Przyjemny dla oka, szybki, bezkompromisowy styl gry. Wyraziści liderzy. Umiejętność wykorzystania do maksimum swoich największych atutów. Potężna ambicja. W maju 1971 roku londyńska Chelsea prowadzona przez Davida Sextona, wygrała pierwsze w swojej historii europejskie trofeum. Puchar Zdobywców Pucharów 1970-71 po finale z wielkim Realem Madryt. W opinii wielu brytyjskich ekspertów tamta ekipa „The Blues” była jedną z najlepszych w całej historii klubu, w erze „przed Romanem Abramowiczem”.
To właśnie wspomniany David Sexton zbudował drużynę, która z początkiem lat 70. potrafiła rzucić wyzwanie największym, tak na Wyspach, jak i w Europie. Sexton przejął zespół w 1967 roku od Tommy’ego Docherty. To była niezła, dobrze rokująca ekipa, w której nie brakowało zdolnych piłkarzy, ale nowy szkoleniowiec nadał jej zwycięskiego szlifu. Nauczył wygrywać. Zdobyty w 1970 roku, po epickich bojach z „Dirty Leeds” Dona Revie, Puchar Anglii był dopiero pierwszym takim trofeum w gablocie „The Blues”. Londyńczycy wygrywali wcześniej w swojej historii jeszcze tylko tytuł mistrzowski (1955) oraz mniej znaczący Puchar Ligi (1965). Na Stamford Bridge, za sprawą Davida Sextona i jego chłopaków, rozpoczynał się dobry czas…
Czytaj: Stamford Bridge – londyński kącik Chelsea
Peter Bonetti w bramce, Ron „Chopper” Harris, John Dempsey i Dave Webb w obronie, Charlie Cooke i Keith Weller w drugiej linii oraz Alan Hudson, Peter Houseman i Peter Osgood w ataku. To właśnie ci zawodnicy byli najważniejszymi postaciami Chelsea w sezonie 1970-71. To oni decydowali o stylu gry londyńskiej drużyny. Twardym, szybkim, bezkompromisowym, opartym o doskonałe przygotowanie fizyczne i dużą mobilność. To był ładny dla oka, prosty, ofensywny futbol. Pomocnicy byli waleczni i wybiegani, a Peter Osgood królował w powietrzu. Najlepszymi czysto piłkarsko graczami tamtej Chelsea byli Charlie Cooke oraz Alan Hudson. Jeden i drugi potrafili zagrać bardzo nieszablonowo. Byli świetni technicznie.
Prawdziwym ulubieńcem kibiców ze Stamford Bridge był jednak defensor Ron „Chopper” Harris, kapitan drużyny. To był facet niezatrzymujący się przed niczym. Jego ostre wślizgi i uderzenia łokciami budziły postrach nie tylko na Wyspach. Wraz z Normanem Hunterem z Leeds uchodził za najtwardszego brytyjskiego obrońcę tamtych lat. Harris był liderem. Przywódcą. Najważniejszym, obok Davida Sextona i jego sztabu, człowiekiem w londyńskiej szatni. Z nim w składzie każdy piłkarz Chelsea zyskiwał na boisku jeszcze więcej.
Czytaj: Ron Harris – tasak ze Stamford Bridge
Grecki Aris Saloniki, bułgarskie CSKA Sofia, belgijskie Brugge oraz Manchester City. Po pokonaniu czterech niełatwych rywali Chelsea awansowała do wielkiego finału Pucharu Zdobywców Pucharów 1971. Szczególnie boje z Brugge i broniącym trofeum Manchesterem były niezwykle ciężkie i dramatyczne. Belgów Londyńczycy wyeliminowali dopiero po dogrywce na Stamford Bridge, odrabiając wcześniej dwubramkową stratę z Bruggii. To był ważny test, który Londyńczycy zdali znakomicie. Najtrudniejsze miało jednak dopiero nadejść…
19 maja 1971 roku Chelsea zagrała w greckim Pireusie o sportową nieśmiertelność z wielkim Realem Madryt. Świetną technicznie, grającą z dużym rozmachem w ofensywie ekipą prowadzoną przez Miguela Munoza i mającą w swoich szeregach m.in. Pirriego, Zoco, Amancio czy legendarnego, 38-letniego już wtedy Gento. To miał być świetny mecz i konfrontacja dwóch drużyn będących w zupełnie innych punktach swojej historii. Stawiająca pierwsze tak wielki kroki w europejskich pucharach Chelsea rzucała wyzwanie gigantom.
I robiła to z powodzeniem. Już od samego początku wielkiej gry w Pireusie, dosyć niespodziewanie, przewagę zdobyli Anglicy. Grali szybko, zdecydowanie, bez kompleksów. Jak wspominają brytyjscy dziennikarze, Chelsea sprawiała wrażenie bardziej zdeterminowanej i głodnej zwycięstwa. W 56. minucie „The Blues” udokumentowali swoją dobrą grę. Do siatki Realu trafił niezawodny Peter Osgood. Chelsea prowadziła 1-0 i była bardzo blisko sukcesu…
Kiedy wydawało się, że po niezłym, ale bez historii meczu, „The Blues” sięgną po upragnione trofeum, nastąpił zwrot akcji. W ostatniej minucie gry, Ignacio Zoco, hiszpański pomocnik, dosłownie wepchnął piłkę do bramki Petera Bonettiego. 1-1. Remis. Trzeba było grać dalej… A ponieważ w dogrywce bramki nie padły, za dwa dni zaplanowano dodatkowe spotkanie finałowe. Ówczesny regulamin UEFA nie przewidywał jeszcze konkursu rzutów karnych…
21 maja, na tym samym obiekcie, Chelsea ruszyła do ataku z jeszcze większą furią w oczach. Jakby czując, że jest w tym czasie zespołem lepszym, świeższym, bardziej pragnącym zwycięstwa. To był jej mecz. Już w pierwszej połowie bramki Johna Dempseya i Osgooda ustawiły spotkanie. Podopieczni Sextona, tym razem, nie mogli już wypuścić trofeum z rąk. I nie zmieniła tego nawet kontaktowa bramka Sebastiana Fleitasa, zdobyta na kwadrans przed końcem. Choć później jeszcze nie zabrakło emocji, „The Blues” dobili celu. Wygrali 2-1 i zdobyli Puchar Zdobywców Pucharów. Pireus na kilka dobrych godzin opanowali angielscy kibice. To była ich noc w tym portowym mieście.
Czytaj: Angielskie kluby w europejskich pucharach
Jak się później okazało, na kolejny europejski skalp Chelsea, jej kibice musieli czekać długie 27 lat. Dopiero w 1998 roku, w erze Kena Batesa, Puchar Zdobywców Pucharów wywalczyła ekipa Gianluki Viallego, Gianfranco Zoli, Roberto Di Matteo i Gustavo Poyeta. Międzynarodowy zaciąg, jakże odmienny od drużyny Davida Sextona. Ale to jest już temat na zupełnie inną opowieść…
Tekst: Łukasz Rodacki
Redakcja: Paweł Wilamowski