wszystkie ścieżki

Co łączy Arsene’a Wengera, rodzinę Kaddafich i Luciano Gaucciego? Wszystkich na swojej piłkarskiej drodze spotkał Jehad Muntasser, pierwszy człowiek ze świata arabskiego, który zagrał w klubie Premier League. Poznajcie jego historię!