D ziś mało kto mógłby sobie wyobrazić, że w tak wielkim kraju, zafascynowanym piłką nożną, jak Niemcy nie było pełnoprawnej, zawodowej ligi piłkarskiej. Ba! Bardzo długo opierano się samej idei zawodowstwa. Nikt w Niemczech do pewnego momentu nie wyobrażał sobie takiej zmiany. Już samo przejście na pół zawodowstwo wydawało się dla nich zbyt trudne. W pewnym momencie ktoś jednak poszedł po rozum do głowy i powiedział kompanom w federacji: Panowie, może jednak warto?! Oto historia powstania ligi niemieckiej, a konkretnie tego, co doprowadziło do rozegrania pierwszego meczu w historii Bundesligi.
Niemiecki Ordnung? Nie tym razem!
Wielokrotnie każdy z nas słyszał o ordnungu. Określa to porządek, który Niemcy traktują bardzo poważnie. Niemal w każdej dziedzinie życia przykładali wagę do poukładanego egzystowania. Okazuje się jednak, że był wyjątek od tej cennej dla naszych zachodnich sąsiadów reguły. Był to sport, a konkretnie piłka nożna. Sport w Niemczech do lat 60. był wyłącznie amatorski. Mieszkańcy kraju znad Renu twierdzili, że zarobek na uprawianiu sportu uwłacza człowiekowi. W przeciwieństwie do Anglii, gdzie futbol niemal od początku był nastawiony na zawodowstwo, w Niemczech rządził ruch Die Turnen. Miał to być ruch dla ruchu, pozbawiony konotacji zarobkowych. Nie ominęło to również futbolu, który jednak mocno na tym cierpiał. Nie chodziło w tym cierpieniu o sam fakt braku przychodów do klubów, lecz w ogóle o jakąkolwiek egzystencję związaną z uprawianiem sportu.
Od początku XX wieku doszło jednak do pierwszych rozłamów wewnątrz społeczeństwa w kwestii zawodowstwa w futbolu i innych dyscyplinach. Tłem konfliktu była ogólnonarodowa liga, która miała zostać powołana do życia. Kluby nie mogły się dogadać co do kształtu, idei i sposobu przydziału drużyn do rozgrywek. Jest to zrozumiałe, gdyż Niemcy to duży kraj, w dodatku posiadający landy, czyli odpowiedniki polskich województw. Każdy land chciał czegoś dla siebie w pomyśle nowej, ogólnokrajowej ligi i pojawiał się konflikt interesów. Podstawowym problemem było jeszcze samo zawodowstwo. Podejście do spraw zarobkowych za uprawianie sportu oraz narastające w Niemczech nastroje antysemickie po I wojnie światowej nie mogły pozwolić na zbudowanie czegoś trwałego.
Istniały co prawda tak zwane Gauligi, czyli rozgrywki regionalne, ale ich struktura była iście daleka od tego, czego oczekiwali wszyscy na czele z rozrastającą się piłkarską federacją. Owe rozgrywki i późniejszy sposób rozstrzygania mistrza kraju można by określić nie ligą, lecz tak naprawdę Pucharem Niemiec, czyli rywalizacją w dzisiejszym systemie pucharowym. Gauliga była swego rodzaju Pucharem Intertoto, kwalifikacją do właściwych rozgrywek o mistrzostwo kraju. Z racji okresu, w którym ona istniała, należy ją nazwać ligą nazistów. Czemu tak? Dlatego, że to właśnie oni na czele z Adolfem Hitlerem powołali do życia Gauligi. Na szczęście dla futbolu, jak i świata, ich władza, a zarazem era Gauligi zakończyła się wraz z końcem II wojny światowej.
Ordnung na horyzoncie
Pierwsze sygnały o tym, że coś się zmienia w Niemczech w kwestii powstania profesjonalnej ligi, można było odczuć na przełomie lat 50. i 60. XX wieku. Pomysły dotyczące samej ligi, jak i długo wyczekiwanego przejścia sportowców na zawodowstwo zaczęły się rodzić właśnie wtedy. Zrozumiano bowiem, że na dłuższą metę trudno będzie niemieckim sportowcom rywalizować z rywalami z innych krajów, którzy już byli zawodowcami. Co prawda zdarzały się wyjątki, takie jak ekipa RFN z trenerem Seppem Herbergerem w 1954 roku podczas mistrzostw świata, czy finał Pucharu Europy, w którym zagrał Eintracht Frankfurt. Ludzie ze środowiska mieli przede wszystkim obawy dotyczące rozkupienia najlepszych piłkarzy z Niemiec.
Nim doszło do jakichkolwiek rozmów w sprawie powołania jednej, ogólnokrajowej ligi, w najlepsze miały miejsce rozgrywki zwane Oberligą. Twór, który aktualnie jest odpowiednikiem polskiej IV ligi, w latach 1945-1963 był sposobem na wyłonienie mistrza Niemiec spośród pięciu makroregionów. Były to: północ, zachód, południowy zachód, Berlin i południe. Przez pierwsze lata, konkretnie do 1951 roku, przejęto bezpośrednio system z Gauligi, by później zmodyfikować go w dwie grupy, których zwycięzcy trafiali do finału, który wyłaniał mistrza. Przełomem w kontekście zmian okazała się jednak sytuacja z 1961 roku, gdy Inter Mediolan chciał wykupić Uwe Seelera. W myśl ówczesnych zasad piłkarz, który w celach zarobkowych opuszczał Niemcy, był skreślony jako kandydat do reprezentowania kraju w imprezach międzynarodowych. Dodatkowym czynnikiem był coraz niższy poziom, spowodowany zbyt dużą liczbą drużyn grających na najwyższym poziomie. To był kluczowy moment dla zmiany stanowisk co do zawodowstwa, a w konsekwencji do powstania ligi znanej dzisiaj jako Bundesliga. 24 lipca 1962 roku na zebraniu delegatów DFB zapadła decyzja: koniec z Oberligą!
Dosyć czekania
Czytaj także: Zjednoczenie, czyli jak powstała Bundesliga
W końcu nadeszła wiekopomna dla piłki niemieckiej chwila. Zadecydowano bowiem, że wraz z dwudziestym czwartym dniem sierpnia 1963 roku ma wystartować zupełnie nowa, w pełni profesjonalna liga piłkarska. Nadszedł koniec wszelkiego rodzaju lig regionalnych, Gaulig, czy innych tego rodzaju tworów. Niemcy doczekały się wreszcie ligi na miarę włoskiej Serie A, czy przede wszystkim angielskiej First Division. Długo trzeba było na to czekać, ponieważ dojście do porozumienia wśród klubów, władz i społeczeństwa zajęło niemal pół wieku. No ale jak to mówią, na dobre trzeba czekać czasami bardzo długo.
Pierwszy mecz nowej ligi przypadł na sobotę. Zaszczyt rozpoczęcia pierwszego, historycznego sezonu Bundesligi przypadł dwóm zespołom, które mają okazję mierzyć się również obecnie. Były to Borussia Dortmund i Werder Brema.
Przeczytaj również:
Sześciokrotny mistrz Oberligi – West i trzykrotny mistrz kraju miał podjąć zespół, który był skazany na rywalizację z absolutnym dominatorem Oberligi – Nord, zespołem Hamburger SV. Starcie to zapowiadało się znakomicie, lecz z racji warunków technicznych niestety nie realizowano tego meczu tak, jak to miało miejsce choćby w Monachium, we Frankfurcie, czy w Saarbrücken.
Samo spotkanie zaczęło się piorunująco. Już w 58. sekundzie meczu do bramki Werderu, w której stał Klaus Lambertz, trafił Friedhelm Konietzka. Wydawało się wówczas, że Borussia udowodni na starcie nowych rozgrywek, że ich dyspozycja z Oberligi nie była przypadkiem. Okazało się jednak, że Werder postawił twarde warunki. Jeszcze przed przerwą do bramki BVB trafił Willi Soya. To tylko zapowiadało większe emocje w drugiej połowie.
Tak rzeczywiście się stało, gdyż na Weserstadion po przerwie wpadły łącznie do bramki trzy gole. Dla gospodarzy strzelali Arnold Schütz i Theo Klöckner. Honor Borussii uratował ten, który rozpoczął strzelanie, czyli Konietzka. Mimo wszystko w Dortmundzie, który jeszcze kilka lat wcześniej mierzyła się z potęgami pokroju Milanu w europejskich pucharach, porażka 2:3 w Bremie na otwarcie nowych rozgrywek była solidnym policzkiem w twarz. Okazał się on na tyle mocny, że „żółto – czarni” skończyli sezon dopiero na czwartym miejscu.
WOJCIECH ANYSZEK