Holandia to wspólny mianownik kariery trenerskiej i piłkarskiej Jana Urbana w reprezentacji Polski. W starciu z Pomarańczowymi zadebiutuje bowiem na ławce trenerskiej biało-czerwonych, zaś na boisku rozegrał z nimi jeden z ostatnich meczów w koszulce z orłem na piersi.
Ze względu na nikłą rangę (mecz towarzyski) spotkanie z 1991 r. (1:1) rzadko kiedy omawia się przy okazji kolejnych bojów Polski z Holandią, w przeciwieństwie do potyczek z 1975 (4:1), 1979 (2:0) czy 1992 r. (2:2). A szkoda, bo to również był znakomity występ naszej drużyny narodowej.
Turniejowa klątwa
Po tym, jak w latach 70. i 80-tych oba kraje niemal non-stop wpadały na siebie w eliminacjach Mistrzostw Europy (EURO 1976, 1980 i 1988), w kontaktach tych reprezentacji nastąpiła prawie czteroletnia przerwa. Ponownie stanęły naprzeciw siebie w 1991 r. w Eindhoven.
Okres poprzedzający sparing na Philips Sportpark był trudny dla obu ekip. Holendrzy lizali rany po nieudanych finałach MŚ 1990 (jako mistrzowie Europy z mundialu odpadli już w 1/8 finału, nie odnosząc we Włoszech choćby jednego zwycięstwa). Po Coppa del Mondo z prowadzenia Oranje zrezygnował Leo Beenhakker, a na ławkę wrócił legendarny Rinus Michels. Biało-czerwonych w Italii w ogóle zabrakło, podobnie jak w RFN na EURO 1988. Klątwa Zbigniewa Bońka działa już w najlepsze, bo „Zibi” po MŚ 1986 przewidywał, że nasza drużyna narodowa może mieć duże problemy z awansem do wielkich imprez.
Mogło się jednak wydawać, że podopieczni Andrzeja Strejlaua na początku ostatniej dekady XX w. znaleźli czar na przezwyciężenie „turniejowej klątwy”, dzielnie radząc sobie w eliminacjach EURO 1992. Co prawda bój o bilety do Szwecji rozpoczęli od porażki z Anglią 0:2, ale w kolejnych spotkaniach dwukrotnie pokonali Turcję (1:0 i 3:0) oraz zremisowali z Irlandią (0:0). Na dwie kolejki przed zakończeniem kwalifikacji w grupie 7 mieli zatem całkiem realne szanse na historyczny awans na mistrzostwa Starego Kontynentu.
Aby lepiej przygotować się do jesiennych „meczów o wszystko” z Irlandią i Anglią, Polacy odbyli serię meczów towarzyskich. Wiodło im się różnie – zremisowali ze słabą Walią (0:0), polegli z przeżywającą kryzys Francją (1:5) czy pokonali zawsze niewygodną Szwecję (2:0). Spotkanie z Holandią, kroczącą w eliminacjach EURO`92 od zwycięstwa do zwycięstwa jawiło się zatem jako najbardziej wartościowy sprawdzian.
Młokos w rezerwie
Tym bardziej że, jak pisała „Piłka Nożna” – „generał Rinus Michels powołał pod broń cały kwiat holenderskiego futbolu”. Zabrakło jedynie kontuzjowanego Marco van Bastena, ale poza nim naprzeciwko Polaków stanęli tacy gracze jak Hans van Breukelen, Ronald Koeman, Danny Blind, Dennis Bergkamp, Ruud Gullit czy Frank Rijkaard, który wcześniej zrezygnował z gry w kadrze. Michelsowi nie miał jednak serca odmówić.
Reprezentacja Polski z kolei w tamtym czasie była w specyficznej sytuacji. Kadra U-21 dowodzona przez Janusza Wójcika walczyła o awans na Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie. Odgórnie ustalono więc, że sztab szkoleniowy dorosłej kadry nie będzie podbierał piłkarzy młodzieżówce. Owa koncepcja nad Wisłą wywoływała wówczas dużo kontrowersji, ale selekcjoner Strejlau dość szybko się z niej wyłamał, na mecz z Holandią powołując m.in. Wojciecha Kowalczyka, którego nazwisko wiosną zdążyła już poznać cała Europa.
Do legendy zaś przeszły problemy opiekuna kadry narodowej z bramkarzami. Józef Wandzik nie mógł zagrać, ponieważ w derbach Aten Panathinaikosu z AEK został trafiony kamieniem w głowę. Jego dubler, Kazimierz Sidorczuk doznał urazu w wypadku samochodowym. W Eindhoven bramki strzegł co prawda etatowy golkiper numer jeden w ostatnich latach, Jarosław Bako, ale w odwodzie był kolejny z podopiecznych Wójcika, zaledwie 17-letni Arkadiusz Onyszko, który nie miał wówczas na koncie choćby jednego spotkania w Ekstraklasie!
Strejlau nie mógł również skorzystać z usług kontuzjowanego Ryszarda Tarasiewicza. Poza tym miał do dyspozycji wszystkich ważniejszych podopiecznych (Piotr Czachowski, Jan Furtok, Roman Kosecki, Dariusz Kubicki, Roman Szewczyk, Jan Urban, Dariusz Wdowczyk i Jacek Ziober). Była to cała konstelacja gwiazd, która od lat błyszczała w swoich klubach, ale dobrych występów nie potrafiła później przełożyć na grunt reprezentacyjny.
Ta ostatnia minuta…
Mecz z mistrzami Europy, Polacy rozpoczęli z przesadnym respektem. „Piłka Nożna” w swojej relacji wspominała o dobrej organizacji w obronie biało-czerwonych, ale ganiła ich za brak kreatywności w drugiej linii. Największą ochotę do gry przejawiał się Ziober, ale w atakach był wyraźnie osamotniony. Gospodarze też jednak nie rozgrywali w Eindhoven wielkich zawodów. „Już w antrakcie słychać było komentarze, że goście nie mają respektu przed uchodzącymi za zdecydowanych faworytów Holendrami, którzy zaczęli grać ostrzej” – pisała „PN”.
W drugiej odsłonie Polacy poczuli krew, ale znakomite okazje zmarnowali Ziober oraz Wojciech Kowalczyk. Rozgrywający jeden z najlepszych meczów w narodowych barwach, pomocnik Montpellier HSC w końcu jednak trafił do siatki. W 87. minucie filigranowy zawodnik dopadł na prawej stronie do bezpańskiej piłki i popędził sam w pole karne Holendrów. Powstrzymać próbował go wychodzący z bramki van Breukelen, ale Ziober zdołał go przelobować uderzeniem z ostrego kąta. Dla piłkarza roku 1999 według „PN” była to ósma i zarazem ostatnia bramka w kadrze.
Wydawało się, że pierwsza w historii wyjazdowa wygrana Polski z Holandią może stać się faktem, ale w 90. minucie rozkojarzonych nieco biało-czerwonych ukarał Dennis Bergkamp. „Ta ostatnia minuta” – tak „PN” zatytułowała sprawozdanie z meczu z Eindhoven. Mimo że zwycięstwo naszej drużynie narodowej wymknęło się w ostatniej chwili, selekcjoner Andrzej Strejlau był zadowolony z postawy podopiecznych. – Nie zaniedbaliśmy niczego. To dobrze, że nawet spotkanie towarzyskie zdołało wykrzesać u piłkarzy takie zaangażowanie – przyznał. Remis z Pomarańczowymi można było zatem traktować jako dobry omen przed kluczowymi, jesiennymi bojami w walce o awans na EURO`92. Niestety, Polacy, mimo wielkich starań, nie byli w stanie pokonać Irlandii (3:3) oraz Anglii (1:1) i po raz kolejny nie zakwalifikowali się na duży turniej.
PS. W spotkaniu z Holandią Jan Urban specjalnie nie błysnął, zostając zmienionym w 83. minucie przez Andrzeja Lesiaka. Później wystąpił jeszcze w spotkaniach z Irlandią (gol w 86. minucie na wagę remisu) i Anglią (1:1). Koniec eliminacji ME`92 był również jego końcem w reprezentacji Polski. Na początku lat 90-tych cały czas był w wybornej formie (12 goli w sezonie 1991/1992 w barwach Osasuny), ale w sztabie szkoleniowym uznano, że szanse powinni dostać inni gracze.
Teraz, po 34 latach, Urban ponownie zmierzy się z Holandią, choć już w zupełnie innej roli. Remis 1:1 z pewnością wszyscy polscy kibice wzięliby w ciemno.