Niemiecka dominacja w Lidze Mistrzów. Sezon 2012/13

Czas czytania: 6 m.
0
(0)
D o 2013 roku tylko trzy kraje mogły poszczycić się tym, że mają dwie drużyny w finale Ligi Mistrzów. W 2000 roku o miano najlepszego klubu Europy walczyły Real Madryt i Valencia CF. W 2003 bój o najważniejsze klubowe trofeum stoczyły AC Milan i Juventus. Pięć lat później edycję Champions League kończyła rywalizacja Manchesteru United z Chelsea. W sezonie 2012/2013 do Hiszpanów, Włochów i Anglików dołączyli Niemcy, którzy mogli cieszyć się finałem Bayernu Monachium z Borussią Dortmund.

Zanim nadszedł wspaniały sezon dla niemieckiego futbolu w europejskich pucharach, sporo działo się na krajowej arenie u naszych zachodnich sąsiadów. W sezonie 2010/2011 całą piłkarską Europę oczarowała Borussia Dortmund, która w pięknym stylu zdobyła mistrzostwo kraju. Drużyna prowadzona przez Jurgena Kloppa zyskała sympatię wśród wielu kibiców na całym świecie za efektowny styl gry. Podbiła serca wielu polskich kibiców z racji tego, że w jej składzie występowało trzech piłkarzy znad Wisły. Robert Lewandowski, Łukasz Piszczek i Jakub Błaszczykowski mocno przyczynili się do sukcesów zespołu z Zagłębia Ruhry.

W kolejnym sezonie zawodnicy z Dortmundu zdołali obronić mistrzostwo. Wielki Bayern znów musiał ustąpić miejsca biedniejszemu rywalowi. Drużyna BVB sięgnęła też po Puchar Niemiec, bijąc w finale Bawarczyków 5:2 m.in. po trzech bramkach Lewandowskiego. 12 maja 2012 roku Borussia zachwyciła piłkarski świat. Przyjaciel napastnika reprezentacji Polski, Tomasz Zawiślak tak wspominał tamten wieczór na łamach książki „Nienasycony” Pawła Wilkowicza:

Ja wtedy pierwszy raz zobaczyłem w Robercie nie przyjaciela, którego znam od dzieciństwa, tylko piłkarza z telewizji. Piłkarza, który obija Bayern trzema golami, na wielkiej scenie, bo Niemcy zamieniają finał pucharu w całodniowe święto, Stadion Olimpijski w Berlinie był pełny po brzegi. A jego to w ogóle nie speszyło, on chciał głównej roli.

Sam bohater przyznawał:

Nic się nie może równać z atmosferą finału Pucharu Niemiec. Nie ma drugiego takiego finału pucharu w Europie. Z taką oprawą, takimi tłumami.

Bawarczycy przegrali wówczas walkę nie tylko o oba krajowe trofea. Stoczyli zacięty bój również o Puchar Europy. Dotarli do finału Ligi Mistrzów, rozgrywali go na swoim stadionie, w dogrywce mieli nawet rzut karny, którego nie wykorzystali. Ostatecznie przegrali w konkursie jedenastek z Chelsea. Dla londyńczyków był to pierwszy triumf w tych rozgrywkach.

Polska Bundesliga

Bundesliga zawsze była ligą topową. Gromadziła wielu widzów zarówno na trybunach pięknych stadionów, jak i przed telewizorami. Niezwykłą popularność zdobyła w naszym kraju. Nie tylko za sprawą licznej grupy biegających po niemieckich boiskach polskich piłkarzy, ale też dzięki obecności w polskich domach niemieckiej telewizji. Rozgrywki naszych zachodnich sąsiadów były dostępne dla wszystkich posiadaczy anteny satelitarnej. Tysiące, jeśli nie miliony naszych rodaków zakochały się w Bundeslidze. Mateusz Borek, jeden z najpopularniejszych komentatorów sportowych, w przedmowie do polskiego wydania znakomitej książki „Tor! Historia niemieckiej piłki nożnej” Ulricha Hessego napisał:

To było jak podróż w kosmos. Nagle stała się dostępna dla każdego. Co sobotę. Siadałeś przed telewizorem i włączałeś Sat1. Czekałeś, aż w czołówce pojawi się Janusz Góra z Ulm krzyczący do kamery „skandal”. Dla młodego reportera telewizyjnego „Ran”, program podsumowujący kolejkę Bundesligi, był drogowskazem – w którą stronę powinna iść telewizja. Jak można zrobić opowieść o meczu, jakie dać ujęcia, żeby to wyglądało nowocześnie, inaczej, niesztampowo.

Kiedy w sezonie 2000/2001 Bayern lepiej wykonywał rzuty karne od Valencii i wygrał Champions League, mało kto spodziewał się, że na kolejny triumf niemieckiego zespołu trzeba będzie czekać aż 12 lat. Z tego powodu Bundesliga przez kilka sezonów była w cieniu lig hiszpańskiej i angielskiej, a przez pewien czas ustępowała miejsca również włoskiej.

Droga Borussi

Bundesliga wzbiła się na szczyt europejskiego futbolu właśnie w sezonie 2012/2013. W półfinałach Ligi Mistrzów pokazała wyższość nad ligą hiszpańską w sposób niezwykły. Zanim to nastąpiło, Bayern i Borussia spokojnie zaczęły marsz w kierunku najważniejszego meczu najbardziej prestiżowych rozgrywek.

Dortmundczycy na początek skromnie wygrali z Ajaksem. Następnie przyszedł remis z Manchesterem City. Wielki sukces drużyna Kloppa osiągnęła w starciu z Realem Madryt. W meczach z „Królewskimi” wywalczyła cztery punkty, zwyciężając u siebie i remisując w stolicy Hiszpanii. Awans z pierwszego miejsca w grupie przypieczętowały zwycięstwa nad rywalami z Amsterdamu i Manchesteru.

W 1/8 finału piłkarze BVB nie mieli większych problemów z odprawieniem Szachtara Donieck. Wprawdzie na Ukrainie padł remis 2:2, ale na Signal Iduna Park ówcześni mistrzowie Niemiec wygrali 3:0.

Do historii europejskich pucharów przeszło ich ćwierćfinałowe starcie z Malagą. O ile pierwsze, bezbramkowe spotkanie w Hiszpanii nie przyniosło aż tylu emocji, o tyle rewanż w Dortmundzie był prawdziwą karuzelą futbolowych wrażeń. Jeszcze w doliczonym czasie goście prowadzili 2:1. Wydawało się, że już nic nie może uratować niemieckiej drużyny, która do awansu potrzebowała dwóch bramek. Tego wieczoru piłka nożna znów udowodniła, że jest zwariowaną grą. Tuż przed końcowym gwizdkiem padły dwa wymarzone przez miejscowych fanów gole. Borussia znalazła się w najlepszej czwórce.

Tam ponownie los skojarzył ją z Realem Madryt. Mimo że Borussia wygrała grupę przed hiszpańskim zespołem, tym razem i tak większe szanse dawało się „Królewskim”. Jednak 24 kwietnia 2013 roku to data, która zapisała się w historii europejskiej, niemieckiej i oczywiście polskiej piłki.

Dortmundczycy wprawili wszystkich w osłupienie, ogrywając jeden z najsłynniejszych klubów świata aż 4:1. Wszystkie bramki dla zwycięzców zdobył Robert Lewandowski. Nikt nie miał wątpliwości. Polak dokonał wielkiej rzeczy. Nikt nie strzelił czterech goli Realowi w Lidze Mistrzów. Żaden zawodnik nie trafił czterokrotnie do siatki w półfinale tych rozgrywek.

Zszedłem boiska, usiadłem w szatni i zacząłem się śmiać sam do siebie. Kurczę, czy to się zdarzyło naprawdę? Strzeliłem cztery gole w półfinale Ligi Mistrzów? Przez kilka dni to do mnie nie docierało – opowiadał Lewandowski.

W rewanżu Hiszpanie byli bliscy odrobienia strat. Wygrali 2:0, do awansu zabrakło im jednego trafienia. Pierwszy raz w historii mieliśmy w najważniejszym klubowym meczu trzech Polaków.

Marsz Bayernu

Prowadzeni przez Juppa Heyncknesa piłkarze ze stolicy Bawarii rozpoczęli drogę do finału od zwycięstwa nad Valencią. Potem przyszło niespodziewane potknięcie na Białorusi, gdzie Bayern został ograny przez BATE Borysów. Następnie przyszły dwie wygrane z Lille, remis z drużyną z Estadio Mestalla i udany rewanż w starciu z białoruską drużyną. Podobnie jak największy krajowy rywal, zespół z Monachium awansował z pierwszej pozycji.

W 1/8 finału czekał londyński Arsenal. „Kanonierzy” przegrali w pierwszym spotkaniu u siebie 1:3, ale w rewanżu solidnie postraszyli monachijczyków. Wygrali 2:0, ale dzięki większej liczbie wyjazdowych bramek do najlepszej ósemki awansowali Niemcy.

W ćwierćfinale dwukrotnie ograli Juventus i bez większych problemów zameldowali się w kolejnej fazie. Walkę o finał stoczyli z Barceloną. Chyba nikt nie spodziewał się, że rywalizacja z „Dumą Katalonii” okaże się takim spacerkiem. 4:0 u siebie i 3:0 na wyjeździe. Dwa efektowne zwycięstwa dały drugą z rzędu przepustkę do najważniejszego meczu sezonu.

Wielki finał

Do wewnątrzniemieckiego starcia o prymat na kontynencie doszło w londyńskiej świątyni futbolu – na Wembley. Z jednej strony Bayern, podrażniony dwoma sezonami z rzędu, gdy musiał ustąpić miejsca w krajowej hierarchii właśnie BVB oraz dramatyczną porażką z Chelsea w finale poprzedniej edycji. Z drugiej Borussia, która trzeci kolejny rok zachwycała kibiców na całym świecie, rzucając na kolana największe europejskie firmy.

Po jednej stronie barykady doświadczony, wyważony i spokojny Jupp Heyncknes, po drugiej szalony, barwny i nietuzinkowy Jurgen Klopp. Na murawie od pierwszych minut trzech naszych rodaków. Na trybunach kontuzjowany Mario Goetze. Jeszcze będący częścią drużyny z Dortmundu, ale już wiedzący, że w kolejnym sezonie nosić będzie koszulkę klubu z Monachium.

Pierwsza połowa nie przyniosła bramek. Wszystko, co najciekawsze wydarzyło się w drugiej odsłonie. A ściślej mówiąc, w ciągu ostatnich trzydziestu minut. Pół godziny przed końcem wynik otworzył Mario Mandżukić. Po strzale Chorwata Bayern prowadził. Już osiem minut później wyrównał z rzutu karnego Ilkay Gundogan. Gdy wszyscy szykowali się na przedłużenie niemieckiej uczty w postaci dogrywki, najważniejszą bramkę swojego życia zdobył Arjen Robben. Kiedy stadionowy zegar wskazywał 89. minutę, Holender wprawił w euforię monachijskich fanów. Tak kluczową akcję tego meczu opisywał wspomniany już Uli Hesse w książce „Bayern. Globalny superklub”:

Na skraju pola karnego Borusii Ribery zgasił jedno z firmowych długich podań Jerome’a Boatenga. Utrzymując się przy piłce mimo asysty dwóch obrońców, Francuz dostrzegł, że Robben wbiega w pole karne, i delikatnie dograł mu piłkę piętą. Pierwszym dotknięciem piłki Robben uniknął wślizgu 12 metrów od bramki. Drugim wywiódł w pole kolejnego obrońcę. Trzecim minął bramkarza. Nie czekając aż piłka przekroczy linię bramkową, Holender odwrócił się w lewo i ruszył w stronę linii bocznej, by świętować bramkę, która zapewniła wygraną w Lidze Mistrzów.

W tym sezonie piłkarze Bayernu odzyskali mistrzostwo Niemiec i sięgnęli po krajowy puchar. Po dwóch latach posuchy klub z Bawarii cieszył się z potrójnej korony. W kolejnym sezonie twórcę tych osiągnięć – Juppa Heycknesa zastąpił Pep Guardiola. On też święcił z monachijczykami sukcesy, ale trzykrotnego triumfu w ciągu jednego sezonu nie zdołał powtórzyć.

W kolejnych sezonach jeszcze dwukrotnie zdarzało się, że w finale Ligi Mistrzów spotykały się drużyny z jednego kraju. Za każdym razem była to hiszpańska rywalizacja zespołów z Madrytu – Realu i Atletico. Niemiecki klub w tym czasie nie potrafił awansować tak daleko. Bundesliga znów znalazła się w cieniu La Liga i Premier League. Nie wiemy, jak długo trzeba będzie czekać na kolejny finał z udziałem przynajmniej jednego przedstawiciela tej ligi. Na pewno jednak żaden sympatyk niemieckiego futbolu nie zapomni sezonu 2012/2013. Bayern i Borussia podbiły Europę i na zawsze zapisały się w historii piłki nożnej.

GRZEGORZ ZIMNY

Źródła
  • Ulrich Hesse – „Tor! Historia niemieckiej piłki nożnej”
  • Ulrich Hesse – „Bayern. Globalny superklub”
  • Paweł Wilkowicz – „Nienasycony. Robert Lewandowski”
  • Skarb Kibica Bundesligi sezonu 2019/20 wydany przez „Przegląd Sportowy”

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Grzegorz Zimny
Grzegorz Zimny
Absolwent pedagogiki na Uniwersytecie Rzeszowskim. Fan historii sportu, ze szczególnym uwzględnieniem piłki nożnej. Pisał teksty dla portalu pubsport.pl. Od 2017 roku autor artykułów na portalu Retro Futbol, gdzie zajmuje się zarówno światową piłką nożną, jak i historiami z lokalnego, podkarpackiego podwórka, najbliższego sercu. Fan muzyki rockowej i książek.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” – recenzja

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” to pozycja znana dzięki wydawnictwu SQN na polskim rynku od kilku lat. Okazją do wznowienia publikacji było zwycięstwo...

GKS Katowice – historia na 60-lecie klubu

10 marca 2024 roku Retro Futbol gościło na Stadionie Miejskim w Rzeszowie, gdzie w meczu 23. kolejki Fortuna 1. Ligi Resovia podejmowała GKS Katowice....

„Semiologia życia codziennego” – recenzja

Eseje związane jakkolwiek z piłką nożna to rzadkość. Dlatego "Semiologia życia codziennego" to niezwykle interesująca lektura. Tym bardziej, że jej autorem jest słynny humanista,...