Holender od zawsze uchodził za wielce utalentowanego piłkarza. Swego czasu Roberto Mancini nazwał go najlepszym skrzydłowym na świecie, obok Luisa Figo. Co jednak z tego, skoro od momentu transferu do Evertonu, Holender zaczął skupiać się na wszystkim, co niezwiązane z piłką, na czele z alkoholem i narkotykami, a jego historia po latach okazała się dramatyczna.
Andy van der Meyde – biogram
- Pełne imię i nazwisko: Andy van der Meyde
- Data i miejsce urodzenia: 30.09.1979
- Wzrost: 180 cm
- Pozycja: Skrzydłowy
Historia i statystyki kariery
Kariera juniorska
- Vitesse Arnhem
- Ajax Amsterdam
Kariera klubowa
- Ajax Amsterdam (1997-2003)
122 występy, 21 bramek - Twente Enschede (1999-2000)
34 występy, 3 bramki - Inter Mediolan (2003-2005)
54 występy, 4 bramki - Everton (2005-2009)
24 występy - PSV Eindhoven (2010)
- WKE Emmen (2012)
Kariera reprezentacyjna
- Holandia U-15 (1994)
2 występy, 1 bramka - Holandia U-21 (2000)
8 występów, 1 bramka - Holandia (2002-2004)
17 występów, 1 bramka
Trio z Mido i Ibrahimovicem
Swoją przygodę z piłką zaczynał w rodzinnym Arnhem, gdzie szkolił się w Vitesse. Tam jednak dość szybko, jego talent dostrzegli wysłannicy jednej z najlepszej akademii na świecie, Ajaxu. Tam rozwijał swój talent i już w wieku 18 lat trafił na stałe do pierwszej drużyny, gdzie jako kompletny młokos, próbował przebijać się do pierwszego składu, otrzymując w pierwszym sezonie pojedyncze szanse gry u boku Franka De Boera, czy Jariego Litmanena, a także… Andrzeja Rudego, podstawowego wtedy pomocnika ekipy ze stolicy Holandii.
Razem z kolegami zdobył mistrzostwo kraju, jednak nie potrafił przebić się u Mortena Olsena. W swoim drugim seniorskim sezonie 1998/1999 rozegrał zaledwie 12 minut. Został więc wypożyczony na kolejny sezon do Twente. Tam szybko zyskał uznanie w oczach trenera i odwdzięczał się świetną grą na wszystkich ofensywnych pozycjach. W 34 meczach strzelił trzy gole i zanotował pięć asyst.
Pozostało mu tylko przenieść formę do Ajaxu. To mu się udało i wywalczył miejsce w składzie. Choć jego drużyna spisywała się zdecydowanie poniżej oczekiwań, sam młody skrzydłowy spisywał się przyzwoicie, zbierając w całym sezonie dwie bramki i sześć asyst. To jednak było nic w stosunku do tego, co pokazał w kolejnych sezonach. Osiem bramek i 11 asyst w kampanii 2001/2002 oraz 12 bramek i 16 asyst w sezonie 2002/2003, wpisało go nie tylko do notesów skautów jeszcze większych klubów, ale także dało powołanie do reprezentacji Holandii od Dicka Advocaata. Już w debiucie zdobył bramkę, jak się później okazało, jedyną w pomarańczowych barwach. W Ajaxie rządził w pamiętnej ekipie razem ze Zlatanem Ibrahimovicem, Mido czy Rafael van der Vaartem.
Włoska przygoda
Kapitalne występy zaprocentowały transferem do Interu Mediolan. „Nerrazurri” zapłacili za niego cztery miliony funtów. Tam szybko zaczął błyszczeć na treningach i Hector Cuper systematycznie dawał mu grać. To jednak zmieniło się, gdy do klubu przybył Alberto Zaccheroni, który postanowił wzmocnić środek ataku, zamiast wystawiać dwóch skrzydłowych, co oznaczało dla van der Meyde ławkę.
W Serie A nie radził sobie najlepiej, ale okazało się, że niczym Zbigniew Boniek, zdecydowanie bardziej pasuje mu Liga Mistrzów, gdzie grał regularniej, strzelając m.in. fantastyczną bramkę z woleja przeciwko Arsenalowi. Wtedy szersze grono poznało jego charakterystyczną cieszynkę, gdy klękał na jedno kolano i mierzył w trybuny rękami ułożonymi tak, jakby trzymał snajperkę.
Początek kolejnego sezonu miał obiecujący. Szybko zyskał uznanie w oczach nowego szkoleniowca, Roberto Manciniego, który nawet powiedział, że według niego van der Meyde jest obok Luisa Figo najlepszym skrzydłowym na świecie. Powoli jednak jego pozycja słabła, aż po 32 występach w Serie A w ciągu dwóch sezonów, zaczął mieć dość i poprosił menedżera o znalezienie mu nowego klubu. Jak sam wspomina, nie odczuwał już wtedy radości z gry, a dodatek jego głowę zaprzątało dziecko w szpitalu, które siłą rzeczy stało się dla niego ważniejsze od wszystkiego.
Początek końca
W końcu na samym początku letniego okienka transferowego 2005 przeszedł do Evertonu za dziewięć milionów euro. Jak się okazało, był to początek jego końca. „The Toffees” tak naprawdę kupili kota w worku, gdyż Holender był w trakcie leczenia kontuzji. W związku z tym zadebiutował dopiero pod koniec października, zmieniając Jamesa McFaddena.
Kilka dni później dostał szansę od pierwszej minuty w ligowym spotkaniu z Birmingham. Zespół z Goodison Park znajdował się wtedy na ostatnim miejscu w ligowej tabeli i koniecznie potrzebował świeżych, pozytywnych bodźców, by odmienić swój los. I takim mógł się okazać powrót na boisko van der Meyde, który już w debiucie w Premier League zaliczył asystę przy golu Simona Daviesa, który dał zwycięstwo ekipie Davida Moyesa. Holender ten sam wyczyn powtórzył tydzień później, dośrodkowując prosto na głowę Jamesa Beattiego, który strzelił jedynego gola w meczu z Middlesbrough.
Na początku grudnia skrzydłowy ponownie doznał jednak kontuzji i wyleciał z gry na trzy miesiące. Powrót miał kompletnie nieudany, zaliczył kilka epizodów, głównie lecząc poszczególne urazy. Dodatkowo coraz częściej zaczęto go przyłapywać na spożywaniu alkoholu, przez co kolejny sezon rozpoczął poza pierwszą drużyną i zaledwie trzykrotnie w całym sezonie usiadł na ławce rezerwowych. W swoim czwartym sezonie na Wyspach spędził na boisku zaledwie 25 minut i opuszczając Goodison Park nikt za nim nie płakał, a on sam miał poczucie spartaczonego zadania.
Sex & drugs & rock & roll
Sam wspominał o tym, że pobyt w Liverpoolu i brak gry, połączony z wysoką wypłatą powodowały u niego myśli o samobójstwie. Zostawił żonę oraz dziecko i niemal całkowicie „popłynął”. Ciągłe kontuzje, problemy alkoholowe oraz nałogowe łykanie tabletek nasennych, które wykradał z gabinetu lekarskiego Evertonu to tylko główne problemy, które niemal wykluczyły go z powrotu do swojego optymalnego poziomu. Po pewnym czasie nie wystarczało nawet to i pojawiła się kokaina. Kazał też wyprowadzić się żonie, która najpierw próbowała go śledzić, a następnie wynajęła detektywa, który potwierdził, że Andy lubuje się w nagich kobietach, a na dodatek ma perfidny romans.
W swojej autobiografii krytykował niemal całą niebieską część miasta Beatlesów, na czele z trenerem Davidem Moyesem. Po latach przyznał jednak, że doszedł w końcu do wniosku, że to wszystko było jego winą, a nie ludzi wokół.
„Miałem dużo problemów w głowie. Kiedy byłem pijany, nie myślałem o tych problemach, więc cały czas wychodziłem na miasto. Ponadto tak bardzo chciałem grać, a kiedy tego nie robiłem, był to dla mnie problem mentalny.” – powiedział Holender w wywiadzie po latach.
Kompletnie zniszczony
Gdy nie mógł znaleźć pracodawcy, pomocną dłoń wyciągnęło PSV Eindhoven, jednak tam nie zagrał ani razu. W następnym sezonie przeszedł do jednej z drużyn z holenderskich niższych lig, jednak i tam za dużo nie zwojował, grając tylko w sześciu meczach i nie strzelając żadnej bramki. Choć sam nie chciał się poddać, rynek nie miał już na niego ochoty. Po kilku miesiącach nieudolnego poszukiwania klubu oficjalnie potwierdził zakończenie kariery.
Van der Meyde jako niezwykle utalentowany chłopiec grał jeszcze jako nastolatek w młodzieżowych reprezentacjach „Oranje”. Zagrał też kilkanaście spotkań w kadrze Dicka Advocaata, czego zwieńczeniem były mistrzostwa Europy 2004, w których zagrał cztery razy, za każdym razem wychodząc w pierwszym składzie. Zaliczył też asystę przy golu Ruuda van Nisterlooya w meczu z Niemcami.
Nowoczesna kariera dziennikarska
Dziś u Andy’ego nie ma już śladów po dawnych problemach związanych z alkoholem oraz depresją. Jest w pełni ukształtowanym człowiekiem, który pozbył się wszelkich demonów i spełnia się w roli „dziennikarza”, przeprowadzając wywiady ze znanymi holenderskimi postaciami, w tym piłkarzami na swoim kanale na Youtube, rozmawiając podczas jazdy samochodem pod szyldem „Andy w samochodzie”.
Statystyki i osiągnięcia:
Osiągnięcia zespołowe:
Ajax Amsterdam
- 2x mistrzostwo Holandii (1998, 2002)
- 2x Puchar Holandii (1998, 2002)
- 2x Superpuchar Holandii (2002, 2003)
Inter Mediolan
- 1x Puchar Włoch (2005)
- 1x Superpuchar Włoch (2005)