Rywalizacja jest jednym z wielu powodów, dla których piłkę nożną kochają i oglądają miliony. Gdy rywalizacja sportowa ma wysoki poziom i jest niezwykle zacięta, a na dodatek miesza z polityką, religią czy historią, wtedy momentalnie zapisuje się na kartach historii.
Niektóre potyczki dwóch drużyn trwały, trwają i trwać będą chyba do końca świata i jeden dzień dłużej. Kojarzone z biedniejszą częścią Madrytu Atletico kontra Real ze swoją bielą na koszulkach oznaczającą szlachectwo i poczucie wyższości. Zagłębie Ruhry elektryzują starcia BVB i Schalke. Mediolańczycy mają swoje „Derby Della Madonnina”. Niektóre reprezentacje także pałają do siebie nieskrywaną niechęcią. Nie muszę przypominać, jak wielki entuzjazm zapanował w narodzie, kiedy 11 października 2014 w Warszawie, polska reprezentacja po raz pierwszy w historii wygrała z Niemcami. Gerard Cieślik strzelał mnóstwo bramek, jednak najbardziej kibice będą pamiętać te strzelone Lwu Jaszynowi w wygranym 2-1 meczu ze Związkiem Radzieckim.
Czasami jednak futbolowa wojna rodzi się w jednej chwili. Czasem przychodzi taki mecz, w którym nic nie zwiastuje tego, że zawodnicy dadzą upust zwierzęcym instynktom. W 1962 roku Chile i Włochy rozegrały mecz, który zapadł kibicom w pamięć na wiele lat.
Taksówka jak wierny mąż
Na przełomie lat 50. i 60. minionego stulecia częstym zabiegiem kilku europejskich reprezentacji było werbowanie do swoich składów piłkarzy z krajów Ameryki Południowej. Argentyńczyk Alfredo di Stefano i Urugwajczyk Jose Santamaria najpierw reprezentowali barwy Realu Madryt, z którego do spółki z kolegami uczynili jedną z najlepszych ekip w historii dyscypliny. Po czasie obaj reprezentowali także barwy hiszpańskiej reprezentacji. Prowadzeni przez Helenio Herrerę Hiszpanie mieli być jednymi z faworytów Mundialu rozgrywanego w 1962 roku w Chile. Z tej samej pozycji do rozgrywek przystępowali Włosi, „wzbogaceni” o Brazylijczyka Jose Altafiniego oraz Argentyńczyków: Humberto Maschio i Omara Sívoriego. 2 czerwca 1962 roku w Santiago Włosi rozegrali drugi mecz turnieju. Ich rywalami byli gospodarze mistrzostw. Chile w pierwszym meczu pokonało 3-1 Szwajcarię. Włosi natomiast bezbramkowo zremisowali z Niemcami.
Przedmeczową temperaturę zwiększyły artykuły we włoskiej prasie traktujące o fatalnej organizacji turnieju. Antonio Ghirelli i Corrado Pizzinelli w korespondencji do Włoch nazwali stolicę kraju zaściankiem. Dodatkowo napisali, że telefony w mieście nie działają, a taksówek jest tak samo niewiele, jak wiernych mężów. Oberwało się również mieszkańcom Chile, którym żurnaliści zarzucali analfabetyzm, alkoholizm i ubóstwo. Według ich relacji, na prostytucję w kraju było wręcz przyzwolenie. Podobno dwóch innych włoskich dziennikarzy uciekło z Chile po tym, jak tubylcy pobili dotkliwie argentyńskiego dziennikarza przez pomyłkę wziętego za Włocha.
Policja na boisku
Piłkarze Chile mieli z kolei ogromne pretensje do Sívoriego i Maschio, że ci, zamiast reprezentować Argentynę w odwiecznej piłkarskiej rywalizacji między Ameryką Południową a Europą, połasili się na włoskie pieniądze i grę w tamtejszej reprezentacji. Ówczesne przepisy pozwalały na zmianę reprezentacji, mimo nawet kilkudziesięciu występów dla swojej pierwszej ojczyzny.
Pierwsze bójki miały miejsce jeszcze w tunelu przed pierwszym gwizdkiem sędziego Kennetha Astona. Anglik już w ósmej minucie spotkania usunął z murawy włoskiego pomocnika Giorgio Ferriniego, po tym, jak brutalnie sfaulował Honorino Landę. Włoch nie chciał opuścić placu gry, w efekcie do akcji wkroczyła policja, w której asyście Ferrini w końcu udał się do szatni.
Od tej chwili wynik meczu był dla piłkarzy kwestią drugorzędną. Nie liczyły się strzelone gole, lecz dźwięk łamiących się kości rywali. W 41 minucie na boisku przebywało już tylko dziewięciu Włochów. Obrońca Mario David potraktował ciosem karate pomocnika Chile Leonela Sancheza. Chilijczyk czuł, że musi się zrewanżować i dlatego później trenujący w młodości boks Sanchez złamał nos Humberto Maschio.
On i Altafini byli najczęściej atakowani przez przeciwników. Włosi mieli ogromne pretensje do Astona, że ten faworyzuje gospodarzy. „Azzurri” zginęli od własnej broni, bowiem to oni byli i wciąż są powszechnie znani z boiskowego cwaniactwa i złośliwych fauli wykonywanych w momencie, kiedy sędzia zajęty jest czymś innym.
W ostatnim kwadransie Jaime Ramírez i Jorge Toro strzelili bramki osłabionym Włochom, a ich drużyna wygrała 2-0. Wynik zszedł jednak na drugi plan. David Coleman z BBC określił ten mecz jako „najbrzydszy, najbardziej szokujący, obrzydliwy i haniebny mecz piłki nożnej, jaki kiedykolwiek widział w swoim życiu”. W związku ze skandalicznymi wydarzeniami na boisku, rządy obu państw wymieniły się notami dyplomatycznymi. Prasa w Chile dolała oliwy do ognia pisząc, że agresja włoskich piłkarzy spowodowana była stosowaniem przez nich środków dopingujących, a Włosi są narodem seksistów, mafiosów i faszystów.
Inspirująca sygnalizacja
„Bitwa o Santiago” pokazała, w jakim kierunku będzie zmierzać futbol. Ojczyzna miała dla piłkarzy znacznie mniejsze znaczenie wobec coraz większych pieniędzy w piłce nożnej. Na wielkich turniejach dużo mniej było polotu i finezji, za to więcej brutalności i wyrachowania. Cel zdawał się uświęcać środki. Kilkanaście dni po haniebnym meczu Chile zdobyło na swojej ziemi brązowy medal mistrzostw świata, pokonując w „finale pocieszenia” Jugosławię 1-0.
Leonel Sanchez został jednym z sześciu najlepszych strzelców, a mecz Chile – Włochy zmusił władze FIFA do wprowadzenia gruntownych zmian w kwestii reprezentowania kilku państw przez jednego piłkarza oraz sposobu karania zawodników. Ken Aston po zakończeniu kariery sędziowskiej pracował jako Przewodniczący Komisji Sędziowskiej FIFA. Chciał on zmodernizować system kar piłkarzy i wymyślił żółte oraz czerwone kartki. Inspiracją okazała się… sygnalizacja świetlna. Z problemem zmiany reprezentacji przez graczy FIFA także sobie poradziła, choć coraz większy wpływ bogatych państw arabskich na przewodniczących piłkarskiej centrali i obsesyjna chęć zbudowania piłkarskich potęg przez takie kraje jak Katar czy Bahrajn sprawia, że prędzej czy później zmiany znowu będą potrzebne. Oby tylko na boisku z tego powodu znowu nie polała się krew…
SEBASTIAN CHROSTOWSKI