„Dziekan” – recenzja

Czas czytania: 3 m.
0
(0)

Są takie książki, na które się czeka. Kiedy czyta się jakąś biografię, czasem przychodzi myśl, kurcze, szkoda, że swojej biografii nie wydał ten albo inny piłkarz. Tak było z autobiografią Dariusza Dziekanowskiego. Marzyłem, żeby coś takiego się pojawiło, czekałem kiedy książka ujrzy światło dzienne, nawet spotkałem się z Darkiem na Targach Książki w Warszawie, aby zdobyć jego autograf. Niestety później nie było już tak przyjemnie, bo książka była… Hmmmm… jakby to ująć?

To nie tak, że jest słaba. Nie jest. Jest całkiem przyzwoita, a momentami nawet bardzo dobra. Ukazała się nakładem wydawnictwa „Akurat” i choć nie była zbytnio promowana, to zapewne jej sprzedaż będzie prezentowała się całkiem nieźle. Jednak po przeczytaniu ponad 400 stron doszedłem do wniosku, że czegoś tutaj brakuje. Czyżby Dziekan nie powiedział wszystkiego? Były piłkarz takich klubów jak Legia Warszawa, Widzew Łódź czy Celtic Glasgow pisze, że nie był święty, ale to wszystko w tym temacie. Dariusz Dziekanowski pominął wszystko, co mogłoby postawić go w złym świetle, co powoduje, że ta pozycja jest czymś w rodzaju historii byłego piłkarza, który snuje swoją opowieść dzieciom przy kominku. A przecież dla mieszkańców Warszawy, którzy są blisko futbolowego środowiska jego wyskoki nie są żadną tajemnicą. Nawet Janusz Wójcik w swojej książce opisał historię, jak piłkarz w samych gaciach biegł zimą na stację benzynową, bo zabrakło wódki. Ale to świadomy ruch. Dziekan sam tak wybrał, mówiąc wiele lat temu, że wysoki poziom ekshibicjonizmu w autobiografii go nie interesuje.

A więc mamy do czynienia z książką spokojną, mocno stonowaną, która wręcz ocieka niewykorzystanym potencjałem. To jednak nie oznacza, że nie jest to książka wartościowa. Dowiemy się z niej jak doszło do tego, że Dziekan nie przeszedł do Serie A czy do niemieckiej Bundesligi. Poznamy też nieco bliżej historie konfliktu pomiędzy dwoma być może najlepszymi polskimi piłkarzami drugiej połowy lat 80-tych. − … mniej więcej w sześćdziesiątej minucie świętej pamięci Włodek Smolarek podszedł do linii bocznej i powiedział, ściągając kapitańską opaskę: „Albo go zdejmiecie, albo ja schodzę. Chodziło o mnie, rzecz jasna. Kompletnie osłupiałem. Trener mógł mnie zmienić w każdej chwili, ale żeby o zmianie decydował kolega z drużyny? Okazało się jednak, że takie rzeczy są możliwe, bo minutę albo dwie później trener Żmuda zasygnalizował zmianę.

Takich momentów jest znacznie więcej, ale zbyt mocno kontrastują one z całością. Pewne rzeczy zawarte w książce, jak na przykład opisy meczów, można było zupełnie pominąć. Dla wnikliwego czytelnika rażące mogą być też powtórzenia i niespójności, które bardzo rzadko, ale jednak w książce występują.

Anegdot w tej książce można znaleźć sporo. Zaczyna się od tego, że Dariusz Dziekanowski tłumaczy, że w pierwszych butach piłkarskich, jakie otrzymał od wujka, nie spało mu się zbyt dobrze. Na koniec mamy taką perełkę:
− Boss, tu jest kartka od prezesa z wytycznymi, kogo masz powoływać do kadry.
W Beenhakkera jakby piorun strzelił. Zaklął siarczyście w ojczystym języku.
− Co to za zwyczaje? Od kiedy to prezes decyduje o powołaniach do reprezentacji? Zaraz do niego pójdę i powiem mu co o tym myślę!
Takie starcie na samym początku współpracy z pewnością nie rokowałoby dobrze na przyszłość. Na szczęście jak na zawołanie przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
− Wiesz co, Boss? Taka wymiana sugestii to wcale niegłupia rzecz. Może zrewanżujemy się listą spraw, które powinny być szybko załatwione? Ośrodek piłkarski z prawdziwego zdarzenia, nowy stadion, na którym reprezentacja bez wstydu mogłaby podejmować przeciwników, wyższe „meczowe” dla zawodników i tak dalej… Prezes stara się nam pomagać, spróbujmy pomóc jemu.
Pomysł spodobał się Beenhakkerowi. Spisaliśmy na jakimś świstku listę kilkunastu postulatów i w autobusie wiozącym nas do samolotu przekazałem ją prezesowi Listkiewiczowi. Tym razem to on podskoczył jak oparzony.
− A co to niby ma być???
− Jak to, co? Lista spraw do załatwienia, prezesie. Pan służy nam radą, my służymy radą panu.
− Ja nie chcę tej kartki! Zabierz ją!
− Bardzo przepraszam, ale ja robię tylko za posłańca. W każdej chwili może pan przecież porozmawiać o tym z trenerem.

* Gdyby nie biografia Andrzeja Iwana, Dziekan dostałby bardzo wysoką ocenę. Iwan wraz z Krzysztofem Stanowskim podnieśli poziom biografii piłkarzy przynajmniej o dwa poziomy i dlatego biografia Dariusza Dziekanowskiego otrzymuje notę sześć w skali hipstera.

GRZEGORZ IGNATOWSKI

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

Ostatni pokaz magii – jak Ronaldinho poprowadził Atletico Mineiro do triumfu w Copa Libertadores w 2013 r.?

Od 2008 r. Ronaldinho sukcesywnie odcinał kupony od dawnej sławy. W 2013 r. na chwilę znów jednak nawiązał do najlepszych lat swojej kariery, dając...

Zakończenie jesieni przy Wyspiańskiego – wizyta na meczu Orlen Ekstraligi Resovia – AP Orlen Gdańsk

Już wkrótce redakcja Retro Futbol wyda napakowany dużymi tekstami magazyn piłkarski, którego motywem przewodnim będzie zima. Idealnie w ten klimat wpisuje się zaległy mecz...

Siatkarski klasyk w Rzeszowie – wizyta na meczu Asseco Resovia – PGE GiEK Skra Bełchatów

Siatkarskie mecze pomiędzy Resovią a Skrą Bełchatów od lat uznawane są za jeden z największych klasyków. Kluby te walczyły o największe laury, nie tylko...