Mecz, w którym Senegal zszokował świat

Czas czytania: 7 m.
0
(0)

Wszyscy wyczekują. Wreszcie ten dzień nadchodzi. Ponad 60 000 widzów na stadionie w Seulu. Mecz otwarcia. Afrykańska reprezentacja ma zmierzyć się z mistrzami świata i mistrzami Europy. Senegal jest skazywany na klęskę, ba, nawet na kompromitację. Pojawiają się pytania – ile Tricolores są w stanie władować goli? Pięć czy więcej? Będą się oszczędzać? Trzy punkty w tym meczu zostały rozdane już dawno temu, minutę po losowaniu. 

31 maja 2002 roku reprezentacja Senegalu była na ustach wszystkich. Zacznę może od zestawienia ze sobą kilku graczy. Francuzi – Barthez (Manchester United), Thuram (Juventus), Wiltord, Vieira, Henry (Arsenal), Lizarazu (Bayern). Widzimy więc absolutny top. Jednak to nie może dziwić. Byli wówczas podwójnymi mistrzami – kontynentu i świata. Senegalczycy z kolei występowali w lidze francuskiej. 21 spośród 23 powołanych na mundial. Sylva (Monaco), N’Diaye (Sedan), czy wreszcie Papa Bouba Diop i El Hadji Diouf (Lens). Tak więc ci dwaj, którzy tego wieczora mieli zabłysnąć, byli kolegami klubowymi Jacka Bąka.

Podłoże polityczne

Francuzi walczyli o podbój Senegalu już w XVII wieku, a całkowicie udało im się to zrobić na przełomie XIX i XX. Lubowali się we własnych koloniach. Senegal był ich oczkiem w głowie. To stamtąd sprowadzali gumę arabską (stosuje się ją w lecznictwie, ale głównie produkuje z niej kleje), a później orzeszki ziemne, co doprowadziło do olbrzymich zawirowań tamtejszej gospodarki. Kryzys ekonomiczny był zaczątkiem głodu. Francja zagarniała dla siebie główny towar eksportowy. W połowie XIX wieku bronili się jeszcze przed kolonizatorami, jednak w 1895 roku powstała już Francuska Afryka Zachodnia, z główną siedzibą w Saint-Louis, później w Dakarze. Senegalczycy stali się automatycznie obywatelami Francji, biorąc później udział choćby w I wojnie światowej.

Dopiero w 1960 roku ostatecznie uzyskali niepodległość. Już wcześniej posiadali autonomię własnego państwa, choć nadal należeli do Wspólnoty Francuskiej. Jeszcze w 1958 roku nie byli gotowi na uniezależnienie się od Francji, gdyż w referendum zagłosowali za pozostaniem we wspólnocie. Senegal i Mali utworzyły wówczas mini federację, którą rozwiązano we wspomnianym na początku 1960 roku. To wtedy wybrano pierwszego prezydenta. Senegal jednak jest silnie związany z państwem ze stolicą w Paryżu. To główny importer produktów senegalskich takich jak: trzcina cukrowa, bawełna, ryż, czy też te nieszczęsne orzeszki ziemne, które niegdyś zagarniali. Kraj za te produkty otrzymuje blisko miliard dolarów. Francja jest więc głównym partnerem biznesowym. Ma to także znaczenie w kwestii języka. W Senegalu oczywiście, wobec historycznych sprawek, mówi się po francusku.

Tak też zapowiadał się ten pojedynek. Bitwa imperium z własną kolonią.

Niedocenieni

Bukmacherzy nie dawali najmniejszych szans afrykańskiej drużynie. STS na wygraną Francji wyznaczył kurs ledwie 1,25, natomiast na zwycięstwo Senegalczyków – kurs wynosił 8,50.

Francuzi już przed meczem dopisali sobie zwycięstwo na koncie. Zarówno pod kątem czysto sportowym jak i psychologicznym, czuli się w każdym aspekcie lepsi. Nie spodziewali się natomiast, że ci skazywani na pożarcie, dadzą z siebie wszystko i wydobędą maksimum swoich umiejętności. Senegal był przez wiele lat ich kolonią, do tego przecież oni niemal wszyscy grali w Ligue 1. Zawodnicy z ich własnej ligi, mający utrzeć im nosa. Dla mistrzów świata był to absurd. Dla skazywanych na klęskę brzmiało pięknie, jednak wówczas odbywało się to tylko w sferze marzeń. To trochę tak, jakby Litwini mieli pokarać Polaków, a doppelpackiem popisałby się Andrius Skerla.

Choć w głowach Francuzów już siedziały trzy punkty, to musieli sprawiać wrażenie takich, którzy szanują rywala. Tytuł artykułu Romana Kołtonia, który zapowiadał mecz w „Przeglądzie Sportowym” brzmiał: Francja A kontra Francja B. Prawdziwe. Po latach Khalilou Fadiga wspominał jednak, że brak respektu był wyczuwalny, co tylko ich dodatkowo motywowało. O Fadidze będzie jeszcze później.

Ich brak pokory i szacunku nas denerwował. Platini mówił o pojedynku bokserów w zupełnie innych wagach, zacytował Pelego, że będziemy Jamajką tego mundialu, Marcel Desailly mówił o jakiejś grze ludowej, nawet trenerowi Lemerre’owi brakowało szacunku. Mówił, że rywale grupowi będą nas miażdżyć, przejeżdżać się po nas. Jedyni, którzy nas szanowali to: Pires, Henry, Wiltord i Cisse.

Senegal szokuje!

O 13:30 polskiego czasu rozpoczął się mecz otwarcia. Kilkunastu Senegalczyków zebrało się w warszawskim pubie Harenda, co wiemy z relacji „Przeglądu Sportowego”. Francuzi nie mogli skorzystać z usług swojego magika, jakim był Zinedine Zidane. Mieli jednak tak silną drużynę, że powinni sobie spokojnie poradzić bez kluczowego rozgrywającego. Tamtego dnia, na oczach całego świata rozbłysła biała czupryna El Hadji Dioufa. Już na początku spotkania przedarł się prawą stroną, świetnie dograł po ziemi, natomiast Moussa N’Diaye uderzył zbyt lekko i Barthez nie miał problemów ze złapaniem piłki.

Początkowo nic nie zwiastowało tragedii. To Francuzi przeważali, mając choćby dwie znakomite okazje Trezegueta. W jednej z akcji świetnie wyszedł Tony Sylva. Ogólnie, to bramkarz Senegalczyków świetnie spisywał się tego dnia w grze na przedpolu. Za drugim razem już tylko szczęście uratowało Afrykańczyków. Zdobywca złotego gola w finale z Włochami strzelił dobrze technicznie, natomiast trafił w słupek.

Po tej akcji tylko się uśmiechnął, przypuszczając, że będzie miał jeszcze kilka takich szans. Niespodziewanie jednak Diouf przeprowadził jedną z najsłynniejszych akcji w karierze. 21-latek ograł 34-letniego Leboeufa, notabene bardzo kiepskiego w tamtym spotkaniu. Obrońca nie miał także najbardziej udanego sezonu w karierze. Był to rodzynek Tricolores z pierwszego składu, który występował we francuskiej lidze, konkretnie w Olympique Marsylia. Dał się w łatwy sposób minąć Dioufowi, ten dograł niecelnie w pole karne, jednak Emmanuel Petit, chcąc wybić piłkę na rzut rożny – trafił nią w nogę Bartheza. Ta trafiła pod nogi Papy Bouby Diopa. Pomocnik z pozycji siedzącej zdobył bramkę, która zszokowała cały piłkarski świat.

And Bouba Diop is there, oh and Bouba Diop is there! And Senegal have scored the first goal of the 2002 World Cup. After half an hour’s play, Papa Bouba Diop!

Tak emocjonował się komentujący to spotkanie dla BBC – John Motson. Celebracja tego trafienia, kiedy Senegalczycy tańczą wokół koszulki, którą rozłożył przy chorągiewce Papa Bouba Diop – jest jednym z najbardziej pociesznych obrazków w historii mistrzostw świata. Po szalonym tańcu radości przy narożniku pola karnego i typowej, fantastycznej cieszynce w afrykańskim stylu – cały świat nabrał momentalnie sympatii do Senegalczyków. Niemal wszyscy, oprócz Francuzów i „kuponiarzy” na całym świecie, chcieli by taki rezultat się utrzymał.

Francuzom wciąż pozostawała aż godzina na wyrównanie, a potem ewentualne przechylenie szali na swoją stronę. W pierwszej połowie jeszcze próbował uderzać Wiltord, jednak jego strzał był za lekki i Tony Sylva złapał piłkę.

W drugiej połowie podopieczni Lemerre’a ruszyli z wielkim zapałem. Najpierw głową próbował Trezeguet, jednak miał trudną sytuację do zdobycia bramki. Później już prawdziwą patelnię od Wiltorda otrzymał Henry, ale uderzył nie tym kątem głowy. Wystarczyło po prostu trafić w bramkę. Ten chciał chyba zgrywać futbolówkę do stojącego na drugim słupku Djorkaeffa. Niepotrzebnie. Francuzi nie przestawali. Youri Djorkaeff strzelił kąśliwie po ziemi. Wydawało się, że jest to lekki strzał, jednak zmierzał do siatki, tuż przy słupku senegalskiego golkipera. Ten wyciągnął się jak struna i sparował piłkę do boku. Dopadł do niej lis Trezeguet, ale Sylva zdążył się pozbierać i wybronił także dobitkę. Vieirze po rzucie rożnym także nie udało się go pokonać, Toni rzucił się w swoją prawą stronę i w imponujący sposób chwycił futbolówkę.

Afrykańczycy pokazali, że potrafią wyprowadzać groźne kontry. Lewy obrońca Omar Daf wypuścił podaniem po ziemi Fadigę. Khalilou mógł skarcić Francuzów. Kiwnął Leboeufa i posłał potężne uderzenie w kierunki bramki. Barthez wyciągnął tylko rękę. Piłka z olbrzymim impetem trafiła w poprzeczkę. Tricolores mieli szczęście. Ten sam fart uśmiechnął się chwilę potem do zespołu z Afryki. Thierry Henry znakomicie przyjął piłkę i sprytnym, technicznym lobem chciał pokonać Sylvę. Futbolówka trafiła jednak w poprzeczkę. W 81. minucie na boisku znajdowało się aż czterech francuskich napastników. Wcześniej wszedł Dugarry i dziesięć minut przed końcem Cisse. Roger Lemerre postawił wszystko na jedną kartę. Golkiper Monaco wybronił jeszcze groźne strzały Leboeufa i Cisse. Nikt nie był w stanie go pokonać.

Senegalczycy wygrali mecz. Zeczęli świętować w sposób podobny, w jaki Francuzi cieszyli się cztery lata wcześniej, po finale mundialu. Ten sukces miał dla afrykańskiego teamu, oprócz sprawienia sensacji i zdobycia trzech punktów, kolosalne znaczenie mentalne.

Smak zwycięstwa

Nasza wygrana to sukces całej Afryki. Przed spotkaniem nikt w nas nie wierzył, a jednak dokonaliśmy niemożliwego. Dzisiejsza noc będzie jedną z najradośniejszych w historii naszego kraju. To był dar dla rodaków. – czytamy w PS wypowiedź Dioufa

Roger Lemerre tym razem pokazał jednak klasę. Przyznał, że został zaskoczony agresywną i mądrą taktyką, którą zastosował Bruno Metsu. Na jego twarzy za to jawił się uśmiech. Był tak jakby przekonany, że zdołają zdobyć sześć punktów i awansować. Czekały ich mecze z Urugwajem i Danią. Wszyscy bowiem pamiętamy jak fatalnie skończyła się przygoda Francuzów z mundialem.

Khalilou Fadiga w jednym z wywiadów opowiadał o tym, że życie w Senegalu nie rozpieszczało. Ojciec był śmieciarzem, który wychodził z domu po 4:00, matka natomiast pokojówką a silny charakter odziedziczył właśnie po nich. Kiedy jego ojca wcielono do francuskiej armii, wówczas w wieku siedmiu lat wyjechał do Paryża i tam rozpoczął podstawówkę. Nie zdajemy sobie sprawy jak olbrzymią wartość miało dla Senegalu to zwycięstwo. Nie jesteśmy w stanie sobie do końca wyobrazić znaczenia tego spotkania. Tak też, słusznie zresztą, uważał Fadiga.

Trudno wszystkim zrozumieć wagę tego zwycięstwa. Francja to kraj dominujący, mistrz świata, kolonizator. W Afryce uważają nas natomiast za małą Francję. Mamy wobec nich dużo szacunku, ale i obojętności. To Senegal jest naszym domem. Graliśmy wtedy dla siebie, dla rodzin, przodków i historii Senegalu, ale bez żadnego ducha zemsty.

Senegalczycy po 2002

Kilku reprezentantów tego kraju później zasmakowało poważnej klubowej piłki. El Hadji Diouf zaskoczył już na konferencji pomeczowej: Przechodzę do Liverpoolu! Wszyscy wpadli w osłupienie. Okazało się to prawdą, ale nie zdołał podbić Anfield. Występował tam przez dwa lata. Później przyszedł świetny okres w Boltonie, gdzie już był wyróżniającą się postacią. Pod wodzą Sama Allardyce’a w sezonie wypożyczenia, zajął z Boltonem znakomite szóste miejsce. Jay-Jay Okocha, Fernando Hierro, Vincent Candela, Gary Speed, Kevin Nolan, Les Ferdinand, czy też opisywany wyżej Fadiga – takich miał tam wówczas kolegów! Diouf rozegrał 243 spotkania w Premier League. Występował dla takich zespołów jak właśnie Liverpool i Bolton, czy później Sunderland i Blackburn. Łącznie zdobył 28 bramki i zanotował 22 asysty.

Papa Bouba Diop z kolei rozegrał ponad sto spotkań w Premier League. Ten wysoki (1,94) środkowy pomocnik był ważną postacią Fulham, zmieniając później pracodawcę na Portsmouth, gdzie już tak regularnie nie występował. Zdołał na osłodę wywalczyć z drużyną Puchar Anglii.

Fadiga niestety nie miał tyle szczęścia. Choć już wówczas miał koło trzydziestki, to był materiałem na gwiazdę nie mniejszą niż El Hadji Diouf, natomiast wykryto u niego wadę serca. W 2003 roku, rok po bardzo udanym mundialu i dobrym sezonie w Auxerre, zainteresował się nim Inter, na czele z Morattim. Fadiga dostał kontrakt na cztery lata, jednak nie mógł grać. Moratti chciał, by Senegalczyk spróbował, na co nie zgadzał się lekarz. Wobec braku możliwości gry – Moratti wypłacił zawodnikowi rekompensatę w postaci dwusezonowej pensji, co było wspaniałym gestem w stosunku do piłkarza. Nie robił też problemów z jego odejściem do Boltonu. Co jest niezwykłe, również w przypadku meczu z Tottenhamem i także w barwach Boltonu, podobnie jak Fabrice Muamba doznał ataku serca. Fadidze został wszczepiony kardiowerter-defibrylator. Mógł zapomnieć o poważniejszej piłce. Później kopał jeszcze w lidze belgijskiej. To niezwykle inteligentny człowiek. Obecnie pracuje dla CAF, jako członek komisji rozwoju afrykańskiej piłki, jest też konsultantem telewizji BEIN Sport, czy też belgijskiego RTBF, nadawanego po francusku.

Tony Sylva jednoznacznie kojarzy nam się z francuskim Lille. Amdy Faye z kolei również próbował swoich sił w Premier League, gdzie grał dla Portsmouth i Newcastle. Fani Srok pewnie dobrze wspominają tamte czasy z: Shearerem, Owenem, Bowyerem, Solano, Givenem, Emre czy Boumsongiem.

Souleymane Camara to legenda Montpellier. Występuje tam od 2008 roku. Był jednym z głównych sprawców sensacyjnego mistrzostwa w sezonie 2011/2012, wspólnie z: Yangą-Mbiwą, Giroudem, Cabellą, Belhandą czy Johnem Utaką. Co to była za ekipa!

Większość pozostałych członków mundialowej paczki, główną część kariery spędziła w lidze francuskiej.

Puentując, wróćmy jednak do 2002 roku. Senegalczycy pokazali, że wszystko jest możliwe. Potrafili zadziwić świat w taki sposób, że po 14 latach wspominamy ich tryumf z olbrzymim sentymentem. Inaczej ten tekst w ogóle by nie powstał.

Główne źródła, z których korzystałem:
– Przegląd Sportowy
– portal afryka.org
– wywiad z Fadigą na seneweb.com
– relacje BBC Sport

PATRYK IDASIAK

Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE i YOUTUBE.

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

Walka w Pucharze Polski, przyjazd finalisty, piłkarskie losy Rafała Kurzawy – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów z Pogonią Szczecin

Pierwsza runda Pucharu Polski przyniosła sporo emocji. Jednym z najciekawiej zapowiadających się meczów była rywalizacja pierwszoligowej Stali Rzeszów z występującą w rozgrywkach PKO BP...

„Igrzyska życia i śmierci. Sportowcy w powstaniu warszawskim” – recenzja

Powstanie Warszawskie to czas, gdy wielu Polaków zjednoczyło się w obronie stolicy Polski. O sportowych bohaterach walk zbrojnych przeczytacie poniżej. Autorka Agnieszka Cubała jest pasjonatką historii...

„Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka”. Nowa książka Anity Werner i Michała Kołodziejczyka

Cztery lata po premierze niezwykle ciepło przyjętej książki „Mecz to pretekst. Futbol, wojna, polityka”, Anita Werner i Michał Kołodziejczyk powracają z nowymi reportażami, w...