Na przestrzeni dziejów w futbolu było wiele drużyn, które zdominowały rozgrywki piłkarskie na poziomie międzynarodowym. Wystarczy przypomnieć Brazylię za czasów Pelego, RFN z Mullerem i Beckenbauerem czy obecną Hiszpanię. Jednak mało kto pamięta, że pierwszym zespołem, który miał monopol na piłkarskie sukcesy był być może do dziś zasługujący na miano najlepszego w historii Urugwaj.
Żeby opowiedzieć tę historię musimy się cofnąć do czasów, kiedy futbol jeszcze raczkował. Pierwsze kroki stawiał oczywiście w Europie, a dokładnie w Wielkiej Brytanii, ale wśród mieszkańców Ameryki Południowej szybko zapanowała żądza nauczenia się podstaw tej dyscypliny. Oczywiście nie obyło się bez pomocy brytyjskich emigrantów, którzy najpierw grali dla zabawy, a później zaczęli tworzyć stowarzyszenia sportowe w takich krajach jak Argentyna, Brazylia, czy Urugwaj. Z czasem tubylcy połknęli bakcyla i totalnie zatracili się w kopaniu okrągłej piłki. Anglicy mogli być z siebie dumni, bo kilka lat później okazało się, że stworzyli potwora.
W 1916 roku w Ameryce Południowej po raz pierwszy rozegrano rozgrywki o miano najlepszego zespołu na kontynencie. Wygrał Urugwaj, który powtórzył ten sukces rok później. Następnie rozpoczęła się sztafeta, w której pałeczkę przekazywali sobie Argentyńczycy, Brazylijczycy i Urusi. W tych czasach nie uważano jednak, że Latynosi mogą stawić czoła Europejczykom. W końcu to oni wynaleźli futbol, a uczeń nie prawa w tak szybkim tempie przeskoczyć mistrza, szczególnie, że ów uczeń był dość ubogi. Zmienić to miały dopiero igrzyska olimpijskie w 1924 roku. Historia, którą chcemy opowiedzieć zaczęła się rok wcześniej. Wówczas na turnieju w Montevideo trener reprezentacji Urugwaju, Leonardo de Lucca, zdecydował się na odważny krok. Dokonał on rewolucji stawiając na młodych i utalentowanych kosztem doświadczonych i utytułowanych piłkarzy. Wiadomo było, że ten kto wygra turniej pojedzie na olimpiadę, więc szkoleniowiec ryzykował bardzo dużo. Jednak postawienie na 22-letniego Andrade, jego rówieśnika Jose Nasazziego, 21-letniego Pedro Ceę, niewiele starszego Hectora Scarone czy zaledwie 18-letniego Pedro Petrone okazało się strzałem w dziesiątkę. Ci chłopcy grali z niezwykłą młodzieńczą fantazją i wspierani głośnym dopingiem kibiców pokonali w pierwszym meczu Paragwaj (2:0), a w drugim Brazylię (2:1). Wszystko zależało od decydującego meczu z doświadczoną Argentyną, która również chciała pokazać się na olimpiadzie. Urusi szybko pogrzebali marzenia „Albicelestes” głęboko pod ziemią. Po golach Petrone i Sommy wygrali 2:0, dzięki czemu zwyciężyli w VII edycji Copa America i wywalczyli przepustkę do Paryża.
04.11.1923 URUGWAJ – Paragwaj 2:0 (Scarone, Petrone)
25.11.1923 URUGWAJ – Brazylia 2:1 (Petrone, Cea)
02.12.1923 URUGWAJ – Argentyna 2:0 (Petrone, Somma)
To był pierwszy krok do nieśmiertelności. Kolejny Urugwajczycy wykonali rok później. Nikt się nie spodziewał, że przybysze z Ameryki Południowej mogą grać w piłkę na podobnym poziomie co sportowcy ze Starego Kontynentu. Oczekiwano, że już po pierwszym spotkaniu z Jugosławią Urugwajczycy pożałują, że udali się w tak daleką podróż. Tak naprawdę nikt jednak nie widział w akcji ekipy „Celestes”, a więc, żeby właściwie ocenić ich możliwości, wysłano na trening szpiega. Latynosi się o tym dowiedzieli i próba generalna była przepełniona niecelnych podań i kabaretowych pomyłek. Kiedy przyszło do meczu o stawkę latynoscy bohaterowie, grający pod wodzą Ernesto Figoliego, zniszczyli ekipę „Plavich” wygrywając aż 7:0! Element zaskoczenia zrobił swoje. Dziennikarze wręcz oniemiali z zachwytu, nie potrafili wyrazić w słowach tego, co zobaczyli. A ujrzeli oni coś zupełnie odmiennego od atletycznego futbolu, który preferowano w Europie. Ujrzeli bajeczną technikę, świetne dryblingi, dokładne podania, precyzyjne strzały, zobaczyli to co najpiękniejsze w futbolu południowoamerykańskim i od razu się w nim zakochali. W kolejnych meczach Urugwaj tylko pogłębiał ekstazę miejscowych ekspertów i powoli zdobywał serca kibiców. Zwycięstwo 3:1 z USA może i nie było wielkim wyczynem, ale pokonanie gospodarzy 5:1 było równoznaczne z wspięciem się na futbolowy szczyt. Żeby ten szczyt zdobyć, trzeba było jeszcze pokonać Holandię (2:1) i w finale Szwajcarię (3:0), ale po tym co wcześniej dokonali Urugwajczycy, te mecze wydawały się formalnością.
26.05.1924 URUGWAJ – Jugosławia 7:0 (Vidal, Scarone, Cea – 2, Petrone – 2, Romano)
29.05.1924 URUGWAJ – USA 3:0 (Petrone – 2, Scarone)
01.06.1924 Francja – URUGWAJ 1:5 (Scarone – 2, Petrone – 2, Romano)
06.06.1924 URUGWAJ – Holandia 2:1 (Cea, Scarone)
09.06.1924 URUGWAJ – Szwajcaria 3:0 (Petrone, Cea, Romano)
Urugwaj w 1924 roku nie tylko podbił futbolowy świat, ale też zdobył serca miejscowych kibiców. Po meczu finałowym piłkarze zrobili rundę honorową z flagą Urugwaju i Francji wokół stadionu, na którym rozgrywany był finał olimpijski. To oczywiście spotkało się z dużym aplauzem wśród miejscowych fanów. Pewnie trochę głupio było w tym momencie organizatorom, którzy zapomnieli umieścić flagi Urugwaju na jedwabnej szarfie, która miała upamiętniać zmagania olimpijczyków w 1924 roku.
Europejczycy zakochali się w południowoamerykańskim futbolu do tego stopnia, że rok później masowo zapraszano tamtejsze kluby na tournee po Starym Kontynencie. Przyjeżdżały nie tylko ekipy z Urugwaju, ale też z Argentyny i Brazylii. Taki Nacional Montevideo przebywał za oceanem przez sześć miesięcy, rozgrywając w tym czasie 38 spotkań, na które średnio przychodziło 30 tysięcy widzów. Warto odnotować, że Urugwajczycy przegrali w tym czasie zaledwie pięć spotkań.
Sukcesu Urusom pozazdrościli Argentyńczycy, którzy tuż po triumfalnym powrocie bohaterów z Paryża zaproponowali rozegranie meczu towarzyskiego. Ci się zgodzili i w ten sposób narodziła się jedna z najbardziej zaciekłych rywalizacji w historii futbolu. Mecz w Montevideo zakończył się remisem 1:1, ale nie obeszło się bez kontrowersji. Otóż Argentyńczycy strzelili bramkę po strzale bezpośrednio z rzutu rożnego autorstwa Onzariego. Bohaterowie z Paryża długo się kłócili o prawidłowość tej bramki, bowiem w owym czasie było to niespotykane. Jednak dwa miesiące wcześniej ogłoszono, że bramki z rzutu rożnego są ważne, o czym piłkarze Urugwaju nie wiedzieli, ze względu na słaby przepływ informacji. Zgodnie z umową kilka dni później odbył się rewanż w Buenos Aires, w którym po pięciu minutach publiczność wtargnęła na boisko. Nad tłumem udało się po chwili zapanować, ale Urugwajczycy nie mieli ochoty na kontynuowanie zawodów. Kilka dni później podjęto kolejną próbę. Przy 35 tysiącach kibiców, oddzielonych od piłkarzy ogromną siatką, Argentyńczycy do 86. minuty prowadzili 2:1. Urugwaj znów zrejterował, tłumacząc to obawą o swoje zdrowie, bowiem kibice od początku spotkania w sposób jednoznaczny dawali wyraz niezadowolenia z faktu, że kilka dni wcześniej mistrzowie olimpijscy nie chcieli wrócić na boisko. Publiczność atakowała piłkarzy słownie, potem posunęła się do gróźb, by w końcu obrzucać urugwajskich piłkarzy kamieniami. Urugwajczycy te kamienie odrzucali, reagowała policja, Andrade kopnął nawet jednego z funkcjonariuszy, za co został aresztowany. W takiej atmosferze miały też zostać rozegrane mistrzostwa Ameryki Południowej w 1924 roku.
Rozegrano je w Montevideo na przełomie października i listopada. Od początku było wiadomo, że liczą się tylko dwie drużyny, ale na dzień dobry Argentyna zanotowała wpadkę z Paragwajem (0:0), a Urusi rozgromili Chilijczyków (5:0). Obie ekipy wygrali swoje spotkania w drugiej kolejce i o ostatecznym triumfie miał zadecydować mecz pomiędzy dwoma być może najsilniejszymi wówczas drużynami na świecie. Tutaj zdarzyło się coś niezwykłego. Urugwaj atakował przez całe spotkanie, ale bramkarz Argentyny, Tesoriere, bronił wszystkie strzały ówczesnych królów futbolu. Mecz zakończył się remisem 0:0, co dawało gospodarzom pierwsze miejsce, ale po spotkaniu doszło do niecodziennego wydarzenia. Jose Pedro Cea, Pedro Petrone i Jose Nasazzi wzięli Tesoriere na barki i zrobili z nim rundę honorową, zatrzymując się przy loży, gdzie prezydent Urugwaju osobiście pogratulował Argentyńczykowi udanego występu. W sytuacji, kiedy rywalizacja pomiędzy oboma krajami była tak gorąca, wyczyn urugwajskich herosów wydawał się być irracjonalny, szczególnie, że ten remis zakończył serię dziesięciu zwycięstw z rzędu urugwajskiej maszyny w meczach turniejowych.
19.10.1924 URUGWAJ – Chile 5:0 (Petrone – 3, Zingone, Romano)
26.10.1924 URUGWAJ – Paragwaj 3:1 (Petrone, Romano, Cea)
02.11.1924 URUGWAJ – Argentyna 0:0
Rok później Urugwaj nie wziął udziału w rozgrywkach o kontynentalne trofeum (wygrała oczywiście Argentyna), ale w 1926 roku powrócił na turnieju rozgrywanym w Chile. W drużynie Urusów po raz pierwszy na tak ważnym turnieju pokazał się Hector Castro, znakomity snajper, który charakteryzował się tym, że nie miał jednej dłoni. Legenda głosi, że stracił ją podczas zabawy w tartaku w wieku dziecięcym. Ów Castro okazał się bohaterem Urugwaju, nie tylko strzelił sześć goli w turnieju, ale też miał ogromny wpływ na zwycięstwo z największym rywalem. W meczu wygranym 2:0 z Argentyną napastnik Nacionalu strzelił bramkę w 90. minucie, pieczętując pewne zwycięstwo. W meczu z Paragwajem Castro zdobył aż cztery bramki, mówiono więc, że godnie zastąpił on nieobecnych na turnieju Ceę i Petrone i jeśli uda się go wkomponować do złotej olimpijskiej jedenastki to siłą zespołu będzie wręcz niewyobrażalna.
17.10.1926 URUGWAJ – Chile 3:1 (Borjas, Castro, Scarone)
24.10.1926 URUGWAJ – Argentyna 2:0 (Borjas, Castro)
28.10.1926 URUGWAJ – Boliwia 6:0 (Scarone – 5, Romano)
01.11.1926 URUGWAJ – Paragwaj 6:1 (Castro – 4, Saldombide – 2)
Passa meczów bez porażki w meczach turniejowych została podtrzymana i wydawało się, że w Peru, gdzie odbywał się turniej Copa America w 1927 roku, Urugwaj znów pokaże co potrafi. Jednak w kadrze na ten turniej zabrakło kilku ważnych piłkarzy. W domu został Cea, nieobecny był też Romano, który powoli schodził ze sceny piłkarskiej, ale najbardziej bolesna była nieobecność słynnego „Marszałka” Jose Nasazziego. Kapitan legendarnej drużyny nie mógł wziąć udziału w Copa America z powodu kontuzji, ale początkowo wydawało się, że to nie będzie stanowiło większego problemu. Po dwóch efektownych zwycięstwach Urugwaj był liderem, lecz o wszystkim jak zwykle miał zadecydować mecz z Argentyną. Zaczęło się zgodnie z planem – Scarone wyprowadził obrońców tytułu na prowadzenie. Potem rywale strzelili dwie bramki, jednak na 12 minut przed końcem spotkania wyrównał Scarone. Ten wynik dawał triumf Urusom, jednak na pięć minut przed ostatnim gwizdkiem sędziego Canavessi wpakował piłkę do własnej bramki i Argentyna zwyciężyła 3:2. Tak zakończyła się passa 17 spotkań bez porażki w meczach turniejowych reprezentacji Urugwaju.
01.11.1927 Peru – URUGWAJ 0:4 (Sacco – 2, Castro, Ulloa – samobójcza)
06.11.1927 URUGWAJ – Boliwia 9:0 (Petrone – 3, Figueroa – 3, Arremon, Castro, Scarone)
20.11.1927 Urugwaj – ARGENTYNA 2:3 (Scarone – 2)
Na igrzyska olimpijskie w Amstediamie udało się aż trzech przedstawicieli Ameryki Południowej. Oprócz obrońcy tytułu i triumfatora Copa America w turnieju udział wzięli też Chilijczycy. Chile już w rundzie wstępnej przegrało rywalizację z Portugalią, ale oczy kibiców i tak były zwrócone na Urugwaj i Argentynę. Obrońcy tytułu mieli wyjątkowo trudne losowanie. Już w pierwszej rundzie na przeszkodzie stanęli gospodarze – Holendrzy – których udało się pokonać w stosunku 2:0. Argentyna w tym samym czasie znęcała się bezlitośnie nad ekipą USA kończąc na wyniku 11:2. W kolejnej fazie Argentyna rozprawiła się z Belgią (6:3) a Urugwaj odprawił z kwitkiem zawsze mocną drużynę niemiecką po świetnym meczu Andrade. Półfinałowa zabawa Argentyńczyków z Egiptem (6:0) mogła być traktowana jako trening przed meczem finałowym, z kolei Urugwaj musiał toczyć zażarte boje z Włochami (3:2). Dla porównania warto wspomnieć, że Włosi pokonali Egipcjan w meczu o III miejsce 11:3. Mimo wszystkich przeszkód i kłód rzucanych pod nogi w Amsterdamie i tak doszło do południowoamerykańskiego finału, który miał stać się jednym z najbardziej legendarnych olimpijskich spektaklów. Wystarczy powiedzieć, że do organizatorów wpłynęły zapytania o możliwość kupno biletów w niewyobrażalnej do tej pory ilości 250 tysięcy.
Buenos Aires i Montevideo zamarło. W czasie meczu tysiące ludzi gromadziło się na placach, na których można było usłyszeć co się dzieje na stadionie w Amsterdamie. W czasie kiedy spiker przekazywał krótkie informacje, które otrzymał telegramem, puls sympatyków obu drużyn na pewien czas zanikał. Kiedy gola strzelił Petrone serca fanów urugwajskich niemal eksplodowały z radości, kiedy wyrównał Ferreira, na pewien czas przestawały bić z żalu. Ostatecznie obie ekipy były tak wyrównane, że do rozstrzygnięcia potrzebny był drugi mecz. Zaczęło się podobnie, najpierw strzelił Figueroa dla Urugwaju, a wyrównał klika minut później Monti. Katem okazał się niezawodny Scarone. To właśnie ten, wówczas 30-letni heros, wykonał wyrok i udowodnił wyższość Urugwaju nad Argentyną w owych czasach.
30.05.1928 Holandia – URUGWAJ 0:2 (Scarone, Urdinaran)
03.06.1928 URUGWAJ – Niemcy 4:1 (Petrone – 3, Castro)
07.06.1928 URUGWAJ – Włochy 3:2 (Cea, Campolo, Scarone)
10.06.1928 Urugwaj – Argentyna 1:1 (Petrone)
13.06.1928 URUGWAJ – Argentyna 2:1 (Figueroa, Scarone)
W 1929 roku role znów się odwróciły. Turniej w Buenos Aires już na dzień dobry przyniósł sensacyjne zwycięstwo 3:0 Paragwaju nad Urugwajem. Wiele wyjaśnia fakt, że nieobecny w tym spotkaniu był Nasazzi. Jak się okazało Urusi od 1923 roku na turniejach przegrali zaledwie dwa razy i w obu przypadkach „Marszałek” był nieobecny. Czy jego wpływ na drużynę był naprawdę tak wielki? W kolejnych meczach kapitan już był na pokładzie swojej drużyny i choć w meczu z Peru przyniosło to zwycięstwo, to w spotkaniu z Argentyną nie pomógł on swojej drużynie. Gole Ferreyry i Evaristo dały „Albicelestes” zwycięstwo 2:0. Mówiono, że na tym turnieju Urugwajczycy myślami byli już na mistrzostwach świata, które miały się odbyć rok później w tym kraju. Mówiono, że piłkarzom już tak bardzo nie zależało. Mówiono, że wciąż są najlepsi i nie muszą za każdym razem tego udowadniać. Wszystko miały zweryfikować mistrzostwa świata w 1930 roku.
01.11.1929 PARAGWAJ – Urugwaj 3:0
11.11.1929 URUGWAJ – Peru 4:1(Fernandez – 3, Andrade)
17.11.1929 ARGENTYNA – Urugwaj 2:0
Tajemnicą poliszynela jest fakt dlaczego w ogóle ów mundial miał odbyć się w Urugwaju. Otóż lobbyści z Ameryki Południowej przekonali Julesa Rimeta, że w 1930 roku Urugwaj będzie obchodził setną rocznicę niepodległości. Do tego doszły jeszcze prezenty od argentyńskiego i urugwajskiego rządu oraz obietnica zwrotu kosztów podróży dla krajów spoza kontynentu o w ten sposób sprawa gospodarza pierwszych mistrzostw świata się wyjaśniła. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że Urugwaj rocznicę niepodległości obchodził pięć lat wcześniej.
Mundial przypominał nieco igrzyska olimpijskie w Amstrdamie, tylko że tym razem to Urugwaj miał łatwe losowanie, a Argentyna musiała się mierzyć z silniejszymi przeciwnikami. Mistrzowie olimpijscy w fazie grupowej gładko pokonali Peru i Rumunię, z kolei Argentyńczycy już w pierwszej konfrontacji męczyli się z Francuzami, wygrywając ostatecznie 1:0 po golu Montiego na dziewięć minut przed końcem. Z Meksykiem „Albicelestes” wygrali 6:3 przy obelgach słanych w ich kierunku i niesłabnącym dopingu urugwajskich kibiców dla drużyny przeciwnej. W meczu z Chile emocje sięgnęły zenitu. W pewnym momencie piłkarze obu drużyn pobili się ze sobą, bijatyka wywiązała się też pomiędzy kibicami, lecz organizatorzy w porę opanowali sytuację. Argentyna wygrała 3:1, ale nie da się zmierzyć ile sił kosztowały ich niezdrowe emocje. W półfinale ciężej mieli Urugwajczycy, którzy trafili na Jugosławię. Argentynie los przydzielił zespół Stanów Zjednoczonych, z którym dwa lata wcześniej na igrzyskach olimpijskich wygrała 11:2. Tym razem było tylko 6:1, choć genialny Guillermo Stabile starał się jak nigdy, by upokorzyć przeciwnika i uzyskać przewagę psychologiczną nad rywalem w meczu finałowym. Kto miał być tym rywalem? Początkowo zapowiadało się na Jugosławię, która od 4. minuty prowadziła na Centenario z ekipą gospodarzy. Potem jednak Urusi dali prawdziwy koncert. Jeszcze przed przerwą raz trafił Cea, a dwa gole dorzucił Anselmo. W drugiej połowie ukąsił jeszcze Iriarte, a Cea jeszcze dwa razy pokonał jugosłowiańskiego bramkarza. 6:1! I to nie z byle kim.
Jakże wspaniale zapowiadał się pierwszy finał w historii mistrzostw świata w piłce nożnej. Spotkały się w nim dwie najlepsze drużyny świata, darzące się szczerym i głębokim uczuciem nienawiści, rywalizujące przez ostatnie kilka lat na różnych płaszczyznach i w końcu demolujące wszystkich rywali po kolei w drodze do finału. Jeśli finał igrzysk olimpijskich cieszył się ogromnym zainteresowaniem wśród mieszkańców obu krajów to w tym przypadku trzeba mówić o narodowym kataklizmie, który wyciągnął niemal wszystkich domowników na ulicę. Zaczęło się szczęśliwie dla Urugwajczyków, którzy objęli prowadzenie po strzale mało znanego piłkarza Bella Vista Montevideo – Pablo Dorado. Osiem minut później wyrównał Peucelle, a na kilka minut przed końcem pierwszej połowy drugą bramkę dla gości strzelił Stabile. A więc Argentyna przy obecności 93 tysięcy widzów rozmontuje legendarną urugwajską maszynę! Czy to możliwe? To tak jakby Szkocja w finale mistrzostw świata na Wembley pokonała Anglię! Do końca pozostało jednak 45 minut.
Upór, determinacja i chęć zwycięstwa za wszelką cenę, to cechowało Urugwajczyków w latach 20-tych. Jeśli do tego dodamy niezwykłe umiejętności piłkarskie, które można określić mianem artyzmu to ujrzymy obraz być może najlepszej drużyny w historii futbolu. Taka drużyna bez problemu jest w stanie odrobić straty w meczu o wielką stawkę. I rzeczywiście, do wyrównania doprowadził w 57. minucie Pedro Cea. Euforia po zdobyciu gola była tak wielka, że nic nie było już w stanie zatrzymać pędzących niczym superszybki pociąg Urusów. Dziesięć minut później było już 3:2 po trafieniu Santosa „El Canario” Iriarte. Na minutę przed końcem formalności dopełnił jeszcze Castro, stawiając tym samym kropkę nad „i” w meczu rozstrzygającym o światowej dominacji Urugwaju.
18.07.1930 URUGWAJ – Peru 1:0 (Castro)
21.07.1930 URUGWAJ – Rumunia 4:0 (Dorado, Scarone, Anselmo, Cea)
27.07.1930 URUGWAJ – Jugosławia 6:0 (Cea – 3, Anselmo – 2, Iriarte)
30.07.1930 URUGWAJ – Argentyna 4:2 (Dorado, Cea, Iriarte, Castro)
Więcej przeczytasz tutaj: Urugwaj – Argentyna 1930, czyli pierwszy finał mundialu
Na tym historia wielkiego Urugwaju się kończy. Turnieju Copa America nie rozgrywano aż do 1935 roku, kiedy to wygrał… Urugwaj. Z wielkiego składu zostali jednak tylko Nasazzi i Castro. Na mistrzostwa świata w 1934 roku obrońcy tytułu nie pojechali, ponieważ uważali, że turniej może zostać rozegrany wyłącznie na ich terenie. Podsumowując, między rokiem 1920 a 1930 Urugwaj wygrał trzy razy rozgrywki kontynentalne, dwa razy zdobył złoty medal igrzysk olimpijskich i raz sięgnął po tytuł mistrza świata. Która drużyna osiągnęła tyle samo? Oczywiście żadna. Jednak o wielkości zespołu nie decydują tylko sukcesy, ale też wielcy piłkarze. Wielu fachowców do dziś uważa, że świat nie widział lepszego obrońcy niż Nasazzi. Popularny „Marszałek” miał swój wkład we wszystkie trofea, jakie w owym czasie zdobywali Urugwajczycy, został też uznany za najlepszego piłkarza mistrzostw świata. Mistrzem Urugwaju był tylko dwa razy (w barwach Nacionalu w latach 1933 i 1934), ponieważ najlepsze lata swojej kariery spędził w przeciętnym klubie Bella Vista. Nazywany „Czarnym cudem” Jose Leandro Andrade, który zdobywał mistrzostwo kraju zarówno w barwach Nacionalu jak i Penarolu (to tak jakby zostać mistrzem Hiszpanii w barwach Realu i Barcelony). Andrade został wybrany trzecim najlepszym piłkarzem na mistrzostwach świata. Najstarszy z tej ekipy Hector Scarone strzelił w reprezentacji 32 gole w 52 meczach, święcił triumfy w Nacionalu (osiem tytułów mistrzowskich) ale też z powodzeniem występował w Barcelonie, Interze Mediolan, czy Palermo. W tym pierwszym klubie strzelił 17 bramek w 18 występach! Co ciekawe, w latach 50-tych był trenerem Realu Madryt. Diabelnie skuteczny był też Pedro Petrone, który w 29 meczach w koszulce „Celestes” zdobył 24 gole. W lidze był jeszcze skuteczniejszy, bo zanotował 176 trafień w 148 występach. Świetną skuteczność potwierdził też we włoskiej Fiorentinie, dla której w ciągu dwóch lat strzelił 37 goli. Wyśmienitym snajperem był też Hectro Castro, który strzelił dla Nacionalu 145 bramek. On z kolei przez chwilę kopał piłkę w Argentynie, w barwach klubu Estudiantes La Plata. Castro duże sukcesy osiągał też jako trener, w tej roli pięciokrotnie sięgał po mistrzostwo kraju, jako piłkarz cieszył się tym tytułem trzykrotnie. Nietuzinkową postacią był także Pedro Cea, który miał niezwykłą zdolność strzelania ważnych bramek. Zdobył ich w reprezentacji tylko 13, ale większość to trafienia turniejowe. Gwiazdor Nacionalu przez całą karierę był związany wyłącznie z tym klubem.
Dlaczego nie mówi się dziś o Urugwaju jako o najlepszej drużynie w historii futbolu? Bo wówczas wielkie dokonania nie były tak bardzo nagłośnione. Przez wiele lat podważano też rangę złota olimpijskiego, ale przecież w owych czasach ten turniej był równoznaczny z turniejem o mistrzostwo świata w piłce nożnej, a więc można powiedzieć, że Urugwaj trzy razy z rzędu stawał na szczycie futbolowego świata! Takiej sztuki z wyjątkiem naszych dzisiejszych bohaterów nie dokonał nikt.