Każdy z kibiców pamięta moment inicjacji kibicowskiej, gdy pierwszy raz zakochał się w futbolu. Opowiada o niej po latach z wielkimi emocjami znajomym, rodzinie, synom, może wnukom. Fani futbolu i zapaleni czytelnicy wiedzą, że aby zrobić to w fascynujący sposób, trzeba koniecznie znać Nicka Horby’ego i „Futbolową Gorączkę”, która pojawiła się w reedycji w wydawnictwie SQN. Dzięki wznowieniu jest szansa, że jego przekaz trafi do kolejnego pokolenia kibiców.
O tej książce napisano już praktycznie wszystko. Nie lubię nadużywania słowa kultowy, ale to jedna z tych pozycji, którą chyba śmiało, można tak nazywać. „Futbolowa Gorączka”, pamiętnik z życia poświęconego Arsenalowi, została opublikowana w 1992 roku. Książka zdobyła nagrodę William Hill Sports Book of the Year i została zaadaptowana zarówno jako sztuka teatralna, jak i film. Każdy szanujący się kibic, który doskonale zdaje sobie sprawę, że kibicowanie to pasmo porażek przeplatane z rzadka zwycięstwami odnajdzie się w lekturze znakomicie.
Mamy tu wszystko, co powinna zawierać pozycja skierowana do zapaleńców, którzy futbol ukochali ponad życie. Jest dystans, ironia, sporo humoru, ale tez świetna fraza literacka. To nie jest jedna z tych książek, którą zapominamy od razu po przeczytaniu, nastawiona na zyski i chwilowe zainteresowanie futbolem. Dla autora Arsenal i kolejne sezony wyznaczają kolejne etapy życia tak jak przeciętnemu człowiekowi pory roku czy rodzinne wydarzenia. Jest wyrazem obsesji na punkcie kibicowania i inteligentną, słodko-gorzką i bardzo zabawną autobiografią.
Ilu z nas ma problem z tłumaczeniem ze swojej pasji i miłości – czy do klubu, czy reprezentacji Polski. Zwłaszcza ostatnie lata nie przynoszą wielu argumentów, którymi moglibyśmy przekonać innych, że warto zainteresować się piłką, bo jest jedną z niewielu stałych rzeczy w tym zwariowanym świecie. Tu zasady są proste – mecz trwa 90 minut, wygrywa ten kto strzeli więcej bramek, Jednocześnie istnieje cała otoczka – można być rzecz zaczerpując z filmowego nazewnictwa uniwersum, wokół każdego klubu, pozwalająca na identyfikację z drużyną i miastem.
Obawiałem się, że będę miał z tym problem w przypadku mojego syna, bo kiedy świat wokół nęci tyloma atrakcjami, trudność zainteresowania futbolem wśród dzieciaków wzrasta kilkukrotnie. Na szczęście mi się udało i kibicowanie jednej z polskich drużyn zostało mu wpojone. Ten klub znad morza nie ma ostatnio dobrej passy, to satysfakcja z tego, że udało się go utrzymać przy murawie, jest podwójna.
Hornby ze swoją fascynacją Arsenalem przynosi nam odpowiedź, że pasja i miłość do często z góry przegranej sprawy to dla kibica myślącego, szukającego w sporcie coś więcej niż piłki oraz bramek to coś naturalnego, czego absolutnie nie trzeba się wstydzić. Ubiera to w kapitalny język, pozwala utożsamić się ze swoimi przemyśleniami, daje odpowiedź na wiele trudnych i niezrozumiałych być może na pierwszy rzut oka pytań o powody chorobliwej, ale nie fanatycznej w źle pojętym znaczeniu fascynacji futbolem.
I choć jest wydana na początku lat 90, a pokazuje, jak piłka wyglądała jeszcze wcześniej, bo w latach 60 i 70 wraca jak bumerang, jako pozycja, która warto podsunąć młodemu pokoleniu. Piłka jest obecnie marketingowym produktem, gdzie godziny i terminy meczów są dostosowywane do telewizyjnego prime-time. Ostatnio z frekwencją na meczach w Polsce jakby lepiej, ale nadal trzeba robić sporo, by zachęcić rodzinę do przyjścia na stadion. Zwłaszcza że wciąż pokutuje postawa, że na mecze w Polsce idziemy, gdy na stadion przyjeżdża mocna drużyna przeciwna, najlepiej ze zorganizowaną grupą kibicowską.
Hornby pokazuje, że warto kibicować inaczej – swojej drużynie, tak jak zrobił to z Arsenalem. I co warto docenić chyba najbardziej – jest w tym szczery. Nie udaje, nie pozuje, nie ubarwia opowieści. Jest w tej książce po prostu sobą, dzięki czemu udało mu się porwać tak liczne grono czytelników na całym świecie. Perypetie życiowe, rozwód rodziców, wychowanie przez kibicowanie i pewnego rodzaju inicjacja życiowa, która była dokonywana z futbolówką w tle, daje szansę też sięgnąć po tę pozycję, niezainteresowanym fanatycznie futbolem. Natknąłem się zresztą na sporo opinii kobiet, które z zainteresowaniem sięgnęły po pozycję, przekonując, że nie się nudziły. Trudno się dziwić, to świetna literatura i wprawne oko świadomego czytelnika na pewno to doceni.
Podsumowując wskrzeszenie „Futbolowej Gorączki” na literackim rynku przez SQN jest świetnym ruchem. Co prawda za nami Euro, które przez wielu jest uznawane za dość średni turniej z mizernym występem naszej kadry jako przejrzałą wisienką na torcie, ale ligowe zmagania dopiero się rozkręcają. Może warto podsunąć najnowsze wydanie z efektowną i pełną emocji okładką komuś na prezent.
Komuś, kogo futbol wciągnął, ale może nie na tyle, by przerodzić się w fascynację, pomoże w zagłębieniu się w futbol. Dla innych będzie lekarstwem i odpowiedzią na pytanie, czy to, że ich rytm życia wybija terminarz ligowy, jest, aby na pewno normalne. Nick Hornby stawia diagnozę, że jak najbardziej.
Ocena: 10/10
Patryk Szczerba