Zambia przez większość uważana jest za kompletną piłkarską prowincję. Oczywiście, reprezentacja tego kraju nie zalicza się do najbardziej utytułowanych. Umknąć nie powinny jednak osiągnięte przez nią sukcesy, jak choćby zdobycie Pucharu Narodów Afryki przed czterema laty. Za najlepszą bezapelacyjnie jedenastkę w historii Zambii uważana jest ta z pierwszej połowy lat 90.
Złota Era
Afrykanie pokazali się światu już na igrzyskach olimpijskich w Seulu, demolując Włochów ze Stefano Tacconim, Mauro Tassottim i Ciro Ferrarą w składzie. O swoich wspomnieniach dotyczących owej ekipy opowiedział Killion Munyama, mieszkający w Polsce od 35 lat poseł na sejm RP, który wracając z rodzinnego kraju do Polski krótko po zakończeniu igrzysk w Korei Południowej, zaliczył przesiadkę w Rzymie. Na lotnisku w Wiecznym Mieście podczas kontroli paszportowej jeden z celników przywitał go słowami: „Zambiano! Gratuluję wspaniałej drużyny piłkarskiej”. Jeszcze przed powrotem nad Wisłę ówczesny student na własne oczy widział radość na ulicach Lusaki:
Mecz rozgrywano w godzinach porannych czasu zambijskiego. Wszystkie samochody stanęły i trąbiły przez pół godziny z zachwytu.
Cztery lata później Chipolopolo (pol. Miedziane Pociski) rozbudzili swą grą apetyty kibiców jeszcze bardziej, kiedy znaleźli się w ćwierćfinale Pucharu Narodów Afryki na boiskach Senegalu. Minął około rok i kraj ze stolicą w Dakarze, budził już jedynie makabryczne skojarzenia.
Tragedia
Liczono na awans na mundial w USA i udany występ na amerykańskich boiskach. Nie dowiemy się nigdy, jak wiele osiągnęłaby tamta jedenastka. Ich marzenia rozbiły się równo 23 lata temu na ziemiach Gabonu, zabierając ze sobą między innymi 18 zawodników „Chipolopolo”. Wyczarterowany samolot Zambian Air Force lecący właśnie do Senegalu, gdzie na 2 maja zaplanowano mecz kadry Zambii z gospodarzami inaugurujący dla gości finałową rundę eliminacji do mundialu w USA, zakończył tragicznie swój lot jedyne pół kilometra od wybrzeży stolicy Gabonu – Libreville. Wody przybrzeżne Atlantyku okazały się zabójcze dla tych, którzy mogli w niedalekiej przyszłości rozsławić swój kraj poprzez futbol. Wśród ofiar znaleźli się między innymi były gracz Argentinos Juniors Efford Chabala, bardzo młody, bo zaledwie 19-letni napastnik Patrick Banda, zwany „Bomberem” ze względu na swoją skuteczność. Śmierć ponieśli także prezes Football Assocation of Zambia – Michael Mwape czy swego czasu porównywany ze względu na swoje dawne rekordy strzeleckie, ówczesny trener kadry „Miedzianych Pocisków” – Godfrey Chitalu (ten, którego boiskowe dokonania porównywano nie tak wcale dawno z Leo Messim).
Dzień ów w pamięci Munyamy, w owym czasie 31-letniego doktoranta UE w Poznaniu, tkwi do dziś:
Ciężko było przyjąć tę wiadomość spokojnie. Cześć ich pamięci. Najlepsza drużyna Zambii w historii poległa
Polski wątek
W gronie zmarłych znalazł się także polski akcent w osobie Derby’ego Makinki, który wraz z Lechem Poznań jeszcze niecały rok przed katastrofą świętował tytuł mistrza Polski. Urodzonego w Zimbabwe pomocnika osobiście poznał jego rodak, wspominany już Killion Munyama, który z ojczyzny przeniósł się do Polski właśnie w okolice Poznania. We wspomnieniach polityka Makinka zapisał się nadzwyczaj wyraźnie, ponieważ podczas gry na Bułgarskiej bywał u Munyamy, który chwali jego umiejętności piłkarskie. „Co prawda jego kariera w Lechu nie rozwinęła się najlepiej, ale był to uzdolniony i obiecujący piłkarz, który miał aspiracje na występ w mistrzostwach świata w USA”. Poseł Munyama dostrzegł również optymizm cechujący zawodnika poza boiskiem: „Derby był pełen życia i energii, zawsze się uśmiechał”. Makinka kilka lat przed grą na Bułgarskiej na swej drodze zetknął się na treningach kadry z polskim szkoleniowcem – Wiesławem Grabowskim. Wiosną 1992 roku w dyskusjach z Munyamą mówił o nim jako o świetnym człowieku oraz wybitnym fachowcu. Dodawał przy tym, że dopiero w Lechu zrozumiał, jakim językiem posługiwał się ów trener.
Jak feniks z popiołów
Mimo wszystkich bolesnych konsekwencji tragedii trzeba przyznać, że zambijski futbol wyszedł z niej co prawda pokiereszowany, ale wciąż żywy. Kadrę odbudowano w dwa miesiące do tego stopnia, że ledwie punktu zabrakło, by „Chipolopolo” wywalczyli kwalifikację do mistrzostw świata po raz pierwszy w historii. Szansę stracili dopiero w ostatnim meczu, kiedy w marokańskiej Casablance przegrali z gospodarzami 1:0. Nowy zespół oparto zawodnikach grających na co dzień w Europie, którzy uniknęli śmierci, gdyż nie znaleźli się ostatecznie w zniszczonej maszynie wraz z kolegami. Mowa o trójce: Charles Musonda oraz duet braci Bwalya – młodszy Johnson i wielka gwiazda zambijskiego futbolu Kalusha. Rodzeństwo planowało dołączyć do zespołu już w Dakarze, zaś Musonda nie zdążył się wyleczyć po ciężkiej kontuzji kolana. Dla tegoż tria gra na Starym Kontynencie okazała się nie tylko spełnieniem marzeń, ale przede wszystkim ratunkiem.
Kalusha Bwalya dopiero 20 marca przegrywając wybory, ustąpił z piastowanej od 2008 roku godności prezesa Piłkarskiego Związku Zambii (FAZ). Można się jednak spodziewać, że będzie wciąż ambasadorem tamtejszej piłki na świecie. Za kadencji Bwalyi Chipolopolo triumfowali w Pucharze Narodów Afryki 2012. Historia po niemal 19 latach zatoczyła koło, gdyż turniej rozgrywano w Gwinei Równikowej i Gabonie, zaś finał przeciwko Wybrzeżu Kości Słoniowej (0:0 i 8:7 w rzutach karnych dla podopiecznych Hervé Renarda. Puchar zadedykowano oczywiście zmarłym tragicznie 27 kwietnia 1993 roku.
Za sukcesem nie poszedł jednak awans na brazylijski mundial. Sprawa gry „Miedzianych Pocisków” w Rosji jest otwarta. Do ostatniego, grupowego etapu kwalifikacji Zambia przeszła w listopadzie, pokonując w dwumeczu 3:0 Sudan. Kto wie, być może mieszkańcy Lusaki i innych miast ponownie będą mieć powody do całonocnej radości?
JAKUB BARANKIEWICZ