W dniach 12-19 września Kraków gościł najlepszych ampfutbolistów Starego Kontynentu. Przez tydzień 14 ekip walczyło w grodzie Kraka o miano tej najlepszej. Boiskowe wydarzenia przyniosły wiele sportowych emocji, a także były doskonałą okazją do promocji tej dyscypliny w Polsce.
– Powiedz mi, bo na pewno wiesz – pytam mojego kolegę Norberta Bandurskiego, dziennikarza Przeglądu Sportowego, eksperta od amp futbolu – czy Euro odbędzie się z kibicami? Nigdzie nie mogę znaleźć informacji, a chciałbym przyjechać na kilka dni do Krakowa, bo muszę wykorzystać zaległy urlop.
– Biletów na pewno nie będzie, wstęp ma być darmowy, ale wszystko zależy od ewentualnych obostrzeń – słyszę w odpowiedzi. – Przyjeżdżaj, jeśli będzie trzeba, to załatwimy Ci akredytację.
W taki sposób 22 lipca, na niespełna dwa miesiące przed pierwszym gwizdkiem sędziego, zapadła decyzja, że jadę na mistrzostwa. Decyzja na wskroś dobra.
Wybór gospodarza i przygotowania
O organizację turnieju ubiegały się Polska, Niemcy, Irlandia oraz Rosja. Ci ostatni wycofali się z walki przed ogłoszeniem wyników. W marcu 2019 roku, na posiedzeniu Europejskiej Federacji Amp Futbolu (EAFF) zapadła decyzja, że imprezę zorganizuje stolica Małopolski. Mistrzostwa zaplanowano na 12-20 września 2020 roku, jednak z powodu pandemii koronawirusa przeniesiono je na 2021 rok.
Gospodarze od razu rozpoczęli rozmowy z Telewizją Polską na temat transmisji meczów Biało-Czerwonych. Zakładano, że w przypadku podpisania umowy, Polacy rozegrają swoje mecze na obiekcie Wisły Kraków. Ostatecznie stadion Białej Gwiazdy nie został areną mistrzostw. Spotkania rozgrywano na stadionach Cracovii (mecz otwarcia, półfinały, mecz o 3. miejsce oraz finał), Prądniczanki (pozostałe mecze Polaków oraz dwa inne spotkania fazy pucharowej) i Garbarni (wszystkie pozostałe mecze).
Udział w mistrzostwach zapewniło sobie 16 reprezentacji. Trzy z nich wycofały się z imprezy przed jej rozpoczęciem: Szkocja, Holandia i Azerbejdżan. Szkotów zastąpili Izraelczycy, nikt nie zagrał w miejsce pozostałych dwóch ekip. O mistrzostwo Europy zagrało zatem 14 ekip, podzielonych na następujące grupy:
Grupa A | Grupa B | Grupa C | Grupa D |
Polska | Francja | Niemcy | Turcja |
Hiszpania | Anglia | Rosja | Włochy |
Ukraina | Grecja | Irlandia | Gruzja |
Izrael | Belgia |
Dobre otwarcie
Do Krakowa przyjechałem w piątek, dwa dni przed inauguracją mistrzostw. Jaki fani niższych lig, w sobotę wybraliśmy się ze wspomnianym wyżej Norbertem na krakowską A-klasę, a później B-klasę. Najpierw obejrzeliśmy spotkanie Wandy Kraków z Iskrą Krzęcin. Goście wygrali 2:1 i zaprosili na otwarcie swojego nowego stadionu, zaplanowanego wstępnie na czerwiec przyszłego roku. Mecz rozegrano na żużlowym stadionie Wandy, w którym znakomicie zachował się bardzo mocny klimat lat 90. Niestety obiekt nie spełnia już swojej podstawowej funkcji, ponieważ żużlowa sekcja Wandy przestała istnieć w 2019 roku.
Pozostaliśmy w Nowej Hucie i po południu obejrzeliśmy spotkanie Albertusa Kraków z rezerwami Bieżanowianki Kraków. Po niezłym meczu obie ekipy podzieliły się punktami – skończyło się remisem 3:3. Niestety nie daliśmy rady zobaczyć meczu, na który ostrzyliśmy sobie zęby już kilka tygodni wcześniej. W C-klasie Błyskawica Wyciąże miała zmierzyć się…z własnymi rezerwami. Mecz w ostatniej chwili przeniesiono na niedzielę, co sprawiło, że nie mieliśmy szans go obejrzeć. Pierwszy zespół Błyskawicy wygrał 7:1.
W niedzielę spełniłem swoje wielkie marzenie. Jestem kibicem krakowskiej Wisły od blisko dwóch dekad, ale mieszkam 300 kilometrów od stolicy Małopolski i dotąd nie było mi dane obejrzeć jej meczu. To się zmieniło 12 września. Biała Gwiazda zremisowała 2:2 z Lechią Gdańsk, ratując remis w siódmej minucie doliczonego czasu gry. Przyznam szczerze, że jeszcze żaden mecz nie kosztował mnie tylu sił. Ze zdartym gardłem, które wróciło do sprawności dwa dni później, ale niezmiernie szczęśliwy, udałem się na spacerem przez krakowskie Błonia na stadion Cracovii, aby obejrzeć mecz otwarcia.
Wspomnianą akredytację udało się uzyskać i jako przedstawiciel redakcji Retrofutbol.pl zasiadłem na trybunie prasowej, aby obejrzeć pierwszy mecz Polaków w mistrzostwach, a zarazem mój pierwszy mecz amp futbolu.
Otwarcie w wielkim stylu
Wejściówki na wszystkie spotkania mistrzostw były darmowe. W przypadku spotkań rozgrywanych na Cracovii i Prądniczance trzeba było odebrać bilety przed stadionami, z kolei na obiekt Garbarni nie trzeba było pobierać biletów.
Kiedy dochodziłem do stadionu Pasów na ok. 45 minut przed rozpoczęciem meczu, kolejka po wejściówki była wciąż dość długa, co oczywiście wszystkich cieszyło. Nie ma bowiem lepszej okazji do promocji amp futbolu, niż zachęcenie kibiców do oglądania meczów na żywo i przekonania ich, że nie będą żałowali spędzonego na stadionie czasu.
Pół godziny przez pierwszym gwizdkiem rozpoczęła się ceremonia otwarcia turnieju. Jego punktem kulminacyjnym był występ zespołu Sound’n’Grace, który wykonał oficjalny hymn imprezy pt. „Razem”. Z każdą minutą trybuny coraz bardziej się zapełniały. Spotkanie z Ukrainą obejrzało w sumie blisko 6800 kibiców. W ceremonii uczestniczyli m.in. Jerzy Dudek oraz Jacek Majchrowski, prezydent miasta Krakowa. Były golkiper Liverpoolu wręczył wszystkim kapitanom opaski.
Zanim rozpoczęto ceremonię, powitano wszystkich uczestników Euro. Kibice przez kilkanaście minut na stojąco oklaskiwali zawodników ze wszystkich krajów. Z minuty na minutę atmosfera robiła się coraz gorętsza. Trzeba tutaj pochwalić spikerów, którzy przez cały czas robili wiele, aby zaangażować wszystkich fanów w zabawę na trybunach. Przede wszystkim rozpoczęli od nauczenia fanów słów piosenki „Hej Polska gola!”, napisanej do znanej melodii „Bella ciao”, która stała się hymnem biało-czerwonych kibiców podczas mistrzostw.
Spotkanie poprzedziła minuta ciszy, upamiętniająca jednego z członków gruzińskiego sztabu trenerskiego, który zmarł 3 września.
Zdecydowanymi faworytami meczu byli Polacy. Ukraińcy, mając w pamięci czerwcowe spotkanie towarzyskie z podopiecznymi Marka Dragosza, które przegrali 0:7, od początku grali bardzo zachowawczo. Goście skupili się przede wszystkim na zamurowaniu dostępu do własnej bramki i niemal nie próbowali atakować. Piłkarze trenera Jurija Szurulii zostawili bardzo mało miejsca polskim piłkarzom. Ci zaś potrafili stworzyć sobie kilka okazji, lecz w niewiarygodny sposób bronił Oleksandr Kurpiianow. Ukraiński bramkarz zdecydowanie miał swój dzień.
Na początku drugiej części gry Polacy nieco się cofnęli i oddali inicjatywę przeciwnikom. Jak się okazało – na polecenie trenera Dragosza, który sądził, że w ten sposób jego piłkarze zdobędą więcej przestrzeni do gry. Szkoleniowiec się nie mylił. Kiedy Polacy atakowali, szło im to już lepiej.
Pierwszego gola turnieju strzelił piłkarz krakowskiej Wisły, Krystian Kapłon. 20-latek oddał strzał z linii pola karnego w kierunki bliższego słupka. Rotacja piłki nieco zaskoczyła ukraińskiego bramkarza i ten był zmuszony do kapitulacji.
Kolejne dwa gole to trafienia Bartosza Łastowskiego z Legii. „Polski Messi” najpierw wykończył akcję Polaków na raty, a później popisał się znakomitą wymianą podań z pierwszej piłki z Mariuszem Adamczykiem i ustalił wynik meczu na 3:0. Zadanie zostało wykonane.
W poniedziałek wszystkie spotkania rozegrano na stadionie Garbarni. Boisko drugoligowca podzielono na trzy boiska ampfutbolowe, a także utworzono boisko rozgrzewkowe ze sztuczną nawierzchnią. O godz. 10:00 rozegrano mecz grupy C, w którym Irlandia rozgromiła Belgię aż 8:0. Tego spotkania jednak nie obejrzałem.
O godz. 11:00 zarezerwowano czas dla mediów, które chciałyby porozmawiać z polskimi zawodnikami i trenerami. Zainteresowanie było nikłe, głównie przez to, że na rozmowę trzeba było umówić się wcześniej poprzez kierownika naszej drużyny. Poprosiłem o spotkanie z Krystianem Kapłonem. Oprócz mnie czekała tylko jedna osoba – na spotkanie z Bartoszem Łastowskim.
Spełnienie marzeń
Pierwsze pytanie dotyczyło oceny meczu. Krystian nawiązał do sparingu rozegranego trzy miesiące wcześniej. Wtedy Ukraińcy grali otwarty futbol i wysoko przegrali, dlatego w meczu o stawkę od początku starali się, bo Polacy mieli jak najmniej miejsca. Pochwalił również bramkarza rywali i potwierdził, że chwilowe oddanie inicjatywy po przerwie było elementem strategii, mającej na celu wyciągnięcie rywali z ich strefy obronnej
– Nie skupialiśmy się na grze Ukrainy, ale na poprawie własnych błędów. Wiedzieliśmy, że musimy grać przede wszystkim szybko i szeroko, co udało się w pełni zrealizować dopiero przy trzeciej bramce. Myślę, że z meczu na mecz będziemy grali coraz lepiej – mówił Kapłon.
Dla polskich ampfutbolistów była to jedna z niewielu okazji do gry na naturalnej murawie. Spotkania ligowe odbywają się wyłącznie na sztucznej nawierzchni. Poprosiłem zatem piłkarza Wisły o wskazanie podstawowych różnic między dwoma rodzajami boisk.
– Murawa naturalna jest bardziej miękka, ale od razu pod nią jest ziemia. Nie ma takiej amortyzacji, jak na sztucznej nawierzchni. Musieliśmy się przyzwyczaić, na trawie naturalnej inaczej pracują mięśnie. Na stadionie Cracovii grało się super, płyta boiska była równa jak blat. Nie powiem jednak, który typ nawierzchni bardziej mi odpowiada, bo na obu gra się inaczej, ale też na obu dobrze.
Z grupy wychodzą wszyscy
Na stadion Garbarni dotarłem w przerwie drugiego spotkania, w którym Anglia grała z Grecją. Na moje nieszczęście wszystkie bramki padły w pierwszej połowie. Anglia wygrała 5:0. Wyspiarzy prowadzi Owen Coyle Jr, syn byłego piłkarza m.in. Dundee United i Boltonu.
Pozostałe mecze już obejrzałem w całości. Wszyscy czekali na występ Turcji – mistrzów Europy z 2017 roku i wicemistrzów świata z 2018 roku, którzy byli głównymi faworytami zmagań w Krakowie. Piłkarze znad Bosforu inaugurowali grupową rywalizację starciem z Gruzinami. Nieco ponad godzinę później tablica wyników wskazywała rezultat 10:0. Turcy urządzili sobie prawdziwy festiwal strzelecki i nie zostawili rywalom żadnych złudzeń.
Amp futbol jest dyscypliną bardzo popularną w Turcji. Najlepiej świadczył o tym fakt, że Turcy jako jedyni przysłali do Krakowa swoją telewizję, która na żywo transmitowała wszystkie zmagania tej reprezentacji. Pojawiło się również wielu fotoreporterów z tego państwa oraz kilku działaczy. W towarzystwie tych ostatnich oglądałem zwycięstwo nad Gruzją.
Spotkania Rosji z Niemcami, wygranego przez tych pierwszych 7:0 w większości nie widziałem – w tym czasie zrobiłem sobie przerwę obiadową. Wróciłem na obiekt Garbarni na ostatni poniedziałkowy mecz. W grupie A zagrali rywale Polaków. Hiszpania dość długo męczyła się z Izraelem i wygrała 3:0. Wynik ten przyjęto z zainteresowaniem. Zastanawiano się, czy to jest oznaka słabej formy Iberyjczyków, czy może rodzaj zasłony dymnej.
Trzeci dzień zmagań w stolicy Małopolski zaczął się od bardzo wysokiego zwycięstwa Rosji nad Belgią. Sborna, która dzień wcześniej w takim samym stosunku pokonała Niemców, jako pierwsza drużyna zapewniła sobie prawo do walki o miejsca 1-8. Z grupy wychodzili bowiem wszyscy – drużyny z miejsc 3. i 4. Walczyły później o miejsca 9-14.
Kolejne mecze były już bardziej wyrównane. Do gry przystąpiła Francja, która pokonała Greków 2:1. Dosyć groźnie wyglądającej kontuzji doznał francuski napastnik Jean-Louis Michaud. W jednym z jego starć z greckim obrońcą złamała się kula któregoś z piłkarzy i ostra jej krawędź rozcięła skórę na czole Francuza. Do końca turnieju grał już z opatrunkiem na głowie.
Kolejne starcie zakończyło się identycznym wynikiem: Irlandczycy pokonali Niemców. Taki wynik, wobec zwycięstwa Rosji oznaczał, że w grupie C wszystko stało się jasne po dwóch kolejkach. Rosja i Irlandia znalazły się w gronie drużyn, które miały powalczyć o medale. Ten mecz z trybun obserwowało niemieckie małżeństwo w średnim wieku. Każde nieudane zagranie piłkarzy zza naszej zachodniej granicy było komentowane przez pana słowami „Oh, Mann!”, a po ostatnim gwizdku wydał okrzyk, którego zacytować tutaj nie wypada.
Para z Niemiec była jednak pozytywnie zaskoczona, że obecni na meczu uczniowie jednej z pobliskich szkół głośno dopingowali „Deutschland, Deutschland!”. To właśnie uczniowie oraz osoby niepełnosprawne wraz z opiekunami w największym stopniu wypełniali trybuny obiektu Garbarni w godzinach przedpołudniowych oraz wczesnych popołudniowych. W przerwach meczów widzowie mogli wygrać szaliki w konkursach organizowanych przez spikerów.
Drugi mecz przegrali Gruzini. Tym razem ulegli Włochom 0:2 i stracili szansę na awans do górnej części klasyfikacji. Wraz z upływającymi minutami, wzrastały emocje w związku z nadchodzącym spotkaniem Polaków. Biało-Czerwoni mieli zagrać z Izraelem na stadionie Prądniczanki. Wcześniej na boisku nr 1 na stadionie Garbarni odbył się inny mecz naszej grupy.
Wiele wskazywało na to, że wymęczone 3:0 Hiszpanii z Izraelem nie było zasłoną dymną. Piłkarze trenera Cristiana Rodrigueza zdominowali Ukraińców, lecz nie potrafili znaleźć sposobu na ich defensywę. Spotkanie nieco się przedłużało, ponieważ do drugiej połowy sędzia doliczył aż 5 minut. Ostatnich dwóch nie widziałem, ponieważ musiałem już iść na autobus, jadący w kierunku stadionu Prądniczanki. Kiedy minąłem bramę obiektu Garbarni, usłyszałem okrzyki radości. Hiszpanie przebili ukraiński mur w ostatniej chwili i wygrali 1:0.
Na stadion przy ul. Św. Andrzeja Boboli dotarłem na kwadrans przed rozpoczęciem meczu Polski z Izraelem. Wielu chętnych wciąż stało w kolejce po wejściówki, lecz wielu kibiców musiało obejść się smakiem. Trybuny na Prądniczance mogą pomieścić ok. 1200 osób i zostały wypełnione do ostatniego miejsca.
Przez niemal całe spotkanie atmosfera na trybunach była iście piknikowa. Doping podnosił się dopiero wtedy, gdy był inicjowany przez spikerów. Ci ponownie robili wiele, aby rozgrzać publikę.
Polscy piłkarze wrzucili najwyższy bieg i rozbili Izrael 8:0. Zespół, który zajął miejsce Szkocji, dzielnie bronił się przez 10 minut, jednak w 11. musiał już skapitulować. Wynik otworzył Tomasz Miś. Sześć minut później bramkę zdobył Kamil Grygiel. Piłkarz Wisły Kraków natychmiast pobiegł w kierunku ławki rezerwowych i świętował to trafienie wraz z Zofią Kasińską. Fizjoterapeutka polskiej kadry wykonała ogrom pracy, by przywrócić do pełnej sprawności piłkarza, który dwa miesiące wcześniej złamał nogę. Teraz obydwoje odbierali nagrodę za swoją pracę.
Trzeciego gola strzelił Bartosz Łastowski. Po przerwie Polacy dołożyli pięć trafień. Bramki zdobywali kolejno: Mariusz Adamczyk, Krystian Kapłon, ponownie Tomasz Miś i Przemysław Fajtanowski. Jeden z goli był samobójczy.
Wygrana zapewniła Polakom miejsce w górnej ósemce mistrzostw. Następnego dnia należało nie przegrać z Hiszpanią, aby zająć pierwsze miejsce w grupie.
Środa 15 września była ostatnim dniem, w którym zawodnicy walczyli o punkty w grupach. W pierwszym meczu Niemcy rywalizowali z Belgią o trzecie miejsce w grupie C. Nasi zachodni sąsiedzi pewnie wygrali 5:0. W takim samym stosunku Ukraina pokonała Izrael i podobnie jak Niemcy, wywalczyła miejsce numer 3 w grupie A. Z boiska prosto do szpitala trafił golkiper z Izraela. Or Hershkovitz zatrzymał głową bardzo mocny strzał i doznał wstrząśnienia mózgu.
Bez wątpienia najciekawszym spotkaniem rozgrywanym tego dnia na stadionie Garbarni, było starcie Anglii z Francją. Te dwa zespoły walczyły o prymat w grupie B. Mecz miał wyłonić rywala Polski w ćwierćfinale, więc na trybunie zasiadł trener Marek Dragosz. Selekcjoner z pewnością ściskał kciuki za Synów Albionu. Nieco ponad godzinę później mógł wrócić do hotelu zadowolony: Anglicy wygrali 2:0 i w przypadku zajęcia przez Polskę pierwszego miejsca w grupie, jej ćwierćfinałowym przeciwnikiem zostaliby słabsi piłkarsko Francuzi.
W starciu, którego stawką była pierwsza lokata w grupie C, Rosjanie pokonali Irlandię 2:0. Jako ostatni tego dnia na boisko Garbarni wybiegli Turcy i Włosi. Ampfutboliści z Italii śpiewają hymn z taką samą pasją, jak czyni to Giorgio Chiellini. Na tym przewaga Azzurrich jednak się kończyła. Włosi wytrzymali zaledwie 62 sekundy. Mistrzowie Europy i wicemistrzowie świata nie pozostawili rywalom żadnych złudzeń i wygrali 10:0, kończąc fazę grupową z bilansem bramkowym 21:0. Turcy i Rosjanie to jedyne zespoły, które w grupie nie straciły ani jednej bramki.
Ponownie musiałem przedostać się na stadion Prądniczanki. Ponownie wielu kibiców nie dostało już wejściówki na mecz, choć i tak miałem wrażenie, że na stadionie jest nadkomplet widzów. Zauważyłem poprawę: przez większą część spotkania doping był inicjowany przez kibiców, nie przez spikerów.
Kluczem do osiągnięcia dobrego wyniku w meczu z Hiszpanią były dwa elementy. Po pierwsze: zatrzymać Davida Mendesa, jednego z najlepszych ampfutbolistów globu. Po drugie: nie dać się sprowokować. Niestety Hiszpanie grają brutalnie i w boiskowych starciach nie biorą jeńców.
Niestety pierwszy element zawiódł już w 5. minucie i Mendes wpisał się na listę strzelców. Później gra toczyła się pod dyktando Biało-Czerwonych, choć przeciwnicy skutecznie utrudniali Polakom grę. Zawodnicy zeszli do szatni przy jednobramkowym prowadzeniu gości.
Po zmianie stron gra wciąż była ostra, o czym najboleśniej przekonał się Mariusz Adamczyk, który opuścił boisko na noszach. Dziesięć minut po wznowieniu gry Krystian Kapłon wykorzystał rzut karny, podyktowany za zagranie kulą jednego z Hiszpanów. Remis 1:1 sprawił, że to zawodnicy Marka Dragosza cieszyli się z wygrania grupy, dzięki lepszemu bilansowi bramek.
Czwartek był dniem przerwy w zmaganiach o medale. Wykorzystałem go na objazd po krakowskich lumpeksach w poszukiwaniu koszulek piłkarskich (bez powodzenia) oraz zwiedzanie miasta. W planach była wieczorna wycieczka do pobliskich Szczyglic na mecz miejscowego Dragona ze Strażakiem Rączna w ramach rozgrywek A-klasy. Niestety, po południu doszło do załamania pogody. Zamiast meczu była ucieczka przed deszczem.
Po medale
Opady nie ustąpiły aż do piątkowego południa, co spowodowało nie lada kłopot organizatorom. Z trzech boisk na stadionie Garbarni, udało się doprowadzić do używalności tylko boisko nr 1. Wymusiło to zmiany w terminarzu. Spotkania Belgii z Gruzją o miejsca 9-14 oraz ćwierćfinał Anglia – Hiszpania przeniesiono na Prądniczankę.
Kilka kroków po trawie wystarczyło, by buty kompletnie mi przemiękły. Miejscami poziom wody był dość wysoki. Na szczęście nie trzeba było moknąć podczas oglądania meczów. Przy wspomnianym boisku numer 1 ustawiono krytą trybunę dla osób akredytowanych. Przez trzy dni chroniła przed żarem lejącym się z nieba, teraz nieco zmieniła swoją funkcję. Organizatorzy pozwolili zasiąść na niej również uczestnikom szkolnej wycieczki.
Grę w tych niełatwych warunkach rozpoczęli Izraelczycy i Grecy. Nasi grupowi rywale strzelili w końcu gola na tych mistrzostwach, ale ulegli 1:3. Piłkarze z Hellady pozostali w grze o 9. miejsce. Następnie rozegrano pierwszy ćwierćfinał, który w mojej opinii był jednym z najciekawszych spotkań całego Euro. Włosi zyskali przewagę nad faworyzowanymi Rosjanami, nie potrafili jednak przekuć jej na bramki. Obok mnie siedzieli włoscy działacze. Po każdym nieudanym zagraniu Azzurrich, jeden z nich głośno wołał „Porca miseria!”. Gole padły dopiero po przerwie. Jednego strzelił Włoch, jednego Rosjanin, ale to Rosja wygrała 2:0.
Do grona półfinalistów dołączyła Turcja, która dość pewnie rozprawiła się z Irlandią, wygrywając 4:0. Oglądając ten mecz, śledziłem również poczynania Belgów i Gruzinów na Prądniczance. Ampfutboliści z Kaukazu wygrali 8:0.
Nie obejrzałem do końca meczu Turków. Wynik był niepodważalny, więc opuściłem obiekt przy ul. Rydlówka i pojechałem na stadion Prądniczanki. Zdążyłem na mecz Hiszpanii z Anglią, który wyłonił rywala Polski w półfinale. Po 50 minutach tablica wyników wskazywała bezbramkowy remis. W dogrywce obie ekipy strzeliły po golu. Zwycięzcę wyłoniły dopiero rzuty karne, które lepiej egzekwowali Hiszpanie.
Na deser zostało spotkanie Polaków z Francuzami, będące jednocześnie pożegnaniem z Prądniczanką. Biało-Czerwoni byli lepsi i wygrali z Trójkolorowymi 2:0 po dwóch golach Kamila Grygiela. Przed pierwszym gwizdkiem Bartosz Łastowski odebrał pamiątkową koszulkę. Zawodnik Legii Warszawa rozgrywał swój setny mecz w narodowych barwach.
18 września był przedostatnim dniem zmagań ampfutbolistów w Krakowie. Przed południem obrałem jednak nieco inny kierunek. Zamiast na mecze mistrzostw Europy, pojechałem na spotkanie B-klasy, w którym Wawel Kraków przegrał 1:2 z Kolejarzem/Prokocimiem II Kraków. Stamtąd udałem się na stadion Cracovii, gdzie zaplanowano półfinały.
W czasie, kiedy oglądałem zmagania ósmoligowców, na stadionie Garbarni trwały mecze o lokaty, które nie dawały medali. W pierwszym z dwóch meczów o 13. miejsce Belgia bezbramkowo zremisowała z Izraelem. Ukraińcy dość niespodziewanie ulegli Grekom, a Niemcy wygrali z Gruzją. Anglicy po raz drugi na tych mistrzostwach uporali się z Francuzami, a Włosi zaskoczyli Irlandczyków, wygrywając z nimi po dogrywce.
O godz. 15:00 rozpoczął się półfinał Polska – Hiszpania. Z jednej strony panowało przekonanie, że Anglia byłaby bardziej niewygodnym rywalem, z drugiej zaś, że brutalna gra piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego nie ułatwi Polakom zadania. Przed meczem jubileusz świętował kapitan polskiej kadry Przemysław Świercz, który po raz setny wybiegł na boisko w koszulce z orzełkiem na piersi.
Podobnie jak trzy dni wcześniej, Polacy od początku mocno ruszyli do przodu i tak jak w meczu grupowym, nadziali się na kontrę Hiszpanów – wynik otworzył Fran Castilla.
Radość przeciwników trwała tylko kilka chwil. Bartosz Łastowski najpierw wywalczył rzut wolny blisko bramki, a następnie sam zamienił go na bramkę. Remis utrzymał się do przerwy. Po zmianie stron kibice, którzy zjawili się na stadionie przy ul. Kałuży w liczbie ponad 5 tysięcy, obejrzeli jeszcze jednego gola z rzutu wolnego. Jego autorem był Adrian Castro. Tym uderzeniem zamknął Biało-Czerwonym drzwi z napisem „Finał mistrzostw Europy”.
Załamani ampfutboliści z Polski przez pewien czas nie opuszczali murawy. Podopiecznych trenera Marka Dragosza pocieszali również hiszpańscy zawodnicy, a w dowód uznania dla nich ustawili schodzącym do szatni Polakom szpaler.
W pomeczowym vlogu, który ukazał się na facebookowym profilu Amp Futbol Polska, jeden z członków sztabu skierował do Krystiana Kapłona następujące słowa: – Co to by była za frajda jutro zagrać, jakbyś wiedział, że już masz medal. Najpierw musisz go zdobyć. Dawaj! Zarówno on, jak i jego koledzy wzięli je sobie do serc.
W drugim półfinale Turcy, wspierani przez swoją grupę swoich kibiców, zmierzyli się z Rosją. Po 20 minutach gry mieliśmy niespodziankę. Sborna objęła prowadzenie i jako pierwsza – jak się okazało później, jedyna – drużyna zdołała pokonać tureckiego bramkarza. To nie był dzień Selima Karadaga, który puścił dwie proste bramki i w przerwie został zmieniony.
Na drugą połowę mistrzowie Europy wyszli odmienieni. Nie dali się już zaskoczyć i grali własny (amp) futbol. Ostatecznie główni faworyci pokonali Rosjan 5:2.
Ostatniego dnia mistrzostw rozegrano mecze o miejsca 5-14. Rywalizację na stadionie Garbarni rozpoczęto o godz. 9:00 od rewanżowego meczu o 13. pozycję. W nim Izrael wygrał z Belgią 1:0. Ci ostatni zakończyli udział w mistrzostwach bez choćby jednej zdobytej bramki.
O miejsce 11. zagrały reprezentacje Gruzji oraz Ukrainy. Nasi zachodni sąsiedzi nieco zawiedli, ponieważ ich potencjał pozwalał im na walkę o 9. lokatę. Do wyłonienia triumfatora konieczne były rzuty karne. Obaj bramkarze spisywali się znakomicie, choć lepiej w konkursie zaprezentowali się Gruzini i to oni odnieśli zwycięstwo.
Kolejne dwa mecze zakończyły się skromnymi wygranymi 1:0 Niemiec i Francji. Te ekipy zdobyły 9. i 7. miejsca, pokonując odpowiednio Grecję oraz Irlandię. Piąta pozycja przypadła Anglikom, którzy rozgromili Włochów 4:0. Hat-trickiem popisał się Michael Chambers, obchodzący tego dnia urodziny. Po ostatnim gwizdku koledzy z zespołu odśpiewali mu głośno „Happy birthday to you”.
Triumf faworytów
Mecz Anglia – Włochy był pożegnaniem z obiektem Garbarni. Walka o medale toczyła się na stadionie Cracovii. Na godz. 17:30 zaplanowano spotkanie o brązowy medal. Frekwencja była nieco niższa niż dzień wcześniej. Wszystko za sprawą meczu siatkarzy o medal mistrzostw Europy.
Rywalizacja Polski z Rosją była bardzo wyrównana. Zarówno jedni, jak i drudzy dali z siebie 110% na boisku. Biało-Czerwoni mogli zejść na przerwę z prowadzeniem, lecz tuż przed końcem pierwszej połowy Kamil Grygiel zmarnował rzut karny.
Po zmianie stron serca polskich kibiców mocno zadrżały, gdy Przemysław Świercz był bliski zdobycia bramki samobójczej. W 33. minucie fani w końcu podskoczyli z radości, gdy Jakub Kożuch wpisał się na listę strzelców po raz pierwszy na tych mistrzostwach. Jak się okazało, to był gol na wagę brązowego medalu mistrzostw Europy. Polacy wyrównali osiągnięcie sprzed czterech lat.
Nikt już nie pamiętał o półfinałowej porażce. Ten medal smakował jak złoto. Ta ekipa zostawiła na boisku całe swoje serce, od pierwszego do ostatniego momentu była wspierana przez fantastycznych kibiców. Gdy po tańcu radości Przemysław Świercz łamiącym się głosem dziękował za wsparcie, na stadionie nie było chyba nikogo, kto nie ucierał choć jednej łzy wzruszenia.
Ich osobiste historie zeszły na dalszy plan. W tym momencie byli przede wszystkim grupą sportowców, która sięgnęła po medal na bardzo ważnej imprezie. Każdy z tych chłopaków na moment zapomniał o tym, co przeszedł. Jakub Kożuch stracił kończynę w pożarze, w którym zginął jego ojciec. Przemysław Fajtanowski miał wypadek na statku, gdzie pracował – lina urwała mu nogę. Krystian Kapłon urodził się z krótszą kością udową i przykurczem kolana.
Trzecia drużyna Europy
Mecz finałowy wydawał się być formalnością. Turcja od początku była wymieniana jako główny faworyt do złota. W spotkaniu o najcenniejszy medal wspierała ją ponad setka tureckich kibiców.
Trzecia drużyna Europy
Mecz finałowy wydawał się być formalnością. Turcja od początku była wymieniana jako główny faworyt do złota. W spotkaniu o najcenniejszy medal wspierała ją ponad setka tureckich kibiców.
No pyro, no party!
Mecz był rozstrzygnięty po pierwszej połowie. W ciągu 25 minut mistrzowie Starego Kontynentu z 2017 roku strzelili pięć goli. Po przerwie dołożyli szóste trafienie. Tytuł najlepszej ampfutbolowej drużyny Europy znów pojechał nad Bosfor.
Radość tureckich zawodników była ogromna. Nie zapomnieli o swoich kibicach, którzy przemierzyli wiele kilometrów, by móc ich wspierać. Przed ceremonią dekoracyjną, piłkarze podeszli do nich i podziękowali za doping.
Ostatnim aktem krakowskich mistrzostw była ceremonia dekoracyjna. W pierwszej kolejności pamiątkowe medale wręczono wszystkim sędziom.
Najlepsza reklama
Trudno było wyjść ze stadionu Cracovii mając świadomość, że ten turniej dobiegł końca. Mistrzostwa Europy przyniosły wiele emocji piłkarskich. Stanowiły też najlepszy możliwy sposób na promocję dyscypliny w naszym kraju. Jeżeli nawet niewielki odsetek kibiców, którzy oglądali zmagania na krakowskich arenach rozwinie swoje zainteresowanie tą odmianą futbolu, to znaczy, że warto było włożyć wysiłek w organizację mistrzostw.
Norbert, dla Ciebie składam szczególne podziękowania za namówienie mnie na przyjazd do Krakowa, wyjaśnianie tajników amp futbolu i jak zawsze znakomite towarzystwo!
PRZEMYSŁAW PŁATKOWSKI