Gwinea Równikowa i jej wielki bal w slumsach

Czas czytania: 6 m.
5
(1)

W świecie filmu mawia się, że sztuka jest tylko nieudaną próbą naśladowania rzeczywistości. W przypadku tego, co wydarzyło się w Gwinei Równikowej, to powiedzenie pasuje idealnie. Umysł Teodoro Obianga, dyktatora rządzącego tym krajem, stworzył państwo absolutnych sprzeczności, w którym nawet reprezentacja piłkarska przypomina sen szaleńca. I to nie dlatego, że w szalony sposób naciera na bramkę rywali.

Z plaży na tron

Teodoro Obiang, który od 30 lat jest władcą absolutnym w Gwinei Równikowej, swoją polityczną karierę zaczynał na plaży, ale nie na takiej, na której piłkę kopali Pele czy Ronaldinho. Dokładnie rzecz ujmując na „Czarnej Plaży”, czyli w więzieniu o zaostrzonym rygorze, biorącym swoją nazwę od miejsca, gdzie ścieki z całej kraju wpadają do oceanu, przy okazji pokrywając okolicę czarnym szlamem. Był tam naczelnikiem, bo jego wujek Francisco Macias Ngueme w tym czasie rządził krajem. Obiang stanął jednak na czele rebelii wojskowej, która obaliła dotychczasowego dyktatora i sam ustanowił się prezydentem. Najpierw na siedmioletnią kadencję, żeby wprowadzić demokratyczne reformy, ale dość szybko stało się jasne, że po prostu znudziło mu się dręczenie więźniów i postanowił poszerzyć swoje poletko.

Przeczytaj także: „Ostatni król Zairu. Koszmar o potędze Mobutu Sese Seko”

Gwinea Równikowa jak na afrykańskie standardy była krajem bogatym, mającym najwyższy PKB na mieszkańca na całym kontynencie, dzięki eksportowi kakao. Niestety rządy autorytarne rzadko sprzyjają równemu rozdziałowi dóbr i większość mieszkańców żyła w ubóstwie. Po dojściu do władzy Obianga sytuacja tylko się pogorszyła, bo okazało się, że nowy dyktator uwielbia pławić się w luksusach, wydając miliony na nowe samochody, wille na całym świecie i nowoczesne kliniki medyczne dla swojej rodziny. Co więcej, w połowie lat 90-tych uśmiechnęło się do niego szczęście i u wybrzeży Gwinei Równikowej odkryto dość pokaźne złoża ropy naftowej, dające krajowi olbrzymi potencjał ekonomiczny. W normalnej sytuacji byłaby to znakomita wiadomość dla wszystkich obywateli. No ale tam nie jest normalnie.

Śniadanie z Bushem, fotka z Obamą

Obiang postanowił porzucić rolnictwo i produkcję kakao nastawiając się na wydobycie i eksport ropy naftowej, co było o wiele zyskowniejsze. Tyle że wciąż miliony wpływały na konto jego, a także bliższej i dalszej rodziny dyktatora, a ludzie nie dość, że nic z tego nie mieli, to zostali jeszcze pozbawieni swojego dotychczasowego źródła utrzymania. Według badań ONZ 70% obywatel Gwinei Równikowej żyje poniżej granicy ubóstwa, mimo że PKB na mieszkańca wynosi 18 tysięcy dolarów. Jak to możliwe? Otóż majątek Teodoro Obianga szacuje się na 600 milionów dolarów, jego synowie mają między innymi willę w Malibu, na której terenie znajdują się dwa wielkie pola golfowe, a sam dyktator próbował ostatnio nabyć kilkanaście apartamentów na Lazurowym Wybrzeżu.

Znowu ktoś mógłby zapytać, dlaczego nikt się temu nie sprzeciwia? Tutaj odpowiedź jest już nieco bardziej złożona. Opozycja albo gnije w więzieniu, gdzie według relacji świadków tortury są na porządku dziennym, albo też została zmuszona do ucieczki z kraju. Organizacje walczące o prawa człowieka co jakiś czas apelują o zablokowanie kont Obianga, ale trudno jest to zrobić, kiedy za jego pieniądze możni tego świata bawią się w posiadłościach dyktatora. Najlepszym tego przykładem są chociażby amerykańscy prezydenci. George W. Bush po wygranych wyborach zjadł z nim wspólne śniadanie, natomiast z Barackiem Obamą Obiang zrobił sobie pamiątkowe zdjęcie.

Pełne poparcie społeczeństwa

Nie jest też tak, że Obiang całkowicie zawłaszczył swoją władzę. Oczywiście odbywają się wybory, w których jednak za każdym razem wygrywa, notując zresztą niesamowite wyniki. W jednym z dystryktów w ostatnich wyborach poparło go 103% mieszkańców. W kontrolowanych przez rząd mediach jest nawet nazywany bogiem, a największym hitem odzieżowym są koszulki z jego podobizną. Tworząc, głównie dla zachodniego świata, iluzję wolności Obiang od 30 lat pławi się w luksusie za państwowe pieniądze, obdzielając nimi również swoich bliższych i dalszych krewnych. Jego dwóch synów jest ministrami w rządzie Gwinei Równikowej, podobnie jak żona dyktatora, która jest odpowiedzialna za resort zdrowia. W stolicy kraju Malabo wybudowała nawet nowoczesne kliniki, gdzie leczy się jej rodzina. Pozostałych nie stać na wizytę w takich placówkach, a że innych nie ma, to niestety rzadko zdarza się, by ktoś dożył późnej starości.

Przeczytaj także: „Najważniejszy mecz Didiera Drogby”

W czasach Internetu, kiedy informacje obiegają świat bardzo szybko, coraz trudniej jest Obiangowi utrzymać dobry PR u polityków z Zachodu, którzy z kolei nie mogą bezczelnie przymykać oko na jego zbrodnie. A przynajmniej nie bez jakichś dowodów, że w Gwinei Równikowej nie jest wcale tak źle, jak przedstawiają to przeciwnicy prezydenta. Co zrobić, żeby takie dowody światu dostarczyć? Oczywiście zorganizować turniej piłkarski!

Katarczycy z Afryki

Mający spore poparcie wśród afrykańskich przywódców Obiang, rękami swego syna pełniącego obowiązki ministra sportu, postarał się o to, by jego kraj był gospodarzem Pucharu Narodów Afryki w 2012 roku. Rozpoczęto budowę stadionów i infrastruktury potrzebnej do przyjęcia drużyn z całego kontynentu. Pojawił się jednak problem natury ludzkiej, bo okazało się, że nie wystarczy samo zorganizowanie turnieju, trzeba jeszcze wziąć w nim udział. Tylko jak to zrobić, skoro do tej pory kadra Gwinei Równikowej była jedną z najgorszych na całym kontynencie, nigdy nie uczestniczyła w afrykańskim czempionacie, ani w żadnej innej imprezie, szkolenie młodzieży praktycznie nie istnieje, a większość ludzi zamiast graniem w piłkę martwi się o przeżycie.

Oczywiście rodzina Obiangów i z tej sytuacji wyszła w sposób dla niej charakterystyczny, po raz kolejny wykazując sporą dozę szaleństwa w swoich działaniach. Postanowili bowiem kupić piłkarzy, którzy mogliby wystąpić w reprezentacji Gwinei Równikowej. Ten kraj z racji złóż ropy naftowej już wcześniej nazywany był Katarem Afryki, teraz po prostu przybyło kolejne podobieństwo.

„To już nie reprezentacja, to klub”

Rozpoczęło się masowe ściąganie zawodników ze wszystkich stron świata. Oczywiście trzeba było respektować przepisy FIFA, ale na wszystko jest sposób. Jako że Gwinea Równikowa kiedyś była hiszpańską kolonią, to właśnie do tego kraju skierowano pierwsze kroki. Poczynając od Segunda Division i idąc w dół, trafiono na kilkunastu zawodników, których przodkowie pochodzi z kraju, którym teraz zarządzał Obiang. Tak do kadry narodowej trafiły jej największe gwiazdy, czyli mający za sobą epizodyczne występy w Realu Madryt Javier Balboa, a także Rodolfo Bodipo, za młodu zdobywający bramki dla Racingu Santander czy Deportivo La Coruna. Oprócz zaciągu hiszpańskiego postawiono na kilku piłkarzy z Afryki, między innymi z Nigerii czy Kamerunu, a także na Brazylijczyków, którzy szukali szczęścia na Czarnym Lądzie. Wszystkich skusiły oczywiście olbrzymie pieniądze oferowane przez władze piłkarskie tego kraju.

Nie podobało się to zawodnikom, którzy do tej pory reprezentowali barwy narodowe. Jeden z nich Juvenal Edjogo-Evono ostro skrytykował taką politykę mówiąc:

Jeśli posiadasz bramkarza z Brazylii, napastnika z Nigerii, a pomocnika z Kamerunu, to już nie jest reprezentacja, tylko klub.

Jego słowa na niewiele się zdały i do kadry Gwinei Równikowej trafiło łącznie piętnastu „farbowanych lisów”. Co ciekawe przeciwnikiem takiego rozwiązania był także ówczesny trener tej drużyny Francuz Henri Michel, który złożył rezygnację z zajmowanego stanowiska. Do powrotu namówił go sam Teodoro Obiang, dymisjonując przy okazji swojego syna z funkcji ministra sportu. Jak się okazało, nie była to jednak dobra decyzja, bo Michel tuż przed PNA znowu pokłócił się z władzami związku i na trzy tygodnie przed imprezą po raz drugi złożył rezygnację.

Milion dolarów za wygraną

W genialnym planie Obianga nic nie mogło pójść źle, dlatego nawet bez trenera, z drużyną skleconą naprędce z piłkarzy z całego świata chciał odnosić sukcesy. Oczywiście znalazł się nowy selekcjoner, a zawodnicy zostali zmotywowani milionem dolarów premii za wygranie inauguracyjnego spotkania. Pierwszy mecz Pucharu Narodów Afryki 2012 gospodarze grali z reprezentacją Libii, także nienależącą do futbolowych mocarzy. Po dość nudnym meczu Gwinea Równikowa wygrała 1:0, a bohaterem został Balboa. Dzięki jego bramce piłkarscy najemnicy wzbogacili się o pokaźną sumę. Potem udało im się zresztą wygrać jeszcze z Senegalem i awansować do ćwierćfinału, gdzie jednak odpadli po porażce 0:3 z Wybrzeżem Kości Słoniowej.

Dla Gwinei Równikowej, która organizowała turniej wraz z Gabonem, był to zdecydowanie największy sukces w historii. W swoim debiucie udało się wyjść z grupy, pokonać dużo wyżej notowanych rywali i zaprezentować się przed widzami w całej Afryce. No prawie całej, bo akurat w samej Gwinei mistrzostwa nie cieszyły się szczególnym zainteresowaniem. Mieszkańców po prostu nie było stać na bilety i dlatego stadiony świeciły pustkami. Czy był to problem dla Obianga? Oczywiście nie, bo turniej nie był zorganizowany dla obywateli tego kraju, tylko dla opinii publicznej na całym świecie, która miała zobaczyć, jak bogatym krajem jest Gwinea Równikowa i na co ją stać.

Dobry wujek Teodoro

Czy to się udało? Zapewne nie do końca, bo sposób, w jaki tworzono reprezentację tego niewielkiego państwa, a także sam przebieg zawodów, nie budziły zachwytu. Udało się jednak stworzyć pozory normalności, co było wielkim zwycięstwem Obianga. Co więcej, trzy lata później, także dzięki futbolowi odniósł kolejne. Puchar Narodów Afryki w 2015 roku miał odbywać się w Maroku. Jednak na kilka miesięcy przed rozpoczęciem turnieju władze tego kraju zrezygnowały z organizacji, obawiając się szalejącego na Czarnym Lądzie wirusa Ebola. Pojawiły się obawy, że kontynentalne mistrzostwa mogą się nie odbyć, ale wtedy na ratunek przybył niczym superman Teodoro Obiang, oferując, że jego kraj może, tym razem samodzielnie, gościć uczestników. Dla Afrykańskiej Konfederacji Futbolowej było to niczym wybawienie i bardzo chętnie przychyliły się do hojnej oferty dyktatora. Znowu wszyscy wydawali się głusi na krzyki opozycji i obrońców praw człowieka. Wszyscy przymykali oczy na wszechobecną biedę. Ważne, że dobry wujek Teodoro pozwolił im pokopać na swoich stadionach.

Tym razem najemnicy z Gwinei Równikowej ponownie wyszli z grupy, zajmując ostatecznie czwarte miejsce, po półfinałowej porażce z Ghaną i przegraną w karnych w meczu o brąz z Demokratyczną Republiką Konga. Jako że forma piłkarzy wyraźnie szła w górę, aż dziw bierze, że Obiang nie wpadł na pomysł, by po raz trzeci zaprosić do siebie najlepsze reprezentacje kontynentu.

KUBA KĘDZIOR

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 1

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Więcej tego autora

Najnowsze

Remanent 5. Pole karne z bliska.

Jerzy Chromik powraca z piątą częścią Remanentu, w którym przenosi czytelników na stadiony z lat 80. i 90. Wówczas autor obserwował zmagania drużyn eksportowych,...

Jakie witaminy i minerały są ważne dla biegaczy?

Bieganie to nie tylko pasjonująca forma aktywności, ale także sposób na zadbanie o zdrowie i kondycję. Odpowiednia dieta, bogata w witaminy i minerały, może...

Przełamanie w starciu z liderem – wizyta na meczu OPTeam Energia Polska Resovia – Weegree AZS Politechnika Opolska

Koszykarze OPTeam Energia Polska Resovii w meczu 9. kolejki Bank Pekao 1. Ligi podejmowali Weegree AZS Politechnikę Opolską. Spotkanie rozegrane zostało w przeddzień Święta...