Joachim Krajczy – twórca sukcesów Stali Rzeszów

Czas czytania: 7 m.
5
(5)

27 sierpnia Retro Futbol gościło na Stadionie Miejskim w Rzeszowie przy okazji meczu 6. kolejki Fortuna 1. Ligi. Miejscowa Stal mierzyła się z Chrobrym Głogów. Truizmem byłoby napisać, że dla którejkolwiek drużyny dane spotkanie jest ważne. Ale ta rywalizacja naprawdę była szalenie istotna dla obu zespołów, gdyż zarówno gospodarze, jak i zawodnicy z Głogowa wychodzili na boisko bez zwycięstwa na koncie.

Przed meczem

Stal i Chrobry zamykały tabelę. Rzeszowska drużyna w pięciu meczach zdobyła zaledwie punkt, remisując na wyjeździe z Wisłą Kraków 0:0. Do spotkania z Chrobrym przystępowała po porażce w Legnicy z Miedzią 1:2. W meczu tym gracze Marka Zuba stworzyli jednak sporo sytuacji i dali swoim fanom nadzieję na to, że wkrótce może być lepiej.

Sytuacja ekipy z Głogowa była jeszcze gorsza. Chrobry przyjeżdżał na Podkarpacie, nie wywalczywszy wcześniej ani jednego punktu. W poprzedniej kolejce uległ u siebie Polonii Warszawa 0:3. Już w trakcie tego sezonu z funkcją trenera dolnośląskiego klubu pożegnał się Marek Gołębiewski. Nowym trenerem został Piotr Plewnia.

Czy fakt, że obie drużyny zajmowały dwie ostatnie pozycje w tabeli, sprawiał, że mecz zapowiadał się mniej ciekawie? W żadnym wypadku. Tym bardziej pozytywnie mogło to wpłynąć na atrakcyjność widowiska. Wszak zespoły z Rzeszowa i Głogowa potrzebowały punktów jak ryba wody, więc szykowały się ogromne emocje.

Do zapowiadanego meczu wrócimy pod koniec tekstu. Wcześniej, jak już to mamy w zwyczaju, przeniesiemy się w przeszłość. Tym razem przypomnimy karierę Joachima Krajczego – piłkarza i trenera Stali Rzeszów, architekta największego sukcesu w dziejach Biało-niebieskich.

Podwójny sukces

Był 1 maja 1975 roku. Na stadionie Cracovii rozgrywany był jeden z najbardziej niespodziewanych finałów Pucharu Polski. O trofeum walczyły grająca wówczas na drugim poziomie rozgrywkowym Stal Rzeszów oraz rezerwy ROW Rybnik. Chyba nikt nie spodziewał się, że to właśnie te zespoły zmierzą się w decydującym meczu Pucharu Tysiąca Drużyn.  

Co ciekawe, w 1/8 finału Stal wyeliminowała pierwszą drużynę rybnickiego klubu, zwyciężając  2:1. Później ogrywała Stal Mielec i Pogoń Szczecin. ROW II zaś wyrzucił z rozgrywek m.in. Legię Warszawa, Polonię Bytom, Lecha Poznań i Górnika Zabrze.

15 tysięcy widzów przez 120 minut rywalizacji nie zobaczyło goli. Widowisko nie było porywające, ale zakończone zostało rzutami karnymi, a one zawsze przynoszą emocje. Jedenastki lepiej wykonywali rzeszowianie. Wygrali 3:2, dzięki czemu puchar powędrował na Podkarpacie.

Szkoleniowcem Stalowców był wówczas Joachim Krajczy. Objął tę funkcję w 1972 roku, lecz szybko został zwolniony. Krótko pozostawał bez pracy, gdyż jeszcze w tym samym sezonie… wrócił na stanowisko trenera rzeszowskiej drużyny. Była to dobra decyzja szefów klubu, gdyż dwa lata później pod wodzą Krajczego doszło do opisanego wyżej sukcesu. Tak sam architekt tego zwycięstwa mówił po finale na łamach gazety „Nowiny”:

Nie jestem w stanie ocenić tego meczu, jak to się zwykło czynić po pojedynkach ligowych. Przeżywałem finał zbyt mocno, jestem bardzo wzruszony. Mogę powiedzieć tylko, że cały zespół walczył bardzo ambitnie, że wszystkim piłkarzom nie zabrakło woli zwycięstwa i że chcieli grać jak najlepiej. Niestety, wysoka stawka paraliżowała zawodników, dlatego poziom meczu był słaby. Zresztą przeciwnik też nie grał dobrze, oddał nam inicjatywę i czekał na jakiś błąd, aby zaskoczyć nas kontratakiem. To wzajemne oczekiwanie nie pozostało bez wpływu na widowiskowość pojedynku. Chcę podkreślić, że w tak ważnym meczu nie można było oczekiwać od nas efektownej gry. Tylko drużyny dużej klasy, walcząc o tak wysoką stawkę, mogą wznieść się na wysoki poziom i prezentować futbol zarówno efektowny, jak i też skuteczny. A my chcieliśmy tylko wygrać.

Triumf w rozgrywkach o Puchar Polski nie był jedynym sukcesem odniesionym przez Stal w sezonie 1974/1975. Rzeszowianie w niezwykle dramatycznych okolicznościach awansowali bowiem na najwyższy poziom rozgrywkowy. Druga liga (stanowiąca wówczas zaplecze elity) podzielona była w tamtych czasach na dwie grupy – północną i południową. Stal grała w tej ostatniej. Awans uzyskiwali jedynie zwycięzcy obu grup.

W ostatniej kolejce piłkarze z Rzeszowa pojechali do Bielska-Białej, gdzie ich rywalem była miejscowa BKS Stal. Tylko punkt do drużyny Krajczego tracił GKS Katowice. Zespół ze Śląska w ostatnim meczu rywalizował na wyjeździe z Siarką Tarnobrzeg.

Stal Rzeszów potrzebowała do awansu zaledwie remisu. Bardzo długo prowadziła, ale gospodarze w końcówce strzelili dwa gole i wygrali 2:1. W rzeszowskiej drużynie zapanował smutek. Należy pamiętać, że były to zupełnie inne czasy niż obecnie. Nikt nie miał telefonu z aplikacją, na której można było sprawdzać wyniki na żywo. Piłkarze, schodząc z boiska, nie wiedzieli zatem jaki był rezultat w Tarnobrzegu, ale nawet nie łudzili się, że niegrająca już o nic Siarka zatrzyma walczący o awans GKS. Wszyscy pogodzili się z porażką.

Żal, smutek, rozpacz, grobowa cisza. Jedni się myli, drudzy nie. Do autobusu. Wszystko siedzi. Cisza. Nikt nic nie mówi. Jedziemy, trzeba było wracać. Pojawiły się głosy o kolacji, ale nikomu nie chciało się jeść. W torbach było wszystko, łącznie z korkami do wystrzelenia. Żałoba całkowita. Włączyli radio, były wiadomości sportowe. Nagle spiker mówi, że do pierwszej ligi awansowała Stal Rzeszów – tak w wywiadzie przeprowadzonym przez Miłosza Bieniaszewskiego dla magazynu Biało-niebieska historia wspominał pomeczową podróż Zdzisław Napieracz, jeden z zawodników Stali.

W Tarnobrzegu doszło do sensacji. Siarka wygrała 3:0. Oznaczało to awans Stali Rzeszów. Już nikt nie przejmował się porażką w Bielsku-Białej. Raz jeszcze oddajmy głos ówczesnemu piłkarzowi Żurawi:

Torby poszły w ruch. Strzały. Korki zaczęły latać po autobusie.

Joachim Krajczy doprowadził zatem Stal do dwóch ogromnych sukcesów. Wspomniany sezon zapisał się złotymi zgłoskami w klubowej historii. Jednak po jego zakończeniu twórca tych triumfów opuścił Rzeszów. Przeniósł się do GKS Katowice. Stalowców w Pucharze Zdobywców Pucharów poprowadził  Zenon Książek. To jednak temat na inną opowieść, którą zresztą przedstawiliśmy na naszych łamach jakiś czas temu.

Kariera zawodnicza

Bohater naszego tekstu urodził się w październiku 1940 roku w Gliwicach. Już w wieku trzynastu lat kopał piłkę w juniorach miejscowego Spartaka. Kolejne lata juniorskiej kariery spędził w gliwickiej Unii, z której w 1958 roku trafił do najbardziej znanego klubu w mieście – Piasta. To właśnie tam zaczął się jego seniorski etap przygody z piłką.

Krajczy grał na pozycji pomocnika. W barwach Piasta prezentował się bardzo dobrze. W ciągu kilku lat rozegrał ponad osiemdziesiąt meczów, w których strzelił dwadzieścia dwa gole. Udane występy zaowocowały w 1961 roku transferem do Legii Warszawa.

W klubie ze stolicy Krajczy zadebiutował na najwyższym poziomie rozgrywkowym. W sezonie 1963/1964 sięgnął z Legią po Puchar Polski. Finał odbył się na Stadionie Dziesięciolecia. Późniejszy trener wyszedł w podstawowym składzie, a jego drużyna wygrała po dogrywce i dwóch golach Henryka Apostela 2:1 z Polonią Bytom.

Wkrótce gliwiczanin został piłkarzem Stali Rzeszów. Z powodzeniem występował na Podkarpaciu do roku 1970. Rozegrał w niebiesko-białych barwach ponad 130 meczów, strzeliwszy dziewiętnaście goli. Pod koniec kariery wrócił na chwilę do Piasta i, co było ukłonem w kierunku kibiców, wystąpił w dwóch spotkaniach, po czym zakończył przygodę z kopaniem piłki. Niedługo później zaczął się kolejny rozdział jego piłkarskiego życia, czyli praca trenerska.

W nowej roli

Pierwszym wyzwaniem Krajczego w karierze szkoleniowca była praca w Stali Rzeszów. O tym, jak świetnie sobie poradził, pisaliśmy już na początku naszej opowieści. Przyjęcie oferty GKS Katowice mogło trochę dziwić, gdyż śląska drużyna pozostała w drugiej lidze, zaś rzeszowian Krajczy prowadziłby w rozgrywkach najwyższego krajowego szczebla oraz w europejskich pucharach.

W GKS nasz bohater pracował zaledwie przez jeden sezon, w którym jego drużyna zajęła ósme miejsce w drugoligowej tabeli. Jednak po zakończeniu przygody z GieKSą, Krajczy pozostał w Katowicach, obejmując tamtejszy Rozwój.  Prowadził tę drużynę do roku 1980. Później zaliczył jeszcze epizod w GKS Tychy, a następnie wyjechał do niemieckiego miasta Saarbrucken i właśnie w Niemczech zdecydował się zamieszkać.

Joachim Krajczy jest jednym z zaledwie sześciu ludzi, którzy zdobyli Puchar Polski w roli zarówno piłkarza, jak i trenera. Niedosyt może stanowić dla niego fakt, że nigdy nie zagrał w dorosłej reprezentacji. Kilkanaście razy wystąpił za to w reprezentacyjnych drużynach młodzieżowych. O jego zasługach dla rzeszowskiego futbolu, a zwłaszcza dla Stali, świadczy to, że w 2004 roku otrzymał nagrodę prezydenta Rzeszowa.

Mecz o pierwsze zwycięstwo

Wracamy na Stadion Miejski w Rzeszowie, by zobaczyć, jak w starciu z Chrobrym Głogów poradził sobie klub, który przed laty bohater naszego tekstu prowadził do wielkich sukcesów. Pierwszy gwizdek sędziego wybrzmiał o 15. Ogromny upał na pewno był uciążliwy, ale piłkarze obu drużyn nie przejmowali się warunkami pogodowymi i ambitnie walczyli o pierwsze zwycięstwo.

W pierwszej połowie dominowała Stal. Zawodnicy Marka Zuba częściej byli przy piłce i przeprowadzali sporo ataków, ale długo nie przekładało się to na groźne strzały. Jednak w 34. minucie trybuny w końcu wybuchły radością. Stało się tak za sprawą efektownej akcji Stalowców. Po podaniu Kacpra Sadłochy w sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się Szymon Łyczko. 17-letni zawodnik oddał celny strzał i sprawił, że rzeszowska drużyna objęła prowadzenie.

Drugą połowę gospodarze zaczęli od ataków, ale później nieco oddali na jakiś czas inicjatywę przyjezdnym. Skutkowało to golem wyrównującym, którego w 56. minucie strzelił Mikołaj Lebedyński. Stal walczyła o odzyskanie korzystnego wyniku. Gol wisiał w powietrzu, ale rezultat na tablicy bardzo długo się nie zmieniał. 

Sędzia doliczył aż jedenaście minut. W dodatkowym czasie czerwoną kartkę, będącą konsekwencją dwóch żółtych, otrzymał piłkarz Chrobrego, Bartosz Biel. Zawodnicy z Głogowa musieli w końcówce grać w dziewiątkę, ponieważ jeden z nich opuścił boisko z powodu kontuzji, a limit zmian został wykorzystany.

Stal wykorzystała grę w przewadze. Dodatkowy czas się przeciągnął i w czternastej doliczonej minucie Szymon Kądziołka oddał precyzyjny strzał z pola karnego. Piłka po raz drugi wpadła do bramki głogowian. Stal wygrała 2:1. Zwycięstwo cieszyło miejscowych kibiców nie tylko dlatego, że dało pierwsze trzy punkty w sezonie i zostało wyrwane w takich okolicznościach, ale także dlatego, że oba gole strzelili 17-letni gracze będący wielką nadzieją klubu.

Na pomeczowej konferencji prasowej zapytałem trenera Marka Zuba czy wygrana odniesiona w taki sposób, po niesamowitej końcówce, może stanowić wyjątkową motywację dla drużyny i zbudować zawodników przy okazji walki w kolejnych meczach.

Chciałbym powiedzieć, że musi, ale powiem, że powinno. Natomiast absolutnie chcemy to wykorzystać i na to liczę – odparł szkoleniowiec Stali.

Z kolei na początku spotkania z dziennikarzami powiedział, podsumowując spotkanie:

Przede wszystkim cieszy zwycięstwo i powstał nam fajny scenariusz do filmu. Natomiast fakt, że o wyniku przesądzili młodzi zawodnicy, świadczy o właściwym kierunku, w którym chcemy podążać. Chcieliśmy przede wszystkim atakować skrzydłami, bo tam widzieliśmy największe luki w obronie Chrobrego. Dominowaliśmy praktycznie przez osiemdziesiąt minut spotkania. Odnieśliśmy w pełni zasłużone zwycięstwo, w którym pomogli nam również  kibice, do końca nas mocno dopingując.

W zdecydowanie gorszym nastroju był trener gości, Piotr Plewnia. Oto jego ocena rozgrywanego w Rzeszowie meczu:

Mamy takie momenty, trochę więcej było ich w pierwszej połowie, w drugiej zdecydowanie mniej, w których nogi nie chcą grać tak, jak powinny. Transportujemy piłkę do drugiej linii nie tak, jakbyśmy tego chcieli. Dużo zaangażowania i determinacja to jest coś, czego musimy się trzymać i cieszę się, że dziś kilka razy była sytuacja, że nasi zawodnicy jechali na plecach rzeszowian, ale tak się walczy. Jeżeli poprawimy pewne rzeczy, to nie będziemy musieli wskakiwać na plecy, a będziemy ustawieni do tego, żeby bronić. Trudno znaleźć pozytywy, kiedy przegrywa się kolejny mecz, ale z mojej perspektywy na pewno kilka tych plusów jest.

Warto dodać, że na meczu obecny był Goncalo Feio, trener Motoru Lublin. To właśnie z tą drużyną Stal zmierzy się na wyjeździe w następnej kolejce. Chrobry Głogów będzie szukał pierwszego zwycięstwa w domowym meczu z GKS Tychy.

Źródła, z których korzystałem:

  • Grzegorz Ignatowski, Andrzej Potocki, Mariusz Świerczyński (pod redakcją) – „Polskie kluby w europejskich pucharach”
  • Biało-niebieska historia – Zdzisław Napieracz – wywiad Miłosza Bieniaszewskiego – https://www.youtube.com/watch?v=plfVVUU7XiM
  • „Przegląd Sportowy”
  • „Piłka Nożna”
  • „Nowiny”

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 5

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Grzegorz Zimny
Grzegorz Zimny
Absolwent pedagogiki na Uniwersytecie Rzeszowskim. Fan historii sportu, ze szczególnym uwzględnieniem piłki nożnej. Pisał teksty dla portalu pubsport.pl. Od 2017 roku autor artykułów na portalu Retro Futbol, gdzie zajmuje się zarówno światową piłką nożną, jak i historiami z lokalnego, podkarpackiego podwórka, najbliższego sercu. Fan muzyki rockowej i książek.

Więcej tego autora

Najnowsze

“Nie poddawaj się! Lukas Podolski. Dlaczego talent to zaledwie początek” – recenzja

Autobiografie piłkarzy, którzy jeszcze nie zakończyli jeszcze kariery, budzą kontrowersje. Nie można bowiem w takiej książce stworzyć pełnego obrazu danej osoby. Jednym z takich...

Resovia vs. Stal – reminiscencje po derbach Rzeszowa

12 kwietnia 2024 roku Retro Futbol gościło na wyjątkowym wydarzeniu. Były nim 92. derby Rzeszowa rozegrane w ramach 27. kolejki Fortuna 1. Ligi. Całe...

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.