To był mecz. Ruch Radzionków – Widzew Łódź 5:0

Czas czytania: 7 m.
0
(0)

Sławomir Stempniewski jako sędzia asystent, kibice lubujący się w najtańszym winie i debiut w I lidze przeciwko słynnemu klubowi. To wszystko złożyło się na mecz, który fani w Radzionkowie wspominają do dziś.

Gdzie jest ten Radzionków?

Rok 1998 był dla Radzionkowa wyjątkowy. 1 stycznia tamtego roku po 23. latach przerwy, stał się on znów samodzielnym miastem. W latach 1975-1997 stanowił część Bytomia. Nie był to jednak jedyny powód do radości dla mieszkańców tego małego, górnośląskiego miasteczka. Kilka miesięcy później piłkarze miejscowego Ruchu wywalczyli awans do ówczesnej I ligi (odpowiednika dzisiejszej Ekstraklasy). W tamtych czasach II liga była podzielona na dwie grupy (wschodnią i zachodnią), a zwycięzcy każdej z nich byli premiowani bezpośrednim awansem do piłkarskiej elity. Ruch okazał się najlepszy w grupie zachodniej, wyprzedzając o osiem punktów Aluminium Konin. Stało się jasne, że mający kilkanaście tysięcy mieszkańców Radzionków po raz pierwszy w swojej bogatej, 79-letniej historii będzie rywalizował z największymi piłkarskimi markami w Polsce. Poza awansem do I ligi, radzionkowianie świetnie radzili sobie też w Pucharze Polski, odpadając dopiero w ćwierćfinale. Ich pogromcą okazał się Górnik Zabrze. Popularne „Cidry” zostały wyeliminowane dopiero po rzutach karnych, które zabrzanie wygrali 7-6.

Przed sezonem wiele osób bardzo sceptycznie podchodziło do gry „żółto-czarnych” w I lidze. Padały standardowe w takiej sytuacji argumenty mówiące o tym, że najwyższa klasa rozgrywkowa powinna być przeznaczona tylko dla największych ośrodków miejskich. Wiele osób zapomina w takiej sytuacji, że o lidze w której dana drużyna występuje decydują wyniki sportowe, a nie powierzchnia miasta i liczba jego mieszkańców. Wielu kibiców „Cidrów” do dziś pamięta wypowiedź Dariusza Dziekanowskiego w Canal Plus, który bez ceregieli przyznał, że nie ma pojęcia gdzie znajduje się ten cały Radzionków, a gdy tam jechał to pogubił trasę i trafił do centrum Bytomia.

Widzewskie kłopoty

Los sprawił, że na inaugurację sezonu Ruch miał podejmować jedną z najlepszych polskich drużyn lat 90.- Widzew Łódź, który miał swoje problemy. Była to jednak czwarta drużyna poprzedniej kampanii ligowej, a dwa i trzy sezony wcześniej niekwestionowany mistrz kraju. Na ławce trenerskiej brakowało już Franciszka Smudy z którym to RTS odnosił największe sukcesy. „Franz” wybrał ofertę krakowskiej Wisły, gdzie Bogusław Cupiał tworzył najlepszy polski zespół początku XXI wieku. Z klubu odszedł też podstawowy napastnik Andrzej Kobylański, który wybrał grę dla Hannover 96. Z działaczami nie mógł się dogadać Arkadiusz Onyszko, chcący odejść do duńskiego Viborg. Pieniędzy nie miał zamiaru łożyć dalej biznesmen Andrzej Grajewski, a Tomasz Łapiński, będący filarem widzewskiej defensywy, odmówił gry w ostatnim sparingu przed rozpoczęciem ligi.  Powodem były zaległości finansowe jakie klub miał wobec niego. Tak więc lista problemów łodzian była dość długa. Wszystko przez to, że w klubowej kasie powoli zaczynało brakować pieniędzy. Mimo to udało się zatrzymać trzon zespołu,a w kadrze nadal roiło się od zawodników z reprezentacyjnymi aspiracjami. A w kadrze Ruchu? No właśnie…

70-letni atak i niechciani w Zabrzu

W składzie radzionkowian próżno było szukać piłkarzy z bogatym ligowym doświadczeniem. Niekwestionowaną gwiazdą „Cidrów” był wówczas Marian Janoszka, któremu kibice nadali pseudonim „Ecik”. Problem w tym, że Janoszka w chwili awansu do elity miał już 37 wiosen, a jego pierwszoligowe doświadczenie opierało się na trzech sezonach spędzonych w barwach GKS Katowice kilka lat wcześniej. Dla miejscowych kibiców był jednak największym idolem, a trener Andrzej Płatek od niego rozpoczynał ustalanie składu. Trudno się dziwić. Był człowiekiem stamtąd, wychowankiem klubu, który utożsamiał się z nim całym sobą. Niektórzy twierdzą zresztą, że Janoszka zmarnował swój potencjał właśnie przez to niezwykłe przywiązanie do żółto-czarnych barw, które nie pozwoliło mu zagrzać zbyt długo miejsca nigdzie indziej. Dzięki temu sympatyczny napastnik cieszy się w rodzinnej miejscowości estymą równą tej, jaką w Warszawie cieszy się Kazimierz Deyna.

„Ecikowi” jako partnera do ataku dokooptowano Józefa Żymańczyka z Odry Opole. Kolejnego piłkarskiego oryginała. Człowieka, którego futbolowe CV podziurawione było wyjazdem zarobkowym do Kanady. Grę na trawiastym boisku łączył z uprawianiem futsalu. Był zresztą reprezentantem polski w piłce halowej. Grał na Mistrzostwach Świata w Hongkongu w 1992 roku i strzelił tam dla „biało-czerwonych” cztery bramki. W wolnym czasie dorabiał jako taksówkarz. Z ukochanej Odry Opole, której herb miał wytatuowany na ramieniu, odszedł, bo jak sam powiedział, chciał spróbować I ligi, a to był dla niego ostatni dzwonek. Miał już 33 lata na karku. Tak więc za atakowanie bramki rywali mieli odpowiadać dwaj napastnicy, którzy łącznie liczyli sobie 70 lat. Poziom doświadczenia podnosili również: Dariusz Klytta, Grzegorz Bonk i Dariusz Koseła, którzy do Ruchu przywędrowali z Górnika Zabrze jako rozliczenie za transfer Adama Kompały. Resztę stanowili piłkarze pozbierani z rozmaitych śląskich klubów, których licznik występów w najwyższej klasie zamykał się na góra kilkunastu występach lub ich metryka wskazywała, że bliżej im do piłkarskiej emerytury niż do poważnego grania.

I liga? Z czym to się je?

W klubie było może z dwóch-trzech ludzi, którzy wiedzieli, co trzeba zrobić, żeby w ogóle zagrać mecz w Ekstraklasie. Przyznaję to była wręcz obawa przed kompromitacją.

Tak wspominał uczucia towarzyszące oczekiwaniu na debiut w I lidze, ówczesny prezes klubu Paweł Bomba. Był on kolejnym miejscowym pasjonatem, który w dużej mierze przyczynił się do tego, że Radzionków mocniej zaznaczył się na piłkarskiej mapie Polski. Piłkarze, którzy mieli przyjemność zagrać w żółto-czarnych barwach podkreślają, że był to klub inny niż wszystkie. Rodzinny. Często organizował imprezy okolicznościowe i zabawy taneczne dla swoich piłkarzy. W poniedziałki, zamiast odnowy, piłkarze wielokrotnie jeździli na grzyby, co podobno było klubową tradycją. Zawodnicy często byli też angażowani w lokalne inicjatywy. Ten przesympatyczny klubik miał stanąć w szranki z rekinami polskiej piłki.

Nadchodził dzień meczu z Widzewem Łódź. Spotkanie miało być transmitowane przez stację Canal Plus. I chociażby z tego powodu pojawił się kolejny problem. Gdzie ustawić kamery? Wybór padł na klubowe budynki. W tych jednak stosowano ogrzewanie węglowe by zadbać o ciepłą wodę dla zawodników. W dzień meczu było niemal 30 stopni ciepła, zaś na kamerzystów telewizyjnych leciała sadza z komina. Klub nie dogadał się także z łodzianami co do koloru koszulek w których zagrają poszczególne zespoły. Gdy przed mecze gospodarz obiektu w Radzionkowie zapytał któregoś z piłkarzy Widzewa: „jakie macie stroje?” W odpowiedzi usłyszał:„Adidas, oczywiście.”

Widzew na kolanach!

Piękna, słoneczna pogoda. Na stadionie komplet widzów. Płoty okalające murawę uginają się od „żółto-czarnych” flag. Przed meczem na murawie feta. Kwiaty, puchary i gratulacje dla piłkarzy za wywalczenie historycznego awansu. Radość radzionkowskich włodarzy i kibiców „Cidrów” mąciła tylko jedna myśl. Strach przed kompromitacją na boisku.

Sukcesem byłby remis, nikt nie myślał, że powalczymy, każdy się modlił, żeby tylko blamażu nie było.

Tak wspominał ten dzień w jednym z wywiadów Marian Janoszka. W przedmeczowym studiu Canal Plus, młodziutki Andrzej Twarowski przepytywał prezesa Bombę. Ten opowiadał o tym, że przydomek „Cidry” wziął się od tego, że miejscowa ludność lubiła spożywać jabłkowe wina, czyli popularny Cydr (który swoją drogą winem nie jest).

Sędzią głównym tego tamtego spotkania był Mirosław Milewski z Radomia. Na linii asystował mu Sławomir Stempniewski, obecnie znany fanom piłkarskiej Ekstraklasy jako ekspert wspomnianej wcześniej stacji telewizyjnej. Pomimo zawirowań wokół klubu, widzewiacy wydawali  się być pewni siebie. Aż nazbyt pewni. Tomasz Łapiński pomimo wcześniejszych niesnasek znalazł miejsce w pierwszym składzie. Jedynie w bramce łodzian zamiast Arkadiusza Onyszko stanął niedoświadczony Sławomir Olszewski, mający zaledwie cztery występy na najwyższym poziomie rozgrywkowym. W pierwszym składzie RTS-u znajdował się także Sławomir Chałaśkiewicz, wracający do ojczyzny po latach gry w Niemczech. Wyglądem do złudzenia przypominał Emanuela Petita. Różnica pomiędzy nimi była taka, że Petit kilkanaście dni wcześniej został wraz z reprezentacją Francji mistrzem świata, a Chałaśkiewiczowi dane było skompromitować się na murawie w Radzionkowie. A właściwie nie w Radzionkowie, bo pomimo tego, że miasto odzyskało samodzielność to stadion Ruchu pozostał w granicach Bytomia. Widzew na ten mecz wyszedł trójką w obronie. Jak powiedział komentujący to spotkanie Janusz Basałaj „chyba najbardziej ofensywni kryjący na świecie”. Obok Łapińskiego, grającego na libero także Andrzej Michalczuk i Rafał Siadaczka, byli napastnicy. To również pokazywało z jakim nastawieniem wyszli na ten mecz gracze Widzewa.

„Cidry” szybko pokazały, że nie mają zamiaru przestraszyć się bardziej utytułowanego rywala. Weszli w mecz bez kompleksów. Co rusz na bramkę Olszewskiego sunął skrzydłem Jarosz. W Widzewskim polu karnym czaili się Janoszka i Żymańczyk. RTS był niemrawy, tak jakby chciał wygrać ten mecz na stojąco.  Za to piłkarze Ruchu biegali po boisku jakby ktoś ich podłączył do prądu. Na efekty nie trzeba było długo czekać.

W dwunastej minucie z rzutu wolnego dośrodkowywał Wojciech Myszor, do piłki najwyżej wyskoczył „Ecik” i głową uderzył na bramkę Olszewskiego. Bramkarz Widzewa odbił piłkę, jednak zrobił to tak niefortunnie, że ta wylądowała wprost pod nogami Rafała Jarosza, a ten umieścił ją w siatce. Trybuny stadionu przy Narutowicza eksplodowały z radości. „Cidry” zdobyły historyczną bramkę. Pierwszą na najwyższym poziomie ligowym. Mija minuta. Kolejny rajd lewym skrzydłem wykonał Rafał Jarosz z którym widzewiacy kompletnie sobie nie radzili. Wślizgiem próbował go zastopować Maciej Terlecki. Robił to jednak tak niefortunnie, że sędzia Milewski zmuszony był podyktować rzut karny. Kibice Ruchu doskonale wiedzieli kto powinien podejść do wykonania tej jedenastki. „Ecik, Ecik !” rozlegało się na trybunach. Janoszka ustawił piłkę na wapnie i pewnie pokonał Olszewskiego. Przy ławce rezerwowych Widzewa, wiceprezes RTS Tadeusz Gapiński z niedowierzaniem kiwa głową. To dopiero początek koszmaru dla łodzian. 180 sekund później Żymańczyk zamknął dośrodkowanie z rzutu rożnego i wbił piłkę do bramki rywali po raz trzeci. „To nokaut” komentował całą sytuację Janusz Basałaj. Po dwóch kwadransach na tablicy wyników widniało już 4:0. Odbitą od poprzeczki piłkę do siatki Widzewa skierował Janoszka. Dublet idola miejscowych kibiców. Basałaj i komentujący to spotkanie wraz z nim trener Edward Lorens zachwycali się nad umiejętnościami gry w powietrzu „Ecika”. Bez skrupułów przyrównywali go nawet do Alana Shearera i Teddy’ego Sheringhama. Na tle drużyny Andrzeja Pyrdoła wąsaty napastnik „Cidrów” faktycznie prezentował się jak gwiazdy ligi angielskiej. W przerwie meczu Aldona Marczuk , protoplastka Sonii Śledź i Darii Kabały-Malarz, odpytywała Janoszkę

Na pewno gramy z determinacją, czego nie możemy powiedzieć o Widzewie. Chyba myślał, że tutaj w Radzionkowie nas lekko przejdą. Myślę, że trzy punkty są już dla nas.

Druga połowa była już nieco bardziej spokojna. Widzew walczył o zachowanie honoru ale pod bramką Dariusza Klytty rzadko coś się działo. Ostatecznie „Cidry” doprowadziły do strzelenia piątego gola. Na listę strzelców wpisał się Tomasz Fornalik, brat przyszłego selekcjonera reprezentacji Polski. 5:0. Wielki Widzew na kolanach. Sensacja na inaugurację sezonu 1998/99. Łodzianom nie pomogły nawet koszulki z logiem Ligi Mistrzów na rękawkach. Wspomnienie po udziale w tych elitarnych rozgrywkach jeszcze dwa lata wcześniej.

Dzisiaj drużyna pokazała futbol archaiczny, na boisku pozostały tylko nazwiska. Dzisiejszy mecz pokazał, że nie jest to firma, nie są to zawodnicy. 

Słów krytyki pod adresem swojego zespołu nie szczędził trener Andrzej Pyrdoł. W następnej kolejce nie poprowadził już zespołu. Zastąpił go Wojciech Łazarek.

Miodowy sezon

W dalszej części sezonu, „Cidry” udowodniły, że mecz z Widzewem nie był kompletnym przypadkiem. Typowany jako kandydat do spadku zespół zakończył sezon na szóstym miejscu, będąc najlepszym z wszystkich pięciu śląskich klubów (Radzionków, GKS Katowice, Górnik Zabrze, Ruch Chorzów, Odra Wodzisław) grających w I lidze. 37-letni Janoszka zdobył 12 bramek w całym sezonie. Żymańczyk dołożył dziewięć. „Cidry” przez cały sezon zbierały zasłużone pochwały. Widzew otrząsnął się z marazmu i sezon ostatecznie zakończył z tytułem wicemistrza Polski. Zagrał nawet w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Stało się tak na skutek kary nałożonej na Wisłę Kraków, która została wykluczona z europejskich pucharów za incydent z nożem rzuconym z trybun w stronę Dino Baggio, podczas meczu Wisły z AC Parmą w Pucharze UEFA.

PRZECZYTAJ TAKŻE: MARIAN JANOSZKA – LEGENDA RUCHU RADZIONKÓW

Kibice z Radzionkowa do dziś z rozrzewnieniem wspominają ten mecz, który był symbolicznym wejściem w jakże udany sezon. Najlepszy w historii tego niewielkiego, śląskiego klubu. Żółto-czarni spędzili w I lidze jeszcze dwa sezony. Po spadku wielokrotnie borykali się z różnorakimi problemami: a to finansowymi, a to z kłopotami ze stadionem położonym poza granicami Radzionkowa. Widzew także od dawna próbuje nawiązać do czasów swojej świetności w latach 80. i 90. W nadchodzącym sezonie RTS zagra w II lidze, zaś „Cidry” w trzeciej, gdyż obydwie drużyny uzyskały promocję w czasie zakończonej przed miesiącem kampanii.

Ruch Radzionków- Widzew Łódź 5:0 (4:0)

Sędziował: Mirosław Milewski

Bramki: Rafał Jarosz (12), Marian Janoszka (13), Józef Żymańczyk (16), Marian Janoszka (30), Tomasz Fornalik (71)

Ruch: Dariusz Klyta, Czesław Wrześniewski, Andrzej Wróblewski, Marek Szymiński, Wojciech Myszor, Tomasz Fornalik, Marian Janoszka, Grzegorz Bonk, (85` Dariusz Koseła), Robert Sierka, Józef Żymańczyk, (65` Damian Galeja), Rafał Jarosz, (74` Roman Cegiełka).
Trener: Andrzej Płatek

Widzew: Sławomir Olszewski, Andrzej Michalczuk, Tomasz Łapiński, Rafał Siadaczka, Marcin Zając, Radosław Michalski (80’ Sławomir Gula), Dariusz Gęsior, Maciej Terlecki, Sławomir Chałaśkiewicz, Marek Szemoński (46 Piotr Szarpak, 72 Chioma Chimezie), Artur Wichniarek.
Trener: Andrzej Pyrdoł
Widzów: ok. 8000

RAFAŁ GAŁĄZKA

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Rafał Gałązka
Rafał Gałązka
Futbolowy konserwatysta. Przeciwnik komercjalizacji piłki, fan świateł rac na trybunach. Sympatyk Arsenalu i lokalnego LKS "Dąb" Barcin. Beznadziejnie zakochany w Reprezentacji Polski. Głównie piłka polska oraz angielska.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” – recenzja

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” to pozycja znana dzięki wydawnictwu SQN na polskim rynku od kilku lat. Okazją do wznowienia publikacji było zwycięstwo...

GKS Katowice – historia na 60-lecie klubu

10 marca 2024 roku Retro Futbol gościło na Stadionie Miejskim w Rzeszowie, gdzie w meczu 23. kolejki Fortuna 1. Ligi Resovia podejmowała GKS Katowice....

„Semiologia życia codziennego” – recenzja

Eseje związane jakkolwiek z piłką nożna to rzadkość. Dlatego "Semiologia życia codziennego" to niezwykle interesująca lektura. Tym bardziej, że jej autorem jest słynny humanista,...