Bieszczadzkie Wilki najlepsze w kraju – 50-leciecie mistrzostwa Polski koszykarskiej Resovii

Czas czytania: 9 m.
4.3
(6)

Rozegrany 1 marca 2025 roku w hali na Podpromiu w Rzeszowie mecz 28. kolejki koszykarskiej Pekao Bank 1. Ligi pomiędzy OPTeam Energia Polska Resovią a HydroTruckiem Radom miał szczególny wymiar. Przy okazji tego starcia świętowano bowiem 50. rocznicę wywalczenia przez koszykarzy Resovii tytułu mistrza Polski, co stanowiło okazję do wspomnień i wzruszeń. Na miejscu obecne było także Retro Futbol.

Radomianie przyjechali do Rzeszowa jako ostatni zespół w ligowej tabeli. Faworytem była więc drużyna gospodarzy i doskonale wywiązała się z tej roli. Trzeba jednak przyznać, że mecz nie był porywającym widowiskiem. Po pierwszej kwarcie rzeszowianie prowadzili trzema punktami. Później ich przewaga się powiększyła i przed zmianą stron wynosiła już dwanaście oczek.

483664658 1855371608596374 1041323240723378282 n
Fot. Grzegorz Zimny

Do końca spotkania zawodnicy stolicy Podkarpacia kontrolowali sytuację. Ostatecznie wygrali 86:74. Najwięcej punktów dla zwycięzców zdobył Oleksandr Mishula. Ukrainiec wywalczył 25 oczek. O osiem mniej uzyskał najskuteczniejszy zawodnik przyjezdnych Kaheem Ransom.

To był bardzo brzydki mecz. Mamy świadomość tego, że widzowie nie mogli czerpać z niego radości. Aż zęby mnie bolą na myśl, że będę musiał go oglądać raz jeszcze – bez ogródek stwierdził na pomeczowej konferencji trener rzeszowskiej drużyny Wojciech Bychawski.

Uhonorowani mistrzowie

Trudno nie zgodzić się ze szkoleniowcem OPTeam Energia Polska Resovii. Tego dnia nie było fajerwerków pod koszami, za to wiele wydarzyło się w przerwie meczu. Po zakończeniu drugiej kwarty na parkiet wyszli legendarni zawodnicy, którzy w sezonie 1974/1975 zdobyli z Resovią tytuł mistrza Polski.

Klub w piękny sposób uświetnił 50-lecie największego sukcesu w dziejach rzeszowskiej koszykówki. Na środku boiska pojawili się Franciszek Niemiec, Jerzy Skrzyszowski, Ryszard Smolnicki, Andrzej Klee, a także członkowie rodzin nieobecnych zawodników – tych, którzy nie dali rady pojawić się tego popołudnia w hali oraz tych spoglądających nań z lepszego świata.

Z rąk prezesa Polskiego Związku Koszykówki Grzegorza Bachańskiego i szefa OPTeam Energia Polska Resovii Jakuba Gibały zostały przekazane pamiątkowe koszulki i ordery. Nikt z grubo ponad 2000 widzów nie wyszedł w przerwie, niejeden kibic uronił łzę wzruszenia.

482769698 2614876012036092 967539076732878422 n
Fot. Grzegorz Zimny

Oprócz graczy wspomnianych wyżej, mistrzowski zespół tworzyli także Marian Reszytyło, Jan Markiewicz, Stanisław Ignaczak, Leopold Dejworek, Henryk Jarosz, Andrzej Zając, Andrzej PasiorowskiZdzisław Myrda. Trenerem ekipy, która okazała się najlepsza w kraju, był Mieczysław Raba.

Obecni koszykarze zespołu znad Wisłoka zagrali tego dnia w retro koszulkach stylizowanych na te, w których pół wieku temu klasę na polskich parkietach pokazywali wspomniani mistrzowie. Trzeba przyznać, że trykoty prezentowały się pięknie. Przy okazji meczu każdy kibic mógł kupić taką koszulkę. Sprzedawano także inne cenne pamiątki, między innymi ładnie wydaną publikację autorstwa Marcina Gancarza, który wespół z bratem Maciejem napisał wcześniej książki o historii Resovii – na temat boksupiłki nożnej. Tym razem Marcin samodzielnie opracował wydanie przybliżające klimat mistrzowskiego sezonu, opatrzone opisami spotkań i archiwalnymi zdjęciami.

Po zakończeniu ceremonii w strefie prasowej pojawił się Andrzej Klee – legenda nie tylko rzeszowskiej koszykówki, ale również radiofonii. Pięć dekad temu był czołowym zawodnikiem Bieszczadzkich Wilków, później pracował w Polskim Radio Rzeszów. Na antenie tej rozgłośni występował jako sprawozdawca podczas meczów koszykówki, ale zajmował się także muzyką, prowadząc kultową audycję Dino Top, w której wspólnie z Jerzym Szlachtą prezentował utwory słynnych wykonawców.

Przed rozpoczęciem drugiej połowy udzielił wywiadu Bartłomiejowi Wiszowi, obecnemu sprawozdawcy Polskiego Radia Rzeszów, a następnie został jeszcze na chwilę z dziennikarzami, barwnie opowiadając o dawnych czasach. Ogromną przyjemnością było słuchanie wspomnień tej wybitnej postaci.

Mistrzowie   

Wątek historyczny do tego tekstu oczywiście nasuwa się sam. Nie ma lepszej okazji do przypomnienia sukcesu sprzed pięćdziesięciu lat. Format rozgrywek o mistrzostwo Polski był w sezonie 1974/1975 inny niż obecnie. Szczegółowo opisany został we wspomnianej publikacji Marcina Gancarza.

Resovia rozpoczęła marsz po tytuł od turnieju przed własną publicznością – w hali WOSTiW, gdzie wygrała wszystkie mecze. Pokonywała Lecha Poznań, Pogoń Szczecin, Start Lublin, Śląsk Wrocław i Polonię Warszawa. Tak dobra forma nikogo nie dziwiła, rzeszowianie sezon wcześniej wywalczyli wszak wicemistrzostwo i Puchar Polski, należeli do ścisłej krajowej czołówki.

Po pięciu trumfach odniesionymi na oczach swoich kibiców, zawodnicy Mieczysława Raby wyruszyli do Gdańska, gdzie mierzyli się z miejscowymi drużynami. Najpierw ograli Spójnię, lecz później przegrali z Wybrzeżem. Zwycięstwo i porażkę koszykarze znad Wisłoka zanotowali też na Dolnym Śląsku, gdzie pokonali Górnika Wałbrzych i ulegli Śląskowi Wrocław.

Gracze Resovii rozegrali następnie trzy mecze u siebie, zwyciężając broniącą tytułu Wisłę Kraków oraz drużyny z Warszawy – Polonię i Legię. Dobrze spisali się także w delegacji, odnosząc triumfy nad Lechem Poznań i Pogonią Szczecin. Seria zwycięstw kontynuowana była nad Wisłokiem. Rzeszowianie tym razem znokautowali rywali z Lublina – najpierw Lubliniankę, a niedługo później Start.

Areną kolejnej części zmagań była hala Gwardii w Warszawie. Do stolicy przyjechała cała dwunastka ekstraklasowych drużyn. Wszystko działo się pod koniec grudnia 1974 roku. Resovia pokonała Legię, Wisłę, Górnika i Spójnię, przegrała natomiast z Lublinianką i Wybrzeżem.

Do rywalizacji o mistrzostwo Polski wrócono po przerwie świątecznej – w styczniu 1975 roku. Rzeszowianie najpierw zrewanżowali się u siebie Wybrzeżu, a dzień później ograli Spójnię. Pierwszą domową porażkę ponieśli w spotkaniu ze Śląskiem, lecz na drugi dzień pewnie wygrali z Górnikiem.

Być może najważniejszym zwycięstwem w tamtych rozgrywkach był dla Bieszczadzkich Wilków triumf w Krakowie nad prowadzącą wówczas w tabeli Wisłą. Dzięki wygranej pod Wawelem rzeszowianie zachowali szansę na zdobycie mistrzostwa.

Duże znaczenie miały też wyjazdowe wygrane nad stołecznymi zespołami oraz domowy pogrom Pogoni różnicą aż 49 punktów! Po tak efektownym zwycięstwie gracze trenera Raby byli w stanie nazajutrz pokonać Lecha.

Losy rywalizacji o tytuł najlepszej drużyny w Polsce rozstrzygnęły się w Lublinie, dokąd pojechały Resovia i prowadząca w rozgrywkach Wisła. Zespół z Rzeszowa musiał wygrać dwa mecze z miejscowymi drużynami oraz liczyć na to, że przynajmniej jedną porażkę poniosą krakowianie.

Bohaterowie tej opowieści zrobili swoje, ogrywając zarówno Start, jak i Lubliniankę. Ostatni akord sezonu stanowił jednak mecz Startu z Wisłą. Biała Gwiazda miała wszystko w swoich rękach. Zwycięstwo zapewniało jej obronę tytułu.

W tym momencie warto oddać głos jednemu z filarów Resovii. Wspomniany Andrzej Klee kilka lat temu udzielił wywiadu rzeszowskiej gazecie „Nowiny”, opowiadając Tomaszowi Ryznerowi o kulisach tamtych niezwykłych wydarzeń. Wiele wskazywało na to, że mistrzem będzie Wisła:

W sobotę ograła Lubliniankę i utrzymała punkt przewagi nad nami. Już przed tym meczem Piotrek Langosz proponował, abyśmy wracali autokarem z nimi, bo mają co nieco przygotowane na fetę. Wiśle został jeszcze niedzielny mecz ze Startem, czyli formalność. Nieżyjący redaktor Zieliński z telewizji już w sobotę nakręcił materiał, w którym Piotrek przedstawiał drużynę jako mistrza – wspominał były koszykarz.

Wśród zawodników rzeszowskiego klubu miała miejsce narada. Zastanawiano się, czy zostać w Lublinie na ostatni mecz sezonu, niewiele bowiem wskazywało na to, że może dojść do sensacji. Gracze z Podkarpacia ustalili, że przyjdą do hali na pierwszą połowę i jeśli przewaga Wisły będzie duża, wyruszą w drogę powrotną. 

Był 23 lutego 1975 roku. Start sensacyjnie pokonał Wisłę 82:75. W lubelskiej hali mało było osób, które wierzyły w to, co się dzieje. Końcowy wynik sprawił, że mistrzem Polski została Resovia. Feta krakowian musiała zostać odwołana. Wesołym autobusem wracali gracze Bieszczadzkich Wilków.

Załamani wiślacy płakali. Zdzisek Myrda, największy kpiarz w drużynie, pytał Piotrka Langosza „No to jak, możemy jechać z wami” – opowiadał na łamach „Nowin” Andrzej Klee.

W poprzednich dwóch sezonach Resovia sięgała po wicemistrzostwo. Po zdobyciu tytułu mistrzowskiego jeszcze trzykrotnie stawała na ligowym podium – raz na drugim i dwukrotnie na trzecim jego stopniu. To były wielkie czasy rzeszowskiego basketu. Obecnie kibice w stolicy Podkarpacia marzą o odbudowaniu dawnej potęgi. Zainteresowanie koszykówką w mieście jest ogromne, co widać na meczach drużyny Wojciecha Bychawskiego.

Koszykarski dreszczowiec

Tydzień po rozgrywanym w wyjątkowej otoczce meczu z HydroTruckiem Radom, koszykarze OPTeam Energia Polska Resovii, tym razem w hali przy ulicy Towarnickiego, podejmowali KSK Qemetica Noteć Inowrocław. Mecz ten był zdecydowanie lepszym widowiskiem niż starcie z radomianami i dostarczył ogromnych emocji.

Pierwszą kwartę minimalnie wygrali goście. Na dużą przerwę oba zespoły schodziły natomiast przy równej liczbie punktów. Po kilku minutach drugiej połowy przewaga graczy z Inowrocławia powiększała się, dochodząc do dwunastu oczek. Przed decydującą kwartą gospodarze zdołali jednak zmniejszyć straty.

482722857 8771691469597724 6081634278796494829 n
Fot. Grzegorz Zimny

Do końcowej syreny pozostawało niewiele czasu, raptem kilka minut, gdy rzeszowianie wreszcie doprowadzili do wyrównania. Końcówka była koszykarskim dreszczowcem. Gdy zegar zaczął odmierzać ostatnią minutę, bardzo ważne punkty zdobył Michał Jędrzejewski. Po chwili kolejny raz umieścił piłkę w koszu, co dało miejscowym trzypunktową przewagę.

Trenerzy brali czas, zawodnicy faulowali. James Washington (zdobywca 18 punktów, najskuteczniejszy wśród gości) wykorzystał dwa rzuty wolne, Kacper Młynarski natomiast najpierw skutecznie wykonał jeden, drugi spudłował, lecz piłkę zebrał Wojciech Wątroba. Chwilę później Młynarski znów wykonywał wolne, tym razem trafiając dwukrotnie, dzięki czemu w rozgrzanej od emocji hali przy Towarnickiego OPTeam Energia Polska Resovia pokonała KSK Qematica Noteć Inowrocław 85:81.

Okiem kapitana

Tuż po zakończeniu meczu porozmawialiśmy z kapitanem rzeszowskiej drużyny, najskuteczniejszym zawodnikiem spotkania (29 punktów) Kacprem Młynarskim. Ten doświadczony zawodnik przed rozpoczęciem obecnego sezonu wrócił do Resovii po kilkunastu latach. Urodził się w Rzeszowie i właśnie z tego miasta wyruszył w Polskę, przeżywając piękną koszykarską przygodę.

Spędził aż dziesięć sezonów w najwyższej klasie rozgrywkowej. Opowiedział nam o swoich wrażeniach po meczu z Notecią. Wróciliśmy także do obchodów 50-lecia mistrzostwa Polski jego macierzystego klubu. Poruszyliśmy również kilka wątków okołosportowych.

Retro Futbol: – Jak ten koszykarski dreszczowiec wyglądał z twojej perspektywy?

Kacper Młynarski: – W pierwszej połowie trochę źle zaczęliśmy. Nie kleiła nam się gra w ataku. Sędziowie na dużo pozwalali, był to mecz walki, na szczęście się do tego dostosowaliśmy, nie pękliśmy. W drugiej połowie było już widać, że to my byliśmy agresywniejszym zespołem. Z mojej perspektywy liczyło się zwycięstwo, nieważne w jakim stylu, i na szczęście je wyciągnęliśmy.

– Wydaje mi się, że ta wygrana może mieć wyjątkowe znaczenie z dwóch powodów. Po pierwsze – wygraliście z drużyną, która była na fali. Po drugie – odnieśliście to zwycięstwo w niezwykłych okolicznościach. Zgodzisz się z tezą, że ten wynik może szczególnie podbudować?

– Zdecydowanie tak. Noteć Inowrocław to zespół, który wygrywał ostatnie mecze, był na trzecim miejscu w tabeli. To też pokazuje nasze możliwości. Szkoda, że mieliśmy fatalną końcówkę pierwszej rundy, bo nawet jeśli będziemy wygrywać, to może nam zabraknąć do play-offów, a uważam, że jesteśmy zespołem, który sportowo dałby sobie radę i na pewno nikt nie chciałby na nas trafić. Trochę tego szkoda, ale jest, jak jest. Do końca sezonu damy z siebie wszystko, żeby wygrywać.

– Wrócę jeszcze do meczu sprzed tygodnia. Było to spotkanie rozgrywane w wyjątkowej otoczce ze względu na świętowanie 50-lecia mistrzostwa Polski. Czy w jakiś sposób odczuliście wagę tego wydarzenia i te okoliczności? Szczególnie do ciebie kieruję to pytanie, bo po latach wróciłeś do Resovii i doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, jak dużą tradycję ma ten klub.

– Tak, jestem wychowankiem, staram się też nakręcać chłopaków. Ten mecz to była prawdziwa przyjemność – zobaczyć tych ludzi, którzy osiągali w Resovii takie sukcesy. Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się do nich nawiązać. Co do tradycji – chłopaki naprawdę zdają sobie z tego sprawę, bo klub wykonuje świetną robotę marketingową. Myślę, że był to bardzo udany event. Retro stroje, koszulki i ordery dla mistrzów i ich rodzin. Wspaniałe przeżycie. Fajnie, że wydarzenie to odbyło się na Podpormiu, a nasi kibice dopisali.

– Czujesz się mentorem dla młodszych zawodników Resovii?

– Tak, pierwszy raz jestem w takiej sytuacji, że jestem najstarszy. Mam też największe doświadczenie, za mną dziesięć lat w ekstraklasie. Myślę, że chłopaki chcą z tego czerpać. Mamy świetną grupę ludzi, którzy dużo słuchają, chcą się uczyć, czułem to od pierwszego dnia. Staram się ciągnąć zespół na boisku, dzięki czemu łatwiej jest mi do nich dotrzeć, bo widzą, że to, co robię, ma sens.

– Czy widzisz jakieś różnice między twoim pokoleniem, kiedy ty byłeś młodszy i wchodziłeś do drużyny, a obecnym pokoleniem młodych zawodników?

– Na pewno, bo oni grają cały czas na komputerze (śmiech). Inaczej wyglądało to w moich czasach, ale to fajne, ogarnięte chłopaki, nie ma osób, które są wyizolowane, grupa jest bardzo zżyta. Chyba tylko ja i Sasza (Oleksandr Mishula – przyp. red.) mamy żony. Są na pewno różnice pokoleniowe, bo różni nas często ponad dziesięć lat, ale dobrze się dogadujemy. Myślę, że inne zespoły mogą pozazdrościć nam atmosfery.

– Poruszyłeś temat marketingu. Ostatnio braliście udział w dwóch sesjach – najpierw przed obchodami 50-lecia mistrzostwa Polski, później z okazji Dnia Kobiet. Jak się czułeś w takiej roli?   

– Szczerze mówiąc, przyzwyczaiłem się przez te lata. Tylko okres covidowy był taki, że tego typu eventów było mniej. Jestem zbudowany tym, jak to działa, bo dużo widziałem i jestem przekonany, że to, co tutaj się dzieje marketingowo, to jest top ekstraklasy. Może jeden, dwa kluby, może Anwil, są w stanie powiedzieć, że robią więcej. To naprawdę jest coś pięknego.

– A jak się grało w retro strojach? Była duża różnica?

– Przed meczem człowiek o tym myślał, gdy się zaczął mecz, to już tego nie czułem. Piękne stroje. Ukłony dla ligi i sponsorów, że zgodzili się na grę bez logo. Myślę, że to też fajna pamiątka dla kibiców, że można było te stroje nabyć.

Pomeczowe echa

Udaliśmy się także na konferencję prasową OPTeam Energia Polska Resovii. Trener Wojciech Bychawski tak podsumował zwycięstwo nad Notecią:

Myślę, że każdy, kto oglądał ten mecz, widział, że wszystko układało się przeciwko nam, od początku do niemal końca. Tym bardziej szacunek za to, że potrafiliśmy się podnieść. Nie podnieślibyśmy się, gdyby nie kibice, którzy znów stworzyli w hali coś niesamowitego. Bardzo im za to dziękuję.  

Niedawno szkoleniowiec rzeszowskich koszykarzy udzielił długiego wywiadu kanałowi Strefa Chanasa na YouTube. Jak pisaliśmy w naszych poprzednich tekstach, Wojciech Bychawski jest osobą szczerą i niegryzącą się w język. Ze wspomnianego programu zapadły nam w pamięć słowa o tym, że osoba mówiąca prawdę, zazwyczaj nie jest powszechnie lubiana. Słowa piękne, brzmiące niczym credo. Podczas konferencji prasowej przywołaliśmy tamtą wypowiedź, a trener się do niej odniósł:

Nie wiem, czy to zdanie jest piękne, jest po prostu prawdziwe. Zapytany o to, czy chciałbym być lubiany, odpowiedziałem: przez kogo? Przez wielu ludzi? Po co? Wystarczy, że jest kilka osób, które mimo tego, że jestem trudnym człowiekiem, z trudnym charakterem, lubi mnie i szanuje. Ja im to oddaję i wolę takich ludzi niż całą zgraję. A w każdej dziedzinie życia, od polityki przez sport, czy życie prywatne, mówienie prawdy, mówienie tego, co się myśli, jest niepopularne. Zwłaszcza gdy komuś coś się udaje. Mnie się nie udało zbyt wiele rzeczy w życiu, mogę to powiedzieć śmiało. Koszykówka jest chyba jedyną dziedziną w moim życiu, w której jestem  w stu procentach prawdziwy, uczciwy i nie idę absolutnie na żadne skróty. W koszykówce udało mi się osiągnąć satysfakcję wewnętrzną. Sportowo jest dużo do zrobienia. Gardzę natomiast ludźmi, którzy czekają tylko na to, żeby wbić szpilkę. Wystarczą mi cztery osoby niż cały tłum.

Na konferencji prasowej obecny był również Wojciech Wątroba, który niedawno wrócił do gry po kontuzji. Zapytaliśmy go, jak mentalnie poradził sobie z długą przerwą od uprawiania sportu:

Mentalnie poradziłem sobie dobrze, gorzej jest z formą fizyczną, z poczuciem gry, z tempem. Ponad trzy miesiące to duży okres. Przez większość tego czasu nie mogłem robić nic, leżałem z usztywnioną ręką na łóżku i chodziłem na rehabilitację. W tym momencie moja forma jest mocno w kratkę – z dużą dozą skromności ocenił środkowy zespołu z Rzeszowa.

Źródła, z których korzystałem podczas pisania historycznej części tekstu:

Andrzej Kosiorowski – monografia „Resovia 1905 – 2000”

Marcin Gancarz – „Złota Resovia. Historia mistrzostwa Polski koszykarzy Resovii w sezonie 1974/1975”

Wywiad Tomasza Ryznera z Andrzejem Klee opublikowany na łamach „Nowin” – https://nowiny24.pl/andrzej-klee-do-rzeszowa-wrocilismy-srodku-nocy-ale-pod-hala-czekali-na-nas-kibice/ar/c2-5817721

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 4.3 / 5. Licznik głosów 6

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Grzegorz Zimny
Grzegorz Zimny
Absolwent pedagogiki na Uniwersytecie Rzeszowskim. Fan historii sportu, ze szczególnym uwzględnieniem piłki nożnej. Pisał teksty dla portalu pubsport.pl. Od 2017 roku autor artykułów na portalu Retro Futbol, gdzie zajmuje się zarówno światową piłką nożną, jak i historiami z lokalnego, podkarpackiego podwórka, najbliższego sercu. Fan muzyki rockowej i książek.

Więcej tego autora

Najnowsze

Jesus Imaz o krok od Klubu 100 jako drugi obcokrajowiec w historii

- Moim marzeniem jest Klub 100 - przekonywał Jesus Imaz niedługo po rozpoczęciu sezonu 2024/2025. Później podpisał nowy kontrakt z Jagiellonią Białystok, który będzie...

Krosno vs. Łańcut – wizyta na koszykarskich derbach Podkarpacia

Koszykówka zasadniczo od lat cieszyła się dużą popularnością w województwie podkarpackim. W ostatnim czasie zainteresowanie basketem weszło w tym regionie na jeszcze wyższy poziom....

5 najlepszych finałów Ligi Mistrzów w historii

Liga Mistrzów jest najbardziej prestiżowymi turniejem w europejskiej piłce klubowej. Co roku najlepsze drużyny Starego Kontynentu mierzą się ze sobą w walce o to...