Chlie – ZSRR. Najbardziej żałosny mecz w historii futbolu

Czas czytania: 5 m.
0
(0)

Historia zna wiele przypadków, w których polityka i sport szły ze sobą w parze. Wojna futbolowa, zamach w Monachium, wzajemne bojkoty igrzysk olimpijskich w Los Angeles i Moskwie, przez ZSRR i USA to tylko niektóre casusy, które przychodzą na myśl, szukając wspólnych mianowników. Mniej znanym, aczkolwiek równie kontrowersyjnym przykładem uzależnienia sportu od polityki było spotkanie Chile-ZSRR z 1973 roku, które przeszło do historii jako „najbardziej żałosny mecz w historii futbolu”, a legenda chilijskiej piłki, Carlos Caszely, określił je jako „powód do światowego wstydu”.

Przeczytaj także: „Wojna futbolowa”

Czasy zimnej wojny nie należały do najspokojniejszych. Mimo że liczba konfliktów na świecie zmalała do najniższego poziomu w historii, bipolarny układ stosunków międzynarodowych powodował, że istniejące niepokoje mogły przybrać charakter globalny. Korea Północna, Wietnam, Afganistan, Iran… Wszędzie tam dochodziło do działań wojennych, w których ścierały się interesy USA i ZSRR. Oba supermocarstwa szukały okazji do poszerzenia swojej strefy wpływów, kosztem przeciwnika i z uwagą śledziły kraje o niestabilnej sytuacji politycznej, będące wyjątkowo podatne na wpływy zewnętrzne.

Jednym z takich państw było Chile, które od 1970 roku targane było wewnętrznymi problemami. Wcześniej kraj należał do jednego z najspokojniejszych w Ameryce Południowej, jednak zwycięstwo w wyborach prezydenckich Salvadora Allende, który reprezentował lewą stronę sceny politycznej, całkowicie zmieniło optykę i postrzeganie kraju na arenie międzynarodowej. Amerykanie byli przerażeni możliwością powstania komunistycznego bastionu, obok autorytarnej Argentyny Juana Perona. Co więcej, Allende rozpoczął program „chilijskiej drogi do socjalizmu” i wywłaszczył amerykańskich właścicieli kopalni miedzi, potwierdzając niejako obawy Amerykanów, którzy rozpoczęli finansowanie opozycji i działań mających na celu odsunięcie prezydenta od władzy.

W 1973 roku doszło do wojskowego puczu, kierowanego przez generała Augusto Pinocheta, po cichu wspieranego przez CIA. Salvador Allende, nie mając poparcia ani wojska, ani kongresu i będąc na bakier z Amerykanami, popełnił samobójstwo w pałacu prezydenckim, od pocisku wystrzelonego z AK-47 danego mu przez Fidela Castro, odmawiając wcześniej ewakuacji.

Jak się możecie pewnie domyślić, po dojściu Pinocheta do władzy nastąpiło całkowite przebiegunowanie dotychczasowej polityki. Rozwiązano kongres, dekrety poprzedniego rządu zostały anulowane, a wszystkie partie opozycyjne rozwiązane. Rozpoczęło się prawdziwe polowanie i zamykano ludzi nawet za podejrzenie lewicowego odchylenia, co bliźniaczo przypominało okres wojny domowej w Hiszpanii i zachowanie zarówno nacjonalistów Franco, jak i rządu republikańskiego. Ludzi budzono więc w środku nocy, zabierano ich z ulicy i często mordowano, wskutek czego tysiące ich uznaje się za zabitych bądź zaginionych. Represje były przeprowadzane na tak wielką skalę, że w pewnym momencie zabrakło już miejsca w dotychczasowych więzieniach i Pinochet nakazał zamienienie monumentalnego Estadio Nacional w Santiago na największe w kraju więzienie dla osób „zagrażających władzy”.

PRZECZYTAJ TEŻ: Zabójstwo gen. Actisa, czyli jak organizuje się Mistrzostwa Świata w Argentynie

Abstrahując już od represji wobec opozycji, należy podkreślić, iż Chile Pinocheta znacząco „zbliżyło” się na arenie międzynarodowej do Stanów Zjednoczonych, zostając ich jednym z najbliższych sojuszników. W tym momencie zaczyna się nasza historia.

Aby zakwalifikować się na mistrzostwa świata w RFN w 1974 roku, zwycięzca grupy eliminacyjnej nr 3 strefy CONMEBOL musiał zagrać ze zwycięzcą dziewiątej grupy kwalifikacji odbywających się w Europie. Chile, wskutek wycofania się Wenezueli, rywalizowało tylko z Peru i w dodatkowym meczu rozegranym w Montevideo ograli oni swoich sąsiadów z północy 2:1. Tymczasem w Europie ZSRR wyprzedziła w swojej grupie Francję (mimo porażki w pierwszym meczu) i ostatecznie to ekipa Olega Błochina miała rozegrać decydujący dwumecz. Jak się miało okazać, było to spotkanie dwóch drużyn reprezentujących dwa systemy polityczne i od początku starcie miało mocno polityczny charakter.

Początkowo Pinochet nie chciał się nawet zgodzić na jego odbycie. W dniu, w którym reprezentacja miała się zebrać na zgrupowaniu przed wyjazdem do Moskwy, do spotkania w ogóle nie doszło. Eduardo Herrera, lewy obrońca chilijskiej reprezentacji, wspomina tamte wydarzenia w następujący sposób:

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, nakazano nam zawrócić do domu. Musiałem więc wrócić do hotelu, a po drodze żołnierze zatrzymywali mnie dziesięć razy. Nie aresztowano mnie, ponieważ miałem torbę z reprezentacyjnym napisem.

Junta zakazała jakichkolwiek wyjazdów z kraju, a dodatkowym problemem był fakt, iż piłkarze reprezentacji, Carlos Caszely i Leonardo Veliz, byli zadeklarowanymi socjalistami. Ostatecznie jednak dzięki fizjoterapeucie reprezentacji, który był także lekarzem jednego z wysoko postawionych generałów, udało się wyperswadować Pinochetowi, że zespół narodowy może wpłynąć na ocieplenie wizerunku Chile na arenie międzynarodowej. Kadra mogła więc wyjechać, jednak przed wyjazdem zawodnicy otrzymali jasne ostrzeżenie – jeżeli będą cokolwiek mówić, ich rodziny poniosą surowe konsekwencje.

Dodatkowym smaczkiem był fakt, że w momencie dotarcia Chilijczyków do Moskwy, Amerykanie uznali rządy Pinocheta, co spowodowało zerwanie stosunków między ZSRR a Chile. Był to dodatkowy pstryczek w nos dla komunistów, jeszcze bardziej podnoszący temperaturę tego dwumeczu…

Zdecydowanym faworytem pierwszego spotkania była reprezentacja ZSRR i rzeczywiście była lepsza. W temperaturze -5 stopni Celsjusza miejscowi czuli się o wiele swobodniej i gdyby nie rewelacyjna postawa chilijskiego bramkarza i środkowych obrońców, wynik byłby zapewne korzystny dla gospodarzy. Jewgienij Łowczew, obrońca Spartaka Moskwa, który występował w tym spotkaniu, twierdził później, że presja ze strony zarówno władz, jak i kibiców była tak ogromna, że piłkarze mieli powiązane nogi i nie mogli opanować nerwów. Miało to oczywisty wpływ na wyniki meczu.

Jednak w osiągnięciu przez piłkarzy ZSRR dobrego wyniku, przeszkadzał jeszcze jeden czynnik-arbiter, który sędziował pod zespół z Ameryki Południowej. Jedyny chilijski dziennikarz, który pojechał z reprezentacją do Moskwy, rzuca światło na te wydarzenia.

Na szczęście arbiter był jawnym antykomunistą. Wraz z Francisco Fluxą, przewodniczącym federacji, przekonaliśmy go, żeby nie pozwolił nam przegrać i prawda jest taka, że pomógł nam w sposób znaczący.

Ostatecznie padł remis 0:0, który w lepszej sytuacji stawiał Chilijczyków. Mecz miał się odbyć na stadionie, który został de facto przemieniony na więzienie (sic!), co było niejako paradoksem i wywołało oczywiście ogromne zamieszanie. Junta starała się na wszelki sposób ukryć obecną destynację stadionu, a chilijska federacja sugerowała przeniesienie meczu do Visca El Mar, na co władze się nie zgodziły.

„Mówiono nam, że stadion jest tylko logistycznym centrum”. Tak do całej sprawy odnosił się Fluxa i ludzie Pinocheta z pełną konsekwencją napierali na to, aby spotkanie odbyło się w Santiago de Chile. Związek Radziecki protestował i sugerował rozegranie spotkania na neutralnym terytorium. W odpowiedzi na to FIFA wysłała do Chile delegację, na której czele stali wiceprezydent organizacji Abilio d’Almeida i sekretarz generalny Helmut Kaeser. Reżim robił wszystko, aby stadion wyglądał na normalnie funkcjonujący. Wywiezioną nawet znaczną część więźniów, jednak z logistycznego punktu widzenia ewakuacja wszystkich była niemożliwa. W konsekwencji na stadionie zostało nawet do kilku tys. więźniów, na których ludzie z FIFA dziwnym trafem nie trafili bądź nie chcieli trafić. Jednym z więźniów, którzy przebywali w tamtym czasie na stadionie, był Jorge Montalegre.

Zabrali nas na dół, do zamkniętych pokoi i tuneli. Byliśmy trzymani wewnątrz w trakcie obchodu oficjeli FIFA i dziennikarzy. To wyglądało tak, jakbyśmy byli w dwóch różnych światach.

Tak wydarzenia ze stadionu w Santiago wspomina Montalegre. Ostatecznie mecz mógł się więc odbyć, a Pinochet i jego ludzie mogli czekać na swoje przedstawienie.

ZSRR nie zgodził się jednak przyjechać na takich warunkach. Oficjalnym powodem były „kwestie humanitarne”. Zakulisowo mówi się jednak, że ZSRR obawiał się porażki w Santiago, która mogłaby zostać wykorzystana propagandowo przez Pinocheta i uderzyć w mit wielkich radzieckich sportowców, którzy byli niejako tubą moskiewskiej propagandy. Na potwierdzenie tej tezy można przytoczyć przykład piłkarzy CDSA Moskwa (obecnie CSKA), którzy zostali zawieszeni, jako część kadry narodowej, po porażce z Jugosławią na Igrzyskach Olimpijskich w Helsinkach w 1952. Dla przypomnienia, państwo Tito było absolutnym wrogiem Moskwy z racji swojej niezależnej wobec nich polityki i jasne było, że jakakolwiek porażka z nimi nie wchodzi w rachubę.

Można więc założyć, że gdyby w pierwszym meczu padł korzystny dla nich wynik, rewanż mógłby się odbyć. W sytuacji, jaka miała miejsce, kadra ZSRR wychodziła de facto na ofiarę systemu Pinocheta i wyglądało to rzecz jasna korzystniej na kartach historii…

Co do samego meczu, piłkarze Chile wyszli oczywiście na boisko. Na oczach 18 tys. kibiców rozegrano oba (!) hymny, zawodnicy przywitali się z arbitrami, rozległ się pierwszy gwizdek. Rywala nie było jednak na boisku, gospodarze przeprowadzili koronkową akcję, piłka zatrzepotała w siatce, a arbiter wskazał na środek boiska, kończąc jednocześnie spotkanie. Absurd. Zresztą spójrzcie sami.

Co ciekawe, po meczu z gratulacjami do piłkarzy udał się sam Pinochet, jednak spotkanie przybrało niespodziewany obrót.

Kiedy wszyscy staliśmy w sali, drzwi się otworzyły. Wszedł człowiek z peleryną, czarnymi okularami i kapeluszem. Zimny dreszcz przeszedł mi po całym ciele, kiedy spojrzałem na niego, wyglądającego jak Hitler. Kiedy podszedł bliżej, schowałem rękę do tyłu i nie podałem mu jej.

To relacja Carlos Caszely’ego, którego gest niepodania ręki Pinochetowi przeszedł do historii jako pierwszy taki publiczny wyraz swojego niezadowolenia wobec jego reżimu. Nic dziwnego, że obił się on szerokim echem na całym świecie.

Co do samych mistrzostw świata w RFN w 1974 roku, Chilijczycy odpadli w grupie, remisując z NRD i Australią. Trudno wyrokować, czy grający zamiast nich reprezentanci ZSRR osiągnęliby więcej. Nie ulega jednak wątpliwości, że występ „La Roja” był przyjmowany z pewnym zażenowaniem, czego świadomi byli nawet sami piłkarze…

To były najbardziej niedorzeczna rzecz w historii. Wstyd dla całego świata!
– grzmiał Ceszely i niech jego słowa stanowią puentę mojego artykułu.

PIOTR JUNIK

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Piotr Junik
Piotr Junik
Sympatyk Realu Madryt i wszystkiego, co związane z hiszpańskim futbolem. Zafascynowany polityczno-społecznym aspektem piłki nożnej. Zawodowo projektuje i buduje najlepsze stoiska targowe w kraju.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.

Mário Coluna – Święta Bestia

Mozambik dał światu nie tylko świetnego Eusébio. Z tego afrykańskiego kraju pochodzi też Mário Coluna, który przez lata był motorem napędowym Benfiki i razem ze swoim sławniejszym rodakiem decydował o obliczy drużyny w jej najlepszych czasach. Obaj zapisali też piękną kartę występami w reprezentacji.

Trypolis, Londyn, Perugia, Dubaj – Jehad Muntasser i jego wszystkie ścieżki

Co łączy Arsene’a Wengera, rodzinę Kaddafich i Luciano Gaucciego? Wszystkich na swojej piłkarskiej drodze spotkał Jehad Muntasser, pierwszy człowiek ze świata arabskiego, który zagrał w klubie Premier League. Poznajcie jego historię!