Królu złoty, gdzie są banknoty? – historia upadku Polonii Warszawa

Czas czytania: 5 m.
5
(4)

Ireneusz Król miał zapewnić porządek i nowy start Polonii Warszawa. Tymczasem po zakończeniu współpracy przez byłych zawodników warszawskiego klubu nazywany jest kłamcą i największym oszustem, jakiego było im spotkać. O drodze do upadku i nagim królu.

Nadejście nowej władzy w klubie miało sprawić, że losy Czarnych Koszul się odmienią i uspokoją. W końcu poprzednia kadencja ekscentrycznego Józefa Wojciechowskiego to opowieść łącząca ze sobą elementy dramatu i komedii. Przypomnieć można sobie choćby słynne spotkania prezesa z zawodnikami, na których bronić piłkarzy miał sam były premier Józef Oleksy. Szkoleniowcy też nie mieli wesoło. O długiej owocnej współpracy mógł pomarzyć Bogusław Kaczmarek, który został zwolniony z funkcji menadżera po 4 spotkaniach. A głównym powodem jego utraty pracy, po 3 zwycięstwach i remisie, było przesunięcie na pozycję pomocnika Tomasza Jodłowca (sic!), który jak się później okazało, grał praktycznie tylko w tej strefie boiska. Inni wcale nie mieli lepiej. W czasie swojego panowania w Polonii Wojciechowski zatrudnił 17 trenerów, których traktował podobnie.

Na kadencję właściciela J.W. Construction nie należy patrzeć, pamiętając tylko negatywne chwile. To on zapewnił warszawskiemu klubowi powrót do najwyższej ligi po fuzji z Dyskobolią. Wykładał na klub z własnej kieszeni, zapewniając tym samym godne wynagrodzenie zawodnikom i trenerom. Tragikomiczne panowanie ówczesnego prezesa miało swoje wzloty i upadki, od europejskich pucharów w pierwszym sezonie, po klub kokosa. Moment, w którym prezes pożegnał się z klubem, z perspektywy czasu, okazał się najsmutniejszym dniem, gdyż zwiastował rychły upadek klubu z Konwiktorskiej.

Niech żyje Król!

Brak pozytywnych rezultatów, tj. takich, których wymagał Wojciechowski, było dla prezesa nie do zrozumienia. Kolejne sezony, które nie spełniały oczekiwań, spowodowały zniechęcenie J.W do dalszego inwestowania w klub. Nadszedł dzień, w którym powiedział dość i sprzedał akcje Polonii. Nowym właścicielem został śląski biznesmen, który już wcześniej zaistniał w świecie polskiej piłki. Ireneusz Król, bo o nim mowa, był już udziałowcem GKS-u Katowice. I tu pojawił się problem dla obu stron.  Król chciał połączyć dwa kluby w jeden i pod nazwą KP Katowice występować w najwyższej klasie rozgrywkowej, na co nie był zgody kibiców. Nie była to pierwsza chybiona decyzja Króla, wcześniej praktycznie wypowiedział on wojnę najbardziej zagorzałym kibicom śląskiego klubu.

“Zależy mi bardzo na kibicach, ale takich, którzy przyjdą całymi rodzinami na stadion. Wypiją niskoprocentowe piwko, dobrze się pobawią, dopingiem wspomogą drużynę i swoich piłkarzy. Nie zależy mi natomiast na łobuzerii, chuligance i przywódcach bojówek, którzy mienią się kibicami Gieksy”

– komentował dla Przeglądu Sportowego nowy właściciel Polonii.

Król liczył na kibiców niedzielnych, którzy zostawią kasę w klubie, ale nie będą emocjonalnie angażować się w decyzje podjęte w gabinetach i tym samym nie będą patrzeć na ręce podejrzanemu biznesmenowi.

Absurdu wypowiadanym słów przez Króla dodawał fakt, że to właśnie najwierniejsi fani GKS-u przed wejściem do klubu śląskiego inwestora, uratowali go przed upadkiem.

W tamtym momencie relacja na linii prezes – fani była już lekko mówiąc spalona. Oczywiste jest, że kibiców klubu z Katowic rozwścieczyła wizja zjednoczenia z Polonią, która wiązała się z utratą tożsamości, ale i słowa Króla, że blisko mu do możliwości rozgrywania spotkań na stadionie Wisły Kraków. Konflikt rozpoczął się jednak znacznie wcześniej, według kibiców doprowadzał on do ruiny GKS i jego sytuację finansową, przy tym nieustannie oszukiwał opinię publiczną.

Wielkie poruszenie i strajki kibiców w stolicy województwa śląskiego spowodowały, że Ireneusz Król zniechęcił się do GKS-u, dla uciechy kibiców, tym samym całościowo skupiając się na losach warszawskiej Polonii.

Nowy prezes zapowiadał zaciskanie pasa i koniec rozrzutnej ery Wojciechowskiego. Co nie miało wiązać się wcale z tym, że niektórzy piłkarze niedostaną swojego miesięcznego wynagrodzenia ani razu.

Drużyna w poprzednim sezonie zajęła 6. miejsce w tabeli Ekstraklasy. W nowej rundzie Czarne Koszule poprowadzić miał debiutujący trener, były piłkarz Polonii, Piotr Stokowiec wraz ze sztabem złożonym choćby z Jarosława Bako, czy Łukasza Smolarowa. Nowy szkoleniowiec zajmował się wcześniej drużyną Młodej Ekstraklasy, co sprawiło, że w zespole coraz większą rolę zaczęli odgrywać Paweł Wszołek i Łukasz Teodorczyk.

Polonia rozpoczęła pozytywnie, bo od zwycięstwa 3:1 z Lechią Gdańsk na wyjeździe. A w kolejnych spotkaniach imponowali szczególnie walecznością i powiewem młodości. Dobre wyniki nie wiązały się jednak z zachowaniem prezesa, ten z kolei nie spełniał podstawowego zadania pracodawcy – nie wypłacał pensji, a na domiar złego zaczął atakować piłkarzy w mediach. Praca w młodym dynamicznym zespole nie przekonywała zawodników. We wrześniu pojawiły się pierwsze głośne wezwania prezesa do uiszczenia wypłat. W tamtym momencie pierwszy w mediach odezwał się Marcin Baszczyński, który poinformował, że zaległości prezesa, wobec niego trwają od 3 miesięcy. Pojawiały się nowe obietnice Ireneusza Króla, te o przelewach, które idą z różnych zakątków świata. W końcu doszło do spotkania pomiędzy zawodnikami a prezesem. A na nim piłkarze mieli usłyszeć gwarancję. Król na zebraniu poręczał swoją głową, że wszystkie zaległości zostaną spłacone do końca roku.

Kolejne mecze w rundzie jesiennej mijały, a Polonia prezentowała bardzo wysoki poziom. Po drużynie nikt nie spodziewał się wybitnego roku, a Czarne Koszule w pierwszej połowie sezonu zajmowały 3. miejsce i wciąż walczyły o najwyższe laury, w tym niektórzy piłkarze praktycznie wykonując swoją pracę pro bono. Nadszedł grudzień, a przelewy nadal nie trafiły na konta zawodników. W tym momencie głos zabrał sam prezes, na antenie Canal+. Wywiad Ireneusza Króla z perspektywy czasu wygląda jak obłuda. Padają na nim porównania Polonii do Lokomotywy, kwestią czasu dla prezesa było rozpędzenie się i zapłata zaległości wśród piłkarzy, którym nie wypłacił pensji. Przypomnijmy, że wtedy został mu niecały miesiąc, aby spełnić swoje obietnice, czyli spłaty półrocznych wynagrodzeń, między innymi dla Sebastiana Przyrowskiego.

Rok dobiegł końca, a pensje nie trafiły do piłkarzy. Przed wylotem na obóz przygotowawczy w Turcji wielu zawodników powiedziało dość. Ostatecznie Polonię Warszawa opuszcza Łukasz Teodorczyk, który trafia w ramach transferu do Lecha Poznań. Poza nim w rundzie wiosennej kibice nie zobaczyli choćby, Adama Kokoszki czy Wladimera Dwaliszwiliego. Mocno osłabiony skład Czarnych Koszul przystąpił do rozgrywek w rundzie wiosennej.

Fenomenu tej drużynie dodawał fakt, że debiutujący trener, który stracił kluczowe postacie w drużynie, był w stanie utrzymać poziom z rundy jesiennej. Piłkarze protestowali, narzekali, a mimo to udało się zachować zaangażowanie zawodników w lidze.  Sportowe losy, nie były tak ważne, jak te w gabinetach.

Polonia zakończyła sezon na 6. miejscu.

Jak przestały istnieć Czarne Koszule?

15 maja 2013 roku ogłoszono na komisji do spraw licencyjnych, że drużynie Polonii Warszawa nie zostanie przyznana licencja z powodów zaległości.  Tym samym drużyna miała oficjalnie pożegnać się z Ekstraklasą i poziomem centralnym. Pomimo obietnic prezesa, który przekonywał, że walczył o Polonie do ostatnich dni, nie udało się spełnić założeń.

Na ostatnim spotkaniu na stadionie przy ul. Konwiktorskiej zapanowała żałobna atmosfera. Na trybunach zagościły transparenty przeciwko postępowaniu Ireneusza Króla. Zawodnicy przed siedzibą klubu pozowali w koszulkach z hasłem “Królu złoty, gdzie są banknoty”, a w przerwie zremisowanego spotkania z Piastem na płytę boiska wybiegły dzieci związane z akademią Polonii.

Klub, który przetrwał II wojnę światową i walki podczas powstania na ich stadionie, upadł.

A prezes w ostatni dzień swojej pracy wystosował maila do pracowników o akcie wandalizmu, którego rzekomo dokonali kibice Polonii, na jego budynku mieszkalnym.

Wnioskując, zawodnicy, kibice i pracownicy klubu dokonali czegoś niemożliwego nie z powodu dobrze działającego zarządu, a pomimo władzy w klubie.

Zbudowali atmosferę i kolektyw, który ciągnął drużynę do nieproporcjonalnych sukcesów w stosunku do zaniechań i choć Polonia w tamtym sezonie nie wygrała żadnego trofeum, to wraz z drużyną wędrował symboliczny puchar Króla, który jak mówił w dokumencie dla Canal+ Adam Pazio. “Był jak zwykle pusty”.

“To najgorszy kłamca i człowiek, jakiego znam, moi rodzice, gdy byłem, mały mówili mi, że najważniejsze jest być mężczyzną i nigdy nie kłamać, nie wiem co mówili mu jego rodzice”.

– Aleksander Todorowski, dla Canal +, w filmie dokumentalnym “Kasa będzie jutro”.

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 4

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img

Więcej tego autora

Najnowsze

„Jak (nie) grać w Europie”? Nowa książka Michała Zachodnego już w sierpniu

Dlaczego polskie kluby radzą sobie w europejskich rozgrywkach gorzej od przedstawicieli lig będących na podobnym poziomie? Michał Zachodny, dziennikarz Viaplay oraz autor ciepło przyjętej...

Nandor Hidegkuti – człowiek ze „Stali” Rzeszów

Mało kto wie, że w „tych” latach 70-tych, a dokładnie w 1972 roku trenerem piłkarzy rzeszowskiej Stali był Węgier Nandor Hidegkuti. Dlaczego jest to...

Rapid Wiedeń – historia i teraźniejszość

Rapid Wiedeń to drużyna, która stanowi o historii ligi Austiackiej - w tym artykule przyglądamy się klubowi z Wiednia.