Kazimierz Deyna pochodził z biednej, wielodzietnej rodziny. Miał dziewięcioro rodzeństwa. Jako młody chłopak uwielbiał sport. Od najmłodszych lat wyróżniał się wyjątkowym talentem. Grał w szczypiorniaka, ping ponga, uprawiał skok wzwyż. Jego konikiem była jednak od zawsze piłka nożna. I to jej poświęcił całe życie.
Tym, który jako pierwszy zauważył nieprzeciętny talent Kazika był Henryk Piotrowski, który objął Deynę troskliwą opieką i zainteresował się młodzianem. Kariera nastolatka rozwinęła się dzięki… ulewie. Kiedy działacze Lechii przyjechali oglądać utalentowanego pomocnika nie zastali nikogo na treningu z powodu burzy. Tak rozpoczęła się wojna o sprowadzenie Deyny. Największe zainteresowanie wykazywały kluby z Trójmiasta: Arka i Lechia.
Po ogromnym zamieszaniu i dyskwalifikacji młody Kazik został jednak w Starogardzie, co zaowocowało regularnymi powołaniami do reprezentacji Polski juniorów. Kolejnym klubem Deyny został ŁKS, w którym z powodu dyskwalifikacji zagrał tylko jedno spotkanie. Następnie trafił do Legii, gdzie stał się legendą warszawskiego klubu. W stolicy Kaka asystował, strzelał i poprowadził „Wojskowych” nie tylko do sukcesów w Polsce, ale i w Europie.
Był też rozgrywającym kadry olimpijskiej 1972, z którą zdobył złoty medal i został królem strzelców całego turnieju. Kibice byli oczarowani nową gwiazdą światowego futbolu. Dziennikarze zachwyceni, choć tak samo bardzo zaskoczeni. Deyna zdobywał piłkarski świat. Dwa lata później dowodził już pierwszą reprezentacją, z którą osiągnął podium mistrzostw świata, a sam został wybrany trzecim najlepszym piłkarzem świata. Wtedy też otrzymał przydomek „Generał”.
Po mundialu w Niemczech zainteresowanie Deyną niezwykle wzrosło. Biły się o niego największe kluby na świecie m.in. Real Madryt, ale z różnych względów pozostał w Legii, stając się ikoną klubu. Kibice „Wojskowych” byli wniebowzięci i bez końca śpiewali: „Deyna Kazimierz, nie rusz Kazika bo zginiesz”. Odnosiło się to też do kibiców reprezentacji, z całego kraju, którzy podczas meczów kadry mimo fantastycznej gry, goli i asyst wygwizdywali Generała. Tylko dla tego, że grał w Legii. A właściwie w Centralnym Wojskowym Klubie Sportowym.
Świat i Warszawa szybko jednak pokochały Deynę, dzięki jego genialnej technice, sposobie poruszania się po boisku i temu, że gdziekolwiek grał był liderem. Wszyscy, którzy znali Kazika mówili, że miał dwie twarze. Tę na boisku czarodzieja, dobrego ducha zespołu, kreatora gry i tę prywatną. Czyli spokojnego człowieka, indywidualisty, introwertyka, który potrafił przepadać jak kamień w wodę, na kilka dni bez słowa.
Wszyscy byli jednak zgodni. Deyna był piłkarskim geniuszem. „Rogale” i „kaczki” stały się jego specjalnością, podziwianą przez kibiców na całym świecie. Kaka miał jeszcze jedną bardzo pozytywną i niesamowicie rzadką dziś cechę. Zawsze grał fair play. W ciągu całej swojej kariery dostał tylko jedną czerwoną kartkę, choć niektórzy twierdzą, że był to również objaw braku walki. Złośliwi zawsze się znajdą, choć w tej sytuacji mają trochę racji.
Słynny przestrzelony karny na mistrzostwach świata w Argentynie w 1978 roku i bankructwo doprowadziły go niemal do ukrzyżowania przez polskich kibiców. W końcowych latach jego kariery, w Polsce pamiętane były feralne momenty jego gry, a zapominano o jego piłkarskim kunszcie. Poza Warszawą rzecz jasna, w której był zawsze uwielbiany, dzięki czemu dziś możemy podziwiać pomnik znakomitego pomocnika pod stadionem Legii. Pod koniec kariery Deyna trafił jeszcze do Manchesteru City, potem grał w USA, gdzie zginął w wypadku samochodowym.
Książka Stefana Szczepłka to niewątpliwa laurka i ukłon w stronę pięknej historii zapisanej na kartach polskiego futbolu, ale i sportu. W stronę Kazimierza Deyny. Liczne ciekawostki, archiwalne zdjęcia i anegdoty dodają lekturze kolorytu. Kaka był przykładem typowego piłkarza. Niewykształconego, pochodzącego z biednej rodziny chłopaka, który pokochał futbol i nie potrafił bez niego żyć. Trafił też na ludzi, którzy odpowiednio pokierowali jego karierą, a przynajmniej na początku. Bezgranicznie ufał ludziom co doprowadziło go do finansowego bankructwa.
Deyna nie był ideałem. Miał trudny charakter, niespecjalnie przejmował się uczuciami rodziny, wielokrotnie znikając bez słowa. Ten wątek Stefan Szczepłek w swojej książce zawiera, ale nie opisuje. Nie ocenia zachowania Kazina, ale opowiada pasjonujące anegdoty i smaczki z jego życia. „Deyna” to świetnie opisana historia wybitnego sportowca, widziana oczami jego przyjaciela. Tę historię trzeba poznać, tę książkę trzeba przeczytać. Zapraszamy do księgarni!