18 sierpnia 2022 roku Lech Poznań zmierzył się w pierwszym meczu ostatniej rundy eliminacji do Ligi Konferencji Europy z Luksemburskim F91 Dudelange.
Lech Poznań vs F91 Dudelange — sytuacja przed meczem
Nastroje wokół Lecha Poznań przed meczem z Luksemburczykami były delikatnie rzecz ujmując przeciętne. Lech wciąż nie rozwiązał problemów, z którymi boryka się od początku sezonu. Rażąca nieskuteczność pod bramką rywala to grzech, za który pokutuje zespół, ale też kibice. W poprzedniej rundzie europejskich rozgrywek Lech finalnie osiągnął korzystny rezultat, niemniej ciężko ten występ oceniać w kategoriach sukcesów. Podsumowaniem niech będzie reakcja Kotła, który zażądał opuszczenia boiska przez piłkarzy Lecha, a następnie podziękował rywalom za postawę gromkimi oklaskami.
Kilka dni później Lech gościł na swoim stadionie drużynę Śląska Wrocław — poznaniakom nie można odmówić chęci gry ofensywnej, niemniej ponownie brakowało skuteczności w polu karnym rywala. Śląsk wygrał 1:0 i pomimo licznych okazji Kolejorza, to przybywający w roli underdoga Śląsk wydawał się mieć mecz pod kontrolą.
W tych okolicznościach kibice i obserwatorzy skupieni wokół Mistrza Polski nie kryli obaw przed decydującym o awansie do fazy grupowej dwumeczem. Pojawiały się również głosy, że Lech nie będzie w stanie udźwignąć potencjalnego awansu do fazy grupowej i podzieli los Legii z zeszłego sezonu. Żartobliwie określono, że Kolejorz powinien odpuścić walkę o puchary, żeby móc skupić się na lidze i walce o puchary w przyszłym roku.
Z kolei Luksemburczycy podchodzili do spotkania na względnym luzie. Dudelange rozpoczął zmagania ligowe od dwóch wygranych. Dodatkowo piłkarze mieli w pamięci wyrównany mecz ze zdecydowanie wyżej notowanym Malmoe w ramach eliminacji do Ligi Europy. Co prawda na postawę Szwedów mógł mieć wpływ wysoko wygrany pierwszy mecz, niemniej odrobienie dwóch bramek i remis na swoim terenie bez wątpienia budował wiarę w siebie u piłkarzy prowadzonych przez Carlosa Fangueiro.
Polska vs Luksemburg w europejskich pucharach
Tu warto dodać, że starcie Lecha z Dudelange przy Bułgarskiej było 13 meczem w historii rywalizacji drużyn z tych krajów. Historię tę otwiera dwumecz pomiędzy AS Le Jeunesse d’Euch a ŁKS Łódź i zdecydowanie nie jest to dobre otwarcie. Polacy byli uważani za zdecydowanego faworyta, chociaż w dużej mierze wynikało to z oceny demograficznej i niedocenienia dużo mniejszego kraju. Rywal szybko zweryfikował naszą pewność siebie i zdemolował Polaków aż 5:0.
Łodzianie zaprezentowali futbol, w którym było wiele niepotrzebnych dryblingów oraz całkowita bezradność ataku, który nie oddał na bramkę Luksemburczyków ani jednego zdecydowanego strzału.
− Przegląd Sportowy
W rewanżu ŁKS próbował walczyć, ale świetne interwencje bramkarza gospodarzy uniemożliwiły Łodzianom nawiązać walkę. W kolejnej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharu Luksemburczycy ulegli wielkiemu Realowi Madryt 0:7 i 2:5.
Na kolejne starcie drużyn z Polski i Luksemburga trzeba było czekać 29 lat. Los ponownie połączył AS Le Jeunesse d’Euch, ale tym razem rywalem był Górnik Zabrze. W odróżnieniu od Łodzian Zabrzanie nie dali rywalom żadnych nadziei, wygrywając 3:0 oraz 4:1. W kolejnej rundzie Pucharu Mistrzów Polacy trafili na Real Madryt i nawiązali równą walkę. Hiszpanie pod wodzą Leo Benhakera co prawda nieznacznie wygrali oba mecze, ale ta rywalizacja na długo zapisała się w pamięci kibiców.
Kolejne 4 dwumecze to historia Legii Warszawa. Najpierw w sezonie 1990/91 Warszawianie wyeliminowali FC Swift Hesperange w 1/16 Pucharu Zdobywców Pucharów, 6 lat później łatwo poradzili sobie z AS Le Jeunesse d’Euch w I rundzie kwalifikacji Pucharu UEFA, a w 2001 roku pokonali FC Etzella Ettelbréck w rundzie kwalifikacyjnej do tego Pucharu.
Powyższe mecze nie są szczególnie wspominane przez kibiców i dziennikarzy, bo najsłynniejszym dwumeczem w historii rywalizacji naszych krajów jest starcie Legii z Dudelange w ramach III rundy Ligi Europy w sezonie 2018/19. Niżej notowani przeciwnicy niespodziewanie pokonali stołeczną drużynę — warto odnotować, że Luksemburczycy poradzili sobie również z Cluj w play-ofach i po raz pierwszy w historii awansowali do fazy grupowej europejskich pucharów. Tam co prawda zdobyli tylko jeden punkt, ale zdobyli też ogromne doświadczenie. To doświadczenie zaowocowało rok później, bo Dudelange powtórzył sukces z poprzedniego sezonu i ponownie awansował do fazy grupowej Ligi Europy.
Jeśli spojrzymy więc obiektywnie na drużynę Dudelange, to w ostatnich latach odgrywa ona dużo większą rolę w europejskiej piłce od poznańskiego Lecha.
Pierwsza połowa
Początek meczu Lech rozpoczął bardzo odważnie, a w pierwszych 5 minutach Lech wykreował kilka akcji zasługujących na bramkę. W przeciwieństwie do poprzednich meczów tym razem Lech postanowił nie marnować okazji. Po jednym z rzutów rożnych piłka trafiła przed pole karne, a piękne trafienie zanotował Velde. Od 7 minuty Lech prowadził 1:0.
Tu należy wtrącić, że ta bramka zakłóciła scenariusz, który pisały trybuny na czele z Kotłem. Kibole postanowili wyrazić swój sprzeciw wobec sposobu, w jaki zarządzany jest klub. Najpierw pojawiła się bardzo prosta, ale też dobitna oprawa, a chwilę później stadion obiegły przyśpiewki skierowane do zarządców klubu. Po strzelonej bramce co naturalne, kibice zmienili repertuar i skupili się na mocnym dopingu Kolejorza.
Lech nie zamierzał się zatrzymywać i w dalszym ciągu atakował bramkę rywali. W pierwszym kwadransie bardzo dobrze wyglądał zarówno środek pola jak i skrzydłowi. Ishak z Amaralem co chwilę próbowali urwać się rywalom, którzy jednak skutecznie zastawiali pułapki ofsajdowe.
Z czasem rywal zaczął przełamywać dominację Poznaniaków. Dudelange zaczęło coraz śmielej atakować bramkę Lecha, a silny pressing okazał się kluczem do zdobycia środka pola. Lech został zamknięty na swojej połowie, próby wyjścia z akcjami ofensywnymi kończyły się szybkim przejęciem przez rywala — nie pomagały również coraz częstsze błędy gospodarzy. Lech często wybijał piłkę na oślep.
W odróżnieniu od Lecha Dudelange nie potrafił udokumentować swojej boiskowej przewagi bramką, a i Poznaniacy znaleźli sposó na uspokojenie gry — pierwsze 45 minut zakończyło się wynikiem 1:0 dla gospodarzy, chociaż po obu stronach można było czuć niedosyt.
Druga połowa
Lechici rozpoczęli drugą połowę niemrawo i przez chwilę wydawało się, że będzie to nerwowe 45 minut. W 61 minucie trener Lecha postanowił zainterweniować i dokonał podwójnej zmiany. Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę. 5 minut później było już 2:0, po tym, jak piękne trafienie zaliczył Ishak. Duża w tym golu zasługa Rebocho, który popisał się asystą. Jeszcze większą zasługę trzeba jednak przypisać brakowi VAR, bo pomimo niewątpliwych walorów estetycznych, bramka nie powinna być uznana z uwagi na spalonego.
Chwilę później stadion ponownie wypełnił się okrzykiem radości, bo Lech strzelił trzecią bramkę. Tym razem gol nie został uznany — trzeba oddać sędziemu, że podjął sprawiedliwą dla meczu decyzję.
Lechici nie zwalniali tempa i próbowali szczęścia w kolejnych ofensywnych akcjach, ale sytuacja stała się napięta w 88 minucie, kiedy to czerwoną kartkę otrzymał Milic. Drużyna gości poczuła swoją szansę na bramkę kontaktową i podniesienie szans w meczu rewanżowym. Szkoleniowiec Poznaniaków szybko zareagował na sytuację boiskową, dokonując zmiany w składzie.
Podsumowanie
Wygrana na swoim terenie z dwubramkową zaliczką daje trenerowi i piłkarzom od dawna poszukiwany oddech i chwilę spokoju przed rewanżem. Ten mecz co prawda nie uporządkował wszystkich problemów, które nawarstwiają się wokół klubu, ale pozwala wierzyć na korzystny rezultat w całym dwumeczu. Dudelange to nie są amatorzy, jak mogłoby się wydawać mniej zorientowanym kibicom i na pewno są rywalem o klasę lepszym od Vikingura.
Tydzień wcześniej Lech pomimo wygranej i awansu został wygwizdany i przegoniony z boiska — tym razem nastroje najbardziej zagorzałych kibiców były lepsze, a piłkarze otrzymali podziękowania. Za tydzień rewanż i prawdopodobnie najważniejszy mecz Kolejorza w tym sezonie. Jeśli Lech obroni wypracowaną dziś przewagę, to w Poznaniu powinien zapanować większy spokój. Ten spokój jest potrzebny szczególnie trenerowi, który już od początku musi udowadniać słuszność swojego pomysłu na grę Lecha. Pomimo dużego entuzjazmu wynikającego z zatrudnienia van den Broma, dosyć szybko jego notowania wśród kibiców i dziennikarzy spadły. Nie można jednak odmówić holendrowi, że chce grać ofensywnie i być może potrzebuje czasu wraz ze wsparciem transferowym.