Jeśli ktoś będzie szukał w wydanej przez SQN autobiografii „Wita państwa Dariusz Szpakowski” kontrowersji, opisywania w negatywnym świetle innych osób, to się rozczaruje. W tej książce nie ma tego. To zbiór wspomnień i anegdot z futbolowych imprez, w których sam bohater usuwa się w cień.
Dla człowieka urodzonego w latach 80. XX wieku głos Dariusza Szpakowskiego już na zawsze pozostanie jednym z symboli polskiego futbolu. Niestety moje dzieciństwo i pierwsze fascynacje futbolem przydały na okres posuchy, jeśli chodzi o reprezentację Polski, a to wtedy komentator stał się prawdziwą telewizyjną ikoną. Obecnie często stał się obiektem memów, wielu zarzuca mu, że nie nadąża, myli nazwiska. Mam wrażenie, że na początku obecnej dekady miał małe załamanie zawodowe, ale w Katarze znów wrócił w pełni formy, budując fantastyczną atmosferę podczas jednego z najlepszych finałów Mistrzostw Świata w historii.
„Wita państwa Dariusz Szpakowski” to fabularyzowana historia życia legendarnego komentatora napisana przez Przemysława Rudzkiego, dziennikarza CANAL+Sport i Kanału Zero. Jak zaznacza autor, zawsze podziwiał pana Darka i napisanie biografii było dla niego bardzo ważne, choć wcześniej miał już na swoim koncie pozycje literackie. W samej książce zaś najważniejsze są inne osoby. Nie jest to klasyczna opowieść, jakiej wielu mogło się spodziewać, w której najważniejszą rolę odgrywa sam Szpakowski. Zresztą, wydaje się, że komentator zawsze wolał pozostawać w cieniu, nie wywołując kontrowersji albo… robić to tak, by nie wychodziły na zewnątrz.
Całość zaczyna się dość mocnym uderzeniem w Janusza Basałaja, który po mundialu w Japonii i Korei Południowej, kiedy Polska po 16 latach zagrała na najważniejszej imprezie piłkarskiej na świecie, został szefem sportu w TVP. I zaczął – jak czytamy w książce na wniosek ówczesnego prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego odsuwać Szpakowskiego od komentowania meczów Polaków. Wielu może po raz pierwszy pozna kulisy kuriozalnej sytuacji, w której obydwaj komentowali po 10 minut piłkarskiego spotkania. Zadra siedzi w dziennikarzu do teraz.
Dalej mamy klasyczną i spokojną opowieść, w której legendarny komentator już raczej nikomu nie stara się „wbijać szpilek”. Jeśli o kimś pisze to w pozytywnym kontekście – wychwalając zwłaszcza Jana Ciszewskiego i Kazimierza Górskiego. Z tym pierwszym miał relacje mistrz – uczeń, wskazując, że gdyby nie on, to jego kariera mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej. O trenerze również wypowiada się w samych superlatywach, podkreślając umiejętności trenerskie i klasę selekcjonera.
Książka skrzy się od anegdot wyciąganych przez Szpakowskiego jak z rękawa – z różnych imprez i momentów przy okazji – takich jak podróże na mecze. I to najsilniejsza część biografii. Widać, że Przemysław Rudzki spisał te opowieści bardzo dokładnie, zaś sam Szpakowski chciał je opowiedzieć, żeby znalazły się w książce. Czy było ich więcej? Niewykluczone i może trochę szkoda, bo książka mogła mieć jeszcze większą objętość.
Ciekawy kontekst nadaje rozmowa z żoną bohatera biografii – Grażyną oraz jego córkami. Opowiadają o mężu i tacie, a całość dzięki temu zyskuje jeszcze bardziej osobisty charakter. Chyba na takiej naturze zależało redaktorowi, dlatego całość jest wolna od wielu kontrowersji.
Być może komuś może zabraknąć większej pikanterii opowieści o relacjach z piłkarzami, których jest w książce bardzo mało. Tak jakby, jak wskazuje stara szkołą dziennikarstwa, nie wyciągać sekretów piłkarzy na zewnątrz, po to, by zyskać ich zaufanie. Tą biografią Szpakowski z pewnością go nie stracił, zachowując przy tym klasę i dystans, kierując reflektory na postacie, które jego zdaniem zasługują na wspomnienie.
To z pewnością nie jest pozycja dla młodszej części kibiców. Zadowoleni powinni być ci z pokolenia urodzonego w latach 80. lub 90. Docenią nie tylko spokojną narrację głosu ich pokolenia, ale także fotografie ubarwiające całą publikację. To autobiografia napisana i wydana w starym stylu – trochę jak o człowieku z innej epoki. Szanujący takie osoby z pewnością nie będą zawiedzeni, choć gdyby całość podlać delikatnie sosem kontrowersyjności, to na pewno nie spowodowałoby obniżenia oceny.
Ocena: 7/10
Patryk Szczerba
