16 marca 2011 roku. Sir Alex Ferguson zostaje zawieszony przez Football Association, w związku z krytyką, której poddał jednego z sędziów. Nie była to pierwsza kara, jaka spotkała szkockiego szkoleniowca. Ta jednak była wyjątkowa z kilku względów. Poznajcie historię, która kilka lat temu skonfundowała całą piłkarską Anglię.
Preludium do tej opowieści niech będzie wspomnienie skomplikowanych relacji pomiędzy Związkiem Piłkarskim w Anglii a Fergusonem. Szkot słynął ze swojego trudnego charakteru – cechowała go upartość i pewien stopień despotyzmu. Szczególnie mocno obrywało się arbitrom, którzy poddawani ogromnej presji wielokrotnie nieświadomie faworyzowali drużynę z Manchesteru (a przynajmniej unikali decyzji, które mogłyby być uznane za kontrowersyjne i dostarczyłyby nabojów do ulubionej broni Fergusona – konferencji prasowych). Sam Szkot przyznał po zakończeniu kariery, że świadomie wywierał presję na sędziów, zaś legendarny Fergie Time nie był legendą kibiców, a świadomą manipulacją.
Przeczytaj także: „Pamiętny 1999”
Ciężki żywot arbitra
Gdy mecz nie układał się po myśli Szkota albo co gorsza, gdy doszło do porażki Czerwonych Diabłów, zazwyczaj krytyka spotykała właśnie sędziów. Równie często federacja angielska stawała po stronie swoich pracowników, a następstwem tego były kary i zawieszenia. Tak było między innymi 12 listopada 2009 roku, gdy Ferguson zasugerował… nadwagę i ociężałość fizyczną jednego z arbitrów – Allana Wiley’a. Skutkiem tego było zawieszenie na 4 mecze i 20 tysięcy funtów kary. Ostatecznie kara została złagodzona do odsunięcia trenera na 2 mecze i groźby przywrócenia kolejnych dwóch meczów kary w przypadku kolejnego wykroczenia ze strony szkoleniowca.
Nie trzeba być biografem Fergusona, by wiedzieć, że ta bomba z opóźnionym zapłonem musiała w końcu wybuchnąć. Stało się to w marcu 2011 roku po meczu z Chelsea. Prowadzący w tabeli Manchester United był oczywistym faworytem w spotkaniu z Chelsea, będącą dopiero piątą w lidze. Mecz rozpoczął się po myśli Czerwonych Diabłów, ale z czasem Chelsea zaczęła przeważać. Następstwem tego była bramka Luiza, a następnie ustalające wynik meczu trafienie Lamparda z rzutu karnego. Ale to nie wątpliwy karny po faulu Smallinga na Zhirkovie przelał czarę goryczy, a druga żółta i w efekcie czerwona kartka, którą w doliczonym czasie gry zobaczył Nemanja Vidic. Zawieszenie lidera defensywy na kolejny mecz z Liverpoolem odpaliło wspomnianą bombę, a krytyka sędziego Atkinsona oznaczała jedno – karę dla Szkota. Ferguson został zmuszony do zapłacenia 30 tysięcy funtów kary. Oprócz tego menadżer został zawieszony na trzy mecze z jednoczesnym przywróceniem wcześniej wstrzymanej kary. Tym samym Ferguson został odsunięty od zespołu na rekordowe 5 meczów.
Przeczytaj także: „Kuszczak na rzekach Hadesu”
Tutaj należy dopowiedzieć, że przepisy FA były relatywnie liberalne wobec zawieszeń. Ukarani trenerzy mieli zakaz przebywania w trakcie meczu na ławce trenerskiej, jednak mogli komunikować się z asystentem trenera, a także przebywać w szatni przed meczem, w trakcie przerwy i po meczu. Kara była więc znikoma i nie miała istotnego wpływu na decyzje trenera wobec zespołu. Stało to w opozycji do przepisów UEFA, które zakładały, że zawieszony menadżer miał zakaz kontaktów z drużyną przed i w trakcie meczu. Delegat UEFA był zobowiązany do kontroli, czy trener nie łamie przepisów, co przekładało się na ich skuteczność.
Football Association do tej pory nie widziała powodów, by zaostrzać swoje przepisy. Odsunięcie trenera na trybuny było zagrywką wizerunkową i miało pokazywać władzę federacji. Jednocześnie związek nie dążył do wojny z trenerami, a raczej szukał rozwiązania, które ułatwi pracę zarówno delegatom, jak i samym trenerom, wedle zasady wilk syty – owca cała. Zachowanie Fergusona wpłynęło jednak na dyskusję o konieczności zrewidowania przepisów dotyczących zawieszenia. Ale o tym za chwilę.
Ferguson i biała słuchawka
19 marca 2011 roku Manchester United podejmuje na swoim boisku Bolton Wanderers. Sir Alex Ferguson zgodnie z nałożonym wyrokiem federacji udaje się na trybuny, a na ławce trenerskiej zasiada Mike Phelan – prawa ręka Szkota. Mecz nie układa się po myśli 75,486 kibiców, którzy zebrali się na stadionie. Wynik 0:0 do przerwy nie satysfakcjonuje lidera tabeli, zwłaszcza wobec porażki z Chelsea i Liverpoolem w dwóch poprzednich meczach. Podczas jednej z kolejnych akcji Manchesteru kamery kierują swoje obiektywy na Sir Alexa Fergusona, który przez dużą białą słuchawkę starego telefonu wydaje polecenia swojemu asystentowi. Tu nie ma przypadku – ten telefon jest szpilą, którą menadżer Czerwonych Diabłów wbija angielskiej federacji. Staromodny telefon z ogromną, rzucającą się w oczy słuchawką jest wyraźnym komunikatem, który wkrótce będzie komentowany nie tylko w Anglii, ale również całej piłkarskiej Europie. Pozory władzy FA pryskają razem z mitem kar, które federacja nakładała do tej pory na trenerów.
Mecz ostatecznie zakończył się zwycięstwem gospodarzy. Manchester United czekał aż do 88 minuty, kiedy to Berbatov skierował piłkę do bramki pilnowanej przez świetnie dysponowanego Jaaskelainena. Manchester nie oddał prowadzenia w tabeli już do końca sezonu, a bułgarski napastnik został – wraz z Carlosem Tevezem królem strzelców. Mniej szczęścia ekipa Fergusona miała w Pucharze Anglii i Lidze Mistrzów. W pierwszym przypadku City pokonało United w półfinale na Wembley (podczas tego meczu Ferguson był wciąż zawieszony). W drugim katem Czerwonych Diabłów okazała się Barcelona, która zatrzymała wyjątkową serię meczów United w Lidze Mistrzów bez porażki. Ostatecznie można ten sezon uznać za względnie udany.
Czas na zmiany
O tym, że kary zawieszenia stosowane przez FA były nieskuteczne, zwykło się nie mówić. Zachowanie Fergusona w meczu z Boltonem stało się początkiem debaty wobec przebudowania przepisów. Związek piłki nożnej w Anglii traktował tę sprawę wizerunkowo, a biała słuchawka stała w gardle działaczy. Ferguson z jednej strony osiągnął zamierzony efekt – wykpił karę, która została na niego nałożona. Z drugiej – może nieświadomie – stał się prekursorem zmian. Z pewnością Szkot po raz kolejny zapisał się w historii angielskiej piłki. Niektórzy mogą krytykować jego zachowanie, inni będą je traktować jako ciekawą historię pokazującą abstrakcje futbolu. Nie ulega wątpliwości, że sytuacja ta pokazała naturę Sir Alexa Fergusona – menadżera, który potrafi wykorzystać nawet nieprzyjazne okoliczności do własnych celów.
Czy kontakt telefoniczny z asystentem miał wpływ na przebieg meczu? Możliwe, że tak. Czy Ferguson mógł przekazać instrukcje w bardziej dyskretny sposób? Z pewnością! Czy wybrana forma kontaktu z Phelanem miała bardziej złożony charakter niż przekazanie instrukcji taktycznych? Na to pytanie odpowiedzcie sobie sami.