Amerykańska Interliga, czyli polskich klubów przygoda za oceanem

Czas czytania: 11 m.
0
(0)

Polonia Bytom zajmuje szczególne miejsce w historii naszego piłkarstwa. Założony w 1920 r. klub, który po wojnie reaktywowano i który przejął barwy lwowskiej Pogoni, w latach 50. i 60. zaliczał się do krajowej czołówki. Był pierwszym, któremu udało się przejść przez pierwszą rundę Pucharu Europy Mistrzów Krajowych. Dokonali tego w sezonie 1962/63. W 1965 r. wygrali rozgrywki, które dzisiaj wszyscy znamy jako Puchar Intertoto (wówczas Puchar Karla Rappana). To jedyny polski team tryumfujący w europejskich rozgrywkach. W finale uporali się z SC Lipsk, a w uznaniu ich dokonań zaproszono zespół do udziału w amerykańskiej International Soccer League. Interliga, jak nazywano te rozgrywki w Polsce, była towarzyskim turniejem, w którym rywalizowały silne europejskie kluby.

Amerykanie pierwsze kroki w światowym futbolu stawiali jeszcze w XIX w. W 1885 r. rozegrali w Newark pierwszy mecz, w którym przegrali 0:1 z Kanadą. Rok później zrewanżowali się i wygrali w takim samym stosunku. Za pierwsze oficjalne uznaje się jednak spotkanie ze Szwecją z 1916 r., które rozegrano trzy lata po powstaniu związku. Już w 1930 r. brali udział w mistrzostwach świata, gdzie odpadli dopiero w półfinale. 20 lat później w Brazylii miał miejsce Cud na trawie i Amerykanie pokonali 1:0 Anglików po golu Joe Gaetjensa. Mimo tych sukcesów i stosunkowo szybkich początków, piłka nożna nie cieszyła się wielką popularnością w tym kraju. Dużo więcej kibiców przyciągał baseball, koszykówka, futbol amerykański czy hokej na lodzie.

Interliga – skąd, jak i dlaczego?

W 1960 r. William Drought Cox postanowił to zmienić. Człowiek ten był absolwentem Yale. Jako dobrze prosperujący biznesmen, który zbił majątek w przemyśle drzewnym, postanowił zainwestować w sport. Przez krótki czas był właścicielem baseballowego klubu Philadelphia Phillies, ale wkrótce wyszło na jaw, że zawiera zakłady bukmacherskie na swój własny klub. Było to sprzeczne z zasadami i jego przygoda z baseballem dobiegła końca. Widział potencjał w piłce nożnej. Doskonale zdawał sobie sprawę, że poziom amerykańskich drużyn, delikatnie mówiąc, nie jest najwyższy. To w tym dostrzegał główny powód małego zainteresowania tą dyscypliną wśród Amerykanów. Uważał, że jeśli podniesie się poziom i kibice będą mogli oglądać na boisku prawdziwe gwiazdy, to wtedy frekwencja na stadionach się zwiększy. Powołał więc do życia rozgrywki International Soccer League.

Udało mu się namówić do sponsorowania kilku innych przedsiębiorców i w 1960 r. odbyła się pierwsza edycja rozgrywek. Brały w nich udział nie tylko profesjonalne ekipy z Europy, ale i z Ameryki Południowej. Nazwiska wielkich piłkarzy i wysoki poziom rywalizacji miały przyciągnąć na stadion rzesze kibiców. Jedynym Amerykańskim zespołem był New York Americans, a oprócz niego w premierowej edycji wzięły udział: szkocki Kilmarnock, angielskie Burnley, francuski OGC Nice, niemiecki Bayern, Glenavon z Irlandii Północnej, Crvena Zvezda z Jugosławii, włoska Sampdoria, portugalski Sporting, szwedzkie Norrköping, austriacki Rapid i reprezentujące Brazylię Bangu Atlético Clube. To właśnie ten ostatni zespół, w którym grał mistrz świata ze Szwecji – Zózimo, triumfował w rozgrywkach, pokonując w finale Kilmarnock.

Szlak przetarł Górnik…

Polonia Bytom nie była pierwszym klubem z Polski zaproszonym do udziału w rozgrywkach. Wcześniej, w 1963 r. takie zaproszenie wystosowano do zabrzańskiego Górnika. Ówczesny mistrz Polski świetnie się zaprezentował. Zabrzanie dotarli aż do finału, a zaskoczony tym faktem Cox, musiał odwołać rezerwację powrotnych biletów lotniczych dla Polaków. Był pewien, że w starciu z Dinamem Zagrzeb przegrają. Tymczasem Górnicy zwyciężyli 4:0.

W finale zmierzyli się z angielskim West Hamem. W jego szeregach grali: Booby Moore, Martin Peters i Geoff Hurst. Wszyscy trzej zostaną trzy lata później mistrzami świata. Starcie obu drużyn zakończyło się remisem 1:1. Konieczne stało się rozegranie dodatkowego spotkania. Mecz miał jednak niecodzienny przebieg. Po nieuznaniu dwóch prawidłowo zdobytych goli przez Erwina Wilczka, na boisko wdarło się kilkaset osób. Próbowali „przekonać” szkockiego sędziego McLeana do zmiany zdania. Zamieszanie trwało pół godziny. Poturbowanego głównego arbitra zastąpił sędzia liniowy – Ameykanin Aldo Clementi. Ostatecznie po golu Hursta West Ham wygrał ten mecz i całe rozgrywki Interligi.

Zeszliśmy też do szatni, jeszcze po drodze zbierając ostrzeżenia ze strony kibiców: „nie wychodźcie z powrotem na boisko, żeby dokończyć mecz, bo znowu tego sędziego pogonimy. To spotkanie musi być powtórzone”. Zaczęliśmy się zastanawiać, co robić. Bilety powrotne zabukowano na następny dzień, o powtórce więc mowy nie było – wspominał Stanisław Oślizło w swojej biografii.

…a później Zagłębie

Rok później do USA zaproszono zespół Zagłębia Sosnowiec. Klub w tamtym sezonie zdobył wicemistrzostwo Polski, ustępując pola tylko Górnikowi. Klub z Sosnowca był oczkiem w głowie Edwarda Gierka. Ówczesny I sekretarz KW PZPR w województwie katowickim miał sam pomóc w załatwieniu wyjazdu do Ameryki. Zagłębie spisało się jeszcze lepiej niż rok wcześniej Górnik. Podopieczni Teodora Wieczorka zdecydowanie wygrali swoją grupę. W pokonanym polu zostawili austriacki Schwechater, belgradzką Crvenę Zvezdę, portugalską Vitórię z Guimarães i AEK Ateny. Przed spotkaniem z Grekami zawodników w szatni odwiedził Jan Kiepura. To wtedy wypowiedział słynne zdanie:

Ja zdobyłem Amerykę głosem, wy musicie zrobić to samo nogami!

Ówczesny prezes Zagłębia Franciszek Wszołek tak na ten temat opowiadał w rozmowie z Wojciechem Todurem:

Staliśmy w tunelu, gdy zauważyłem, że przedziera się do nas mały człowieczek w czarnym kapeluszu z białą wstążką. Nic sobie nie robił z ochrony, a to nie byli byle kto, tylko wielcy jak szafy Murzyni. Jednego zagadał, drugiemu przebiegł pod rękami i po chwili stał już między nami. „Chłopcy jesteście wielcy” – zaczął na powitanie, a potem dodał to słynne zdanie.

Polacy zostawili po sobie znakomite wrażenie. Dzięki świetnym występom rozegranie meczu towarzyskiego zaproponował im wielki Santos. Brazylijczycy proponowali klubowi z Sosnowca 50 tys. dolarów. Mieli też opłacić podróż. Prezes Wszołek nie mógł takiej decyzji podjąć samodzielnie, nadał więc zaszyfrowaną depeszę do kraju.

Twoja propozycja jest fantastyczna, radzimy jednak, żebyś jej nie przyjął. Po zwycięstwach w Ameryce wrócicie do kraju jak bohaterowie. Jeżeli przegracie, to już nie będzie to… Decyzja należy jednak do was – przeczytał w odpowiedzi.

Poprosił o dobę do namysłu i naradził się z piłkarzami. W parku, z dala od podsłuchów przedstawił im sytuację. Rwali się do gry, ale Witold Majewski, który miał największy posłuch w zespole, stwierdził, że skoro Gierek radzi, że mamy wracać, to powinniśmy tę radę przyjąć.

Czas Polonii

Po sukcesach Górnika i Zagłębia przyszła kolej na bytomską Polonię. Nikt specjalnie na nich nie liczył, faworytem tamtych rozgrywek był węgierski Ferencváros. Klub znad Dunaju był świeżo upieczonym zdobywcą Pucharu Miast Targowych, w finale pokonując Juventus. Polonia trafiła do grupy właśnie z Węgrami, a także z angielskim West Bromwich Albion i Kilmarnock ze Szkocji.

1 lipca 1965 r. szwajcarskimi linami Swissair, a póżniej irlandzkimi Aerotlans, piłkarze z Bytomia udali się za ocean. Wszyscy byli ubrani w jednakowe granatowe garnitury z klubowym emblematem. Zanim jednak rozegrano pierwszy mecz, bytomianie musieli zaadaptować się w amerykańskiej rzeczywistości. W Polsce kraj ten był przedstawiany zupełnie inaczej niż wyglądał naprawdę.

Zamieszkaliśmy w hotelu w centrum Nowego Jorku. Baliśmy się z niego wyjść, żeby się nie zgubić. Autostrady w centrum, po cztery pasy w każdą stronę, wyjące samochody! I te windy… Można było zgłupieć – wspominał obrońca Walter Winkler.

Zawodnicy dostawali osiem dolarów dziennej diety. Z tej kwoty za sześć mieli się wyżywić, a dwa mogli przeznaczyć na własne wydatki. Wszyscy chcieli zaoszczędzić jak najwięcej. Kolacje i śniadania robili sami, a polski rzeźnik z Brooklynu dostarczał im świeże wędliny. Obiady jedli więc w barze z kurczakami.

Trzy razy na remis

Grano systemem mecz i rewanż. Pierwszy bytomianie mieli rozegrać z Ferencvárosem. Jedna z czołowych drużyn w Europie miała w składzie znakomitych Flóriána Alberta i Zoltána Vargę. Polonia przed wyjazdem wzmocniła swój skład Eugeniuszem Faberem i Antonim Nierobą z chorzowskiego Ruchu i Zygmuntem Szmidtem z GKS-u Katowice, który był świeżo upieczonym królem strzelców drugiej ligi.

Mecz był rozgrywany w Chicago, a na trybunach zgromadziło się sporo Polaków. Piłkarzy odwiedzili też przedwojenni lwowscy gracze na czele z Adamem Wolaninem. Faworytem spotkania byli piłkarze znad Dunaju. Nieoczekiwanie jednak polski zespół postawił twarde warunki, a Węgrzy nie byli w stanie pokonać Szymkowiaka. Ostatecznie starcie zakończyło się bezbramkowym remisem, choć sędzia nie uznał dwóch bramek zdobytych przez Polonię.

Wszyscy byliśmy zdenerwowani. Orzechowski nawet trochę „przygadał” sędziemu. Zdenerwowanie byli też nasi kibice. Po meczu omal arbitra nie pobili – wspominał Walter Winkler.

Drugie spotkanie zaplanowano na 11 lipca na godzinę 14:30. Tym razem w Nowym Jorku. Tu również nasi zawodnicy zostali bardzo ciepło przyjęci. Przeciwnikiem Polaków był mistrz Szkocji – Kilmarnock. Świeżo zakończony sezon był jednym z nielicznych, w których tytuł zdobył ktoś spoza dwójki Celtic – Rangers. Dla szkockiego klubu jest to do dzisiaj jedyne zwycięstwo w ligowych rozgrywkach. „Sport” pisał, że lipcowe upały i dubeltowe piwo mogą mieć duży wpływ na bojowość nieprzywykłych do upałów Szkotów. W starciu z Polakami mieli jednak pogodę po swojej stronie. Padał ulewny deszcz, ale nie byli w stanie przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. Mecz zakończył się wynikiem 1:1, a dla polskiego zespołu bramkę strzelił Jan Banaś.

Napastnicy Polonii przebudzili się na dobre dopiero w trzecim pojedynku. Tym razem stanęli naprzeciw West Bromwich Albion. Anglicy byli dopiero czternastą drużyną angielskiej ekstraklasy, ale dwukrotnie potrafili urwać punkty piłkarzom Manchesteru United, którzy sięgnęli po tytuł. Postawili bytomianom twarde warunki. Polonia przegrywała już 0:2 po bramkach, które strzelali Szkot Ken Foggo i Anglik John Kaye. Wtedy jednak dał o sobie znać talent Norberta Pogrzeby. Urodzony w Bytomiu zawodnik dwukrotnie pokonał Raya Pottera, a potrzebował na to zaledwie trzech minut. W Ameryce spodobało mu się tak bardzo, że dwa lata później, już po opuszczeniu Polonii, będzie kontynuował karierę w St. Louis Stars.

Po trzech remisach odniosłem wrażenie, że rodacy odwracają się od nas. Coraz rzadziej nas odwiedzali i zapraszali do domów. Na szczęście zaczęliśmy wygrywać – wspominał Winkler.

Polacy pokazują, kto tu rządzi

Po pierwszej rundzie spotkań Polonia miała na koncie trzy remisy. Sprawa awansu ciągle była otwarta. Trudno było przewidzieć, która z drużyn okaże się najlepsza. Rewanżowe starcie z Ferencvárosem rozegrano 18 lipca. Miało ono zgoła inny przebieg niż pierwsze. Pierwsi na prowadzenie wyszli Węgrzy. Znakomite podanie od Gyuli Rákosiego dostał Flórián Albert i nie pozostało mu nic innego, jak umieścić piłkę w siatce. Trener Michał Matyas wiedział, że musi dokonać zmian, żeby zachować szansę na zwycięstwo w grupie. Murawę opuścił Norbert Pogrzeba, a na boisko wszedł Zygmunt Szmidt. Wprowadzenie wypożyczonego z GKS-u Katowice zawodnika wywołało ostry sprzeciw Węgrów. Protestowali, że jest to niezgodne z regulaminem, ale komitet organizacyjny stanął po stronie Polaków. W drugiej odsłonie gra się bardzo zaostrzyła, a za serię złośliwych fauli z boiska wyrzucony został Pál Orosz. Bytomianie wykorzystali liczebną przewagę i w 63. minucie wyrównał znakomity Jan Liberda. Poszli za ciosem i trzy minuty później, wprowadzony na boisko Szmidt strzelił na 2:1. Taki wynik utrzymał się do końca meczu, a dzięki zwycięstwu Polacy objęli prowadzenie w tabeli.

Uskrzydleni odniesionym zwycięstwem nad mistrzem Węgier zaczęli grać jak z nut. W drugim meczu z Kilmarnock w znakomitej dyspozycji był Szymkowiak. Zachował czyste konto przez 90 minut. Z przodu znowu świetne zawody rozegrali Szmidt i Pogrzeba – strzelcy jedynych bramek w spotkaniu. Polonia wygrała 2:0 i była już tylko o mały kroczek od występu w finale Interligi. Niestety niepokój w szeregach bytomian wywołała kontuzja, jaką odniósł Jan Liberda. Lider drużyny w końcówce meczu został brutalnie sfaulowany i przez rozciętą skórę na kolanie musiał opuścić kolejne spotkanie.

W ostatnim grupowym meczu do awansu wystarczał remis. Bytomianie nie mieli jednak zamiaru grać zachowawczo. Na trybunach było przecież wielu mieszkających w USA Polaków, którzy gorąco dopingowali swoich rodaków. West Bromwich miało po swojej stronie kibiców węgierskich i zawodników Ferencvárosu. Gdyby Anglicy wygrali, to właśnie Węgrzy zajęliby pierwsze miejsce. Polski zespół nie pozostawił jednak żadnych złudzeń rywalom. O ile pierwszy mecz był w miarę wyrównany i dość szczęśliwie zremisowaliśmy, o tyle drugi był już popisem napastników ze Śląska. Po raz kolejny wielką klasę zaprezentowali Norbert Pogrzeba i Zygmunt Szmidt. Obaj piłkarze strzelili po trzy bramki. Wynik 6:0 był nokautem. Anglicy zostali zdeklasowani, a Dave Murray z NBC New York wyraził po meczu opinię, że Polonia jest najlepszą drużyną, jaką kiedykolwiek oglądał w USA.

Decydujące starcie

W finale International Soccer League przeciwnikiem Polonii był New York Americans. Zespół ten tworzyli najlepsi zawodnicy z nowojorskich lig. Trzon kadry stanowili Anglicy, Niemcy, Węgrzy czy Grecy. Szkoleniowcem drużyny był John Herberger – tak, z tych Herbergerów. Był bratankiem słynnego Seppa Herbergera. Nie udało mu się jednak zaszczepić niemieckiego porządku w zespole. Wygranie grupy było szczytem ich możliwości. Choć przed spotkaniem trener odgrażał się, że rozszyfrował styl gry Polaków, to „Sport” po meczu ironicznie to podsumował, że opracowana przez niego recepta zdała się psu na budę. 31 lipca na Randall Island Stadium byli tylko tłem dla bytomian. Polonia wygrała 3:0, a na listę strzelców wpisali się kolejno Jan Banaś, Zygmunt Szmidt i Jerzy Jóźwiak. Wysokie zwycięstwo praktycznie przesądziło o wyniku dwumeczu.

W rewanżu gracze Polonii chcieli stracić jak najmniej sił. Zwycięzca finałowej rywalizacji zyskiwał prawo gry o Puchar Ameryki. Nastawili się na grę obronną i zostali skarceni. W 28. minucie Szymkowiak musiał wyciągać piłkę z siatki po strzale Neubauera. Rozdrażniło to śląski zespół i już dwie minuty później wyrównał Szmidt. Po raz kolejny wpisując się na listę strzelców, udowodnił, że warto go było wypożyczyć z GKS-u. Po przerwie na 2:1 podwyższył Jerzy Jóźwiak, który wykorzystał dokładne podanie od Pogrzeby. Polonia dowiozła wynik do końca spotkania i wygrywając Interligę, zapewniła sobie udział w dwumeczu o Puchar Ameryki. Jan Liberda został przez amerykańskich dziennikarzy wybrany na najlepszego zawodnika Interligi.

Jeszcze jedno decydujące starcie

O Puchar Ameryki rywalizował jego zwycięzca sprzed roku i aktualny mistrz Interligi. Przez trzy lata z rzędu równych sobie nie miała Dukla Praga. Polskie zespoły nie miały szczęścia do czeskiego klubu. Rok wcześniej nie sprostało mu Zagłębie Sosnowiec, a w europejskich pucharach zacięte, ale przegrane boje toczył z nim Górnik. Prowadzeni przez Jaroslava Vejvodę prażanie byli zdecydowanym faworytem dwumeczu. Polonia zdążyła już jednak udowodnić, że wcale nie jest słabeuszem. Swoją dobrą postawą w Interlidze potwierdziła, że nie przypadkowo zdobyła Puchar Rappana. Na pewno nie zamierzała się położyć na boisku i czekać na wymierzoną karę.

Pierwszy mecz został rozegrany 7 sierpnia. Początek był bardzo wyrównany, ale żadnej z drużyn nie udało się zdobyć gola. W bytomskim zespole brakowało Jana Liberdy, który pauzował z powodu urazu. Kiedy upłynął kwadrans drugiej części gry, czeską bramkę odczarował Jan Banaś. Wykonywał rzut wolny z odległości około 20 metrów. Piłka po jego strzale odbiła się od jednego z Czechów i wróciła mu nogi. Nie namyślając się długo, uderzył jeszcze raz. Ivo Viktor był bezradny. Polonia nieoczekiwanie objęła prowadzenie. Na dwanaście minut przed końcem bytomianie zdobyli drugą bramkę. Sytuacja była bardzo podobna do tej Banasia. Tym razem stały fragment wykonywał Norbert Pogrzeba, a do odbitej od czeskiego zawodnika piłki doskoczył Ryszard Grzegorczyk, który ustalił wynik spotkania.

Starciem z Duklą interesowała się już cała piłkarska Polska. Nic dziwnego, w końcu w tamtym okresie sukcesów naszego futbolu było jak na lekarstwo. Polskie Radio przeprowadzało nocną transmisję ze spotkania, a telewizja przyjechała zrobić program o tym, jak miasto żyje meczem. Nauczeni doświadczeniem bytomianie w rewanżu nie zamierzali się ograniczać do defensywy.

Od samego początku ruszyli do ataku. Pierwszą bramkę zdobyli jednak prażanie. Josef Vacenovský potężnym strzałem z 30 metrów pokonał Edwarda Szymkowiaka. Nasz reprezentacyjny bramkarz dwoił się i troił, żeby nie wpuścić więcej goli. Zespół z Czechosłowacji zwietrzył swoją szansę i dążył do wyrównania stanu dwumeczu. Piłkarze Polonii jednak doskonale zdawali sobie sprawę, że najlepszą obroną jest atak. Ich starania przyniosły skutek w 30. minucie gry. Wtedy to do wyrównania doprowadził Jerzy Jóźwiak. Chwilę później ten sam zawodnik trafił w poprzeczkę, potem Jan Banaś w spojenie i jeszcze raz Jóźwiak w poprzeczkę. Michał Matyas mówił o fantastycznej opiece bogini szczęścia nad bramkarzem Pavlem Koubą. W drugiej odsłonie na boisku pojawił się Jan Liberda, który zmienił Szmidta. Polacy stwarzali nieustannie zagrożenie pod czeską bramką, a nasza obrona była nie do przejścia. Mimo wielu okazji do końca meczu wynik nie uległ zmianie. Remis był zwycięski dla bytomian. Zdobyli Puchar Ameryki.

Główny Komitet Kultury Fizycznej i Turystyki przesyła serdeczne gratulacje i wyrazy podziękowania za ogromny sukces w USA, odniesiony przez Waszych piłkarzy. Jest to nie tylko sukces klubu i piłki nożnej, ale całego sportu. Życzę klubowi i jego członkom dalszych największych sukcesów sportowych – pisały sportowe władze w specjalnej depeszy.

Po ostatnim gwizdku wielu ze zgromadzonych na trybunach kibiców wdarło się na boisko. Kiedy Bill Cox zaczął wygłaszać przemówienie, jego słowa zostały zagłuszone przez wiwaty polskich kibiców i dźwięki śpiewanego przez nich Mazurka Dąbrowskiego. Zawodników i trenerów podrzucano na rękach.

Fruwałem tak wysoko do góry, że obawiałem się, iż zawadzę głową o instalacje elektryczne – wspominał Michał Matyas.

Amerykańska Polonia, która bardzo dbała i wspierała zawodników w trakcie ich pobytu w USA, również i po finałowym starciu byli z piłkarzami.

Po meczu biegaliśmy wokół murawy, a miejscowa Polonia chciała nam wrzucać do pucharu dolary. Tylko że wieczko się nie otwierało. Napychali więc kieszenie, a wieczorem w hotelu każdy wyciągał dolary i liczył. Pamiętam, jak kibice w Nowym Jorku zaśpiewali „Mazurka Dąbrowskiego”, a potem „Rotę”. Dla tych ludzi to było wielkie przeżycie – opowiadał Anczok.

Triumfalny powrót

Na Okęciu wylądowali w piątek trzynastego, ale to był ten ze szczęśliwych piątków. Pierwsi kibicom pokazali się Jan Liberda i Edward Szymkowiak, którzy wspólnie z dumą prezentowali zdobyty puchar. Drużyna pojawiła się w kowbojskich kapeluszach. Jeszcze w Ameryce postanowili, że to właśnie w nich pokażą się kibicom. Nie przypadło to do gustu władzom, które uważały je za symbol zgniłego, zachodniego imperializmu. Wielu miało ze sobą masę prezentów, którymi obdarowywali ich rodacy mieszkający za oceanem i które sami kupili dla rodziny za zaoszczędzone pieniądze. Największą popularnością cieszyły się radia tranzystorowe.

Niektórzy mieli ich nawet po siedem. Już w USA trudno było wytrzymać, gdy z każdego kąta pokoju dobiegały dźwięki innej muzyki – śmiał się Walter Winkler.

Na lotnisku witały ich tylko rodziny, delegacja miejskich władz i przedstawiciele PZPN-u. Prawdziwe powitanie szykowane było w Bytomiu. Zanim jednak wyjechali autokarem w drogę do domu, zjedli uroczysty posiłek w hotelu Bristol. Nic dziwnego, że tak wystawnie ich witano. Odnieśli nie tylko sukces sportowy, ale i przywieźli dla PZPN 20 tys. dolarów. Przed gmachem Centralnego Domu Towarowego, gdzie bytomianie zaprezentowali zdobyte trofea, wstrzymany został ruch uliczny.

Tymczasem w Bytomiu od wczesnych godzin porannych na placu Ernsta Thälmanna, który dziś nosi imię Sobieskiego, zaczęli gromadzić się pierwsi sympatycy. Nikt nikogo nie zwoływał, wszyscy przychodzili spontanicznie. Miejsca w okolicznych kamienicach dawno były zajęte. Kiedy autobus z piłkarzami wyjeżdżał ze stolicy, na placu już robiło się tłoczno. Wzdłuż drogi z Częstochowy do Bytomia ustawiali się rozradowani kibice i pozdrawiali jadących zawodników.

Centrum miasta i okoliczne ulice były pełne. Poczta Polska przygotowała okolicznościowy stempel, a na scenie, którą ustawiono na placu, grała orkiestra i występował zespół estradowy. Wreszcie w eskorcie patrolu motocyklowego Milicji Obywatelskiej autokar z piłkarzami wjechał do miasta. Kiedy zawodnicy wyszli na scenę, 100 tys. zgromadzonych ludzi oszalało. Przemówienia co rusz były przerywane gromkimi brawami i skandowaniem nazwisk zawodników.

Byliśmy zawsze myślami z wami, wiedzieliśmy, że w nas wierzycie, że bez Pucharu Ameryki nie mamy po co wracać! – krzyczał Jan Liberda.

Zdobyte przez bytomian trofea były dla kibiców czymś niewiarygodnym. Jedynymi sukcesami, jakie odnosiło polskie piłkarstwo, były wtedy wygrane w pojedynczych spotkaniach z renomowanymi rywalami. O jakichkolwiek pucharach można było zapomnieć. Śmiało można stwierdzić, że od czasów występu na francuskim mundialu, był to największy sukces naszego futbolu. Tamten sezon był ostatnim, w którym przeprowadzono rozgrywki. Cox nie potrafił się porozumieć z władzami amerykańskiej federacji i Interliga przeszła do historii. Polonia Bytom zdążyła jednak zapisać swój piękny ostatni rozdział.

BARTOSZ DWERNICKI

Przy pisaniu tekstu posiłkowałem się następującymi publikacjami:

  • Zbigniew Cieńciała, Dariusz Leśnikowski – Stanisław Oślizło: Droga do legendy
  • Paweł Czado – Biblioteczka 90-lecia Polonii Bytom. Tom II. Edward Szymkowiak
  • Paweł Czado – Górnik Zabrze. Opowieść o złotych latach
  • Mariusz Gudebski – Z orłem na piersi. 90 lat biało-czerwonych
  • Piłka jest okrągła. 50 lat piłkarstwa w województwie katowickim – praca zbiorowa
  • 85 lat Polonii Bytom – księga pamiątkowa
  • 80 lat OZPN Katowice – księga pamiątkowa
  • 75 lat OZPN Katowice – księga pamiątkowa
  • wywiad z Franciszkiem Wszołkiem z 20 kwietnia 2006 r. dla sport.pl, który przeprowadził Wojciech Todur
  • wywiad z Zygmuntem Anczokiem z 23 marca 2016 r. dla katowickiego Sportu, który przeprowadził Dariusz Czernik

Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE i YOUTUBE

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Bartosz Dwernicki
Bartosz Dwernicki
Pierwsze piłkarskie wspomnienia to dla niego triumf Borussii Dortmund w Lidze Mistrzów i mecze francuskiego mundialu w 1998 r. Później przyszła fascynacja Raúlem i madryckim Realem. Z biegiem lat coraz bardziej jednak kibicuje konkretnym graczom niż klubom. Wielbiciel futbolu latynoskiego i afrykańskiego, gdzie szuka pozostałości futbolowego romantyzmu. Ciekawych historii poszukuje też w futbolu za żelazną kurtyną. Lubi podróże i górskie wędrówki.

Więcej tego autora

Najnowsze

Ostatni pokaz magii – jak Ronaldinho poprowadził Atletico Mineiro do triumfu w Copa Libertadores w 2013 r.?

Od 2008 r. Ronaldinho sukcesywnie odcinał kupony od dawnej sławy. W 2013 r. na chwilę znów jednak nawiązał do najlepszych lat swojej kariery, dając...

Zakończenie jesieni przy Wyspiańskiego – wizyta na meczu Orlen Ekstraligi Resovia – AP Orlen Gdańsk

Już wkrótce redakcja Retro Futbol wyda napakowany dużymi tekstami magazyn piłkarski, którego motywem przewodnim będzie zima. Idealnie w ten klimat wpisuje się zaległy mecz...

Siatkarski klasyk w Rzeszowie – wizyta na meczu Asseco Resovia – PGE GiEK Skra Bełchatów

Siatkarskie mecze pomiędzy Resovią a Skrą Bełchatów od lat uznawane są za jeden z największych klasyków. Kluby te walczyły o największe laury, nie tylko...