Finał Pucharu UEFA 2001, czyli dortmundzki rollercoaster

Czas czytania: 8 m.
0
(0)

Rozgrywki Pucharu UEFA czy obecnie Ligi Europy są często traktowane przez kibiców jako tzw. Puchar Pocieszenia i nie wzbudzają w nich takich emocji jak Liga Mistrzów, czy rozgrywki krajowe. Bywały jednak w ich historii mecze, które fani futbolu zapamiętali na długie lata. Mianem legendarnego finału możemy określić ten, który miał miejsce 16 maja 2001 roku. Wówczas na stadionie w Dortmundzie piłkarze Deportivo Alaves oraz Liverpoolu rozgrzali publiczność do czerwoności. Przypomnijmy sobie tamten majowy wieczór.

W cieniu rywali zza miedzy

Vitoria-Gasteiz to malownicza stolica baskijskiej prowincji Alava i całego Kraju Basków zarazem. Wiele osób uważa, że to właśnie tam posmakujecie najlepszego wina w Hiszpanii, którego możecie się napić, siedząc w ogródku jednej z winiarni, znajdujących się w cieniu dwóch katedr. To miejsce, do którego wiele osób z chęcią przeprowadziłoby się, żeby spędzić tam emeryturę. Jednakże pod względem piłki nożnej, miasto od zawsze znajdowało się w cieniu dwóch innych potentatów z Kraju Basków – Athletic BilbaoRealu Sociedad.

Dość powiedzieć, że sezon 2000/2001 był dopiero ósmym, spędzonym przez klub z Vitoria-Gasteiz na najwyższym szczeblu rozgrywek w jego 80-letniej historii. Szósta pozycja, którą zespół zajął rok wcześniej, do dziś pozostaje najlepszą, na jakiej udało im się zakończyć kampanię ligową w Primera Division. Niezła postawa w lidze zaowocowała dziewiczym awansem do europejskich pucharów. Sama przepustka do pokazania się na arenie międzynarodowej była już nie lada nobilitacją dla miejscowych fanów, nikt z nich zapewne nie przypuszczał, że przygoda z Pucharem UEFA okaże się tak pięknym snem.

Trener Jose Manuel Esnal, znany bardziej jako Mane, postanowił, że w kolejnej kampanii ligowej, połączonej z rozgrywkami międzynarodowymi jego zespół musi zagrać bardziej drapieżnie. W związku z tym, w letnim okienku transferowym, szeregi ekipy z Kraju Basków zasilił Jordi Cruyff, który dołączył do klubu na zasadzie wolnego transferu z Manchesteru United.

Holender wiedział już wtedy, że po swoim genialnym ojcu odziedziczył głównie nazwisko i po latach bycia przeciętniakiem w topowych klubach, postanowił spróbować swoich sił w drużynie z peryferii wielkiej piłki. Miał on wspomagać w zadaniach ofensywnych, ustawionego na szpicy Javiego Moreno. Innymi kluczowymi postaciami w układance Mane byli internacjonałowie w postaci Rumuna Cosmina Contry i norweskiego defensora Dana Eggena.

Baskijska niespodzianka

Ofensywne zapędy opiekuna Alaves przyniosły wymierne korzyści. Baskowie okazali się być czarnym koniem tamtego sezonu Pucharu UEFA. W drodze do finału, który miał być rozegrany w Dortmundzie, strzelili swoim rywalom 31 goli. O ile wyeliminowanie w pierwszych trzech rundach takich zespołów jak: Gaziantepspor, Lillestrom i Rosenborg można jeszcze uznać za wyczyn, który był w zasięgu reprezentantów ligi hiszpańskiej, o tyle wyniki osiągane w kolejnych etapach gry, kazały ekspertom przecierać oczy ze zdumienia.

Zaczęło się od czwartej rundy, kiedy to po zwycięstwie 2-0 na San Siro Babazorros (Worki fasoli) wyrzucili z Pucharu UEFA Inter z Recobą, Vierim czy Zanettim w składzie. W ćwierćfinale podopieczni Mane rozprawili się w bratobójczym pojedynku z Rayo Vallecano. Awans zapewnili sobie właściwie już w pierwszym meczu na domowym obiekcie Mendizorottza, gdzie odprawili rywali 3-0.

Prawdziwy pokaz siły Cruyff, Moreno i reszta spółki dali w półfinałowej potyczce z Kaiserslautern. Tym razem skład niemieckiej drużyny nie okazał się zwycięski, było wręcz cholernie daleko od zwycięstwa. Baskowie rozbili oponentów w dwumeczu wynikiem 9-2.

Nie byliśmy faworytem w żadnej z rund poprzedzających finał. To oznaczało, że nasi rywale czuli, że muszą nas zaatakować. To dawało nam możliwość kontrataków, a my bardzo lubimy taki styl gry. Mamy w swoich szeregach dobrych graczy. Na tym etapie gry trzeba być realistą. Mam dobre przeczucia przed finałem.

Opowiadał przed decydującym starciem Jordi Cruyff. Alaves wykonało swój plan w 200%. W finale niczego już nie musieli udowadniać, w przeciwieństwie do ich rywala…

Zapomnieć o Heysel

Liverpool w drodze do finału był bardziej pragmatyczny. W dwunastu spotkaniach poprzedzających batalię z Babazorros zaaplikowali swoim rywalom zaledwie czternaście goli. Jednakże lista eliminowanych przez The Reds zespołów była chyba jeszcze bardziej imponująca niż w przypadku Alaves. Rapid Bukareszt, Slovan Liberec, Olympiakos Pireus, AS Roma, FC Porto i FC Barcelona. Skalpy zebrane przez podopiecznych Gerarda Houlliera robiły wrażenie.

W dodatku Liverpool udawał się na Westfalenstadion, dzierżąc już dwa trofea, które zgarnęli w tamtym sezonie. Mieli jednak chrapkę na to, by do Pucharu Ligi i FA Cup dorzucić nagrodę za triumf w rozgrywkach międzynarodowych. Szczególnie że był to dla nich pierwszy występ w finale europejskich pucharów od czasu feralnego wieczoru na Heysel. Inna sprawa, że zespół z Anfield już wtedy pozostawał od ponad dekady bez tytułu mistrza Anglii. Ciekawe ilu kibiców Liverpoolu, wiedząc, że to jeszcze nawet nie połowa drogi do kolejnego zwycięstwa w rozgrywkach ligowych, oddałaby wszystkie trzy trofea w zamian za jedno mistrzostwo, zdobyte w erze Stevena Gerrarda?

Drużyna Gerrarda Houlliera była stawiana przed finałem w roli zdecydowanego faworyta. Francuski menadżer doceniał jednak rywala i tonował nastroje.

Słyszałem sugestie, jakoby Alaves miało zagrać w finale w roli statystów i to najłatwiejszy rywal, jakiego mogliśmy sobie wymarzyć. To nieprawda. Nie popełnimy tego błędu i nie uwierzymy w to. Skoro zagrają w finale, to muszą być dobrą drużyną. W przeciwieństwie do wielu osób wierzyłem, że mogą dotrzeć tak daleko. Nie lekceważymy tego, co mówią nam nasi scouci.

Opiekun Liverpoolu miał rację. Nie było mowy o łatwym i przyjemnym spacerku Anglików. W zamian dostaliśmy prawdziwy piłkarski heavy metal.

Pierwsza połowa

Zwolennicy teorii o łatwiej przeprawie The Reds już w trzeciej minucie gry mogli wymownie spojrzeć na tych, którzy im nie dowierzali. 20-letni Steven Gerrard posłał dośrodkowanie wprost na głowę Markusa Babbela, ten poszybował ponad Argentyńczykiem Martinem Astudillo i strzałem głową wyprowadził swój zespół na prowadzenie.

Trzynaście minut później angielski supertalent wystąpił już w roli kata, a nie tylko asystenta i kąśliwym, płaskim uderzeniem podwyższył prowadzenie przybyszów z Wysp Brytyjskich. Martin Herrera zdołał jeszcze musnąć futbolówkę, ale ta i tak zatrzepotała w siatce bramki Alaves. Wiele osób spodziewało się, że reszta spotkania to będą już tylko dożynki szybko rozbitych Basków. Nigdy jednak nie należy przekreślać szans tego walecznego narodu.

Mane postanowił szybko zareagować. Grający z kędzierzawą czupryną Norweg Dan Eggen, nie znał recepty na zastopowanie akcji ofensywnych Liverpoolu tak jak pięć lat wcześniej, grając jeszcze w barwach Broendby, nie potrafił zastopować piłkarzy Widzewa. Hiszpański szkoleniowiec uznał, że bardziej przyda mu się na boisku piłkarz o cechach snajpera i posłał na plac gry w miejsce Skandynawa Ivana Alonso. Wielu upatrywało w tej roszadzie krzyku rozpaczy, ale kiedy kilka minut później Alonso zdobył gola kontaktowego, kibice kiwali głową z uznaniem.

Kolejny cios wyprowadzili jednak Anglicy. Martin Herrera sfaulował wychodzącego sam na sam Michaela Owena, a sędziujący to spotkanie francuski arbiter Gilles Veissiere wskazał na jedenasty metr. Chociaż Herrera wyczuł intencje strzelca, to Gary McAllister uderzył na tyle skutecznie, by pokonać argentyńskiego golkipera. Faworyci schodzili na przerwę, prowadząc 3-1.

Druga połowa

Być może kiedy cztery lata później w Stambule, Liverpool odrabiał trzybramkową stratę do Milanu, piłkarze z Anfield inspirowali się postawą Alaves z początku drugiej połowy finałowego starcia w 2001 roku? W każdym razie, gdy zegar na Westfalenstadion wskazał 50 minutę gry, na tablicy świetlnej widniał już wynik 3-3.

Pierwsze pięć minut drugiej odsłony spotkania należało do Javiego Moreno. Hiszpański napastnik przeżywał najlepszy sezon w swojej karierze. Rozgrywki La Liga zakończył z 22 trafieniami na koncie. Więcej od niego zanotowali tylko Rivaldo i Raul. Za nim uplasowali się Diego Tristan i Patrick Kluivert. To wiele mówi o ówczesnej formie strzeleckiej tego piłkarza. W Pucharze UEFA pokonywał bramkarzy rywala czterokrotnie. Kolejne dwa gole dorzucił w finale.

Najpierw wykorzystał wrzutkę Cosmina Contry, który chwilę wcześniej serią zwodów niemal wkręcił w ziemię Jamiego Carraghera, a następnie znalazł lukę w murze Liverpoolu i chytrym uderzeniem z rzutu wolnego wyrównał stan meczu.

Kibice Alaves zapewne do tej pory zastanawiają się, co kierowało Mane, gdy w 64 minucie postanowił ściągnąć swojego asa atutowego z placu gry i desygnować w jego miejsce Pablo Gomeza. Szczególnie że osiem minut później Babazorros znów musieli gonić wynik. Wprowadzony w miejsce bezproduktywnego w tym meczu Emila Heskeya Robbie Fowler ponownie dał The Reds prowadzenie.

Gdy sztab szkoleniowy Liverpoolu powoli myślał o tym, by zacząć wyciągać z lodówki szampany, Jordi Cruyff uprzedził wychodzącego do dośrodkowania z rzutu rożnego Sandera Westervelda i przedłużył nadzieje Basków. Był to czwarty gol w tym spotkaniu, który padł po strzale głową. Trzy z nich były autorstwa piłkarzy z Vitoria-Gasteiz. Westerveld kilkoma swoimi niepewnymi interwencjami pokazał, dlaczego już wkrótce włodarze z Anfield sięgnęli po Jerzego Dudka. Emocje zostały przedłużone o dogrywkę.

Dogrywka

W dogrywce finału Pucharu UEFA 2001 obowiązywała zasada Złotego Gola. W związku z tym obydwa zespoły podeszły do niej bardziej zachowawczo niż w pierwszych 90 minutach. Każdy czyhał na najmniejszy błąd rywala, by móc przeprowadzić decydującą akcję. Co prawda w pierwszej połowie dogrywki piłka zdążyła wpaść zarówno do bramki Anglików, jak i Basków, ale w obydwóch przypadkach chorągiewka bocznego arbitra powędrowała w górę.

Jednakże to sytuacja Alaves komplikowała się wraz z upływającym czasem gry. Najpierw w 98. minucie czerwony kartonik obejrzał Brazylijczyk Magno Mocelin, natomiast gdy obydwa zespoły mogły powoli myśleć o szykowaniu się do konkursu jedenastek, kapitan Babazorras Antonio Karmona sfaulował Vladimira Smicera, za co otrzymał drugą żółtą kartkę.

Prawo Murphy’ego mówi o tym, że jeśli coś może pójść źle, to tak się na pewno stanie. Jeśli piłkarze Alaves znali to powiedzonko, to nie byli zdziwieni dalszym przebiegiem zdarzeń. Konsekwencją faulu Karmony był rzut wolny. Cała dziewiątka piłkarzy z Vitoria-Gasteiz, która pozostała na placu gry, cofnęła się pod własne pole karne.

McAllister dośrodkował, piłka trafiła na głowę Delfiego Geli i minęła dążącego do jej wypiąstkowania Martina Herrerę. Podopieczni Mane zdobyli czwartego gola w tym meczu, po uderzeniu głową. Niestety ostatni z nich powędrował na konto Liverpoolu. Tak szalony finał nie mógł mieć mniej zaskakującego zakończenia niż gol samobójczy. Do zakończenia dogrywki pozostawały w tamtym momencie cztery minuty.

https://www.instagram.com/p/BxhYe5Li1Om/

Liverpool po raz trzeci zatriumfował w rozgrywkach o Puchar UEFA (wcześniej w 1973 i 1976 roku), Deportivo Alaves pozostała chwała przegranych, którzy walczyli do samego końca.

Po meczu

W oczach wielu ekspertów dortmundzka batalia do dziś pozostaje najlepszym europejskim finałem w XXI wieku. Podopieczni Mane potrafili postawić się faworytom i zaaplikować im tyle goli, ile Olympiakos, Roma, Porto i Barcelona nie zdołały strzelić The Reds w ośmiu grach. Piłkarzem tamtego meczu uznano 36-letniego Gary’ego McAllistera. Szkot strzelił w tym spotkaniu gola i zaliczył dwie asysty. Gerard Houllier komplementował na pomeczowej konferencji zarówno swoich piłkarzy jak i rywali.

Gdy grasz w finale europejskich pucharów, szukasz nieśmiertelności. Ludzie pamiętają, kto w nim grał, a gdy spoglądają na program meczowy, przypominają im się najważniejsze fakty. Ci chłopcy stworzyli dziś widowisko, które zostanie zapamiętane na długo i za to musimy podziękować również Alaves.

Gerard Houllier

Jose Manuel Esnal również dziękował swoim graczom:

Graliśmy z dumą i klasą, by doprowadzić do wyniku 4-4. Na dogrywkę wychodziliśmy półżywi. Nadal jednak jesteśmy tą samą drużyną co dwie godziny temu. Jedna drużyna zawsze musi przegrać w finale, tak jak jedna zawsze wygrywa.

Dla Alaves była to jednorazowa przygoda z europejskimi pucharami. Baskom nie udało się na stałe dołączyć do kontynentalnej elity. Nie udało im się nawet dołączyć do elity Primera Division. Po finale w Dortmundzie rozegrali jeszcze cztery kolejki ligowe. Wszystkie mecze przegrali. Bój stoczony z The Reds, kosztował ich mnóstwo wysiłku. Ostatecznie zajęli dziesiąte miejsce w lidze. W kolejnych sezonach balansowali na krawędzi pierwszej i drugiej ligi, natomiast w latach 2009-2013 występowali zaledwie na trzecim szczeblu rozgrywkowym. Od 2016 roku znów grają w elicie.

Po sezonie 2000/2001 zespół opuścili Javi Moreno i Cosmin Contra. Obydwaj piłkarze trafili do AC Milan. Na San Siro nie zrobili jednak oszałamiających karier. O Hiszpanie możemy wręcz powiedzieć, że w ekipie z Vitoria-Gasteiz przeżył swój prime time. Chociaż próbował swoich sił w Milanie, Atletico czy angielskim Boltonie, to nigdzie już nie potrafił tak zachwycać jak na Estadio de Mendizorroza.

Zapewne wielu z was słysząc nazwiska Cosmin Contra czy Jordi Cruyff w pierwszej kolejności ma przed oczami tamtą piłkarską ucztę z 2001 roku. Alaves odegrało epizodyczną rolę w historii europejskich pucharów, ale tamten epizod na zawsze pozostanie w pamięci fanów futbolu. W dobie rozważań o utworzeniu Superligi dla najbogatszych europejskich klubów pamiętajmy, że to właśnie baskijski kopciuszek potrafił dać kibicom tyle emocji. Nie pierwszy i nie ostatni raz fani piłki mogli przeżywać romantyczną przygodę, której bohaterem okazał się klub z drugiego szeregu.

Liverpool-Alaves 5:4 pd. (4:4, 3:1)

Babbel 3′, Gerrard 16′, McAllister 40′ (karny), Fowler 72′, Geli 116′ (sam.) – Alonso 26′, Moreno 47′, 49′, Cruyff 88′

Liverpool: Westerveld – Babbel, Hyypia (c), Henchoz (55′ Smicer), Carragher, Hamman, Gerrard, McAllister, Murphy, Heskey (64′ Fowler), Owen (78′ Berger)

Trener: Houllier

Alaves: Herrera – Karmona (c), Tellez, Eggen (22′ Alonso), Contra, Geli, Cruyff, Tomić, Desio, Astudillo (46′ Magno Mocelin), Moreno (64′ Pablo)

Trener: Mane

Sędzia: Gilles Veisierre (francja)

A jeśli w dobie pandemii, ktoś chciałby sobie przypomnieć całe spotkanie, to proszę bardzo.

RAFAŁ GAŁĄZKA

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Rafał Gałązka
Rafał Gałązka
Futbolowy konserwatysta. Przeciwnik komercjalizacji piłki, fan świateł rac na trybunach. Sympatyk Arsenalu i lokalnego LKS "Dąb" Barcin. Beznadziejnie zakochany w Reprezentacji Polski. Głównie piłka polska oraz angielska.

Więcej tego autora

Najnowsze

Walka w Pucharze Polski, przyjazd finalisty, piłkarskie losy Rafała Kurzawy – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów z Pogonią Szczecin

Pierwsza runda Pucharu Polski przyniosła sporo emocji. Jednym z najciekawiej zapowiadających się meczów była rywalizacja pierwszoligowej Stali Rzeszów z występującą w rozgrywkach PKO BP...

„Igrzyska życia i śmierci. Sportowcy w powstaniu warszawskim” – recenzja

Powstanie Warszawskie to czas, gdy wielu Polaków zjednoczyło się w obronie stolicy Polski. O sportowych bohaterach walk zbrojnych przeczytacie poniżej. Autorka Agnieszka Cubała jest pasjonatką historii...

„Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka”. Nowa książka Anity Werner i Michała Kołodziejczyka

Cztery lata po premierze niezwykle ciepło przyjętej książki „Mecz to pretekst. Futbol, wojna, polityka”, Anita Werner i Michał Kołodziejczyk powracają z nowymi reportażami, w...