Kiedy jesteś młodym piłkarzem, nie myślisz zbytnio o swojej przyszłości. Grasz w piłkę, bawisz się. Podpiszesz lada moment wielki kontrakt, potem jeszcze większy i większy, na koniec kariery pojedziesz grać na Bliski Wschód. Masz problem dopiero wtedy, kiedy twoim ostatnim klubem w karierze jest Olimpia Elbląg, a nie Al Hilal – tak w swojej książce pisał Grzegorz Szamotulski. Azja i tamtejszy hajs śni się po nocach piłkarzom, wszak mieć już miliony na koncie i wyjechać sobie grać za drugie tyle do ciepłych krajów – marzenie. Ligi azjatyckie kuszą pieniędzmi, coraz piękniejszymi stadionami i przepychem. Gdyby nie upał, odległość od Europy i coraz trudniejsza sytuacja polityczna, Azja mogłaby poważnie zagrozić układowi w Europie. Dzieje się tak, kiedy piłkarz pokroju Nilmara albo Maxime’a Lestienne wybiera ofertę z Półwyspu Arabskiego. I w końcu dzieje się tak, kiedy piłkarz pokroju Dario Concy staje się jednym z najlepiej zarabiających piłkarzy świata.
Wszystko zaczęli Japończycy. To tam w 1992 roku utworzono zawodowe rozgrywki J. League, do której przybyli m.in. Lineker, Dunga czy Zico. Całkiem słusznie ktoś z Was upomni się o przypomnienie wieku Zico w momencie transferu do Kashima Antlers. Jasne, przecież 38 lat to nie jest wiek dla piłkarza. Zico za to znakomicie na przestrzeni lat sprawdził się jako ambasador futbolu w Kraju Kwitnącej Wiśni. Emeryci w Japonii to był pierwszy krok – potem Daleki Wschód dostał organizację Mistrzostw Świata, a w 1998 roku reprezentacja Brazylii zdobyła srebrny medal mundialu z dwoma piłkarzami, na co dzień grającymi w lidze japońskiej. Oprócz wcześniej wspomnianego Dungi był jeszcze Cesare Sampaio.
Mundial się skończył, finansowe eldorado też i dzisiaj maksimum, na co stać Japonię to oferta kontraktu na milion euro. Dzisiaj największą europejską gwiazdą ligi piłkarskiej w Japonii jest Milvoje Novaković – były piłkarz m.in. 1.FC Koln.
Chiny najpotężniejsze
Pamiętacie moment, w którym Emmanuel Olisadebe zdecydował się na transfer do Chin? W Polsce się zawiedziono. Owszem, Olisadebe miał kolana emeryta, natomiast w momencie transferu, czyli w 2008 roku, przychodził do Henan Construction jako niekwestionowana gwiazda ligi. W kuluarach mówi się od dawna, że Chiny planują zorganizować MŚ w piłce nożnej. Po sukcesie sportowo-komercyjnym IO w Pekinie ponad miliardowy kraj chce jeszcze raz pokazać światu swą społeczno-ekonomiczną potęgę. Być może to z tego powodu w Chinach zaczęto rozdawać wysokie kontrakty na prawo i lewo. Wysoki poziom sportowy ligi może być ważnym atutem dla chińskiej kandydatury w przyszłości.
Wcześniej wspomniany Dario Conca z Argentyny – najlepszy piłkarz ligi argentyńskiej sezonu 2011/2012 odrzucił oferty z najsilniejszych europejskich lig, wybierając jednocześnie grę dla Guangzhou Evergrande. Powiedzcie sami – czy Wy odrzucilibyście zarobki rzędu 10 milionów euro rocznie? Najłatwiej odrzuca się czyjeś oferty – a co innego, kiedy na stole masz do podpisu kontrakt na sumę, którą ciężko sobie wyobrazić. Piłkarze pokroju Nicolasa Anelki i Didiera Drogby w Chinach zgarniali więcej. To były niekwestionowane gwiazdy futbolu – dlatego miały kontrakt na ponad 10 milionów, natomiast na półka niżej – czyli Seydou Keita, Vagner Love, Lucas Baruos – zarabiała trochę mniej. Barrios podobnie jak Conca wybrał Guangzhou, bo dobrze wiedział, że w Borussii Dortmund jego dni są policzone, a takich pieniędzy jak w Chinach nie da mu nikt w Europie. Kiedyś były trener Legii Warszawa – Dragomir Okuka – wyjawił, że zwykli zagraniczni ligowcy pokroju Sergieja Kriwca zarabiają od 400-600 tysięcy euro. Jak łatwo policzyć – w Polsce to absolutnie gwiazdorska stawka, na którą mógł liczyć tylko Danijel Ljuboja.
Być może teraz piłkarze zarabiają jeszcze więcej. Inaczej trudno wytłumaczyć fakt, że ikona Legii, czyli Miroslav Radović, wybrał grę dla zespołu z drugiej ligi chińskiej. Po 30. roku życia piłkarz na zarobki patrzy w zupełnie inny sposób.
Evergrande – największa w Chinach firma deweloperska i jednocześnie największy sponsor w chińskim futbolu. To dlatego Guangzhou może sobie pozwolić na zamianę Marcelo Lippiego na Luiza Felipe Scolariego i na angaż piłkarzy pokroju Robinho, Paulinho albo Goularta, którego nikt nie zna, ale nie przeszkodziło to w zapłaceniu za niego 15 milionów euro. Klub od 2011 roku zdobywa mistrzostwa kraju i wszystko wskazuje na to, że tegoroczny tytuł również trafi do Guangzhou. Budżet na 100 milionów euro w Europie pozwoliłby im na grę z sukcesami w Lidze Mistrzów, natomiast w Azji brakuje im konkurentów. Widać to na przykładzie Klubowych Mistrzostw Świata, gdzie odbijają się od zwycięzców europejskiej Champions League.
Nie u wszystkich jest tak kolorowo jak w Guangzhou. Drogba i Anelka uciekli z Shanghai Shenhua ponieważ ci przestali wywiązywać się się z umowy wobec byłych gwiazd Chelsea. Skorzystał z tego Juventus, który zaproponował Anelce wypożyczenie, a Drogba wrócił do swojej opoki, czyli do The Blues. Dzisiaj gwiazdami Shanghai Shenhua są Tim Cahill i Demba Ba.
Chiny to trzecie pod względem wielkości geograficznej państwo świata. Mimo ogromnego potencjału ludzkiego futbol jest tam martwy. Szkolenie nie istnieje, a szkółki w Chinach prowadzą najbardziej znane kluby z Europy. W Państwie Środka jest kilka szkółek, natomiast nie kontrolują je chińskie kluby, tylko rząd tego kraju. W końcu pomimo tak ogromnej powierzchni kraju praktycznie nie ma tam klubów. Są trzy poziomy rozgrywkowe. Reszta to małe prowincjonalne kluby, które grają ze sobą dla kurażu. To trochę tłumaczy słaby poziom reprezentacji Chin, która tylko raz zagrała na MŚ.,
Bliski Wschód, czyli nibylandia dla największych
Na temat klubów piłkarskich na Półwyspie Arabskim powstało wiele legend. Niektórym wręcz odpieprzyło jak Iworyjczykowi z Romy – Gervinho, który zażądał za swoje umiejętności prywatnej wyspy. Wśród menedżerów piłkarskich chodzą takie prześmiewcze legendy, że jak Rosjanin chce kupić zawodnika, twardo negocjuje, chce zaoszczędzić każde jedno euro. Natomiast Arab przychodzi, rzuca na stół kartkę z liczbą zer i jedynką z przodu, a jak ów piłkarz się zastanawia, Arab się obraża i wychodzi. Gdyby nie Islam i rygorystyczne obyczaje, futbol na Bliskim Wschodzie poważnie mógłby zagrozić temu w wydaniu europejskim. Przepych, kasa, Bentleye.
Najbardziej rozrzutni są Katarczycy. To oni na początku wieku ściągnęli do siebie m.in. Batistutę, Hierro i braci de Boer.Oni byli już w podeszłym jak na piłkarza wieku. Za to szokującym faktem jest to, że dzisiaj ten kierunek wybierają coraz młodsi piłkarze – np. Nilmar. Wyróżniający się w Villarreal CF w wieku 27 lat podpisał kontrakt z katarskim Al Ryyan. To tam grał kiedyś polski stoper – Jacek Bąk.
W Katarze dwa lata spędziła legenda Realu Madryt – Raul Gonzalez. Hiszpan według różnych źródeł podczas przygody w Al Sadd zarobił bagatela 20 milionów euro. Nieźle jak na kogoś, kto ma 35 lat – niczego nie ujmując gwieździe dzieciństwa wielu czytających ten tekst.
Gorzej ma się sytuacja w Arabii Saudyjskiej ze względu na twarde prawo zabraniające m.in picia alkoholu pod groźbą więzienia i ogólnie przyjęty fundamentalistyczny Wahhabizm. Powodujeto, że ciężko tam wytrzymać młodemu, chcącemu się wyszaleć piłkarzowi. Choć trzeba z całą stanowczością stwierdzić, że Asamoah Gyan czy M’Bami to znani w Europie piłkarze, którzy spróbowali tam swoich sił. Didier Ya Konan na chwilę zjawił się w Al Ittihad, ale szybko odszedł. To samo z Polakiem – Łukaszem Szukałą, dla którego kontrakt w Dżuddzie miał być wygranym losem na loterii.
Przeszkodą są również limity dla obcokrajowców. To dlatego m.in. Ebi Smolarek długo w katarskim Al-Khor nie zabawił.
Kiedyś były piłkarz m.in Borussii Dortmund opowiadał, że grając w upale, przeżywał istne katusze. Rozbieg z piłką w cieniu trybuny, wejście w nasłonecznioną strefę o mało nie kosztowało go utraty przytomności!
Jeśli chodzi o prawo, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Katarze, po alkohol sięgać można, natomiast istnieją pewne restrykcje tego dotyczące.
Katarskie Al Arabi Sport Club w sezonie 2014/2015 wydał na transfery ponad 40 milionów euro, co uczyniło ten klub ósmym pod względem rozrzutności transferowej na całym świecie. W dodatku wcale nie byli to emeryci. Na przykład Maxime Lestienne z Club Brugge w momencie transferu do Al Arabi miał 22 lata. Problemem dla Katarczyków jest to, aby piłkarzy u siebie zatrzymać. Lestiienne został wypożyczony do Genui, a teraz jest piłkarzem PSV Eindhoven.
Dlatego przeznaczeniem dla Katarczyków jest zabawa w futbol, ściągając do siebie na rok czy dwa legendy europejskich stadionów. Chociaż sami przyznajcie, że na Xavi’ego Hernandeza w stroju Al Sadd patrzy się co najmniej dziwnie.
Korea Południowa daleko z tyłu
Śródtytuł odzwierciedla prawdę po względem ekonomicznym, bo w lidze piłkarskiej Korei nie jest najgorszej, jeśli chodzi o sukcesy sportowe. W latach 2010-2012 azjatycką Ligę Mistrzów wygrywały zespoły z tego kraju: Pohang Steelers, Seongham Ilhwa Chunma i Ulsan Hyundai. Wieloletnią gwiazdą ligi koreańskiej był Czarnogórzec – Dejan Damjanowić. Niby nikt go nie kojarzy, natomiast to on, kiedy jeszcze był piłkarzem FC Seul, ostro dał się we znaki reprezentacji Polski w eliminacjach MŚ 2014. Największy kontrakt dla obcokrajowca wynosi tam 400 tysięcy euro za rok gry, a reprezentacja Korei Południowej w większości składa się z piłkarzy na co dzień grających w rodzimej lidze. Piłkarze z armagedonem w kolanie nie są tam mile widziani, dlatego znakomicie pojmujący taktykę Koreańczycy są w stanie awansować na dużą piłkarską imprezę.
Koreańczycy najwięcej zapłacili za Rumuna Ianisa Zicu z CSKA Sofia, jednak suma 2,3 mln euro na nikim nie robi wrażenia.
KAMIL ROGÓLSKI