Oto przed wami historia przypominająca scenariusz filmu sensacyjnego. Trudno uwierzyć, że piłkarze mogli w taki sposób potraktować swój klub. W rolach głównych wystąpili Sandy Turnbull i Billy Meredith. Aż żal, że pierwsza gala Oscarów miała miejsce 20 lat po tym feralnym wydarzeniu, bo mieliśmy tu do czynienia z doskonałą kreacją czarnych bohaterów.
Nietypowa kradzież
Było ciepłe wiosenne popołudnie w cuchnącym dymem Manchesterze, kiedy grupa zawodników United udała się do biura na Bank Street. Zamierzali tam porozmawiać z Johnem Henrym Daviesem o zawieszeniu, które spotkało ich ze strony szefa na wniosek angielskiej federacji piłkarskiej.
Małej rewolucji przewodził Sandy Turnbull, czyli ten, który dołączył do czerwonych z niebieskiej części miasta. Tuż za nim szedł kapitan zespołu Charlie Roberts, a obok kolejny wygnaniec z City – Billy Meredith.
Piłkarze mieli pecha. Jedyną osobą, którą zastali w gabinecie był młody, przestraszony stróż. – Trzeba coś z tym zrobić – rzucił Sandy Turnbull ściągając ze ściany obraz i chowając go pod pachę. Inni poszli tym samym tropem i zaczęli zagarniać pamiątki. Ginęło dosłownie wszystko. Od szczotki do włosów, na okularach kończąc. Najcenniejszy łup padł jednak udziałem Turnbulla. Zabrał on stojący w klubowej gablocie… Puchar Anglii. Trofeum, które sobie przywłaszczył… United zdobyli dzięki niemu (zdobył decydującego gola w finale przeciwko Bristol City), jednak to zachowanie nie tłumaczyło w żaden sposób Sandy’ego.
Piłkarze zdecydowali się sprzedać pamiątki w wyprzedaży ulicznej dosłownie kilkaset metrów od siedziby klubu. Puchar jeszcze tego samego dnia trafił na półkę strzelca finałowego gola. Później skruszony Charlie Roberts zorganizował zwrot skradzionych przedmiotów, lecz nie pomogło to zbyt wiele, a piłkarze zostali „wygnańcami”, trenując poza organizacją. A cała historia ma swój początek dwa lata wcześniej.
Chcieli zarabiać więcej
W 1907 roku w Londynie doszło do spotkania zbulwersowanych swoimi zarobkami piłkarzy. Porywali tłumy, zdobyli najważniejsze trofea, a w dalszym ciągu w ich mniemaniu zarabiali za mało. Federacja angielska wyznaczała wtedy pułap płacowy, który wynosił 4 funty, a także nie przewidywała odszkodowań za kontuzje. Zawodnicy co prawda nie musieli pracować w kopalniach czy fabrykach i mogli skupić się tylko na futbolu, jednak w dalszym ciągu czuli się zbyt mało wyróżnieni. Przecież stadiony w trakcie ich spotkań pękały w szwach, a kibice gotowi byli płacić niemałe sumy, żeby zobaczyć w akcji swoich ulubieńców.
I właśnie dlatego, chcąc dochodzić swoich praw, Billy Meredith i spółka założyli Związek Profesjonalnych Piłkarzy. Pierwszym jego przewodniczącym został właśnie „Walijski czarodziej”, który jak warto pamiętać, był zawieszony przez federację za aferę korupcyjną. Najważniejszymi postulatami, jakich spełnienia żądali, było oczywiście sprawiedliwe dzielenie majątku, a także coś na kształt zabezpieczenia stałego etatu. Nietrudno się domyślić, że despotycznych włodarzy federacji angielskiej z Arthurem Fitzgeraldem na czele, podejście to wyprowadziło z równowagi.
Uważając, że organizacja ta podważa ich autorytet, rozesłali pisma do każdego z klubów, nakazując zawieszać piłkarzy, którzy nie wystąpią ze Związku. Sporo się ugięło, jednak nie piłkarze United. W odpowiedzi na wniosek FA John Henry Davies zawiesił graczy, a także nie wypłacił im pensji. Na domiar złego, o wszystkim dowiedzieli się z lokalnej prasy. I właśnie wtedy zdecydowali się na męską rozmowę z prezesem.
DAMIAN BEDNARZ