Moja wizyta w Monachium

Czas czytania: 9 m.
0
(0)

Witajcie w Bawarii. Miejscu, gdzie zmienilibyście wasze stereotypowe myślenie o nudnych turystycznie Niemczech. Jeśli fascynują was odrębności, inne kultury i miejsca, gdzie czas płynie inaczej, Bawaria jest właśnie dla was. Od samego początku region w Południowych Niemczech fascynuje odmiennością. Kolebka niemieckiego folkloru, gdzie piwo smakuje inaczej niż w nawet najbardziej renomowanej piwiarni w Polsce, a Bayern Monachium to wielka wspólnota.

Zamiast kolejnej nudnej wizyty w Chorwacji albo Fuertaventurze, warto wybrać coś innego. Cel podróży wybieramy zgodnie z naszymi pasjami i fascynacjami. Tak sobie myślę, że ktoś, kto bardzo lubi góry, w Alpach znowu poczuje, że żyje. Kto bardzo wierzy w Boga, na samą myśl o spacerach uliczkami Lourdes będzie miał ciarki. Podobnie jest z futbolem. I choć kibicem Bayernu Monachium nigdy nie byłem, doceniam piłkarską klasę wielokrotnego mistrza Niemiec. Doceniam dominację i szanuję, bo zawsze szanowałem kluby piłkarskie, które jednoczyły społeczności. Nie były kaprysem właściciela ze Wschodu.

Przeczytaj także: Zjednoczenie, czyli jak powstała Bundesliga”

Wspomniałem o miejscu, gdzie czas płynie inaczej. Pierwszy raz przekonałem się o tym, kiedy w sklepie widziałem bawarski zegar, gdzie wskazówka porusza się w przeciwnym kierunku do reszty świata, czyli od prawej do lewej.

Kraina społecznego rozkwitu

Bawaria to taka niemiecka nibylandia. Podobno każdy Niemiec, który dorobił się na północy kraju, marzy o domku na południu, gdzie mógłby spędzić swoją starość. Coś w tym jest, bo to miejsce rzeczywiście urzeka swoją aurą. Kiedy siadasz sobie w ogródku piwnym i popijasz szlachetny trunek z kufla o nazwie mass (1,069 litra), możesz się autentycznie wyluzować. Gdybym miał 70 lat, na pewno wolałbym to miejsce do życia niż zurbanizowane Zagłębie Ruhry. Podana przeze mnie objętość odnosi się tylko do piwa – otóż Bawarczycy stosują do tego napoju specjalną miarę.

Na przełomie września i października w regionie odbywa się Oktoberfest, kiedy biała kiełbasa (Weiswurst) wraz ze słodką musztardą ma szczególne wzięcie. To jest jak obchód. Całe miasto tym żyje, a wtedy można przekonać się o znakomitości miejscowych rytuałów. Do Monachium przyjeżdża z tej okazji kilka milionów turystów. Wtedy nawet poważni biznesmeni zamieniają garnitur na charakterystyczne portki z szelkami oraz kapelusze z piórem. Celebra trwa. Pielęgnacja tradycji, której początki datuje się na 1810 rok.

Gigant i ubogi krewny

W Monachium od ponad stu lat trwa rywalizacja Bayernu Monachium (Bayern – nazwa landu) i TSV 1860. W Manchesterze oprócz United mamy Manchester City, które wszyscy znają i znali nawet przed inwestycjami szejków. W Barcelonie Blaugrana to gigant, natomiast Espanyol Barcelona też ma swoje miejsce, swoje gwiazdy i też ma kibiców poza Katalonią. W Monachium jest wielka dominacja, a Thomas Muller ma większą pensję w skali roku niż jedenastka piłkarzy TSV 1860 Monachium, czyli popularnej „sześćdziesiątki”.

Jeszcze w latach 60. było inaczej. Rządziło TSV, a historia o zakusach niebieskich na Gerda Mullera jest słynna do dzisiaj. Potem nastały lata 70., kiedy Bayern Monachium zaczął dominować nie tylko w Niemczech, ale w całej Europie. Gerd Muller jest postacią kultową. Takim śp. Cruyffem dla FC Barcelony. Nazwisko „Muller” otwiera tutaj każde drzwi.

W 1964 roku Robert Schwan został menedżerem Bayernu, mającego wówczas tylko jeden tytuł mistrzowski. Drugoligowy zespół pozostawał w cieniu TSV 1860. Schwan uparł się, że w tym miejscu uczyni piłkarską potęgę. Kultowe stało się jego powiedzenie: znam dwie mądre osoby: Robert Schwan przed południem i Robert Schwan po południu. Czegoś wam to nie przypomina? Jeśli Jose Mourinho określił siebie mianem „The special one”, Robert Schwan był ówczesnym jego odpowiednikiem. Kiedy odchodził – w 1977 roku – Bayern Monachium był znany na całym świecie. Znajomy kibic Bayernu pokazuje balkon ratusza przy Marienplatz i opowiada, jaka atmosfera panuje w tym miejscu, kiedy zawodnicy świętują zdobycie kolejnego trofeum.

TSV 1860 nie może się dzisiaj równać, co nie oznacza, że nie mają fanów. Klub ma kilkadziesiąt tysięcy zarejestrowanych kibiców oraz kilkaset fanklubów. Mówimy o drużynie, która od 2004 roku jest poza Bundesligą. To tylko dowodzi, jak bardzo Bawaria żyje futbolem.

Piłkarskie miasto świata

Szczególnym miejscem są ulice Grunwalder Strasse i Sabener Strasse, biegnące niemal równolegle, które przedziela dzielnica Giesing. Niegdyś futbolowe centrum Monachium, gdzie przy Grunwalder Strasse mieści się Stadion Miejski w 1911 roku dzierżawiony przez TSV. Dopiero w 1922 klub wykupił obiekt na własność za 700 tysięcy marek. Zdecydowano o wyburzeniu starej, drewnianej trybuny, po czym wybudowano nową – z betonu żelaza. Wtedy Stadion Miejski stał się największym piłkarskim stadionem w Bawarii. Kryzys w Niemczech lat 30. spowodował, że nieruchomość przejęły władze miasta. Dzisiaj stadion liczy 22 tysiące krzesełek, a w latach 40. Liczył ponad dwa razy tyle. Nie mogę ukryć szoku, kiedy słyszę, że ten mały piłkarski stadion pomieścił ponad 58 tysięcy widzów w 1948 roku podczas meczu TSV 1860 Monachium – 1.FC Nurnberg.

Kiedyś Fabio Capello powiedział, że przechadzając się po murawie Santiago Bernabeu czuć na plecach oddech historii. Mogłem sobie wyobrazić to uczucie, kiedy spoglądałem na starą, drewnianą trybunę, gdzie zasiadali najzagorzalsi fani w Bawarii. To ten stadion, po którym się przechadzałem był świadkiem narodzin wielkich legend – Seppa Maiera, Beckenbauera i Gerda Mullera.

Obok są bloki kamienicy, z której widok na stadion jest podobno bardzo dobry i starsi mieszkańcy pamiętają, jak mecze TSV i Bayernu oglądało się z okien za darmo.

W tym miejscu wszystko wygląda jak skansen. Inaczej, kiedy przejdziemy kilometr dalej. Również przy Grunwalder Strasse znajduje się siedziba TSV 1860. Od lat poza elitą, jednak zaplecze robi wrażenie. Wielki klubowy budynek, boiska treningowe. Przy wejściu są dwa posągi lwa, które mają strzec klub, mający przecież przydomek „lwy”.

Przeurocza symbolika nie pozwala zapomnieć, że Monachium to nie tylko Bayern, o czym dzisiaj ludzie zwykli zapominać.

Przechodzimy na Sabaner Strasse, gdzie siedzibę ma Bayern. Wszystko wygląda jeszcze bardziej okazale niż w przypadku TSV. Niedawno rozbudowano klubowe budynki. Cały kompleks sprawia wrażenie futurystycznego. Co drugi przechodzień ma jakiś symbol Bayernu. Najbliżej jest odgrodzone boisko treningowe, gdzie pracuje pierwsza drużyna. Codziennie kilkaset osób obserwuje pracę swoich piłkarzy. Kilkanaście metrów dalej hotel, gdzie mieszkają młodsze roczniki zawodników Bayernu Monachium.

Obserwując wszystkie audi i BMW na parkingu, rzuciły się w oczy tablice rejestracyjne. Otóż okazało się, że w Bawarii można zamanifestować przywiązanie do klubowych barw, kupując specjalną podkładkę z nazwą klubu za sześć euro – TSV 1860 albo Bayern.

Jeszcze ciekawiej jest z piłkarzami i szefami Bayernu Monachium. Wolno im użyć specjalnego kodu literowego. „M – BM”, czyli Munchen Bundesliga Meister” albo „M – RM” – Munchen Rekord Meister”.

Spadek po Igrzyskach Olimpijskich

Poniekąd piłkarskie życie miasta zostało zaburzone przez prawo organizacji Igrzysk Olimpijskich 1972 dla Monachium. Na północy miasta zbudowano cały kompleks nowych obiektów sportowych. Wśród nich ten najważniejszy, czyli Stadion Olimpijski – dzieło duetu Gunthera Behnischa (architekt) oraz Freia Otto (inżynier).

Jeśli powiemy, że Arena AufSchalke wyznaczyła nowe standardy w budowaniu stadionów, na ówczesne czasy Stadion Olimpijski w Monachium był czymś jeszcze bardziej okazałym. Stworzono architektoniczne dzieło. Część trybun harmonijnie wkomponowanych w łagodne zbocze parku pokrył dach z pleksiglasu, wsparty na dużych stalowych słupach. Z daleka wygląda jak ogromny namiot, czym robi wrażenie do dzisiaj, a jak na ówczesne standardy budownictwa – była to budowa iście rewolucyjna. Być może to pierwszy stadion, w którym obok funkcjonalności dużo uwagi poświęcono wyglądowi, zerwano z duchem brutalizmu.

Dzięki powstaniu nowego obiektu zarówno TSV i Bayern przenieśli się ze stadionu położonego przy Grunwalder Strasse. Piłkarze TSV grali na nim jeszcze niektóre mecze w niższych ligach. Bayern Monachium do końca pozostał przy Stadionie Olimpijskim. Do tej pory odbywają się mecze juniorów Bayernu – TSV albo drużyn amatorskich. Nawet tego typu mecze skupiają do dziesięciu tysięcy kibiców.

Na Olimpijski można dojechać wygodnie metrem, mimo, że znajduje się dalej od centrum niż Grunwalder Strasse. Minus to zła widoczność spowodowana bieżnią lekkoatletyczną. To nieco odbiera ducha stadionu typowo piłkarskiego.

Podobnie jak na Stadionie Miejskim, można poczuć tutaj atmosferę wielkich piłkarskich wydarzeń. Złoto IO kadry Górskiego po zwycięstwie nad Węgrami (1972), pokonanie 1:0 Brazylii na MŚ 1974. Pytam się z ciekawości polskiego przewodnika: wie pan może, na którą bramkę biegł Grzegorz Lato? – życzliwy wskazuje mi ręką pole karne blisko wejścia „C” na stadion. Już wszystko jasne, a wyobraźnia działa. Finał Ligi Mistrzów 1997 to też wydarzenie bardzo istotne. Borussia Dortmund grała z Juventusem Turyn. Podobno zebrani kibice Bayernu Monachium dopingowali Włochów, aby po Puchar Mistrzów nie sięgnął wielki rywal.

Akord nowoczesności, idea powstania Allianz Areny

Były lata 90. Wady Stadionu Olimpijskiego zaczęły coraz bardziej dokuczać. W Amsterdamie oddawano do użytku ultranowoczesną Amsterdam Arenę, więc jeśli Ajax miał grać na takim stadionie, Bayern Monachium też musiał. O budowę nowego stadionu bardzo zabiegał Uli Hoeness – menedżer drużyny.

Do dzisiaj wspomina się tutaj ówczesnego burmistrza – Christiana Ude. Do ratusza udawali się kolejni przedstawiciele z planami i projektami. Ude miał bronić przede wszystkim interesów miasta. Drogą logiki – skoro w mieście jest Stadion Olimpijski, mogący pomieścić ponad sześćdziesiąt tysięcy ludzi, nowy obiekt jest zbyteczny. Kompromis zakładał jego przebudowę, na co nie zgodził się jeden z projektantów, kierujący się względami osobistymi. Jego działo nie miało być zmieniane w jakikolwiek sposób.

Wkurzony Hoeness postawił ultimatum. Albo miasto wyraża zgodę na budowę nowego obiektu, albo Bayern zbuduje sobie stadion poza granicami miasta, co wiązałoby się z utratą wielu zalet i przywilejów, bo przecież Bayern to jego wizytówka.

Konflikt rozwiązało przyznanie organizacji Niemcom finałów mundialu 2006. W całym kraju budowane nowe obiekty, a Stadion Olimpijski to był projekt już archaiczny, niespełniający wielu wymogów FIFA. Po serii negocjacji i przepychanek wybrano tereny na północnych peryferiach miasta – przy autostradzie i starym wysypisku śmieci. Uli Hoeness widząc plan nowego stadionu, miał stwierdzić: przecież on wygląda jak ponton!

Koszt budowy oszacowano na 270 milionów euro. Powstała spółka akcyjna, gdzie udziały mieli Bayern i TSV. Po inauguracji wybuchł wielki skandal. Okazało się bowiem, iż firma Alpine realizująca projekt szwajcarskich architektów – Jacquesa Herzoga i Pierre’a de Meurona, dała łapówkę synowi prezydenta TSV 1860 – Karla Heinza Wildomosera. Prezydent zrezygnował ze stanowiska w 2005 roku, choć do końca próbował bronić się przed naciskami z zewnątrz. TSV popadł w tarapaty i spadł z ligi.

Allianz Arena została otwarta wiosną 2005 roku.

Bayern Monachium wyciągnął rękę do swojego rywala zza miedzy, oferując wykupienie udziałów na stadionie za kwotę 11,6 mln euro.

Grupie najzagorzalszych kibiców nowy obiekt nie przypadł do gustu. Atmosfera na nim panująca odbiegała od dawnych stadionów, a loża VIP według nich miała być zbyt duża. Poza tym z loży VIP ludzie piją szampana, a nie dopingują Bayernu Monachium. Hoeness odpowiedział jasno i zdecydowanie: loże VIP w obecnym kształcie być muszą, bo stanowi to główne źródło utrzymania Allianz Areny. Abonamenty dla zwykłych kibiców były dzięki temu tańsze niż powinny.

Oglądanie meczu z trybun to prawdziwa przyjemność. Nawet w miejscach najbardziej oddalonych od murawy widoczność jest po prostu znakomita. Z lekkoatletycznym Olimpijskim nawet nie można porównywać.

Niemcy przy okazji budowy zadbali o wszystko. Przy stadionie jest autostrada, obwodnica i stacja metra – dosłownie kilkaset metrów od Allianz Areny. Natomiast nie udało się uniknąć pewnych niedogodności. Stadion leży na obrzeżach miasta. Kiedy siedemdziesiąt tysięcy ludzi udaje się autostradą w kierunku centrum, ruch może być momentami zablokowany.

Allianz Arena

Pierwotnie stadion nosił nazwę Fussbal Arena i taka nomenklatura obowiązywała podczas MŚ 2006, kiedy obiekty muszą być wolne od nazw tytularnych sponsorów. Firma ubezpieczeniowa Allianz za 15 lat prawa do nazwy stadionu zapłaciła bagatela 90 mln euro.

Budowę rozpoczęto w listopadzie 2002 roku. Trwająca nieco mniej niż trzy lata pochłonęła ostatecznie 340 mln euro. Dodatkowe 300 mln wydano na budowę infrastruktury wokół obiektu. W Monachium rozegrano m.in. mecz inauguracyjny MŚ – Niemcy 4:2 Kostaryka.

Wykupienie loży biznesowej na rok kosztuje od 100 do 250 tysięcy euro. Można z nich korzystać 24 godziny na dobę. Mimo horrendalnych sum, wśród bogatych firm najlepsze miejsca na stadionie mają wzięcie.

Jeśli nie masz przy sobie przypadkiem pieniędzy, nic straconego. Konkursy z biletami organizują lokalne media – na przykład gazeta „Suddeutsche Zeitung” albo rozgłośnie radiowe – „Gong” albo „Energy”. Szczęśliwcy wchodzą na Allianz Arenę za darmo, otrzymują białe peleryny z kapturami, po czym siadają w wyznaczonych wcześniej miejscach. Odróżniając się od reszty kibiców, tworzą żywą reklamę „T-Mobile”. Ma to niebagatelne znaczenie, kiedy ze stadionu trwa transmisja do kilkudziesięciu krajów świata.

Iluminacja stadionu robi wrażenie. Kiedy jedzie się autostradą w stronę obiektu, widać, kto na nim gra. Kiedy gra Bayern – elewacja stadionu podświetlona jest na czerwono. Kiedy gra TSV, na niebiesko. Kiedy reprezentacja Niemiec, stadion przybiera barwy białe – neutralne. W dzień stadion wygląda jak opona. Sprawia wrażenie nadmuchanego przez 2760 poduszek firmy Kavatex. Są grubości zaledwie 0,2 milimetra, co sprawia, że stadion przepuszcza światło w blisko 95 procentach. W każdej poduszce znajduje się lampka, co pozwala na efektowny wygląd stadionu w porze nocnej.

Murawa waży 1,2 tony, składa się z 15 składników, które trzymane jest w tajemnicy. Nawierzchnia wymieniana jest co 4 miesiące, a taka operacja kosztuje 150 tysięcy euro.

W przerwach między trybunami jest specjalna wolna przestrzeń, zapewniająca swobodny przepływ świeżego powietrza, a specjalne wentylatory rozprowadzają je po całym boisku.

Przewodnik oprowadził grupę po stadionie. Naliczyłem cztery szatnie. Dwie – czerwona i niebieska – należą tylko do Bayernu i TSV. Ponadto znajdują się dwie neutralne, z której korzystają goście i reprezentacja Niemiec. Do pomieszczenia wyznaczonego dla Bayernu i TSV ekipa Joachima Lowa nie ma wstępu.

Aresztowani Polacy

Na koniec wizyty pozwiedzałem dzielnice miasta. Okazało się, że klubów piłkarskich w Monachium jest jeszcze kilka. Oczywiście nie mówimy tutaj o drużynach z wielkim budżetem i ambicjami. Takim klubem jest chociażby ESV Neaubing. W każdy weekend na kameralnym trawiastym boisku z małą trybuną swoje mecze rozgrywa amatorska ekipa. Obok ogródek piwny, w którym można się rozsiąść pod parasolem i obejrzeć mecz. Nawet taki klub ma do swojej dyspozycji halę sportową i kilka sportowych sekcji.

Polak mieszkający w tej dzielnicy opowiedział bardzo ciekawą historię.

Były lata 90. ESV Neaubing grało mecz ligi regionalnej z Furstenfeldbruck. Po zakończeniu mecz, kiedy zawodnicy byli już w szatni, do pomieszczenia wpadli policjanci i zakuli w kajdanki dwóch zawodników, którzy byli Polakami. Milankiewicz i Klimczewski przyjechali do Monachium za chlebem. Przyjechali legalnie, mieli wszystkie potrzebne pozwolenia na tymczasowe podjęcie pracy. Jeden pracował na kolei, a drugi był pracownikiem na budowie. Obaj po pracy hobbystycznie grali mecze w ESV. Otrzymywali symboliczne kwoty od klubu, stanowiące zwrot kosztów przyjazdu na treningi i mecze. Około tysiąca marek w ciągu pół roku – drobna kwota, od której Polacy nie zapłacili podatku.

Okazało się, że jest coś takiego jak Kreisverwaltungreferat. Niemiecka machina sprawiedliwości, która kontroluje finanse. Jeden z gorliwych urzędników organizacji uznał, że kwota 160-180 marek miesięcznie nie stanowi zwrotu kosztów (wolnego od podatku), a dodatkowy zarobek, mimo, że sam urząd skarbowy był przychylny Polakom.

Przepisy mówiły, że cudzoziemiec pracujący w Niemczech nie może mieć dodatkowych rocznych zarobków, przekraczających 400 marek. Po wpłaceniu kaucji przez ESV obaj wyszli z aresztu. Potem okazało się, że ów urzędnik to siostrzeniec Dietera Langhansa – prezesa innego amatorskiego klubu z Monachium. Jak się okazuje – walka w mieście o piłkarskie wpływy trwa na wszystkich poziomach.

Wnioski

Zawsze jestem daleki od zachwytów nad wszystkim, co zagraniczne. Polski syndrom wielu kompleksów jest w wielu przypadkach bezzasadny. W Monachium było inaczej. Kompleks futbolu w kierunku Niemców to coś, czemu ciężko zaprzeczyć. Wystarczy przekroczyć granicę na Odrze, aby z kraju, który nie może się zakwalifikować na MŚ od ponad 10 lat, trafić do nacji mistrzów świata.

Polska to nie jest kraj, w którym się żyje futbolem. W Niemczech futbol stał się istotnym ogniwem społecznego życia.

Przykład. Nie muszę być koneserem kina, wielkim fanem kinematografii, aby pójść sobie wieczorem obejrzeć film i spędzić miło czas. Tak samo jest u naszych zachodnich sąsiadów w kontekście futbolu. U nich chodzenie na stadion nie różni się niczym od wizyty w kinie albo teatrze. Tymczasem u nas dalej stadion piłkarski kojarzy się z radykalnymi ruchami kibicowskimi, jakąś niszową rozrywką.

Wspomniałem o wizycie w ośrodku treningowym . O Bayernie Monachium nie ma co wspominać. Wiadomo, że to światowa marka i żaden samozwańczy „polski Bayern” nie ma startu. Ale popatrzyłem na TSV, które znajduje się na poważnym zakręcie. Nawet w klubie 2.Bundesligi cała otoczka po prostu miażdży aspirujące polskie kluby do gry w Europie.

Do tej pory myślałem – e tam. Tak tylko gadają, Polska się rozwija i dogania. Nieprawda. Nadal żyjemy w innym, piłkarsko gorszym świecie. I nawet nie chodzi o infrastrukturę, ilość boisk. Ale o mentalność, społeczne przyzwyczajenia, akceptację futbolu jako masowej rozrywki.

KAMIL ROGÓLSKI

 

OBSERWUJ NAS NA INSTAGRAMIE!
POLUB NAS NA FACEBOOKU!

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

Nadzieja FC Futbol, ludzie, polityka – recenzja

Książka „Nadzieja FC Futbol, ludzie, polityka” to zapis z kilkunastomiesięcznej podróży Anity Werner i Michała Kołodziejczyka do Tanzanii, Turcji, Rwandy i Brazylii. Futbol jest...

Remanent 5. Pole karne z bliska.

Jerzy Chromik powraca z piątą częścią Remanentu, w którym przenosi czytelników na stadiony z lat 80. i 90. Wówczas autor obserwował zmagania drużyn eksportowych,...

Jakie witaminy i minerały są ważne dla biegaczy?

Bieganie to nie tylko pasjonująca forma aktywności, ale także sposób na zadbanie o zdrowie i kondycję. Odpowiednia dieta, bogata w witaminy i minerały, może...