8 października 2023 roku Retro Futbol odwiedziło Stadion Miejski w Rzeszowie przy okazji meczu Resovii z GKS Tychy rozegranego w ramach 11. kolejki Fortuna 1. Ligi. Wizyta tyskiego klubu w stolicy Podkarpacia skłoniła nas do przedstawienia jego historii.
Przed meczem
Zasiadając w niedzielne popołudnie na trybunach Stadionu Miejskiego, mogliśmy poczuć jesienny klimat. Było zimno, ale kolorowo. Faworytem meczu był GKS Tychy, który zajmował w tabeli czwarte miejsce. W poprzednim meczu pierwszoligowych rozgrywek wygrał ze Zniczem Pruszków 2:1. Wcześniej wyeliminował z Pucharu Polski Wisłę Płock.
W zdecydowanie gorszej sytuacji była Resovia, która znajdowała się w dolnych rejonach tabeli zaplecza Ekstraklasy i miała za sobą porażkę 1:2 w derbowym meczu ze Stalą Rzeszów. Przed drużyną Mirosława Hajdy stało więc trudne zadanie.
Czy trenerowi rzeszowskiego zespołu udało się podnieść piłkarzy po przegranej w rywalizacji o prymat w mieście? Opowiemy o tym pod koniec naszego tekstu. Wcześniej przeniesiemy się w przeszłość, by opisać losy tyskiego klubu.
Fuzja
GKS Tychy jest klubem stosunkowo młodym. Został założony 20 kwietnia 1971 roku. Jego powstanie było efektem fuzji kilku mniejszych klubów pochodzących z miejscowości, które zostały wchłonięte w granice miasta. Sekcję piłkarską oparto na Górniku Wesoła i Polonii Tychy, hokejowa narodziła się zaś w wyniku przejęcia Górnika Murcki.
Ambicje działaczy były bardzo duże. I szybko doczekały się spełnienia, już dwa lata po utworzeniu klubu, GKS awansował bowiem do II ligi. Spędził tam tylko jeden sezon. Po tak krótkim czasie tyszanie, wygrywając grupę południową, awansowali do najwyższej klasy rozgrywkowej. Pierwsza kampania na najwyższym szczeblu przyniosła im dziesiątą pozycję w tabeli. Narodziła się nowa, solidna siła w polskim futbolu.
Wicemistrzowie
Sezon 1975/1976, a więc drugi spędzony w elicie, okazał się dla tyskiego klubu szalenie udany. GKS sensacyjnie zdobył wicemistrzostwo Polski, ustępując jedynie Stali Mielec. Architektem tego sukcesu był trener Aleksander Mandziara, który przejął drużynę po tym, jak z funkcji szkoleniowca odszedł Jerzy Nikiel.
W zespole grał m.in. Roman Ogaza, który przed najlepszym sezonem w dziejach klubu przyszedł do Tychów z Szombierek Bytom. Urodzony w Katowicach napastnik był jednym z zawodników reprezentacji Polski, która w 1976 roku zdobyła pod wodzą Kazimierza Górskiego srebrny medal na igrzyskach olimpijskich w Montrealu. W narodowych barwach rozegrał 21 meczów, strzelając sześć goli.
GKS do końca walczył o mistrzostwo Polski. Nie udało się, ale miano drugiej drużyny w kraju było dużym osiągnięciem, zwłaszcza dla zespołu, który dopiero od niedawna szczycił się obecnością na piłkarskiej mapie.
Piłkarze GKS Tychy otrzymali za ten sukces nagrody rzeczowe. Do wyboru mieli telewizor i pralkę. W książce „GKS wiceMistrzem jest – opowieść o tyskiej drużynie wszech czasów” autorstwa Piotra Zawadzkiego znaleźć można wypowiedź Mariana Piechaczka, obrońcy ówczesnych wicemistrzów Polski:
Wybrałem telewizor – był to radziecki Rubin 707p – bo akurat zbliżały się mistrzostwa Europy w piłce. Sąsiedzi przychodzili do mojego domu z krzesłami, żeby oglądać mecze w kolorze. Nie narzekałem na Rubina, służył nam prawie 15 lat.
Europejskie puchary
Drugie miejsce w ligowych rozgrywkach stanowiło dla piłkarzy GKS Tychy przepustkę do gry w europejskich pucharach. W sezonie 1976/1977 zawodnicy Aleksandra Mandziary przystąpili zatem do meczów 1/32 Pucharu UEFA.
Zanim do tego doszło, piłkarze z Tychów polecieli do Stanów Zjednoczonych, by właśnie tam przygotowywać się do pierwszej po historycznym sukcesie kampanii. Niestety, za oceanem nie udało się zbudować zadowalającej formy. Niektórzy byli zdania, że w USA zawodnicy nie skupili się należycie na treningach, przez co wyjazd ten przesądził o odniesionych wkrótce słabych wynikach.
Rywalem tyskiego klubu w europejskim debiucie był niemiecki 1. FC Koeln. Polska drużyna nie była w tej rywalizacji faworytem. W szeregach przeciwników grali m.in. Dieter Muller czy Harald Schumacher.
Meczom GKS Tychy z 1. FC Koeln poświęciliśmy kiedyś na łamach Retro Futbol oddzielny tekst. W tym miejscu nadmienimy tylko, że pierwsze spotkanie, rozegrane w Niemczech, zakończyło się zwycięstwem gospodarzy 2:0. Porażka nie przyniosła jednak wstydu podopiecznym trenera Mandziary, który tak opowiadał na łamach wspomnianej już wcześniej książki:
Nasza gra wcale nie była „obroną Częstochowy”. Zagraliśmy bardzo dobrze w defensywie, dużo lepiej niż w meczach ligowych. Nawet trener Weisweiler wyrażał się w superlatywach o organizacji naszej gry w tej strefie.
W rewanżu, który odbył się na Stadionie Śląskim, GKS prowadził 1:0 po bramce Ogazy, ale mecz zakończył się wynikiem 1:1, który dał awans drużynie z Kolonii. Dwa lata później pogromcy tyskiego zespołu zostali mistrzami Niemiec. Z kolei dla pokonanych nadeszły zdecydowanie gorsze czasy…
Spadek z elity
Kiedy GKS Tychy sięgał po wicemistrzostwo kraju, a później walczył w europejskich pucharach, mało kto spodziewał się tego, że ten klub wkrótce opuści najwyższą klasę rozgrywkową.
Tak się niestety stało już sezon po zdobyciu srebrnego medalu mistrzostw Polski. GKS zajął w I lidze (ówczesnym odpowiedniku Ekstraklasy) piętnaste, przedostatnie miejsce. Jak dotąd, opisywanemu w tym tekście klubowi nie udało się wrócić do elity, choć ligowe rozgrywki najwyższego szczebla gościły w Tychach. Miało to miejsce w latach 1995 – 1997, kiedy do śląskiego miasta został przeniesiony Sokół Pniewy.
Ostatni sezon w najwyższej lidze nie był jednak dla piłkarzy Aleksandra Mandziary całkowicie nieudany, gdyż w Pucharze Polski dotarli oni do ćwierćfinału, co wówczas było najlepszym wynikiem w klubowej historii. Później udało się ten sukces powtórzyć tylko raz – w sezonie 2019/2020.
Najsłynniejsi piłkarze
W naszej opowieści wspomnieliśmy już o Romanie Ogazie, który był prawdopodobnie największą gwiazdą wicemistrzowskiej drużyny. Wymieniając najbardziej znanych piłkarzy, którzy kiedykolwiek grali w GKS Tychy, musimy też przedstawić Edwarda Hermana.
Napastnik urodzony w 1937 roku w Katowicach był wychowankiem tamtejszego Dębu. Przeszedł później do Ruchu Chorzów, w Tychach występował zaś w latach 1972 – 1975. W jego rodzinie były duże piłkarskie tradycje. Ojciec Antoni grał przed wojną we wspomnianym Dębie, zaś wujek Richard, który także był wychowankiem tego klubu, zdobył z reprezentacją Niemiec tytuł mistrza świata (zagrał na turnieju w jednym meczu i strzelił jednego gola), po tym, jak drużyna RFN sensacyjnie pokonała w finale w Bernie słynną reprezentację Węgier 3:2.
W jakiejś gazecie napisano, że na starość Herman przeniósł się do Tychów i miał wtedy 38 lat. Nie wiem za bardzo, skąd to się wzięło, bo byłem o cztery lata młodszy. Ale w Ruchu czułem, że moja kariera dobiega końca. Nawet już nie chciałem wyjeżdżać za granicę. Na „piłkarską emeryturę” – jak się wtedy mówiło. No i wtedy pojawili się u mnie w domu działacze z Tychów. Powiedzieli, że mają ochotę na wielką piłkę, że przydam się im w tym klubie. No i że dostanę etat na kopalni. Zgodziłem się tam jeszcze pograć. I do dziś nie żałuję, bo moja hutnicza emerytura byłaby tragicznie niska
– mówił Edward Herman cytowany w księdze pamiątkowej wydanej na 80-lecie OZPN Katowice przez wydawnictwo GiA.
W latach 1971 – 1973 barwy tyskiego klubu reprezentował Stefan Florenski. Wcześniej był zawodnikiem Górnika Wesoła – wspomnianego już klubu, który uczestniczył w fuzji dającej narodziny GKS-owi. Zanim to nastąpiło, piłkarz urodzony w będącej obecnie dzielnicą Gliwic Sośnicy rozegrał ponad 250 meczów w Górniku Zabrze i jedenaście razy wystąpił w reprezentacji Polski.
Inne sekcje
GKS Tychy słynie nie tylko z piłki nożnej. Największymi sukcesami może pochwalić się sekcja hokeja na lodzie. Tyski klub zdobył w tej dyscyplinie aż pięć tytułów mistrza Polski i dziewięć krajowych pucharów. W sezonie 2015/2016 zajął trzecie miejsce w Pucharze Kontynentalnym – rozgrywkach będących odpowiednikiem piłkarskiej Ligi Europy.
Graczami hokejowej drużyny GKS Tychy byli m.in. czterokrotny olimpijczyk Henryk Gruth oraz pierwszy Polak, który zagrał w Meczu Gwiazd NHL, Mariusz Czerkawski. Działa także kobieca drużyna hokeja, która ma w dorobku trzy tytuły mistrza Polski.
Klub szczyci się również solidną sekcją basketu. Obecnie koszykarska drużyna występuje w pierwszej lidze. W przeszłości jej zawodnikiem był m.in. Damian Kulig, reprezentant Polski, mistrz kraju w 2014 roku z Turowem Zgorzelec.
Mecz w Rzeszowie
Wracamy do Rzeszowa, by opowiedzieć o tym, jak wyglądało zapowiadane we wstępie spotkanie. Mecz rozpoczął się świetnie dla piłkarzy Resovii. Kelechukwu Ibe-Torti uciekł tyskim obrońcom, a następnie został sfaulowany w polu karnym przez bramkarza. Sędzia analizował sytuację przy monitorze VAR-u, a po chwili przyznał gospodarzom rzut karny. Jedenastkę wykorzystał Rafał Mikulec, dzięki czemu drużyna z Rzeszowa prowadziła już od 10. minuty.
Później inicjatywę przejął GKS, lecz nic nie wynikało z ataków gości. Resovia odgrażała się akcjami, które przeprowadzał m.in. świetnie grający Ibe-Torti. W końcówce pierwszej połowy sędzia dostrzegł zagranie ręką w polu karnym tyskiego zespołu i ponownie wskazał na jedenasty metr. Zmienił jednak decyzję po tym, jak zobaczył tę sytuację na monitorze.
Drugą część od ataków zaczęli gracze Dariusza Banasika, ale nie byli w stanie poważnie zagrozić dobrze spisującej się defensywie Resovii. Piłkarze Mirosława Hajdy także potrafili zaatakować, co przyniosło efekt w 79. minucie, gdy do siatki po raz drugi trafił Mikulec. Początkowo gol nie został uznany, gdyż sędziowie dostrzegli spalonego, ale szybko do akcji wkroczył VAR, działając tym razem na korzyść Resovii. Powtórka pokazała, że spalonego nie było, więc na tablicy pojawił się wynik 2:0. Rezultat ten utrzymał się do końca. Dzięki zwycięstwu Resovia wydostała się ze strefy spadkowej.
Na pomeczowej konferencji prasowej Mirosław Hajdo podsumował:
Można powiedzieć: nareszcie. W poprzednich meczach gra nie wyglądała najgorzej, powiedziałbym nawet, że dobrze, a jakoś nie mogliśmy wygrać meczu. Dzisiaj gra była słabsza niż w poprzednich spotkaniach, ale mecz wygrywamy, a w piłce liczą się konkrety. My dziś byliśmy bardziej konkretni i zasłużenie wygraliśmy. Chłopaki zostawili dużo zdrowia na boisku. Chcieliśmy ten mecz wygrać, bo kibice cały czas bardzo mocno nas wspierają i tak się zastanawiamy, co będzie gdyby nam się nie udało, ale – dzięki Bogu – się nam udało. Dziękujemy kibicom za to, że cały czas w nas wierzą, przychodzą na nasze mecze i nas dopingują.
Wygrana była dla Resovii tym cenniejsza, że została odniesiona po porażce w derbowej rywalizacji ze Stalą. Zapytałem trenera gospodarzy, czy trudno było podnieść piłkarzy po stracie punktów w tym szczególnym meczu:
Porażka derbowa na pewno boli, ale myślę, że styl, w jakim zaprezentowaliśmy się w derbach, pokazał, że wynik równie dobrze mógł być w drugą stronę. Ja ich nie muszę podnosić. Oni zdają sobie z tego sprawę. Pewne rzeczy staramy się poprawiać tam, gdzie popełniamy błędy. Myślę, że dziś w defensywie graliśmy naprawdę nieźle. Obyśmy w każdym meczu grali w defensywie tak, jak w dzisiejszym. Oni nie byli na kolanach. Oni wierzyli w to, że będziemy wyżej, ponieważ nie graliśmy źle. I to była wiara chłopaków w to, że musi się to w końcu przekuć na wynik i dzisiaj się to przekuło, z czego się bardzo cieszymy – odpowiedział szkoleniowiec rzeszowskiej drużyny.
Dariusz Banasik, trener gości, tak ocenił to spotkanie:
Przede wszystkim gratuluję gospodarzom. Wolałbym nic nie mówić, natomiast uważam, że rozegraliśmy najsłabszy mecz na tę liczbę kolejek, które rozegraliśmy. W ogóle nie jestem zadowolony z tego, co się tutaj dziś działo na boisku. Powiedziałem zawodnikom w szatni, że nie tak sobie wyobrażam, że będziemy grali w kratkę, że raz potrafimy zdominować Wisłę Kraków, rozegrać wspaniały mecz, a za chwilę przegrać na Chrobrym Głogów czy na Resovii. Nie tak sobie wyobrażam prowadzenie tego zespołu. Piłkarze muszą wiedzieć, że mecz można przegrać, ale dzisiaj praktycznie nie stwarzaliśmy sytuacji, nic nie funkcjonowało, ratowaliśmy się jeszcze zmianami, które nic nie dały i myślę, że gospodarze zasłużenie wygrali ten mecz.
Szkoleniowiec przyjezdnych nie był zadowolony z niektórych decyzji podjętych przez sędziów:
Sytuacja się powtarza tak, jak w Głogowie – dostajemy bramkę po karnym i dostajemy bramkę po problematycznym spalonym. W mojej ocenie to jest ewidentny faul na bramkarzu. Nie wiem, po co jest ten VAR i jak to sędziowie interpretują, natomiast zawodnik zespołu Resovii wchodzi nakładką bardzo mocno w bramkarza, tylko minus jest taki, że nasz zawodnik nie udaje, zaś robi to zawodnik Resovii i dlatego jest rzut karny. Jeśli chodzi o drugą sytuację, ze spalonym, można się zastanawiać. Wydaje nam się, że był minimalny spalony. Dostajemy dwie bramki problematyczne, ale to i tak nas nie usprawiedliwia, bo zasłużenie przegraliśmy.
Zakończenie
GKS Tychy obecnie występuje na zapleczu Ekstraklasy. Od lat nie potrafi wrócić do elity, ale w przeszłości zapisał się w piękny sposób na kartach polskiego piłkarstwa. Świadczy o tym wicemistrzostwo Polski zdobyte w 1976 roku. Później były też pamiętne boje z 1. FC Koeln w Pucharze UEFA.
Wizyta na meczu Resovii z GKS Tychy stanowiła dla nas okazję do przypomnienia historii śląskiego klubu. Historia ta, w porównaniu do wielu innych polskich klubów, nie jest zbyt długa, ale na pewno znacząca, więc warto było ją opisać.
Źródła, z których korzystałem:
- Praca zbiorowa – „Księga pamiątkowa. 80 lat OZPN Katowice”
- Grzegorz Ignatowski, Andrzej Potocki, Mariusz Świerczyński (pod redakcją) – „Polskie kluby w europejskich pucharach”
- Piotr Zawadzki – „GKS wicemistrzem jest – opowieść i tyskiej drużynie wszech czasów”
- „Przegląd Sportowy”
- „Piłka Nożna”