Igor Biełanow i Dynamo Kijów – drugi wzlot legend

Czas czytania: 5 m.
0
(0)

W ułożonym przez nas gronie najlepszych klubów świata znalazł się także reprezentant wschodniej części Starego Kontynentu – Dynamo Kijów.  Trenowany przez opisywanego już na łamach Retro Futbol Walerego Łobanowskiego zespół z obecnej stolicy Ukrainy, u schyłku imperium Kraju Rad osiągał największe sukcesy w swoich dziejach. W latach 1985-87 Igor Biełanow i spółnia nie tylko zdystansowali krajowych rywali, ale również udowodnili siłę na arenie europejskiej.

Budowa potęgi

W czasie, kiedy „Łoban” zajął się pracą z kadrą narodową, porzucając tym samym klub swojego życia na dwa lata, Biło-sini zatracili się w ligowym marazmie okupując środek tabeli ligowej i odpadając we wczesnych fazach pucharów. Po nieudanych eliminacjach do francuskiego czempionatu, selekcjoner wrócił do kijowskiego matecznika i rozpoczął odbudowę zespołu, który posypał się pod jego nieobecność. Karierę zdążył zakończyć Wołodymyr Wieremiejew, a klub zasiliło kilku młodych graczy. Lecz nadal w biało-niebieskim trykocie biegał zdobywca Złotej Piłki sprzed blisko dekady Oleg Błochin. Wraz z nadejściem nowego 1984 roku „Metr”, który z dawnych lat znał umiejętności kapitana, zasiadł na ławce trenerskiej kijowskiego stadionu. Od razu ściągnął duet Wołodymyr Gorilij i Ołeksandr Zawarow. Drugi z wymienionych stał się ważnym ogniwem Dynama w okresie prosperity. Pierwszy rok pracy Łobanowskiego jednak był absolutną porażką. 10. miejsce w lidze i odpadnięcie z pucharu w 1/8.

Czarodziej Biełanow i szczyty Europy

Kulminacyjnym momentem, roztaczającym szerokie perspektywy przed Biało-Niebieskimi stał się transfer Ihora Biełanowa.  24-latek z Odessy wzmocnił kijowian równo rok po trenerskiej roszadzie.  Z miejsca powierzono mu wiodącą rolę w drużynie, co przełożyło się nader wydatnie na grę zespołu. Pomocnik zaadaptował się wyśmienicie i Dynamo jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wydostało się z letargu, „zakładając” podwójną koronę w roku 1985. Przewaga nad drugim w tabeli ligowej Spartakiem Moskwa wyniosła ostatecznie ledwie dwa punkty. Mistrzowie z Kijowa pozwolili sobie jednak pod koniec sezonu na kilka wpadek, gdyż mistrzostwo zapewnione mieli już na dwie kolejki przed końcem rozgrywek.

Przeczytaj także: Łobanowski – „Metr” dla następców

Puchar Związku Radzieckiego akurat zmieniał w połowie lat 80. swą formułę na jesienno-wiosenną, toteż Biło-Sini przystąpili do rywalizacji we wrześniu 1984 – na etapie 1/16 finału.  W inauguracyjnym spotkaniu zmierzyli się na wyjeździe z kiszyniowską drużyną Nistru. Nie dali szans outsiderowi, który poniósł porażkę 2:4. Warto wspomnieć o wyczynie Wadima Jewtuszenki. Ukraiński napastnik upolował dublet w odstępie zaledwie dwóch minut, umieszczając piłkę w siatce w 77. i 79. minucie, czym wydatnie pomógł kolegom. Kolejny oponent Biało-Niebieskich postawił znacznie trudniejsze warunki – mowa o imienniku kijowskiego klubu, Dynamie Moskwa. Na gola Michajliczenki, dającego prowadzenie bohaterom niniejszej opowieści, zdołał odpowiedzieć Bułanow. Do wyłonienia zwycięzcy w tej konfrontacji potrzebne było więc nie tylko dodatkowe 30 minut dogrywki, ale także konkurs „jedenastek”, rozgrywany przy obecności 14 tysięcy kibiców. Pierwszy zawiódł w drugiej serii Błochin, którego strzał obronił Prudnikow. Gospodarze jednak przeszli dalej, bo konstrukcję bramki obił Gazzajew, a Mentiukowowi nie udało się przechytrzyć Czanowa.

Po kilku miesiącach przerwy do pucharowej rywalizacji wrócono w maju 1985 na etapie ćwierćfinałowym. Dynamo Kijów mierzyło się z gośćmi z Ałma Aty – Kajratem. Przyjezdni po spotkaniu mogli użyć jednej z typowych wymówek piłkarskich – „Nie ułożył nam się mecz”. Gola stracili bowiem już w 3. minucie za sprawą Biełanowa. W drugiej połowie wynik podwyższył Zawarow i kontaktowa bramka Pechlewanidiego zdała się na nic. Ledwie 13 dni potem zdeklasowali turniejową rewelację –  smoleńską Iskrę 0:3, awansując do finału. W ostatecznej potyczce stanęli przed wyzwaniem udowodnienia przewagi nad Szachtarem Donieck. „Górnicy” nawet, kiedy przegrywali 2:0 po trafieniach Demianienki i Błochina nie poddawali się, lecz zaowocowało to jednym golem rezerwowego Morozowa. W taki oto sposób banda Łobanowskiego wysłała ostrzeżenie: „Jesteśmy groźni dla każdego”.

Co dziś rzadko spotykane, a charakterystyczne dla sportu w państwach socjalistycznych – do których zaliczał się ZSRR, wszyscy gracze Dynama Kijów znajdowali się też w składzie reprezentacji. Ów fakt nie mógł pozostać bez wpływu na grę kijowskiej jedenastki. Doskonałe zgranie okazywało się wielokrotnie nieocenionym atutem na tle nieco bardziej różnorodnie skonstruowanych zespołów. Kulminacją dyspozycji tamtej jedenastki był europejski sezon 1985/86. Ponieważ w Kraju Rad rywalizowano systemem wiosna-jesień (odwrotnym do praktykowanego w większości krajów), Dynamo zostało włączone jako aktualny zdobywca Pucharu ZSRR do walki w PZP.

Kijowska forteca

Oprócz świetnego rozumienia się „Chochłów” – tak nazywano piłkarzy Dynama od potocznego określenia Ukraińców – ich asem w rękawie był też własny stadion, dający jedenastce Łobanowskiego nadzwyczajną przewagę. Wszystkie domowe spotkania w Pucharze Zdobywców Pucharów 1985/86 zakończyły się co najmniej trzybramkowym upokorzeniem zespołu przyjezdnego. Własnemu boisku zawdzięczają wyjście z kłopotów po porażce 2:1 z FC Utrecht i  remisie 2:2 z rumuńskim Universtitatea Craiova. Holendrzy zostali pokonani 4:1, zaś Rumuni ponieśli porażkę tą samą różnicą goli do zera.

Ofiarami prawdziwej masakry zostali Austriacy z wiedeńskiego Rapidu i to w obu spotkaniach. Ich obrona aż dziewięciokrotnie skapitulowała pod radziecką nawałnicą. W każdym ze spotkań udało się zdobyć jedynie honorowego gola.

W potyczce decydującej o grze w wielkim finale już aktualni mistrzowie Związku Radzieckiego mierzyli się w kwietniu z czeską Duklą Praga. Sprawę awansu załatwili właściwie w ciągu pierwszych 45 minut spotkania na Stadionie Olimpijskim w Kijowie. Stary, ale jary Ołeh Błochin nie zawiódł oczekiwań fanów, a do jego dwóch goli cegiełkę dołożył Oleksandr Zawarow. Dynamowcy schodzili do szatni prowadząc 3:0. Jako, że wychodzenia z takiego wyniku nauczył dopiero dwie dekady później Liverpool w Stambule przy udziale Jerzego Dudka, po przerwie rezultat nie uległ zmianie. Remis 1:1 w Pradze dopełnił formalności. Walery Łobanowski mógł szykować taktykę na finałowe starcie z Atletico Madryt.

Flagowy wtedy projekt futbolu sowieckiego nie zawiódł kibiców, jak i całego (wykonującego swe ostatnie tchnienia) imperium. Spotkanie rozgrywane było 2 maja na Stade Gerland. Finał zapisał się w dziejach jako pojedynek nie tylko dwóch doskonałych jedenastek, ale również geniuszy trenerskich. Tego, który zdążył wypracować sobie markę – Walerego Łobanowskiego oraz Luisa Aragonesa – osiągającego swe pierwsze wielkie sukcesy. Doświadczenie wzięło górę nad niedoszlifowanym talentem Hiszpana i radzieccy futboliści zdominowali przeciwników. Triumf 3:0 zapewnili Zawarow, Błochin oraz Jewtuszenko.

Ostatni udany sezon Dynama Łobanowskiego, Błochina i Biełanowa to 1986/87. Po jego zakończeniu, drugi z wymienionych opuścił klub. Zanim doszło o pożegnania, długoletni kapitan drużyny pomógł znów wywalczyć Puchar ZSRR i dotrzeć do najlepszej czwórki zespołów Europy. „Chochły” rozpoczynając drogę na moskiewski stadion im. Lenina pokonały po 2:1 Dynamo Stawropol Kiapaz Kirowagad. Deklasacji 0:4 na Olimpijskim doznali gracze Karpat Lwów.

O finał zacięty bój stoczyły dwa Dynama: kijowskie i moskiewskie. Przez 120 minut żaden z golkiperów nie skapitulował. O awansie rozstrzygnęły strzały z „wapna”. W pięciu seriach każdy z bramkarzy obronił jedno uderzenie, zaś w dwunastym strzale spudłował wpuszczony „na karne” – Kiriakow i ostatnie trofeum Błochina-piłkarza z klubem jego życia stało się faktem.

W Pucharze Europy za Biało-Niebieskimi znowu stał około stutysięczny tłum fanatyków. Marny dla Dynama remis 1:1 z Beroe w bułgarskiej Starej Zagorze na inaugurację Pucharu Europy pozytywnie wpłynął na Ukraińców, którzy u siebie wygrali 2:0. Taki sam rezultat jak w Bułgarii padł ponad miesiąc później na Celtic Park. I ponownie zmobilizował podopiecznych Łobanowskiego do lepszej gry. Niezawodny u kresu kariery Oleg Błochin, zdobywca Złotej Piłki z 1975 roku trafił do siatki, otwierając wynik meczu. Kiedy wyrównał Mark McGhee do akcji wkroczyli dwaj panowie „J”: Jakowenko i Jewtuszenko. Porażka 3:1 wyeliminowała gości. W ćwierćfinale przesadnie gościnni okazali się Turkowie z Besiktasu. Pozwolili oni Dynamowcom na strzelenie aż 5 goli. Kanonadę zapoczątkował Biełanow, a później zgodnie podzielili się Błochin i Jewtuszenko. W rewanżu gospodarze nieco spuścili z tonu i wygrali 2:0. Niestety okazało się, że po  18 marca 1987 nastąpił zmierzch kontynentalnej potęgi Biło-Sinich za czasów ZSRR. FC Porto z Józefem Młynarczykiem w bramce rozgrywało popisowy rok i nie pozostawiło złudzeń kijowianom, notując dwa zwycięstwa 1:2. Gole Jakowenki i Michajliczenki na niewiele się zdały.

Zmierzch potęgi i emigracje

W Kijowie na przestrzeni 12 miesięcy dowiedzieli się co oznacza „spaść z wysokiego konia”. W lidze wyprzedziło ich Dnipro, a z pucharów odpadli w przedbiegach. Skład zaczął się sypać. Po Europie rozjechały się niemal wszystkie gwiazdy: Wasilij Rac próbował podbić Hiszpanię w Espanyolu Barcelona, Jewtuszenko wybrał Szwecję, Błochin Austrię, Serhij Bałtacza zamieszkał w Wielkiej Brytanii (którą zresztą reprezentuje w tenisie jego córka Elena), zaś Ołeksandr Zawarow próbował bez powodzenia zastąpić Platiniego we Włoszech.

Tamte dwa-trzy lata pozostały najlepszymi wspomnieniami dla niemal wszystkich twórców zespołu. Tylko trener Łobanowski zdołał się odkuć po latach, zresztą budując kolejne – już trzecie pokolenie – wielkiego Dynama w niepodległej Ukrainie.

JAKUB BARANKIEWICZ

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” – recenzja

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” to pozycja znana dzięki wydawnictwu SQN na polskim rynku od kilku lat. Okazją do wznowienia publikacji było zwycięstwo...

GKS Katowice – historia na 60-lecie klubu

10 marca 2024 roku Retro Futbol gościło na Stadionie Miejskim w Rzeszowie, gdzie w meczu 23. kolejki Fortuna 1. Ligi Resovia podejmowała GKS Katowice....

„Semiologia życia codziennego” – recenzja

Eseje związane jakkolwiek z piłką nożna to rzadkość. Dlatego "Semiologia życia codziennego" to niezwykle interesująca lektura. Tym bardziej, że jej autorem jest słynny humanista,...