Remis z Holandią spowodował, że mecz z Finlandią urósł do rangi „spotkania jesieni”.
Niespodziewany podział punktów w Rotterdamie spowodował więc, że przed Polakami otworzyła się niepowtarzalna szansa. Wygrywając z Finlandią, najlepiej wysoko, już we wrześniu mogli znacznie przybliżyć się do baraży o wejście do MŚ 2026, a pozostałe trzy boje eliminacyjne (z Litwą, Holandią i Maltą) potraktować jako poligon doświadczalny przed marcowymi play-offami. Oczywiście, w polskim obozie nikt głośno o tym nie mówił, ale trzy punkty z Suomi mogły zagwarantować taki właśnie scenariusz.
Jan Urban przed meczem szykował się na twardą i zaciętą walkę. – Wiemy, o co gramy, ale Finlandia też. Musimy być przygotowani również na to, że Finlandia rozegra ostatnie spotkanie – podkreślał. Spotkanie w Helsinkach sprzed trzech miesięcy miał z tyłu głowy, chociaż przecież nie piastował wówczas jeszcze stanowiska selekcjonera. Uważnie obserwując przebieg wydarzeń na Stadionie Śląskim, można było jednak odnieść wrażenie, że w Chorzowie zameldowały się zupełnie różne zespoły, aniżeli na Stadionie Olimpijskim.
Biało-czerwoni wyszli na murawę nabuzowani, pełni zapału i energii. Kompletnie zdominowali przebieg pierwszej połowy, nie pozwalając rywalom na oddanie choćby jednego strzału. Sami zaś stworzyli sobie dziesięć bramkowych sytuacji, z których wykorzystali dwie (Matty Cash i Robert Lewandowski). Różnica poziomów była kolosalna i momentami pachniało pogromem. Tym bardziej, że w drugiej połowie prowadzenie podwyższył Jakub Kamiński. Do tego ostatecznie nie doszło, a o zwycięstwie Polaków, odwrotnie niż tym z 2016 r. (5:0 w towarzyskiej grze przed EURO 2016) nie można napisać, że odniesione zostało w sposób łatwy. W końcówce bowiem rywale zdobyli kontaktową bramkę i mieli trochę więcej z gry. – Za bardzo uwierzyliśmy, że mecz jest pod kontrolą, choć był. Że oni nam nie mogą nic zrobić – zdiagnozował problemy w końcówce selekcjoner. To jednak jedyna rzecz do której można się przyczepić w grze jego zespołu. – Ja już niejednokrotne mówiłem, że lubię piłkę taką, na jaką kibic przychodzi z przyjemnością. Nie jest to łatwe, bo wymaga wielu kombinacji, natomiast wydaje mi się, że ten sposób gry jest dostosowany dobrze do naszych umiejętności – podkreślił.
Po raz pierwszy od czerwca 2024, gdy w próbie generalnej przed EURO 2024 ograliśmy dwóch silnych rywali – Ukrainę (3:1) i Turcję (2:1), po meczach kadry panuje tak sielankowa atmosfera. Aż za bardzo udzieliła się ona niektórym dziennikarzom, którzy selekcjonera Urbana powitali…brawami na konferencji prasowej. Doświadczony szkoleniowiec, pomny losu poprzedników i świadomy, że większość z nich także na starcie była obdarzona dużym kredytem zaufania, nie dał się jednak nabrać na te socjotechniczne sztuczki. – Nie nabiorę się na to. Znam drogę z piekła do nieba i odwrotnie – rzucił. Swoją drogą, brawa to akurat należą się tym żurnalistom, którzy dotarli w ogóle na konferencje prasowe. Sposób oznakowania kluczowych dla dziennikarzy miejsc na Stadionie Śląskim był niezbyt jasny, a stewardzi nie potrafili udzielić konkretnych informacji. Znaczna większość więc albo zbłądziła, albo od razu udała się do mixed-zone. Niektórzy (jak niżej podpisany), w poszukiwaniu salki konferencyjnej krążyli po takich rejonach obiektu, w których w ogóle nie powinni się znaleźć.
Wracając jednak do selekcjonera, to w ciągu pierwszego zgrupowania udało mu się na powrót rozkochać kadrę wśród kibiców, a 50-tysięczna publika w Chorzowie w pewnym momencie zaczęła bowiem już skandować nazwisko 63-letniego szkoleniowca. We wrześniu oglądaliśmy team zgrany i zjednoczony. Prawdziwe „wejście smoka” do kadry zaliczył Przemysław Wiśniewski, który wyglądał momentami na rutyniarza, a nie żółtodzioba. Zdecydowanie ustabilizowali formę Jan Bednarek i Jakub Kiwior. Największym wygranym zgrupowania obwołać należy Matty`ego Casha, który wszedł w buty Roberta Lewandowskiego i zdobył dwie piękne bramki w obu meczach eliminacyjnych. Nieoceniony był również wkład Jakuba Kamińskiego, który po czterech latach, znów trafił do siatki w narodowych barwach. – Cieszę się, że pomogłem – rzucił skromnie w strefie mieszanej skrzydłowy 1.FC Koeln. A krytykowani za słaby występ z Holandią, Piotr Zieliński wraz z Robertem Lewandowskim, z Finlandią poprowadzili już zespół do zwycięstwa.
– Ja widzę, że jest bardzo dobra atmosfera, a jej rola jest ogromna – zakończył konferencję Urban, podkreślając, co było kluczem do zdobycia ważnych czterech punktów w eliminacjach MŚ 2026. To, co udało się wypracować we wrześniu, to solidny fundament przed trzema ostatnimi spotkaniami w kwalifikacjach do przyszłorocznego mundialu. Wygrana z Finlandią mocno przybliżyła kadrę do marcowych barażów, ale patrząc na to, jak Holendrzy w Kownie męczyli się z Litwą, wypada nie zapytać, czy aby w listopadzie z Pomarańczowymi nie stać nas na walkę o pełną pulę.