Tego dnia cała piłkarska Gruzja oszalała. 13 maja 1981 r. na Rheinstadionie w Dusseldorfie po bramkach w drugiej połowie Gucajewa i Daraseliji, Dynamo Tbilisi pokonało 2:1 Carl Zeiss Jena z doskonałym Hansem-Ulrichem Grapenthinem w bramce, zdobywając Puchar Zdobywców Pucharów.
Wspominając Dynamo Tbilisi, trzeba także pamiętać o ich wyjątkowym sukcesie, jakim niewątpliwie było wyeliminowanie już w I rundzie Pucharu Europy (edycja 1979/80) w obecności 90 tys. widzów wielkiego Liverpoolu z Rayem Clemencem, Alanem Hansenem, Graemem Sounessem i Kennym Dalglishem już chyba robi wrażenie!
4 lipca 1982 r. w pamiętnym meczu na Nou Camp, z ogromnymi transparentami „Solidarności” w tle, po bezbramkowym, zwycięskim remisie z reprezentacją ZSRR mogliśmy odetchnąć. Gracze Dynama – znakomity napastnik Ramaz Szengelija i strzelec zwycięskiej bramki z Dusseldorfu Witalij Daraselija nie zdołali strzelić gola naszej reprezentacji. Ulgę poczuł pewnie zwłaszcza Paweł Janas.
Na wiosnę Dynamo odprawiło jego Legię z kwitkiem, wygrywając na Łazienkowskiej w ćwierćfinale PZP. Ale – z drugiej strony – obrońcy Dynama: kapitan Sbornej Aleksander Cziwadze i Tengiz Sułakwelidze (bramka w Warszawie) okazali się zaporą nie do przejścia dla naszych napastników. Tak, Gruzini byli wówczas futbolową potęgą…
I to nie od wczoraj. Futbolu nauczyli się od samych „ojców” – Anglików i to jeszcze przed rewolucją. Objawienie spłynęło na nich po raz pierwszy w Poti, wielkim czarnomorskim porcie, przez który szedł w świat gruziński węgiel i mangan. W porcie zainstalowały się angielskie firmy importujące te dobra i przy okazji, może w ramach ubijania jakiegoś interesu, pokazały miejscowym, jak się gra w piłkę nożną.
Rybka połknęła haczyk, a Gruzini okazali się pojętnymi uczniami. Pojętnymi – nie znaczy jednak wiernymi. Kaukaski temperament, skłonność do artyzmu kosztem dyscypliny, skazywał ich raczej na naśladowanie południowców. W latach 20. XX w. o gruzińskich piłkarzach mówiono didi urugvalebi („latający Urugwajczycy”). Trudno wyobrazić sobie lepszy komplement w tamtych czasach.
W 1925 r. w sowieckiej Gruzji powstał pierwszy poważny klub piłkarski – Dynamo Tbilisi. Dynamo swoje pierwsze oficjalne mecze rozgrywało w 1936 r. i już wtedy było „oczkiem w głowie” naczelnego czekisty kraju – Ławrentija Berii, „pierwszego członka honorowego klubu”.
„Pierwszy członek” po przenosinach do Moskwy nadal wymieniał kierownictwo klubu, dlatego Polacy zesłani do południowego Kazachstanu w 1952 r. z Białoruskiej SRR spotkali tam na polach bawełny prezesa Dynama Tbilisi. Po rozstrzelaniu Berii i śmierci Stalina do klubu zawitała „odwilż”. Stadion przestał nosić imię Berii, jego imię wymazano też z wszystkich oficjalnych dokumentów klubu.
Dynamo Tbilisi pozostało jednak klubem resortowym, a gruzińskie KGB sprawowało nad nim nieformalną pieczę. Kiedy w 1959 r. wschodząca gwiazda drużyny, bramkarz Anzor Kawazaszwili, z pochodzenia Grek pontyjski, który później stał między słupkami w reprezentacyjnej koszulce na mundialu w Meksyku 1970, usiłował przenieść się do Zenitu Leningrad, telefony natychmiast się rozdzwoniły.
Okazało się, że nigdzie nie było dla niego biletu lotniczego do Leningradu. W końcu musiał potajemnie wyjechać, kupując bilet na inne nazwisko. A i tak jeszcze w Leningradzie odwiedzali go gruzińscy kagiebiści… Na jego szczęście Leningrad nie leżał już w ich strefie wpływów i młody Anzor w końcu został w Rosji.
Dynamo i tak nie narzekało na brak talentów, a sukces gonił sukces. Wicemistrzostwo ZSRR w 1939, 1940, 1951 i 1953 r., no i wreszcie mistrzostwo w 1964 r., powtórzone jeszcze w 1978 r., nie mówiąc o trzecich miejscach i krajowych pucharach.
Przeczytaj też: Kluby resortowe, czyli jak władze komunistyczne wpływały na polskie kluby piłkarskie
U siebie Dynamo nie miało żadnej konkurencji. I właściwie wszyscy, z kibicami Torpedo Kutaisi na czele, godzili się z tym: Dynamo jest gruzińskim produktem eksportowym, reprezentuje całą Gruzję w lidze radzieckiej i europejskich pucharach. Miało to wszystko także swoją oprawę artystyczną.
Po zdobyciu mistrzostwa w 1964 r. sukces ten opiewała znana w całym Sojuzie grupa muzyczna Orera. W mocno gruzińsko brzmiącym przeboju Czweni orkros biczebi („Nasi złoci chłopcy”) usłyszeć można było o „spełnieniu marzeń”. Co ciekawe w piosence nie było mowy o socjalizmie, radzieckiej ojczyźnie itd.
W telewizji grze Dynama artyzmu dodawał z kolei pełnym patosu komentowaniem Kote Macharadze, aktor Państwowego Gruzińskiego Teatru Akademickiego im. Szoty Rustawelego, w młodości gracz koszykarskiej sekcji Dynama. Zmarł w 2002 r. na zawał po tym, gdy z powodu awarii w dostawach energii przełożono mecz Gruzja – Rosja. Miał 77 lat i tego meczu nie zdążył już skomentować.
I jak na artystów przystało, Gruzinów oklaskiwał cały piłkarski świat. Brawa dostawali na stadionach Europy i Ameryki, nawet Brazylii i Argentyny. Ba, piłkarzy Dynama, wysyłano także w misjach dyplomatycznych. W 1961 r. na Kubę udała się delegacja z gwiazdą Dynama Awtandilem Gogoberidze na czele, a Fidel Castro fotografował się z nim w tradycyjnym stroju gruzińskim.
Z fotografii chyba jednak najcenniejsza jest ta z 1965 r., gdzie po meczu towarzyskim z Brazylią obok uśmiechniętego Pelego stoi „zdrajca” Anzor Kawazaszwili, a razem z nim czarodzieje z Dynama: dwaj mistrzowie Europy z 1960 r. Micheil Meschi i Slawa Metreweli oraz młodziutki Giorgi Siczinawa.
JERZY ROHOZIŃSKI