Zmienił nam się futbol drodzy panowie, oj zmienił. Ongiś wielce uczony pan Sofokles w episkyrosa grywał, rękoma piłkę przez linię przerzucał. W odległej Brytanii odcięte głowy przeciwników kopano, morale żołnierzy powiększając. Okropieństwo powiadacie? Owszem miłe panie. Cóż wam jednak mogę rzec, takie czasy były, takie czasy.
Już bardziej cywilizowane ludy średniowieczne całymi wioskami grały w futbol, próbowali przenieść piłkę z miejsca na miejsce, czasem grając nawet w liczbie kilku setek. A ile ofiar przy tym było i zniszczonego mienia. Szanowany biskup Robert z Londynu ubolewał nad tym, że grający w football szyby w katedrze wybijali i święte figury niszczyli.
W słonecznej Florencji też grano. Calcio grą swoją nazywali, już wtedy słynną włoską taktykę kształtowali. Czy chcę piwa pytacie? A nalejcie proszę kufelek, struny głosowe naoliwię. Dziękuję pięknie. Kontynuował będę, jeśli pozwolicie, czas mnie nagli. O Sheffield i Cambridge nie będę się rozwodził, to pewno wszystko wiecie. Przejdę zatem czym prędzej do szlachetnego pana Rimeta, który jako prezes FIFA kierował się niemal obsesją, by zorganizować globalne mistrzostwa piłkarskie.
I tak w piękny w roku 1929 w niedalekim Amsterdamie podjęto decyzję. Rozgrywki nazwano Pucharem Świata, a pierwszą edycję zdecydowano powierzyć Urugwajowi, najlepszej ówcześnie drużynie piłkarskiej. Przy okazji wielmożni panowie z federacji zdecydowali się uczcić sto lat konstytucji tamtego kraju. Piękny gest, prawda? I panowie z Urugwaju dostojnie się zachowali, obiecując zwrot kosztów podróży na turniej. A podróż długa była, oj długa. Sportowcy z Europy aż dwa tygodnie płynęli. Uśmiechacie się pod nosem widzę. Powtórzę raz jeszcze moi drodzy, że takie czasy były, takie czasy. Był to przecież rok 1930.
Dziękuję wam pięknie za kufelek piwka i cierpliwość. Wybaczcie tym samym najdrożsi, pójść już dziś muszę. Obiecuję jednak, że za tydzień wrócę, by o pierwszym turnieju o Puchar Świata opowiedzieć.
DAMIAN BEDNARZ