Gdy angielskie kluby zostały zawieszone w prawach członków UEFA, i tym samym nie mogły grać w europejskich pucharach, władze Football League wpadły na genialny pomysł zapełnienia im terminarza i portfela. Genialny był on jednak w ich mniemaniu, a cała czołówka ligi wykręcała się jak tylko mogła z konieczności grania w nim.
Valley Parade
Maj 1985 roku był fatalnym miesiącem dla brytyjskiego futbolu. I to właśnie on stał się katalizatorem przemian. A wszystko zaczyna się jak u Hitchcocka. Jednak w tym konkretnym przypadku nie chodziło o trzęsienie ziemi, a o pożar, który strawił główną trybunę stadionu Valley Parade. Śmierć poniosło wówczas 56 osób, wśród których najmłodsza ofiara miała niespełna 11 lat. Oddany do użytku na początku XX wieku, stadion Bradford City był swoistym skansenem wśród obiektów piłkarskich w Anglii. Jego główna, drewniana trybuna pamiętała jeszcze czasy największego sukcesu w historii „The Bantams” – zdobycia Pucharu Anglii. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ów puchar został zdobyty w…1911 roku. Jej dach pokrywały materiały łatwopalne: brezent i asfalt, a pod nią składowane były śmieci, które ponoć sprzątane były w przerwie między sezonami. Wszystkie te czynniki złożyły się na wielką katastrofę.
Nieco ponad 11 tysięcy widzów, którzy tego dnia zjawili się na stadionie, miało świętować dość niespodziewany awans swoich ulubieńców do Division Two. Sukces klubu był tak wielki, że na pożegnalny mecz w niższej klasie rozgrywkowej przyszło niemal dwa razy więcej fanów, niż wynosiła średnia w sezonie. Miał to też być ostatni mecz przestarzałej trybuny. Klub, wykorzystując rządowe dotacje, pozyskał 400 tysięcy funtów na remont obiektu, chcąc przystosować go do wymagań drugiej ligi. Podczas tego pechowego dnia prace były już w trakcie. Pożar rozpoczął się tuż przed przerwą. Początkowo nie wyglądał groźnie, sprawiał wrażenie opanowanego przez policję, która odgradzając go od widowni, czekała na straż pożarną. Niestety były to tylko pozory. Pod widownią szalał już potężny ogień, który trawił gromadzone śmieci. I może jeszcze wtedy udałoby się uratować ludzkie istnienia, a także choć część „zabytku”, gdyby funkcjonariusze mogli korzystać z gaśnic. Te jednak zdjęto w obawie przed chuligańskimi wybrykami. Bradford City nie było pod żadnym względem zabezpieczone przed nieszczęściem. Jedynym pozytywem był brak wysokiego płotu, dzięki czemu ludzie uciekali na murawę boiska. Główna trybuna Valley Parade spłonęła, a w Anglii rozpoczęły się rozliczenia. Po upływie osiemnastu dni angielski futbol otrzymał ostateczny cios w samo serce…
Heysel
To miało być wielkie święto futbolu na stadionie Heysel w Brukseli. Prowadzony przez Joe Fagana Liverpool mierzył się z Juventusem Zbigniewa Bońka i Michela Platiniego w nadziei, że uda im się obronić trofeum. I choć fortuna tego dnia nie stała po stronie „The Reds”, nie było to najważniejsze.
Około 45 minut przed pierwszym gwizdkiem, agresywna grupa fanów angielskich sforsowała trzymetrowe ogrodzenie oddzielające ich od Włochów i zaatakowała. Uzbrojeni byli w metalowe pręty i betonowe fragmenty stadionu. Rozpoczęła się wojna, która doprowadziła do zawalenia się części trybuny. Ludzie ginęli przygnieceni przez jej elementy, tratowani na śmierć i od pięści liverpoolczyków.
Pamiętam chłopaka, który klęcząc błagał o litość. Tymczasem jeden z Brytyjczyków zamierzał mnie zaatakować, wywijając stalowym prętem. Wyglądał jak zwierzę, jak bestia. Ślina ciekła mu z ust, jego oczy były dzikie, musiał być pod wpływem narkotyków. Myślałem, że zbliża się mój koniec – tak jeden z kibiców wspominał tamte wydarzenia.
Prawie dwie godziny zajęło policji opanowanie sytuacji. Zaczęło się ratowanie rannych i liczenie ofiar. Tamtego feralnego dnia śmierć poniosło 39 osób, w tym dziesięcioletni chłopiec, a ponad 600 zostało rannych. Mimo to mecz rozegrano. Juventus pokonał rywala po bramce z rzutu karnego Platiniego i zdobył swój pierwszy Puchar Europy.
Full Members Cup
Na cały angielski futbol spadła fala krytyki. Senat włoski zastanawiał się nawet nad wytoczeniem procesu. Premier Margaret Thatcher apelowała do rodzimej federacji, aby wycofać kluby z europejskich pucharów, zanim zostaną zawieszone. Kilka dni później UEFA nałożyła zakaz występów wszystkim drużynom z Anglii w rozgrywkach pod swoim szyldem na czas nieokreślony.
Futbol w kraju „Synów Albionu” miał wielkie problemy. Do stycznia 1986 roku, w telewizji nie można było obejrzeć żadnego (!) spotkania rodzimej ligi. Frekwencja drastycznie spadała, a kluby pozbawione wpływów z europejskich pucharów, musiały wymyślić coś, co pozwoli utrzymać płynność finansową. Z pomocą przyszedł kontrowersyjny Ken Bates, który działał wówczas w Chelsea. Przedstawił on pomysł rozgrywek Full Members Cup, które miały zrekompensować brak występów w Europie. Pomysł przypadł do gustu prawie wszystkim klubom, z wyjątkiem tych najsilniejszych. Zresztą w pierwszej edycji tylko pięć klubów z First Division zdecydowało się na start. Ważnym argumentem w odrzucaniu pomysłu, była już i tak wystarczająca liczba meczów do rozegrania. 42 spotkania ligowe, dodatkowo Puchar Anglii, a także Puchar Ligi Angielskiej. Wszystko to dawało całkiem pokaźną liczbę gier i to bez przerwy zimowej!
Nie przeraziło to jednak pomysłodawców. Twierdzili, że kibice chcą oglądać swoich pupili w akcji jeszcze częściej. Czy rzeczywiście chcieli? Spotkanie Charlton – Chelsea zobaczyła zatrważająca liczba widzów. Było ich dokładnie 817. Nie pomagał nawet format rozgrywek, który gwarantował lokalne derby. Bates kiepską widownię argumentował tym, że owe rozgrywki dopiero zakorzeniały się w świadomości.
Starania prezesa Chelsea przyniosły efekt, w postaci premierowego trofeum Full Members Cup, które jego drużyna zdobyła po dramatycznym finale przeciwko Manchesterowi City, zakończony zwycięstwem 5:4. A co z pozostałymi drużynami?
Sześć klubów, które miały reprezentować Anglię w europejskich pucharach (Liverpool, Everton, Tottenham, Manchester United, Southampton i Norwich), wzięło udział w organizowanym przez protoplastę Eurosportu, telewizję ScreenSport – ScreenSport Super Cup. Podzielono je na dwie grupy, w których grano systemem mecz i rewanż. Następnie miały odbyć się półfinały i finał. Jak kiepskim przedsięwzięciem był ów puchar, świadczyć może fakt, że pierwszy półfinałowy mecz pomiędzy Liverpoolem a Norwich rozegrano w lutym, a rewanż dopiero w maju. Z uwagi na rozpoczynające się mistrzostwa świata w Meksyku, finał turnieju rozegrano w nowym sezonie. W dwóch wrześniowych spotkaniach lepszy okazał się Liverpool, który pokonał odwiecznego rywala, drużynę Evertonu 7:2 w dwumeczu.
To trofeum gdzieś zaginęło -wspominał Ian Rush.- Dostaliśmy dwa puchary, kibice gospodarzy już poszli do domu, podeszliśmy do swoich fanów i oddaliśmy im jedno trofeum. Kibic schował je za pazuchę i więcej go nie widzieliśmy.
Spełnione marzenia
Był to jedyny sezon ScreenSport Super Cup, który pomimo wielkich ambicji rozszerzenia na wszystkie brytyjskie ligi, nie przetrwał próby. Jego konkurent, Full Members Cup pozyskał za to sponsora tytularnego, którym został producent obuwia Simod. Liczba drużyn sukcesywnie zwiększała się, lecz pomimo udziału wielu drużyn z First Division, zwycięstwo nie było ich priorytetem. Lekceważące podejście wielkich wykorzystywały mniejsze kluby, dla których była to idealna sposobność, aby zagrać na słynnym Wembley.
W jednym z finałów zagrało zdegradowane z Division Two Reading ze średniakiem ekstraklasy Luton Town. Ten dzień znajduje się pewnie bardzo wysoko w prywatnej hierarchii byłego kapitana „Królewskich” Martina Hicksa, a także wszystkich fanów klubu z hrabstwa Berkshire. Właśnie wtedy marzenia senne zostały zrealizowane. Hicks wspiął się na trybunę główną, gdzie mógł odebrać trofeum za zwycięstwo w Full Members Cup. Dokonała się romantyczna historia. Tristan ucałował swą ukochaną Izoldę.
Mam ciarki, gdy opowiadam o tamtym dniu – Martin Hicks
Późniejszy triumf Crystal Palace pokazał, że pomimo obśmiewania przez mocarnych angielskiego futbolu, rozgrywki miały sens. Były jedyną okazją do spełniania marzeń przez maluczkich. A jak doskonale sobie wszyscy zdajemy sprawę, to właśnie oni napędzają koniunkturę futbolową. Bez tych mniejszych, wielcy nie istnieliby. A jak swój żywot zakończyły rozgrywki, które jeszcze przez chwilę nosiły nazwę Zenith Data System Cup? W 1990 roku do gry w europejskich pucharach powróciły zespoły z Anglii, powołana została także nowa liga, która zaczęła funkcjonować pod nazwą Premier League. Na kolejne zmagania nie było już czasu.
DAMIAN BEDNARZ
Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE i INSTAGRAMIE.