Calciopoli – kulisy afery, która wstrząsnęła futbolem

Czas czytania: 6 m.
0
(0)

Afera Calciopoli w wielkim stopniu wpłynęła na losy futbolu w Italii. Gdy ujrzała światło dzienne, Serie A w moment straciła budowaną przez lata reputację, a czołowe włoskie kluby popadły w spore tarapaty. Skutki jej odkrycie dotknęła najważniejszych ludzi nie tylko futbolu, ale i znanych notabli w całym kraju. A wszystko przez jednego człowieka – Luciano Moggiego. Oto kulisy jednej z największych afer piłkarskich w historii futbolu.

„Lucky Luciano” wkracza do gry

Luciano Moggi przez długi czas wydawał się zbawcą „Starej Damy”. Kiedy w 1994 roku przychodził do Turynu, by pełnić funkcję dyrektora generalnego, renomowany klub znajdował się w sporym kryzysie. Już po roku Juventus odzyskał Scudetto po 9 latach oczekiwania i zdobył Puchar Włoch. W późniejszych latach „Bianconeri” zdobyli Ligę Mistrzów i seryjnie dokładali kolejne mistrzowskie tytuły. Ciężko stwierdzić, że wszystko to zasługa „Lucky Luciano” (tak nazywano amerykańskiego gangstera włoskiego pochodzenia, twórcę nowoczesnej przestępczości zorganizowanej), jak popularnie się o nim mówi na Półwyspie Apenińskim, ale fakt jest taki, że wszystko czego się dotknął, zamieniał w złoto.

Przeczytaj także: „Cesare Maldini – wspomnienie legendy”

W końcu we wcześniejszych latach pracował w Napoli, ściągając do klubu między innymi Diego Maradonę. Dzięki temu „Azzurri” zdobyli później dwa (jedyne w historii) mistrzostwa kraju. Wtedy też po raz pierwszy zrozumiał jak wiele można zyskać, robiąc interesy pod stołem. „Dieguito” przychodził do Neapolu za pieniądze Camorry. Cynikowi i skrajnie niemoralnemu człowiekowi, jakim był Moggi nie robiło to większej różnicy. Miał wykonać zadanie, więc po prostu je robił, a sposób i styl nie miał większego znaczenia. Zresztą ciężko oczekiwać moralności od zwykłego karierowicza z włoskiej prowincji, który przed przypadkowym poznaniem Italo Alodiego (później pomógł Moggiemu w rozpoczęciu kariery we włoskiej piłce) pracował jako kierownik stacji kolejowej.

Nie można było za to odmówić „Lucky Luciano” jednego – niezwykłego nosa do wyszukiwania utalentowanych zawodników. To za jego rządów do Juventusu trafili tacy zawodnicy jak: Zinedine Zidane, David Trezeguet, Alessandro Del Piero, czy Zlatan Ibrahimowić. Miał ogromne obeznanie na rynku, a do legendy przeszedł jego spektakularny ruch z 2004 roku, kiedy to doprowadził do wymiany trzeciego bramkarza „Starej Damy” Fabiana Cariniego na grającego wtedy w Interze Fabio Cannavaro. Jak skrajnie potoczyły się kariery obu zawodników, wie chyba każdy. W tej dziedzinie Moggiego uznać trzeba było za wielkiego fachowca.

Dlaczego więc tak owocna w sukcesy dekada jego rządów najchętniej zostałaby zapomniana przez rodzinę Agneillich? Luciano miał tę poważną wadę, że niemal tak dobrze jak wyszukiwać zdolnych zawodników potrafił kręcić, korumpować, tworząc w we włoskiej lidze coś na wzór sycylijskiej ośmiornicy, co zaprowadziło ukochany klub Agneillich prawie do upadku.

Jak? Kto? Gdzie? Kiedy? Z kim? – kulisy Calciopoli

Proceder, który stworzył Moggi był o tyle wybitny, że niezwykle ciężko było komukolwiek udowodnić popełnienie przestępstwa. Wbrew obiegowej opinii w aferze Calciopoli nie chodziło o ustawianie meczów, a jedynie przydzielanie odpowiednich arbitrów do meczów Serie A. W jakim celu robił to dyrektor generalny „Starej Damy”? To pozostawimy w sferze niedomówienia.

Czytaj też: Luciano Moggi – twórca upadku Juventusu

Schemat działania był bardzo prosty. Przed rozpoczęciem każdej kolejki Moggi dzwonił do szefa kolegium sędziowskiego Pierlugiego Pairetto i wraz z nim ustalał, kto powinien sędziować dany mecz. Tak wyglądała ich rozmowa po spotkaniu w eliminacjach Ligi Mistrzów w sierpniu 2004 roku.

Moggi: Gigi, Jakiego ty nam, kurwa, przysłałeś sędziego?

Pairetto: Fandel? On jest numerem jeden. To topowy sędzia.

Moggi: Jasne, ale nieuznany gol Miccolegi był prawidłowy.

Pairetto: Nie. Cała akcja wydarzyła się tuż przed nim.

Moggi: O czym ty mówisz?… nie była naprzeciwko niego… cały mecz był jedną wielką katastrofą.

Pairetto: Wiesz, to jest naprawdę jeden z lepszych sędziów.

Moggi: Powiem ci, że on naprawdę zjebał to spotkanie. Rewanż w Sztokoholmie musi być zabezpieczony.

Pairetto: Do kurwy nędzy… ten (mecz) musi być czysty.

Moggi: Nie, musimy wygrać… ale z takimi sędziami jak Fandel będzie to nieco trudne, tak? Rozumiesz? A Na Messinę przyślij mi Consolo i Battaglię… może z Cassarą?

Pairetto: Już to jest zrobione. Będzie Consolo z Battaglią. Nawet przydzieliłem sprzyjającego sędziego na Livorno.

Moggi: W Livorno Rocchi, tak?

Pairetto: Tak.

Moggi: A na (mecz z Mialnem) … musi być Pieri.

Podobne rozmowy mogły się odbywać niemal codziennie. Jak wynika z dochodzenia „Lucky Luciano” wykonywał 416 połączeń dziennie. Miał sześć telefonów komórkowych i 300 kart SIM. W dziewięć miesięcy wykonał 100 tys. połączeń. Niewyobrażalne, a niektórzy twórcy tego systemu nazywali to lekkim obchodzeniem prawa. To, że nikomu nie postawiono zarzutów o popełnienie przestępstwa korupcyjnego jest cudem. Powód tego jest jednak bardzo prosty. Panowie nigdy nie rozmawiali telefonicznie o pieniądzach, które prędzej, czy później w całej sprawie musiały się pojawić.

Na udział w procederze godzili się sędziowie, którzy byli zaszczuci przez gromowładnego Moggiego. Twórca Calciopoli miał taką władzę, że w moment mógł wyrzucić kogoś, kto nie zgodził się z nim współpracować. Jak głosi jedna z legend (po latach okazała się prawdą) dyrektor generalny Juventusu pewnego razu zamknął nieposłusznego arbitra w szatni.

Moggi miał również pod swoją kontrolą najważniejsze media sportowe w Italii. Przed każdą kolejką odbywał długą rozmowę z Fabio Baldasem na temat tego, co powinno zostać poruszone w najbardziej opiniotwórczym programie podsumowującym kolejkę Serie A. Pewne kontrowersje i błędy sędziowskie były sprytnie pomijane. W zamian za to dziennikarz miał dostęp do ekskluzywnych informacji związanych z Juventusem. Podobnie działo się z innymi ludźmi mediów. W ten prosty sposób Luciano trzymał w garści i manipulował całą „czwartą władzą” we Włoszech.

Wraz z biegiem czasu macki Moggiopoli oplatały coraz to nowe kluby. Żądni sukcesów prezesi innych klubów Serie A decydowali się pójść w komitywę z Luciano. Śledczy uznali, że podejrzanych spotkań było 39. Należy jednak zauważyć, że nie chodziło o kolokwialnie mówiąc „kręcenie lodów” znane z polskich boisk, a bardziej subtelne zagrywki. Idealnym przykładem tego jest mecz Udinese-Brescia, w którym niezasłużone kartki otrzymało czterech zawodników gospodarzy (Pizzi, Di Michele, Jankulovski, Muntari). Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że tydzień później Udinese czekał mecz z Juventusem, w którym nie mogli wystąpić wykartkowani zawodnicy. Kto wie, czy cały proceder nie rozrósłby się do gigantycznych rozmiarów, gdyby nie fakt, że bardzo sprawnie zadziałali oficerzy śledczy, czujący, że włoską piłkę trawi rak korupcji.

Ujawnienie

Był maj 2006 roku. W całych Włoszech tematem głównym były zbliżające się mistrzostwa świata, na których „Squadra Azzurra” miała odegrać kluczową rolę. Oczekiwania wobec ekipy prowadzonej przez Marcelo Lippiego były spore, ale nie dziwiło to nikogo, patrząc na skład zespołu. Sezon zbliżał się powoli ku końcowi, właściwie wszystkie rozstrzygnięcia już zapadły. Scudetto miało powędrować w ręce Juventusu, a wicemistrzostwo do AC Milan. Tak się jednak nie stało…

W tym samym czasie w biurach oficerów śledczych i FIGC (Włoski Związek Piłki Nożnej) trwały burzliwe narady, czy ujawnić aferę, wywracając przy tym do góry nogami cały włoski futbol na miesiąc przed mundialem. Kluczową kwestią było to, czy dowody, które mają w posiadaniu są wystarczające, by postawić zarzuty konkretnym osobom. Utajnione śledztwo i pełna konspiracja trwały od 2004 roku, więc dłuższa zwłoka nie miałaby większego sensu. Koniec końców 3 maja 2006 roku włoskie dzienniki ujawniły stenogramy z rozmów Moggiego z różnymi ludźmi futbolu.

Następne dwa miesiące były najintensywniejszymi w historii całej włoskiej piłki. Nie było miejsca na tłumaczenia o „jednej czarnej owcy” znane z polskich realiów. 10 dni później Juventus został pozbawiony mistrzowskiego tytułu, a w przeddzień rozpoczęcia mistrzostw świata na przesłuchania w prokuraturze musiał przylecieć Fabio Cannavaro. Potem niewidzialna ręka sprawiedliwości dotknęła innych najmożniejszych we włoskim futbolu. 22 czerwca 2006 roku zarzuty zostały postawione Fiorentinie, Milanowi i Lazio. Główny prokurator FIGC, Stefano Palazzi optował za karną degradacją tych drużyn do Serie B, z zaznaczeniem, że karą dla „Starej Damy” powinien być co najmniej spadek o dwie klasy rozgrywkowe niżej!

9 lipca 2016 roku Fabio Cannavaro wzniósł w górę Puchar Świata, ale dla fanów włoskiego futbolu nie miało to większego znaczenia. Oczywiście wszyscy kibice cieszyli się z triumfu „Squadra Azzurra”, ale zdawali sobie sprawę, że najbliższe dni przyniosą więcej smutku niż radości. 5 dni później wyjątkowo sprawnie działający w tej sprawie sąd ogłosił werdykt. Wyrok mógł być jeden – winni! – ogłosił Trybunał Sportowy.

Jakie kary otrzymały kluby w calciopoli

Po licznych apelacjach prawomocny wyrok z 27 października 2006 roku brzmiał tak:

  • – Juventus – 9 pkt w przyszłym sezonie, karna degradacja do Serie B (pierwotnie: -30 pkt, karna degradacja do Serie B)
  • – Fiorentina – 15 pkt, zakaz gry w europejskich pucharach w sezonie 2006/2007 (pierwotnie: degradacja do Serie B; -12 pkt)
  • – AC Milan – 8 pkt, zakaz gry w europejskich pucharach w sezonie 2006/2007 (pierwotnie: -15 pkt)
  • – Lazio Rzym – 3 pkt, zakaz gry w europejskich pucharach w sezonie 2006/2007(degradacja do Serie B, -15 pkt
  • – Reggina – 15 pkt

P.S. Werdykt sądu z 2007 roku wcale nie zakończył afery Calciopoli, a właściwie dopiero ją zaczął. Jeszcze w tym samym roku okazało się, że Fiorentina została w całą sprawę wplątana przypadkowo i jest niewinna. Natomiast 2010 roku na jaw wypłynęły informacje o tym, że Inter Mediolan również był zamieszany w Calciopoli. Afera stała się kością niezgody między kibicami wielu włoskich klubami, a smród związany z całą sprawą ciągnie się za włoskim futbolem jeszcze do dziś. Ale to już materiał na zupełnie inną opowieść…

JAKUB MIEŻEJEWSKI

OBSERWUJ NAS NA INSTAGRAMIE!  POLUB NAS NA FACEBOOKU!

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł
Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

Walka w Pucharze Polski, przyjazd finalisty, piłkarskie losy Rafała Kurzawy – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów z Pogonią Szczecin

Pierwsza runda Pucharu Polski przyniosła sporo emocji. Jednym z najciekawiej zapowiadających się meczów była rywalizacja pierwszoligowej Stali Rzeszów z występującą w rozgrywkach PKO BP...

„Igrzyska życia i śmierci. Sportowcy w powstaniu warszawskim” – recenzja

Powstanie Warszawskie to czas, gdy wielu Polaków zjednoczyło się w obronie stolicy Polski. O sportowych bohaterach walk zbrojnych przeczytacie poniżej. Autorka Agnieszka Cubała jest pasjonatką historii...

„Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka”. Nowa książka Anity Werner i Michała Kołodziejczyka

Cztery lata po premierze niezwykle ciepło przyjętej książki „Mecz to pretekst. Futbol, wojna, polityka”, Anita Werner i Michał Kołodziejczyk powracają z nowymi reportażami, w...