Drobna różnica. Piłkarski pamiętnik Philippa Lahma – recenzja

Czas czytania: 3 m.
0
(0)

Książka „Philipp Lahm. Drobna różnica, czyli jak zostać piłkarzem” była reklamowana jako pozycja mocno kontrowersyjna. Miała ona też być swojego rodzaju przewodnikiem dla młodych adeptów sztuki futbolowej. Zobaczmy więc ile w tych słowach było marketingu, a ile rzetelnej oceny autobiografii jednego z najlepszych niemieckich piłkarzy XXI wieku.

Zacznijmy może od myśli, którą Philipp rzuca na samym początku: „Książkę taką jak ta sam chętnie bym przeczytał, gdybym był początkującym zawodnikiem. Odsłania ona bowiem kulisy funkcjonowania futbolu”. Tutaj trzeba przyznać zawodnikowi rację. Każdy kolejny rozdział pokazuje kolejne etapy kariery piłkarza. Opisane są w nich przede wszystkim sukcesy, ale też porażki i przeciwności losu, które Lahm musiał pokonać. Do tego wszystko jest poprzedzone kilkoma wskazówkami, które niemiecki zawodnik podaje przed każdym rozdziałem. I tak na początku obrońca Bayernu sugeruje, aby: „chwytać nadarzające się okazje, pozostać elastycznym w odpowiedniej chwili, uważać na szczegóły, nauczyć się pewności siebie, flirtować z niewiarygodnym”. Prawda, że brzmi ciekawie? Jednak czy nie jest to dopisanie na siłę pewnej ideologii?

Być może, zwłaszcza, że pierwsze rozdziały wyglądają bardziej jak pamiętnik początkującego piłkarza. A szkoda, bo poczucie zmarnowanego potencjału rośnie z każdą kolejną stroną, przede wszystkim w rozdziale o kontuzji. Tutaj Lahm mógłby rozwinąć temat, bardziej obrazowo opisać problem walki z samym sobą podczas żmudnego procesu rehabilitacji. Wówczas te porady byłyby uwiarygodnione, a tak są tylko frazesami.

Ale to nie jest największy problem tej książki. Najbardziej męczące są opisy meczów. Rozumiem, że dla samego piłkarza największym przeżyciem były mecze w reprezentacji Niemiec, oraz walka o Ligę Mistrzów w Bayernie Monachium, ale opisy tych spotkań stają się w pewnym momencie nużące. Jest ich zwyczajnie zbyt dużo. Podobnie jest z meczami w Pucharze UEFA, choć w tym przypadku różnicę widać gołym okiem. Lahm mówi bez ogródek, że piłkarze Bayernu nie traktowali tych meczów poważnie, że są przyzwyczajeni do gry w Lidze Mistrzów, a gra w rozgrywkach niższej kategorii była dla nich karą. To odważne słowa, zwłaszcza jeśli wypowiada je piłkarz, który jako przykładny profesjonalista powinien traktować wszystkie mecze tak samo.

Najciekawiej robi się dopiero pod koniec książki. Kiedy Lahm stał się już piłkarzem o uznanej reputacji, wziął sprawy w swoje ręce i udzielił odważnego wywiadu na temat sytuacji w Bayernie Monachium, za co dostał bardzo wysoką karę pieniężną. Jeszcze ciekawiej robi się, kiedy Niemiec opowiada o życiu prywatnym i o tym ile trzeba zrobić, by słowo „prywatne” było uzasadnione. W książce jest pewien moment, który kapitalnie obrazuje co to znaczy być znanym piłkarzem, a jednocześnie osobą publiczną.

Pewnego dnia słyszę dzwonek u drzwi. Myślę, że to mój kumpel, ponieważ tylko nieliczni znają mój adres, a moje nazwisko nie widnieje ani na drzwiach wejściowych budynku, ani na drzwiach mojego mieszkania. Otwieram, a przede mną stoi koleś, którego nigdy wcześniej nie widziałem.
„Tak, proszę”, mówię zdziwiony. Nie odpowiada. Patrzy jedynie na mnie wielkimi oczami, jakby dostał objawienia. „Czego pan chce?” pytam ponownie. Ogarnia mnie osobliwe przeczucie. Ten człowiek jest jakiś dziwny. Stoi jak wryty i cały czas mi się przygląda.
Widzę, że chce coś powiedzieć, ale nic nie może mu przejść przez gardło. Zamiast tego wciska mi w dłoń list, a jego oczy stają się wilgotne. Próbuje jeszcze raz coś z siebie wycisnąć, aż tu nagle wybrzmiewa jedno zdanie: „Philipp, tak się w tobie zakochałem… Czy mogę wejść?”
Nieeee! Trzaskam drzwiami i przekręcam klucz. Moje serce wali jak szalone. „Niech pan odejdzie − mówię przez zamknięte drzwi − bo zawołam policję”.

Tak naprawdę jest to jedyna ciekawa anegdota w książce. Trochę mało. Dziwi mnie też dlaczego niemieckie media odebrały tę książkę jako kontrowersyjną. Może nie czytali tam biografii Zlatana Ibrahimovicia, Paula Mersona czy Andrzeja Iwana? Może. A może po prostu dział marketingu zrobił swoje. I to jest najbardziej prawdopodobne, bo sama książka jest w moim odczuciu przeciętna.

GRZEGORZ IGNATOWSKI

Jeśli szukasz tej książki, lub innej pozycji o tematyce sportowej, zachęcamy do odwiedzenia strony Sendsport.pl

Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE i YOUTUBE

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

Powrót do przeszłości: Retro Mecz i jego geneza

W grudniu 1923 roku Polski Związek Piłki Nożnej zdecydował, iż w następnym roku nastąpi rezygnacja z rozgrywek mistrzowskich. Za najważniejsze zadanie uznano wówczas odpowiednie...

Wroniecki rodzynek – jak Amica starała się bronić honoru polskiej piłki w Pucharze UEFA

Dwie dekady temu, celem uatrakcyjnienia rozgrywek Pucharu UEFA, Unia Europejskich Związków Piłkarskich zdecydowała się, wzorem Ligi Mistrzów, wprowadzić fazę grupową. Po rundach kwalifikacyjnych oraz...

Piłkarskie losy Radosława Majewskiego – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów ze Zniczem Pruszków

W rozegranym 10 listopada 2024 roku meczu 16. kolejki Betclic 1. Ligi Stal Rzeszów podejmowała Znicz Pruszków. Dla obu drużyn było to starcie o...