Ghislain Anselmini i Fabrice Fiorese – „Więzienie będzie ze mną przez całe życie”

Czas czytania: 8 m.
0
(0)

„Boże, strzeż mnie od przyjaciół, bo z wrogami sam sobie poradzę” – tych słynnych słów kardynała Richelieu może śmiało używać jego rodak Fabrice Fiorèse. Ten niezły niegdyś napastnik przeżył bowiem piekło, które urządził mu jego przyjaciel.

Znajomość panów Fabrice’a Fiorèse i Ghislaina Anselminiego zaczęła się w latach 90. ubiegłego tysiąclecia, gdy obaj – przez jakiś czas razem z naszym Jackiem Bąkiem – bronili barw Olympique Lyon. Temu pierwszemu (rocznik 1975) nigdy nie udało się bardziej zaistnieć w Les Gones. Dla zespołu ze Stade de Gerland zagrał jedynie dwa spotkania. Zdecydowanie bardziej okazale wygląda licznik meczów dla OL Ghislaina Anselminiego. W ciągu sześciu sezonów, jakie spędził w pierwszym zespole, uzbierał 92 ligowe występy.

Anselmini w koszulce Lyonu

Szansa w Bretanii

Nie mogąc się przebić w Lyonie, Fiorèse w 1997 roku odszedł do innego pierwszoligowca, EA Guingamp. Tam też przez długi czas mu nie szło. W pierwszym sezonie pobytu w Bretanii, wystąpił tylko sześciokrotnie. W dodatku jego zespół spadł do Ligue 2.

Wkrótce miejsca w Olympique zaczęło brakować także dla Anselminiego. Co prawda, w sezonie 1997/98 (jego ostatnim w Lyonie) rozegrał dla Les Gones 25 spotkań, ale jego umiejętności nie wystarczały już na rosnące ambicje prezydenta klubu Jeana-Michela Aulasa. Na Stade de Gerland potrzeba było lepszych piłkarzy niż Anselmini. Latem 1998 roku obrońca musiał więc zmienić klub. Trafił do spadkowicza Guingamp, gdzie był już jego młodszy kompan Fiorèse.

Ponownie w elicie

Na zapleczu Fiorèse wreszcie zaczął regularnie grać i strzelać. W pierwszym sezonie dla Les Guingampais zdobył 10 goli. Klub zdołał jednak wywalczyć tylko 7. miejsce, więc o szybkim powrocie do elity nie mogło być mowy. Kolejna kampania była już o wiele bardziej udana. Guingamp finiszowało na 2. lokacie oznaczającej upragniony awans. Ogromny udział w tym sukcesie miał Fiorèse, który z 12 trafieniami został najlepszym strzelcem zespołu.

Do powrotu Guingamp do Ligue 1 w znacznym stopniu przyczynił się także Anselmini. Obrońca w sezonie zakończonym awansem wystąpił aż 31 razy, z czego 16-krotnie wybiegał na boisko w podstawowej jedenastce.

Po zakończeniu sezonu 1999/00 piłkarskie drogi obu przyjaciół rozeszły się. Fiorèse został w Guingamp, z którym znów miał okazję rywalizować z PSG, Marsylią, Lyonem czy Bordeaux. Anselmini zaś obrał kurs na podparyskie Créteil i tamtejszy klub US, gdzie dalej było mu dane grać na poziomie Ligue 2.

Przyjaźń piłkarzy przetrwała jednak tę rozłąkę. Dopiero kilkanaście lat później zakończyły ją całkowicie pozasportowe kwestie.

Kierunek: Paryż

Tymczasem kariera Fabrice’a Fiorèse kwitła. 5 sierpnia 2000 roku, grając przeciwko Lens, strzelił swojego pierwszego gola w Ligue 1. Półtora miesiąca później pogrążył były klub, Lyon, pokonując słynnego Grégory’ego Coupeta w ostatniej minucie spotkania. W parze z dobrą dyspozycją napastnika szły niezłe wyniki całego zespołu. Guingamp na zakończenie rozgrywek 2000/01 zajęło dobre 10. miejsce. A on sam uzbierał 10 bramek.

W kampanii 2001/02 Fiorèse również nie próżnował. Zanotował trafienia przyczyniające się do bardzo cennych zwycięstw nad Marsylią i Monaco. Oprócz tego wpisywał się na listę strzelców w trzech meczach, które Guingamp przegrało.

Z gwiazdami na Parc des Princes

Sezon 2001/02 Fiorèse kończył już w nowym klubie. Udane występy dla Les Guingampais w Ligue 1 zaowocowały bowiem transferem do PSG. W ekipie ze stolicy Francji spotkał kilka gwiazd światowego futbolu, chociażby genialnego Brazylijczyka Ronaldinho, francuskiego napastnika Nicolasa Anelkę czy nigeryjskiego czarodzieja Augustine’a „Jay-Jaya” Okochę. Byli tam też dwaj wysokiej klasy gracze, którzy dziś spełniają się jako trenerzy. Mowa o Mauricio Pocchettino i Mikelu Artecie.

30 stycznia 2002 roku nowy nabytek zadebiutował w barwach paryżan. Z fanami na Parc des Princes przywitał się w najlepszy możliwy sposób, czyli bramką przeciwko Lorient. Potem jednak już nie było tak różowo. Kolejnego gola zdobył dopiero 23 marca. Pokonał wówczas golkipera swojego byłego klubu Guingamp, a paryżanie wygrali tamten mecz 1:0. Miesiąc później dołożył jeszcze jedno trafienie – w wygranym 2:0 spotkaniu z Metz. I to by było na tyle, jeśli chodzi o pierwsze pół roku Fiorèse w PSG.

Tymczasem na początku maja 2002 roku przyjaciel Fiorèse, Ghislain Anselmini, zagrał ostatni mecz w profesjonalnej karierze. Z zawodowym uprawianiem futbolu pożegnał się 3 maja, gdy jego Créteil wygrało 1:0 z Le Mans.

Puchar i skandal

Przez dwa kolejne sezony Fabrice Fiorèse był podstawowym zawodnikiem PSG. Drużyna ze stolicy Francji w tym czasie sięgnęła po Puchar Francji. 29 maja 2004 roku w wielkim finale na Saint-Denis paryżanie pokonali Châteauroux 1:0. Nasz bohater zagrał wówczas pełne 90 minut, ale bohaterem został strzelec jedynej bramki Pedro Pauleta.

Kilka miesięcy po triumfie na Saint-Denis Fiorèse opuścił PSG w atmosferze skandalu. Tuż przed końcem okienka transferowego, zawodnik postanowił przyjąć ofertę znienawidzonego w stolicy Olympique Marsylia. Piłkarz znalazł się w nieciekawym położeniu. Dla paryżan stał się zdrajcą, a dla fanów nowego klubu był człowiekiem z Paryża

Ówczesny trener PSG Vahid Halilhodžić powiedział, że gdy dowiedział się, iż Fiorese odchodzi do Marsylii, zrobiło mu się po prostu niedobrze.

Mogę ci powiedzieć, że zwymiotowałem, kiedy wróciłem do domu w środę. Nie chcę już o tym rozmawiać, bo nie chcę wymiotować każdego dnia. Nie wyobrażałem sobie takiej sytuacji, szczególnie z takim facetem jak Fiorèse – mówił szkoleniowiec dziennikarzom.

„OM zrujnowało mi karierę”

Napastnik, jak łatwo przewidzieć, nie został zaakceptowany przez fanów Les Phocéens. Część z nich myślała, że zawodnik pochodzi z Paryża (co jest nieprawdą, bo urodził się i wychował w Sabaudii). Doskonale pamiętali także to, iż niecały rok wcześniej strzelił zwycięskiego gola dla PSG w meczu z Marsylią. Co więcej, tamto spotkanie rozgrywane było w ich domu, na Stade Vélodrome, a bramka padła w ostatniej minucie. Poza tym sympatykom L’OM nie spodobał się fakt, że wziął numer 11, który wcześniej nosił ich ulubieniec Didier Drogba.

Być może wszystko to poszłoby w niepamięć, gdyby Fiorèse trafiał regularnie ­do siatki. Ale on pierwszego gola dla swojego nowego klubu zdobył dopiero dwa i pół miesiąca po debiucie. W sumie w błękitno-białej koszulce drużyny z wybrzeża raptem dwa razy pokonał golkipera rywali.

Fiorèse w koszulce L’OM

A wyjątkowo ciężkie chwile Fiorèse przeżywał, gdy 7 listopada 2004 roku udał się z OM do Paryża na spotkanie z PSG. Nie dość, że stołeczni kibice niemiłosiernie go wygwizdywali, to jeszcze obrońca gospodarzy Sylvain Armand brutalnie i z premedytacją go sfaulował. Na domiar złego marsylczycy przegrali tamto spotkanie 1:2.

Po latach napastnik przyznał, że żałuje transferu do L’OM.

OM zrujnowało mi karierę, ale ja też odpowiadam za swój wybór – powiedział.

Koniec kariery

Po zakończeniu sezonu 2004/05 Fiorèse opuścił Olympique. Mógł trafić do angielskiego Portsmouth, ale wolał iść na wypożyczenie do katarskiego Al-Rayyan, gdzie jako trener pracował dobrze mu znany Luis Fernandez. To właśnie ten szkoleniowiec kilka lat wcześniej ściągnął go do Paryża z Guingamp.

Fiorèse spędził w Katarze tylko jeden sezon. Potem wrócił do Francji, ale już nie do Marsylii, gdzie nikt go nie chciał. Klub ze Stade Vélodrome ponownie wypożyczył napastnika, tym razem do Lorient. Miał tam znakomite wejście. W pierwszym meczu zdobył dwa gole przeciw PSG. Potem było już tylko gorzej. Dopiero w grudniu 2007 roku rozwiązał kontrakt z Marsylią. Grał jeszcze w Ligue 2 w barwach Amiens i Troyes. Karierę zakończył po sezonie 2008/09.

Biznesmen

Fiorèse podczas kariery rozsądnie gospodarował pieniędzmi, dzięki czemu po zawieszeniu butów na kołku mógł otworzyć biznes. Zainwestował m.in. w nieruchomości, dwa sklepy obuwnicze w Saint-Tropez, lodziarnię w Annecy i restaurację, którą otworzył razem ze słynnym francuskim piosenkarzem Mattem Pokorą.

Fiorèse (z prawej) na jednej fotografii z Mattem Pokorą (z lewej)

Nie zapomniał też o swoim starym przyjacielu Ghislainie Anselminim. Gdy tuż po rozbracie z profesjonalnym futbolem, został prezesem klubu Union Sportive Tropezien, mianował kumpla menedżerem. Wkrótce bardzo tego pożałował. Anselmini nie przykładał się do swoich obowiązków. Nie przychodził do klubu, za to często widywany był „na mieście”.

Ludzie dzwonili i mówili mi, co on wyprawia. Spał u mnie, a kiedy rano wychodził z domu, myślałem, że idzie do klubu nadzorować pracę. Wielki manipulator, a ja mu wierzyłem. Od tego momentu się poróżniliśmy – cytował Fabrice’a Fiorèse „Przegląd Sportowy”.

Jeszcze gdy grał, Anselmini miał opinię człowieka szastającego pieniędzmi. Już wtedy lubił odwiedzać kasyna, a to – jak wiadomo – nie jest najlepszy sposób na pomnożenie majątku. Nie mogąc dorobić się fortuny w legalny sposób, postanowił uciec się do przestępstwa.

Porwanie

Kartka w kalendarzu wskazuje datę 28 września 2012 roku. Salins-les-Thermes to niewielka, ale bardzo urokliwa miejscowość położona pośród szczytów francuskich Alp, zaledwie kilka kilometrów od słynnego kurortu Courchevel. To tu mieszkają państwo Aurelie i Fabrice Fiorèse. Małżeństwo właśnie wróciło ze Szwajcarii, skąd przywiozło ze sobą pewną sumę pieniędzy. Ile? Jeśli wierzyć byłemu piłkarzowi PSG i Marsylii oraz osobie, która mu je dała, 50 tys. euro. Na sali sądowej padnie także inna, dużo większa kwota.

Przed dom państwa Fiorèse zajeżdża czarny Volkswagen Golf. Z samochodu wysiada trzech mężczyzn w kominiarkach. Jeden z nich wyciąga broń i celuje w Fabrice’a, drugi łapie go za włosy, wywiązuje się szarpanina. Napastnicy postanawiają przestrzelić mu kolano. Jednak kula nie opuszcza lufy, słychać jedynie charakterystyczne kliknięcie. Czy broń nie zadziałała przypadkowo? A może chodziło o to, by tylko przestraszyć swoją ofiarę, a nie zranić. Zaatakowana zostaje także pani domu.

Napastnicy dostają pieniądze, ale nie tyle, ile by chcieli (w sądzie powiedzą potem, że wzięli tylko 23,5 tys. euro). Biorą więc Fiorèse jako zakładnika, pakują go do jego własnego Range Rovera i wyjeżdżają z posesji. Chcą zmusić emerytowanego zawodnika, by pokazał, gdzie jest reszta gotówki. Jednak w pewnym momencie auto zwalnia, bo z powodu robót drogowych przy zjeździe z autostrady utworzył się korek. Umiejętność mocnego kopania jeszcze raz przydaje się byłemu napastnikowi. Wybija nogami szybę i ranny ucieka z samochodu. Pomocy udziela mu jeden z kierowców.  

Zdradzona tajemnica

Sprawa brutalnego napadu na piłkarza oczywiście natychmiast trafia do organów ścigania. Żandarmi w końcu wpadają na trop napastników. W jednym z aut użytych przez bandytów podczas ataku na dom Fiorèse znajdują paczkę ciasteczek, a na niej ślady DNA. Przeglądają także monitoring supermarketu, w którym kupiono łakocie. Trop prowadzi ich do członków jednego z lyońskich gangów. Po nitce do kłębka odkrywają szokującą prawdę. Okazuje się, że „robotę nagrał” im Ghislain Anselmini, były przyjaciel Fabrice’a Fiorèse. Ale skąd mógł wiedzieć o pieniądzach? Powiedziała mu o tym… Aurelie Fiorèse.

Anselmini w sądzie zeznał, iż żona dawnego przyjaciela była jego kochanką.  Wyjawiła mu, że z mężem ma przywieźć ze Szwajcarii pół miliona euro w gotówce i część z tych pieniędzy schować pod tarasem. Oczywiście zastanawiano się, czy to nie ona była inspiratorką napadu. Dowody ani zeznania jednak na to nie wskazywały. Wygląda na to, że kobieta po prostu zdradziła Anselminiemu tajemnicę, którą ten postanowił bezwzględnie wykorzystać.

Chciwy Ghislain Anselmini postanowił okraść dawnego przyjaciela. Ale nie sam. Przestępstwo zlecił członkom lyońskiego gangu, a łupem mieli podzielić się po połowie. Jak później tłumaczył, myślał, iż bandyci wejdą do domu pod nieobecność gospodarzy. Nie wiedziałem, że zostaną zaatakowani – przekonywał i zaprzeczał, jakoby nakazał porwanie. Sytuacja wymknęła mu się spod kontroli.

Ile ukradziono?

Interesujące jest także to, ile pieniędzy małżeństwo Fiorèse przywiozło ze sobą ze Szwajcarii. Były napastnik PSG i Marsylii przekonywał, że w domu znajdowało się zaledwie 50 tys. euro. Anselmini przed sądem twierdził, że chodzi o kwotę 10 razy większą (o takiej sumie wspomniała mu Aurelie).

Skąd takie rozbieżności? Fiorèse otrzymał pieniądze od Marka Saine, człowieka, który nieco wcześniej kupił od niego dom w Saint-Tropez za 1,5 mln euro, choć – według szacunków – nieruchomość ta była warta znacznie więcej, bo 2,8 mln euro. Pojawiły się podejrzenia, że panowie po prostu postanowili transakcję rozliczyć częściowo w gotówce. Obaj przed sądem zeznali, iż chodziło zaledwie o 50 tys. euro – tyle miały kosztować meble pozostawione w sprzedanej nieruchomości.

Ghislain Anselmini przed sądem. 2006 rok.

Ghislain Anselmini w styczniu 2016 roku usłyszał wyrok 5 lat pozbawienia wolności. Z więzienia wyszedł kilka miesięcy później, bo resztę kary mu umorzono. W sumie, wliczając areszt, za kratkami spędził 24 miesiące.

Dwaj bandyci, Mohamed Goussairi oraz Mohamed Salhi (główni uczestnicy napadu), trafili do więzienia na 10 lat. Trzeciego napastnika, który wraz z nimi przybył do sabaudzkiej willi byłego piłkarza, nie udało się zidentyfikować. Radouane El Maryouch, będący pośrednikiem między Goussairim a Anselminim, został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu.

Źródła zdrady

Niewykluczone, że u źródeł całej tej sytuacji leży sprawa sprzeniewierzenia pieniędzy w klubie piłkarskim Marcy-l’Étoile, w którym dwaj przyjaciele razem pracowali, zanim ich drogi rozeszły się. Konsekwencje prawne i finansowe malwersacji poniósł Anselmini. Kilka lat później, gdy ciążyły na nim znacznie oskarżenia o zorganizowanie napadu, mówił, że wtedy krył Fiorèse, biorąc całą winę na siebie, a z afery wyszedł bardzo zadłużony. Możliwe zatem, że zlecił kradzież, bo chciał w ten sposób wyrównać rachunki.

Więzienie jak blizna

Po wyjściu na wolność Anselmini zajął się trenowaniem młodzieży. Pracował m.in. z drużyną do lat 17 klubu AS-Saint-Priest. Potem został asystentem Laurenta Rousseya (były trener m. in. Saint-Étienne) w Lyon Duchère AS. Teraz prowadzi zespół CS Neuville.

W wywiadzie, który w 2019 roku przeprowadził z nim „Le Parisien”, były zawodnik powiedział:

Więzienie będzie ze mną przez całe życie. I zabiorę je do grobu. Jak bliznę.

DOMINIK GÓRECKI

[/su_spoiler]

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Dominik Górecki
Dominik Górecki

Samorządowiec, dziennikarz, sadownik, miłośnik podróży i fan futbolu. Entuzjasta Serie A, Bundesligi i piłki afrykańskiej. Od dzieciństwa zakochany w Juventusie.

Więcej tego autora

Najnowsze

Debiut trenera Wojciecha Bychawskiego – wizyta na meczu OPTeam Energia Polska Resovia – Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg

Retro Futbol obecne było na kolejnym meczu koszykarzy OPTeam Energia Polska Resovii w hali na Podpromiu. Rzeszowska drużyna tym razem rywalizowała z Sensation Kotwicą...

Ostatni pokaz magii – jak Ronaldinho poprowadził Atletico Mineiro do triumfu w Copa Libertadores w 2013 r.?

Od 2008 r. Ronaldinho sukcesywnie odcinał kupony od dawnej sławy. W 2013 r. na chwilę znów jednak nawiązał do najlepszych lat swojej kariery, dając...

Zakończenie jesieni przy Wyspiańskiego – wizyta na meczu Orlen Ekstraligi Resovia – AP Orlen Gdańsk

Już wkrótce redakcja Retro Futbol wyda napakowany dużymi tekstami magazyn piłkarski, którego motywem przewodnim będzie zima. Idealnie w ten klimat wpisuje się zaległy mecz...