Jordan Henderson – przedłużenie myśli Jürgena Kloppa. Poznaj nieoczywistą legendę Liverpoolu

Czas czytania: 2 m.
0
(0)

Jordan Henderson znalazł się w klubie z czerwonej części hrabstwa Merseyside w latem 2011 roku. Wychowanek akademii Sunderlandu nie miał łatwego początku na Anfield, ponieważ na siłę chciano zrobić z niego nowego Stevena Gerrarda. Jego sytuacja zmieniła się dopiero po przybyciu do Liverpoolu Jürgena Kloppa. Pod okiem Niemca „Hendo” wyrósł na prawdziwego lidera, z którego zdaniem w szatni The Reds liczył się każdy piłkarz. Po 12 sezonach gry dla LFC Anglik zdecydował się opowiedzieć swoją historię w książce pt. „Jordan Henderson. Autobiografia kapitana Liverpoolu”, której dziś ruszyła przedsprzedaż.

Publikacja ukazała się w serii #SQNOriginals i jest dostępna na ⏩ https://bit.ly/retro-henderson

Fragment 📖

Kiedy mianowano mnie kapitanem Liverpoolu w lipcu 2015 roku, po tym jak Stevie przeniósł się do LA Galaxy, wiedziałem, że nigdy nie będę umiał powielić tego, co Gerrard zrobił dla klubu. Stevie to chłopak z Liverpoolu, a jego potężna więź z klubem była wyjątkowa. Wiedziałem, że podążam śladami takich legend jak Emlyn Hughes, Phil Thompson i Graeme Souness, ale nie chciałem się z nimi porównywać. Musiałem wykonać powierzone mi zadanie na swój własny sposób.

Jak miałem to zrobić? Przede wszystkim byłem pewien, że mogę pomóc wszystkim chłopakom w szatni. Byłem tam dla nich, byłem kimś, na kim mogli polegać. Kimś, do kogo mogli przyjść, by porozmawiać o wszystkim, co ich uwierało. Poświęcam się dla kolegów z zespołu i tak jest od zawsze.

To moja rola jako kapitana. Czułem, że mogę wyciągnąć z każdego na boisku i poza nim to, co najlepsze. Ze wszystkimi potrafiłem znaleźć wspólny język. Nie byłem supergwiazdą. Chciałem sprawić, by chłopaki wspięły się na wyżyny, i pokazać, że jestem jednym z nich. Nie stawiałem się na piedestale. Nie chciałem być kimś niedostępnym.

Zawsze chciałem pomagać innym piłkarzom stawać się częścią zespołu po to, byśmy wspólnie odnosili sukcesy. Chcę pomagać im stawać się lepszymi graczami. Kiedy przejmowałem opaskę kapitańską, wiedziałem, że nie będę mógł zastąpić Gerrarda we wszystkim, że nie wniosę tyle do drużyny. I wcale nie chciałem tego zrobić. Wiedziałem jednak, że muszę stanowić o sobie. Mogłem wnieść następującą wartość: stawiać wszystkich przed sobą. Stevie tak robił i był jednocześnie talizmanem zespołu.

To kolejna część mojego pełnego sprzeczności charakteru. Nie czuję się komfortowo jako lider, ale zawsze chciałem przewodzić. Od początku zdradzałem zdolności przywódcze. Byłem kapitanem reprezentacji Anglii do lat 21 oraz kapitanem zespołów młodzieżowych Sunderlandu. Ludzie od zawsze widzieli we mnie predyspozycje do pełnienia tego typu funkcji.

Odkąd pamiętam, staram się robić wszystko należycie. Kocham piłkę nożną. Żyję rozsądnie i daję tym przykład. Na boisku zawsze chciałem być liderem, ale nie pragnąłem całej tej otoczki wyjątkowości związanej z byciem kapitanem. Zamierzałem jednoczyć ludzi, by stworzyć coś trwałego. Żeby koledzy z boiska patrzyli na mnie i mogli powiedzieć: „Tak, ufamy mu i umrzemy dla niego, bo on zrobi to samo dla nas”. Chcę właśnie tego rodzaju więzi i tak chciałem zawsze przewodzić.

Gdy mianowano mnie kapitanem Liverpoolu, poprosiłem o  skromny komunikat. Zapowiedziałem, że nie będzie żadnych nagrań wideo. Chciałem, by w oświadczeniu zawarto wypowiedź na jeden akapit i kilka zdjęć. Żyjemy w czasach, w których kluby tylko czekają na okazję, by opublikować wymyślny post, ale to zupełnie nie dla mnie. Nie chciałem niczego takiego, tego typu rzeczy budzą we mnie niesmak. Byłem pod tym względem stanowczy i ludzie musieli przełknąć to, że Stevie odszedł, a ja otrzymałem opaskę bez żadnego medialnego szumu.

Wiedziałem, jak to wygląda z zewnątrz: opaska przechodziła od Stevena Gerrarda, niewątpliwie najwybitniejszego kapitana w historii Liverpoolu, jednego z najlepszych piłkarzy w historii, do Jordana Hendersona. „Co tu się dzieje? – pytali ludzie. – Czy ktoś nas wkręca?” Takich opinii się spodziewałem. W duchu czułem, że mam umiejętności, by być liderem w szatni, ale domyślałem się, jak to można odbierać.

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Bartosz Bolesławski
Bartosz Bolesławski
Psychofan i zaoczny bramkarz KS Włókniarz Rakszawa. Miłośnik niesamowitych historii futbolowych, jak mistrzostwo Europy Greków w 2004 r. Zwolennik tezy, że piłka nożna to najpoważniejsza spośród tych niepoważnych rzeczy na świecie.

Więcej tego autora

Najnowsze

“Nie poddawaj się! Lukas Podolski. Dlaczego talent to zaledwie początek” – recenzja

Autobiografie piłkarzy, którzy jeszcze nie zakończyli jeszcze kariery, budzą kontrowersje. Nie można bowiem w takiej książce stworzyć pełnego obrazu danej osoby. Jednym z takich...

Resovia vs. Stal – reminiscencje po derbach Rzeszowa

12 kwietnia 2024 roku Retro Futbol gościło na wyjątkowym wydarzeniu. Były nim 92. derby Rzeszowa rozegrane w ramach 27. kolejki Fortuna 1. Ligi. Całe...

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.