Pora na kolejne odmóżdżenie i odskocznię od tematu wielkiej piłki. Wiemy, że wszyscy bardzo lubicie piłkarskie hity i kity, wobec czego prezentujemy trzecią część. W tym momencie przegrywamy z serią „Szybcy i wściekli” już tylko 3-7, ale dzięki wam – comeback jest możliwy. Vin Diesel już przestaje nas lekceważyć, z uwagi na naszą konsekwencję.
Wilki – „Idziemy na mecz”
Przy okazji Euro 2008, Wilki zaprezentowały nam piosenkę pod tytułem ,,Idziemy na mecz”. Możemy przypuszczać, że tekst tego dzieła powstał na przykład w sytuacji, kiedy Robert Gawliński czekał na swojego Big Maca w McDonaldzie lub w momencie, gdy poszedł zapłacić w Orlenie za tankowanie, ale pan > 100 kg zastanawiał się nad sosem do hot-doga. Tysiąca wysp, czosnkowy czy może sam keczup? Idziemy na mecz, śmigamy na mecz, czy może lecimy na mecz? Ubogie niczym wioska w Ugandzie. Do tego ten denerwujący teledysk, przy którym można dostać pierd… oczopląsu od migających białych plamek. To nie jest fajne. W tle urywki z meczów reprezentacji Kazimierza Górskiego i Antoniego Piechniczka. Jakby ktoś o zdrowych zmysłach wierzył, że Zahorski, Dudka czy Łobodziński nawiążą do tego, co osiągnęli Boniek, Lato i Smolarek senior.
Poza tym, wyobraźcie sobie podchmielonych Januszy, oburzonych tekstem: Dzisiaj jest mecz, idziemy na mecz. Dziś polski orzeł zawalczy jak lew. Jak to idziemy na mecz? Przecież lepiej usiąść przed telewizorem, z czteropakiem Żubra, tłustą kiełbasą z Biedronki maczaną w musztardzie i upierdzielonym wąsem, a żonę wysłać do sąsiadki na serial.
Przeczytaj także: „Piłkarskie hity i kity 2”
Robert Gawliński zostanie w pamięci do końca moich dni. Nie ze względu na wiele świetnych piosenek stworzonych do spółki z zespołem Wilki, choć bardzo chętnie i często wracam do takich przebojów jak: ,”Urke”, „Son of the blue sky” czy „Baśka”. Ponad dekadę temu, na koncercie w mojej rodzinnej miejscowości, Gawliński rozkazał mi i wszystkim widzom, niezadowolonym z jego braku profesjonalizmu (występował pod wpływem alkoholu) – tu cytat – wypierdalać do Niemiec. Od tamtej chwili moja sympatia do lidera Wilków spadła. Kolejnego strzału w stopę Gawliński dokonał, pakując się w moją ukochaną piłkę nożną (traumatyczne wspomnienia Sebastiana Ch.).
OCENA: KIT
Kings Of Leon – „Red morning light”
A gdyby tak porzucić na moment wszystkie hymny wielkich imprez, piosenki stricte piłkarskie, a skupić się na przebojach z gier? Wszystkich świetnych utworów z FIFY czy PES-a nie da rady opisać. Istnieje taka ewentualność, że wklepujecie sobie hasło: „best FIFA songs” w YouTube, odpalacie link i przypominają wam się wszystkie gole strzelone z dystansu Seedorfem. To kawałek, od którego zaczęła się moja (tu trochę prywaty, drugi współautor zgodził się za jedno Tyskie) przygoda z grami piłkarskimi. FIFA 2004 i jej intro. Thierry Henry, Alessandro Del Piero i Ronaldinho na mrocznym stadionie. Wokół nich anonimowi rywale. Nad nimi trzy helikoptery, które przy pomocy świateł nie spuszczają futbolowych gigantów z pola widzenia.
Na dziesięciolatku zrobiło to spore wrażenie. W tle piosenka „Red Morning Light” z repertuaru Kings of Leon, bardziej znanego z przeboju „Sex on Fire”, czy „Use somebody”. Utwory te królują w każdym szanującym się klubie. Futbolu w tej piosence nie ma ani trochę. Czuć za to rockandrollowy styl życia. Ilu piłkarzy prowadziło się jak gwiazdy rocka? Czyli jednak wybór nie był tak do końca przypadkowy! O, taki wyjątek, żeby sprawdzić, od jakiej FIFY wy zaczynaliście. Słuchamy?
OCENA: HIT
Jagoda – „Lewy”
Jako, że krokami Godzilli zbliża się EURO 2016, ekscytacja w narodzie rośnie, to i my w małym stopniu również wpasujemy się w ten okres. Do naszego rankingu wrzucimy uroczą Jagodę, chociaż jest to zaledwie dwutygodniowe retro. Teledysk się jakoś tak badziewnie zaczyna. Jagoda z obstawą wychodzi na boisko i ustawia piłkę. Puste trybuny, czwórka bohaterów wklejona prosto z gimpa, bodyguardzi stoją jak słup soli. Jagoda bierze rozpęd, kopie i przenosi się do kadru na ulicy. Dziwne to. Delikatnie lub mniej delikatnie – co to do licha ma być? Później jest już naturalniej i lepiej. Pochód po ulicy wygląda o wiele radośniej niż przemarsz KOD-u. Tylko ten stereotyp – policjant czyta Super Express. Gdyby miał jakiś Puls Biznesu, to można by było podreperować wizerunek. Na dodatek wyrzuca kubek z kawą na trawnik i biegnie na marsz. No panie władzo! Przykład!
Przeczytaj także: „Piłkarskie hity i kity”
Refren tej piosenki mógłby przypaść bardzo do gustu Władimirowi Kliczko, który słynie ze swojego lewego prostego, zaczynając nim niemal każdą ofensywną akcję. Już to widzimy, jak Johnathon Banks krzyczy z narożnika do swojego pięściarza: Ole, Ole – lewy! Ole, Ole – lewy! Nie będziemy się pastwić nad słodką blondynką, która idzie sobie ulicą, wykrzykując radośnie skrócone nazwisko idola wielu najmłodszych. Mamy jednak wrażenie, patrząc po minach, że niektóre dzieciaki zostały zmuszone do wystąpienia w tym teledysku za dwie paczki żelków Haribo. No cóż, my pewnie też byśmy się zgodzili, choć w naszych czasach wystarczyłaby oranżada za 40 groszy i dwie paczki chipsów Biesiadnych. Co prawda musimy ocenić krytycznie, ale jest coś, co nas urzekło. Widać, że zabawa wywołała radość i uśmiechy, a to jest najważniejsze!
OCENA: KIT
David Guetta & Zara Larsson – „This one’s for you”
To ostatni odcinek „Piłkarskich hitów i kitów” przed Euro 2016. Prezentujemy wam więc wyjątkowo, kolejny aktualny utwór. Nie wypada pominąć hymnu nadchodzącej imprezy. Bardzo człowiek by chciał poodkurzać w pokoju, pościerać kurze, obrać ziemniaki, ugotować makaron i ponakręcać się na nadchodzące EURO, słuchając oficjalnego hymnu. Wyobrazić sobie te emocje, bramki, ach! Słuchając tria: Zara Larsson & syntezator głosu & David Guetta niestety się nie da. Wydaje nam się, że David Guetta wyciąga te swoje bity spod napletta. Ale nic, my go możemy hejtować, a on i tak przytulił za to takie pieniądze, których my nie będziemy mieli nawet w grze Monopol.
Zara – to niby firma prezentująca wysokiej jakości produkty, a tu proszę bardzo. Może francusko-szwedzka kolaboracja to zapowiedź tych reprezentacji w finale? Jedyny atut tej piosenki to uroda Zary Larsson, jednak niestety nie jest dane nam jej zobaczyć, ponieważ autor wolał zaprezentować tandetne kolorowe napisy, wzorem z jakiejś zapowiedzi Eurowizji oraz urwane fragmenty poprzednich EURO. Po końcowej nucie wypada tylko krzyknąć: Europe, start voting now! Niektóre zbitki są w porządku, inne kompletnie bez sensu. Jakiś wślizg, biegnący przy linii Nani, z czego nic nie wynika. Szanujemy za to piękną główkę Larssona z Bułgarią w 2004. Właściwie jest to jeden z nielicznych fajnych momentów tego teledysku. 2:28. Szwedzi wtedy rozwalili Bułgarów 5:0. Pamiętamy. W pewnym momencie widzimy kibiców i flagę Azerbejdżanu. Nic do chłopaków nie mamy, ale zastanawiamy się tylko czy przespaliśmy jakieś EURO, gdzie Azerbejdżan był wiodącą reprezentacją (albo chociaż w ogóle tam zagrał). Szkoda, bo nazwisko Larsson zobowiązuje. Niestety dziewiętnastoletniej Zarze Larsson daleko do klasy Henrika Larssona, jak Michałowi Zielińskiemu do Piotra Zielińskiego.
OCENA: KIT
Andrzej Bogucki i Chór Czejanda – „Trzej przyjaciele z boiska”
Współczesnemu popowemu słuchaczowi ten utwór raczej się nie spodoba. Nie ma sampla i gitary elektrycznej też nie słychać. Z dziewczyną w klubie w rytm tego numeru nie zatańczycie. Muzykę napisał sam Władysław Szpilman. „Trzej przyjaciele z boiska” jednak przede wszystkim potęgują wyobraźnię. Cichnący stadion i zapalone miejskie lampy sugerują nam w trzeciej zwrotce, że jest już po meczu. Trzem przyjaciołom jednak trudno się rozstać. Trio piłkarzy rozsianych po całej Polsce (Warszawa, Chorzów i Kraków) prędzej czy później znów się ze sobą spotyka. Zapewne są oni reprezentantami Polski. Wspólnych chwil na pewno nie spędzali na przymierzaniu garniturów w hotelu, tak jak robili to kadrowicze Franciszka Smudy.
Nie zabrakło również wątku kibicowskiego. Już w 1953 roku dowiadujemy się kim był typowy Janusz. Stary nadąsany kibic, który cały jest w pąsach. Co to pąsy? Silne rumieńce na twarzy. Przypuszczalnie – z powodu nieudanej akcji lub rzekomej pomyłki sędziego. Kibicowi nie przyszło jednak do głowy, żeby wrzucać race na murawę ani zabierać piłkarzom koszulki. „Trzej przyjaciele z boiska: skrzydłowy, bramkarz i łącznik” – czy potraficie wymienić taki boiskowy tercet kumpli, w obecnym futbolu? Wyjaśnijmy jednak, kim był łącznik – wówczas grało się zwykle piątką w ataku. Łącznikami byli zawodnicy, którzy występowali pomiędzy skrzydłowymi, a środkowym napastnikiem.
Od czego bowiem jest Retro Futbol, jeśli nie od przypominania wam o takich rzeczach?
OCENA: HIT
Pudelsi – „Mundialeiro”
Wszyscy pamiętamy, jak Jerzy Engel oficjalnie ogłosił, że jedziemy do Korei i Japonii po Puchar Świata, prezentując dobrze znany do dziś w świecie piłkarskim – futbol na tak. Niestety. Piosenka „Mundialeiro” to hołd dla rezerwowych zawodników tamtego czempionatu, którzy uratowali honor tej reprezentacji, pokonując Stany Zjednoczone 3″1. Bohateiros, bohateiros. W pięknym stylu pokonali Hamburgeiros. Maleńczuk wciela się tu w postać jednego z rezerwowych. Ogląda mundial z ławki dla rezerweiros, natomiast żonie kupił dekodeiros. Później jest mowa o typowej w XXI wieku katastrofie w polskich mediach. Duże oczekiwania i pęknięty balonik. Dziennikarze domagali się jakichś rotacji w stosunku do fatalnego spotkania z Koreą. Z Azjatami było dwa zeiro, z Portugalią cztery zeiro, co oznaczało skończone mundialeiro.
Jerzy Engel ugiął się dopiero w trzecim spotkaniu, o honor. Zauważamy tutaj też (może na siłę) szyderę w stosunku do ludzi, którzy podniecają się tym, kto pojedzie na EURO, jako w zasadzie nieistotny numer dwadzieścia lub dwadzieścia jeden. Szansa na zaistnienie dla takich graczy występuje tylko w przypadku odpadnięcia po dwóch spotkaniach. Rezerweiros, rezerweiros, nikomu niepotrzebnych pięciu bohateiros. Przypuszczalnych pięciu bohateiros z 2002 to: Majdan, Głowacki, Zieliński, Kucharski, Murawski. Maleńczuk doskonale wiedział o czym śpiewa. Liczba bohateiros się zgadza. W dwóch poprzednich meczach nie zagrali ani minuty. Ciekawe w czyjej skórze ukrył się wokalista? Możemy zapytać żon piłkarzy – której z nich mąż kupił dekoder w 2002 roku, przed mundialem. Wtedy sytuacja powinna się wyjaśnić.
OCENA: HIT
Los Ramblers – „El Rock Del Mundial”
Wiecie, że pierwszy oficjalny hymn mundialu powstał w 1962 roku, przed mistrzostwami w Chile? Piosenka zagrzewała chilijskich zawodników do walki. Czasami nawet za bardzo [klik]. Lata 60. to przede wszystkim sex, drugs and rock’n’roll. Nie wiemy, czy mała lokalna chilijska formacja też korzystała w ten sposób z uroków życia. Wiemy, że koncertują do dziś, czyli jednak w tamtych czasach nie dawali na maksa w palnik. Już po kilku pierwszych nutkach tego hitu (ups, zdradziliśmy) czujemy atmosferę tamtej imprezy. Istna rewelacja! Będąc analfabetami językowymi, wypada tylko zanucić: goooooool de Chiiiiiiile.
Nie jesteśmy w stanie tego słuchać w bezruchu. Gospodarze dopasowali się swoim występem do tego świetnego utworu i ostatecznie, niespodziewanie zajęli trzecie miejsce na mundialu. Najlepsze w swojej historii. Jeśli tego wcześniej nie znaliście, to ostrzegamy was, że przez najbliższy czas – przy najprostszych czynnościach domowych – możecie się złapać na tym, że będziecie chcieli tego posłuchać. Tylko nie miejcie wówczas ostrych narzędzi w ręku. Żadnego filetowania. Nic z tych rzeczy. Może się to źle skończyć, bo nóżki i rączki tracą kontrolę.
OCENA: HIT
To z pewnością nie jest nasza ostatnia playlista. Wrócimy do was z kolejnymi piosenkami, kiedy Polska pokona Irlandię Północną, Ukrainę i pierwszy raz w XXI wieku wyjdzie ze swojej grupy. Możemy się tak umówić?
PATRYK IDASIAK i SEBASTIAN CHROSTOWSKI