Brutalne mecze, które wymknęły się spod kontroli

Czas czytania: 5 m.
0
(0)

Każdy od małego wyobraża sobie futbol jako drużynową grę, do której zamiłowanie z czasem wzrasta. Jesteśmy wówczas błogo zaślepieni niewinnością piłki. Oczywiste, że piękno futbolu jest uzależnione od gwiazd, które wyznaczają nieosiągalny dla większości poziom. Jedna z najbardziej popularnych dyscyplin sportowych na świecie ma też drugą stronę medalu, zabrudzoną, przekraczającą granicę dobrego smaku. Choć takie mecze zdarzają się rzadko, to zostawiają głęboką ranę. Chamskie pojedynki, które nie mają nic wspólnego z duchem sportu, a rywalizacja przenosi się na inny poziom. Boiskowa agresja i jej przypadki. Dwa brutalne mecze z tej serii – tu będzie właśnie o tym.

Szaleńcy, prowokatorzy, łowcy nóg w futbolu zawsze będą mieć miejsce. Kto bowiem nie słyszał choćby o takich graczach jak Roy Keane, Nigel De Jong czy Vinnie Jones? To tylko przykłady boiskowej głupoty i braku kontroli nad swoimi czynami.

Bitwa o Highbury – 14 listopada 1934 roku – Anglia vs Włochy

Bardzo często mówi się, że styl wyspiarskiej piłki nożnej odznacza się grą siłową. W tamtych czasach jednak mieliśmy do czynienia z gladiatorami muraw. Brutalne mecze im więc nie były straszne. Spotkanie z 1934 roku jest również określane „prawdziwym meczem o mistrzostwo świata”. Do Londynu przyjechała reprezentacja Włoch, która w 1934 roku wygrała mundial na swoim terenie. Anglicy nie brali udziału w tamtym turnieju, ponieważ w 1928 roku rodzima federacja wystąpiła ze struktur FIFA. Choć był to mecz towarzyski, to brano go jak najbardziej na poważnie. Sam Benito Mussolini obiecał każdemu zawodnikowi, że w przypadku wygranej, otrzymają po 150 funtów oraz samochód, a konkretnie wybrany przez siebie model Alfy Romeo.

Anglicy już na początku spotkania pokazali, że traktują ten mecz towarzyski jak prawdziwy finał. W pierwszej minucie świetną okazję na zdobycie bramki zmarnował Eric Brook, który nie wykorzystał rzutu karnego, sprezentowanego przez Ceresciolego. Włoski piłkarz w dosyć głupi sposób sfaulował w polu karnym Teda Drake’a. Zaledwie 120 sekund później Brook się zrehabilitował i otworzył wynik tego spotkania. Można powiedzieć, że od tego momentu puściły hamulce po obu stronach. W 10. minucie Brook ustrzelił dublet, lecz na tym gospodarze nie poprzestali. Chwilę po wznowieniu gry, boisko musiał opuścić Luis Monti, który po zderzeniu z Drake’iem doznał złamania nogi. Od tej chwili goście grali w osłabieniu (w owym czasie nie wprowadzono jeszcze przepisu dotyczącego zmian). Wykorzystując przewagę, trzecią bramkę wbił na domiar złego…Ted Drake. Włosi nie wytrzymali i rewanżowali się jak tylko można. Najlepiej to obrazuje starcie, po którym Eddie Hapgood musiał opuścić boisko z powodu złamanego nosa. Mało? Niedługo potem opatrywany był Ray Bowden z powodu skręcenia kostki, a Eric Brook opuścił murawę na skutek złamania kości przedramienia.

Na drugą połowę Włosi wychodzili więc w przewadze. Bramka strzeżona przez Franka Mossa była ostrzeliwana raz za razem. Włosi szturmowali połowę Anglików, czego efektem były dwa gole Giuseppe Meazzy. O ile sytuacja na boisku trochę się uspokoiła, to nadal dochodziło do starć, choćby między Luigim Bertolinim i Wilfem Coppingiem. Na szczęście Anglików, wynik spotkania do ostatniego gwizdka nie uległ zmianie. Po tej batalii – piłkarzy uznano za bohaterów narodowych i mistrzów świata, a potocznie nazywano ich „Lwami Highbury”. W meczu tym wystąpił także sir Stanley Matthews, bohater naszego wczorajszego tekstu. Agresja i brutalność, jaka towarzyszyła temu spotkaniu, w efekcie doprowadziła do poważnych rozmów na temat rezygnacji organizowania oficjalnych spotkań międzypaństwowych. Pod tym linkiem obejrzycie materiał dotyczący bitwy o Highbury.

Wcześniej na naszym portalu opisywaliśmy inne brutalne spotkania.
Możecie sobie przypomnieć jak wyglądała Bitwa o Santiago oraz Bitwa o Norymbergę.

Bitwa o Montevideo – 4 listopada 1967 roku – Celtic vs Racing Club

„Bitwa o Montevideo” – tak nazywa się trzecie spotkanie pomiędzy szkockim Celtikiem, a argentyńskim Racing Club. Oba zespoły rywalizowały o zwycięstwo w Pucharze Interkontynentalnym. W pierwszym starciu Szkoci wygrali na swoim terenie 1-0, jednak w rewanżu, który rozegrano w Buenos Aires ulegli 1-2. Nie obowiązywała wtedy zasada bramek zdobytych na wyjeździe, więc aby wyłonić zwycięzcę – potrzebne było trzecie spotkanie, które miało odbyć się właśnie w Montevideo.

Już od pierwszych sekund spotkania, głównie piłkarze Racingu zapomnieli, że biorą udział w meczu piłkarskim, a nie leśnej ustawce. Szkoci jednak nie mieli zamiaru odpuszczać. Co rusz zawodnicy obu stron nie szczędzili sobie wzajemnej brutalności. Arbiter tego spotkania – Rodolfo Perez Osorio, miał dość po niespełna 25. minutach gry. Wstrzymał mecz i wezwał do siebie obu kapitanów. Powiedział wprost – albo wszyscy się uspokoją, albo zacznie wyrzucać piłkarzy po kolei.

Dla zawodników były to tylko puste słowa. Gra jeszcze bardziej się zaostrzała, a arbiter pokazał, że nie ma zamiaru pieścić się z prowokatorami. Czerwone karki obejrzało łącznie sześciu piłkarzy – dwóch z Racingu i czterech z Celtiku. Byli to: Alfio Basile i Juan Carlos Rulli (Racing) oraz Bobby Lennox, Jimmy Johnstone, John Hughes, a także Bertie Auld (Celtic). Co ciekawe, ten ostatni po otrzymaniu czerwonej kartki nie opuścił murawy. Napastnik szkockiego zespołu uznał decyzję Osorio za idiotyczną i pozostał na placu gry. W trakcie finałowego pojedynku wobec bitwy, jaką toczyły obie strony, na murawę wkroczyła również policja. Próbowali zaprowadzić porządek.

Tak jedną z sytuacji na boisku opisał Francis Thébaud z Mirroir de Football:

Johnstone w środkowej strefie boiska podał do Wallace’a i wyszedł na czystą pozycję, aby ponownie przejąć piłkę. Martin, którego kompletnie nie interesowała piłka, rzucił się na Johnstone’a. Obaj upadli na murawę. Martin wyglądał tak, jakby został znokautowany przez łokieć Johnstone’a. Perez, który cechował się całkowitym brakiem kompetencji – wyrzucił Johnstone’a z boiska! Wyrzucił piłkarza, na którego była zwrócona cała agresja przeciwnika od pierwszej minuty. Pozbawił gry piłkarza, który był ofiarą. Człowiek, który powinien chronić zawodników przed brutalami i oszustami, zachował się jak jeden z nich. W swoim imieniu powiem, że nigdy wcześniej nie byłem świadkiem takiej sytuacji.

Dziwne za to, że arbiter spotkania jakimś cudem nie widział tego, czego dopuścił się Tommy Gemmel, który z chyba znanego tylko sobie powodu – postanowił kopnąć przeciwnika w przyrodzenie. Ówczesny szkoleniowiec Celtiku – Jock Stein po spotkaniu powiedział wprost:

Nie ma takich kwot, które kiedykolwiek byłyby w stanie skłonić mnie na ponowny przyjazd do Ameryki Południowej.

Ciekawie ten mecz opisywały również media. „La Racon” zatytułował wygraną Argentyńczyków: „Racing przywrócił dni chwały naszej piłce nożnej”. Szczęśliwi byli jednak ci, którzy tego spotkania nie widzieli na oczy. Urugwajski „El Dia” opisał ten pojedynek zgoła odmiennie – „Racing wygrał Wojnę Światową, jednak mecz piłkarski nie miał nic wspólnego z futbolem. Ten mecz był hańbą, farsą i oszustwem”.

Piłkarze Celtiku poza aspektem sportowym, to spotkanie odczuli także w swoich portfelach. Każdy z nich został ukarany grzywną w wysokości 250 funtów. Zawodnicy Racingu natomiast otrzymali premie w wysokości 2000 funtów, a także po samochodzie.

Interesujące jest wyznanie jednego z piłkarzy Racingu, biorących udział w tym spotkaniu. Po latach opowiedział on o pewnej sytuacji związanej z kapitanem Szkotów –Billym McNeillem:

Widziałem, że po końcowym gwizdku zmierza w stronę tunelu. Był wściekły, bałem się, że będzie chciał się zrewanżować, kiedy nikt nie patrzy. Spodziewałem się najgorszego. Jednak zamiast teg,o on podszedł do mnie, uściskał moją rękę i pogratulował. Byłem w szoku. Chwilę potem obaj udaliśmy się do szatni i wymieniliśmy koszulkami. Równie szybko się pożegnaliśmy, każdy poszedł w swoją stronę. W pośpiechu schowałem jego koszulkę w swojej torbie tak, aby nikt jej nie zobaczył.

Tutaj znakomity reportaż zrobiony przez oficjalną telewizję Celtiku. Wypowiadają się szkoccy bohaterowie tamtego feralnego spotkania. Fragment o trzecim, okropnie nieczystym spotkaniu – zaczyna się około siedemnastej minuty.

 

Na szczęście takie brutalne mecze to obecnie rzadkość. Sędziowie szanują zdrowie zawodników i surowo karzą piłkarskich bandytów. No chyba, że drogi czytelniku – występujesz gdzieś w A-Klasie. Wtedy uważaj na nogi.

PAWEŁ KLAMA

Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE i YOUTUBE.

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

Reprezentanci Polski z wizytą w Rzeszowie – reminiscencje po meczu Resovii z Wieczystą Kraków

W rozegranym 16 listopada 2024 roku meczu 18. kolejki Betclic 2. Ligi Resovia zmierzyła się z Wieczystą Kraków. Faworytem tego starcia była drużyna ze...

Powrót do przeszłości: Retro Mecz i jego geneza

W grudniu 1923 roku Polski Związek Piłki Nożnej zdecydował, iż w następnym roku nastąpi rezygnacja z rozgrywek mistrzowskich. Za najważniejsze zadanie uznano wówczas odpowiednie...

Wroniecki rodzynek – jak Amica starała się bronić honoru polskiej piłki w Pucharze UEFA

Dwie dekady temu, celem uatrakcyjnienia rozgrywek Pucharu UEFA, Unia Europejskich Związków Piłkarskich zdecydowała się, wzorem Ligi Mistrzów, wprowadzić fazę grupową. Po rundach kwalifikacyjnych oraz...