Złota Jedenastka: Liverpool

Czas czytania: 6 m.
5
(1)

Mówią, że kibic Liverpoolu to dziwny typ. Kiedy przepali się żarówka, zamiast wkręcić nową, wspominają jak dobra była ta stara. Gdyby był to tekst, który ma zagościć na łamach dziennika, pewnie byłby pokazem pokory i oczekiwania na lepsze jutro z delikatną wstawką, jak to 10 lat temu wygrali przecież ten niezwykły finał Ligi Mistrzów. Jednak kiedy wracamy do przeszłości, fani The Reds mają spore pole do popisu, wszak to wciąż najbardziej utytułowany angielski klub. 18 tytułów Mistrza Anglii i 5 Pucharów Europy – „złotą jedenastkę” jest z czego wybierać – a skoro obiektywizm nie istnieje, to poznajcie tę moją.

BRAMKARZ

Jerzy Dudek trząsł nogami w finale w Stambule, Bruce Grobbelar 21 lat wcześniej w Rzymie, ale żaden z nich nie umywa się do prawdziwej legendy i to nie jednego meczu. Ray Clemence, bo o nim mowa, przyszedł z Scunthorpe za 18.000 funtów latem 1967 roku i nic nie wskazywało na to, że z miejsca wskoczy do zespołu Billa Shankly’ego. Przychodził jako młokos, więc pierwsze dwa sezony spędził w lidze centralnej, by dopiero w sezonie 1969/70 zastąpić w bramce Tommy’ego Lawrence’a. Świetnie odnalazł się w zespole popularnego „Shanksa” i wyróżniał się stylem gry. Jeśli Manuel Neuer wzorce czerpał z lat 70′ to z pewnością podziwiał Clemence’a, bowiem grał on niezwykle blisko obrońców i często wychodził na przedpole. Kiedy rządy na Anfield objął Bob Paisley – były bramkarz Scunthorpe stał się ulubieńcem The Kop i przyczynił się do złotej ery klubu z Merseyside. Co ciekawe, ostatni mecz z Liverbirdem na piersi zagrał w finale Pucharu Europy z Realem Madryt w Paryżu. Odszedł w glorii chwały wznosząc trofeum, jednak maleńką rysą na jego postaci jest fakt, że Liverpool zamienił na Tottenham. Clemence zagrał w barwach The Reds 665 spotkań i co najważniejsze zdobył 5 mistrzostw Anglii i 3 Puchary Europy.

OBROŃCY

W Liverpoolu za dużo było wybitnych postaci w ofensywie – jej kosztem, blok defensywny tworzy zaledwie trójka graczy, ale zapewniam – to iście legendarny tercet. Na lewej – Emlyn Hughes, wieloletni kapitan The Reds, który przybył jako 19-latek z Blackpool. Legenda głosi, że Bill Shankly był tak podekscytowany talentem młodzika, który kosztował 65 000 funtów, że podczas drogi powrotnej z Blackpool, gdzie podpisany został kontrakt, powiedział policjantowi: „Nie wiesz, kto jest w samochodzie? Tutaj siedzi przyszły Kapitan Reprezentacji Anglii”. Miał ksywę „Szalony koń”, bowiem hasał po murawie jak oszalały. W 1977 roku został wybrany piłkarzem roku w Anglii, dołożył do tego mistrzostwo i pierwszy Puchar Europy w historii Liverpoolu. Łącznie rozegrał 655 spotkań, zdobył 49 bramek, a w 1979 roku odszedł do Wolverhampton za 90 tysięcy funtów.

Hughes odszedł z Liverpoolu, bowiem kiedy się nieco zestarzał napotkał na wybitnego konkurenta. Przebojem do składu The Reds w sezonie 1978/79 wdarł się szkocki chuderlak Alan Hansen. Przyszedł z Patrick Thistle i spędził aż 14 lat na Anfield kończąc tam karierę. Hansen stał się opoką na środku defensywy i przyczynił się do niezwykłej ery Boba Paisley’a. Popularny „Jockey” był ulubieńcem fanów i sięgnął po 3 Puchary Europy oraz aż 8 mistrzostw Anglii. Co ciekawe, już jako 15-latek przebywał na testach w Liverpoolu, jednak wtedy nie zyskał sympatii sztabu szkoleniowego.

Na prawej flance – Phil Neal, pierwszy transfer Boba Paisley’a, dokonany w 1974 roku. Grał na każdej pozycji w defensywie, jednak to na prawym boku spisywał się najlepiej. Ustanowił niezwykły rekord uczestnictwa w 365 kolejnych meczach w lidze. Co ciekawe był świetnym egzekutorem rzutów karnych. W 650 meczach strzelił aż 60 bramek, w tym jedną w finale Pucharu Europy z Romą w 1984 roku. Jest najbardziej utytułowanym piłkarzem w historii Liverpoolu, bowiem uczestniczył w każdym zwycięskim finale PE. 8 mistrzostw Anglii i 4 tytuły w najważniejszych europejskich rozgrywkach.

POMOCNICY

Kibice Liverpoolu do niedawna z przyjemnością podziwiali Raheema Sterlinga, utożsamiając jego jamajskie korzenie z legendarnym skrzydłowym The Reds. John Barnes nie przypadł na najlepsze lata klubu z Anfield, jednak wstrząsnął The Kop w latach 1987-97. W robotniczym Liverpoolu odnalazł się jako pierwszy, tak wybitny czarnoskóry zawodnik. Pędził po skrzydle również w reprezentacji Anglii i może żałować wykluczenia angielskich zespołów z europejskich pucharów, bowiem przyszedł do klubu dwa lata po nieszczęsnym finale na Heysel. Po jego przyjściu na miejskim grafitti naśmiewano się z Barnesa, spotkał się on ogromem rasistowskich komentarzy. Z czasem jego świetnej gry, niechlubne malowidła zniknęły, a Barnes do dziś jest niezwykle szanowany w Merseyside. Zagrał w 407 meczach, strzelając 110 bramek, a do ciekawostek należy fakt, że nagrał rapowy utwór „Anfield Rap”.

Środek pola to duet legend, jakże różnych jednak w ilości zdobytych trofeów. Z jednej strony Ian Callahan – rekordzista pod względem występów w barwach Liverpoolu. 857 meczów od 1960 roku do 1978. Od drugiej ligi do Pucharu Europy z zaledwie jedną żółtą kartką w karierze. W dodatku Mistrz Świata, członek złotej drużyny angielskiej z finałów w 1966 roku. Prawdziwy, boiskowy dżentelmen, który pod koniec swojej kariery odszedł do Swansea City.

A obok niego – wybaczcie, nie dało się pominąć – piłkarz chyba niespełniony, okraszony tym wspaniałym finałem ze Stambułu, który pożegnał się z Liverpoolem w niechlubnych okolicznościach. Złośliwi wspomną poślizgnięcie w meczu z Chelsea, czy 38 sekund w jego ostatnich derbach Anglii z Manchesterem, ale proszę państwa, Steven Gerrard na The Kop na zawsze będzie uwielbiany. Nie zdobył mistrzostwa kraju, ale sięgnął po Puchar Europy, ten piąty w klubowej historii. I zrobił to mimo, że na boisku biegały takie tuzy jak Djimmi Traore czy Igor Biscan. Zaczął w 1998 roku, kiedy to zagrał parę minut na prawej obronie w meczu Blackburn. W wieku zaledwie 23 lat został kapitanem Liverpoolu, a jego znakiem rozpoznawczym stały się uderzenia z dystansu. Dziś na emeryturze w Los Angeles, ale kto wie, czy nie wróci jeszcze kiedyś na Anfield.

Na drugim skrzydle, liverpoolska odpowiedź na George’a Besta. Kevin Keegan, rock’n’rollowy skrzydłowy, który spędził w Merseyside zaledwie 6 lat, ale wstrząsnął tym klubem niemiłosiernie. Jego fryzurę kochała cała Wielka Brytania, ale i na boisku KK dawał niezły popis. Przychodził ze Scunthorpe jako skrzydłowy, ale szmat czasu spędził jako napastnik. Ulubieniec trybun, zapamiętany za genialne występy m.in. w finale FA Cup w 1974 roku z Newcastle, czy finał PE z Borussią Moenchengladbach 3 lata później. Podpadł faktem, że po sukcesie na arenie europejskiej odszedł do HSV Hamburg, ale w Liverpoolu nadal ma więcej fanów niż wrogów.

NAPASTNICY

Najtrudniejsza decyzja dotyczyła wyboru trzeciego napastnika. O ile ostateczny duet w ataku można przewidzieć, o tyle do trzeciego miejsca w ataku pretendowało aż troje wybitnych napadziorów. Ostatecznie, w roli „jokerów” na ławce rezerwowych pozostawiam wybitnego Billy’ego Liddella – człowieka, który spędził na Anfield aż 22 lata od 1938 roku oraz gościa, który wciągał nosem nie tylko ligowych obrońców, ale i linię końcową boiska – Robbie’go Fowlera.

Roger Hunt, to jedyny piłkarz Liverpoolu z honorowym tytułem szlacheckim przyznanym przez The Kop. Prawdziwy golleador ze Stockton Heath, który przybył na Anfield w 1959 roku. W czerwonej części Merseyside pojawił się jeszcze przed Billem Shankly’m i mimo, że legendarny trener wymienił niemal 3/4 składu, to pozycja Hunta była niezagrożona. Silny i niezwykle szybki, przez prawie 20 lat najskuteczniejszy gracz The Reds. Jednym zdaniem – „Sir Roger Hunt był wspaniały” – ta przyśpiewka na The Kop wciąż cieszy się popularnością. 492 mecze, 286 goli – od mistrzostwa ligi drugiej to mistrzostwa ligi pierwszej.

A obok legendarnego Hunta, jeszcze więcej epickości. Siódemka i dziewiątka – fani Liverpoolu, którzy w latach 70′ i 80′ szaleli na punkcie tego klubu, nawet wyrwani ze snu w środku nocy bez wahania odpowiedzą, z kim utożsamiają się te numery. Ian Rush, rekordzista pod względem bramek w historii Liverpoolu. 660 meczów i aż 346 goli – 5 mistrzostw Anglii i Puchar Europy z 1984 roku. Przyszedł 4 lata wcześniej jako wstydliwy, chuderlawy Walijczyk i pierwszy sezon na Anfield, kiedy The Reds sięgnęli po PE w 1981 roku oglądał z ławki lub trybun, a na pierwszego gola czekał aż 9 spotkań.

Jednak drugi sezon to odpalona rakieta. 30 goli w 49 meczach. Pod batutą Paisley’a odpalił na dobre. Dziurawił siatkę częściej niż w co drugim meczu. W listopadzie 1982 roku załadował cztery bramki w derbach z Evertonem, a pikanterii dodaje fakt, że „Rushie” w młodości był fanem The Toffies. W 1984 zdobył Złotego Buta, strzelając 47 goli w jednym sezonie, który zwieńczył tryumfem w finale PE. 3 lata później na rok odszedł do Juventusu, kończąc sezon 1986/87 z 40 golami na koncie. Włoski klimat mu jednak nie sprzyjał i już po jednym sezonie wrócił, by założyć czerwoną koszulkę. Grał w niej aż do 1996 roku, kiedy jako 35-latek odszedł do Leeds United. Co ciekawe, od 1980 do 1987 roku, kiedy Ian Rush trafiał do siatki, Liverpool nie schodził z boiska pokonany.

No i wreszcie czas na Króla. „King Kenny Dalglish” – czy można coś więcej dodać? Absolutnie najważniejszy piłkarz w historii Liverpoolu, a później wzięty trener z sukcesami. Przyszedł w 1978 roku ze szkockiego Celtiku jako zastępca Kevina Keegana. Wziął numer siedem i na zawsze odmienił oblicze tej cyfry. Przychodził jako gwiazda za rekordowe 440 tysięcy funtów i z miejsca rozkochał w sobie Anfield. Na pierwszą bramkę w nowych barwach czekał – nie, to nie przypadek – siedem minut, kiedy ukłuł z Middlesbrough. Trafił w finale PE w 1978 roku, a rok później został wybrany Najlepszym Piłkarzem w Europie. Po tragedii na Heysel, zastąpił Joe Fagana w roli grającego menedżera, co podkreśliło jego status. Trenował z sukcesami aż do 21 lutego 1991 roku, kiedy nagle, po porażce z Evertonem 3:4 zrezygnował w środku sezonu, tłumacząc się problemami ze zdrowiem. Zostawiał klub na pierwszym miejscu w tabeli, a The Reds od tego czasu nigdy już nie wrócili na szczyt ligowej tabeli na koniec sezonu.

Wrócił w styczniu 2011 roku, kiedy Liverpool tonął w otchłani strefy spadkowej, po zatrważających rządach Roy’a Hodgsona. Wyprowadził klub na szóste miejsce w tabeli, czyniąc go drugą drużyną wiosny. Sezon 2011/2012 zakończył jednak tylko na ósmym miejscu, wygrywając do tego na pocieszenie Puchar Ligi. Jego miejsce zajął obecny szkoleniowiec The Reds – Brendan Rodgers. Cieszy się szacunkiem w całej Wielkiej Brytanii, bowiem w sezonie 1994/95 zdobył tytuł mistrzowski jako trener Blackburn Rovers.

Do dziś on i Ian Rush są na Anfield definicją napastników idealnych i zasiadają na każdym domowym meczu jako symbole i ambasadorzy klubu.


MICHAŁ LEŚNICZAK

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 1

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

Ostatni pokaz magii – jak Ronaldinho poprowadził Atletico Mineiro do triumfu w Copa Libertadores w 2013 r.?

Od 2008 r. Ronaldinho sukcesywnie odcinał kupony od dawnej sławy. W 2013 r. na chwilę znów jednak nawiązał do najlepszych lat swojej kariery, dając...

Zakończenie jesieni przy Wyspiańskiego – wizyta na meczu Orlen Ekstraligi Resovia – AP Orlen Gdańsk

Już wkrótce redakcja Retro Futbol wyda napakowany dużymi tekstami magazyn piłkarski, którego motywem przewodnim będzie zima. Idealnie w ten klimat wpisuje się zaległy mecz...

Siatkarski klasyk w Rzeszowie – wizyta na meczu Asseco Resovia – PGE GiEK Skra Bełchatów

Siatkarskie mecze pomiędzy Resovią a Skrą Bełchatów od lat uznawane są za jeden z największych klasyków. Kluby te walczyły o największe laury, nie tylko...