Wakacje dobiegły końca. Za chwilę lato zamieni się w jesień. Z szafy będziemy wyciągać płaszcze i swetry. Słońce nie będzie świecić już tak mocno, a wieczory będą długie i skłaniające do rozmyślań. Zanim jednak to nastąpi, cieszymy się ostatnimi chwilami najweselszej pory roku. 1 września 2023 roku Retro Futbol gościło na Stadionie Miejskim w Rzeszowie, gdzie Resovia rywalizowała z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza.
Przed meczem
W poprzednim sezonie Termalica była bardzo bliska awansu de ekstraklasy, ale w decydującym meczu przegrała z Puszczą Niepołomice. Teraz w pierwszoligowej tabeli zespół z Niecieczy, przynajmniej na razie, nie jest tak wysoko. Do spotkania z Resovią przystępował, zajmując dziesiątą pozycję. Piłkarze Mariusza Lewandowskiego w ostatnim spotkaniu wygrali u siebie ze Zniczem Pruszków 1:0.
Resovia przed meczem otwierającym 7. kolejkę Fortuna 1. Ligi była na dwunastym miejscu. Niecały tydzień wcześniej przegrała na wyjeździe z GKS Katowice 0:3. Do zapowiadanego meczu jeszcze wrócimy. Wcześniej jednak opowiemy o Jacku Bąku – pochodzącym z Podkarpacia napastniku, który grał w Resovii, a później także m.in. w Lechu Poznań i Legii Warszawa.
Jacków Bąków dwóch
W historii polskiego futbolu było dwóch znanych piłkarzy o personaliach Jacek Bąk. Bardziej znany jest ten młodszy, urodzony w 1973 roku Jacek Waldemar Bąk. Rozegrał 96 meczów w reprezentacji Polski, pojechał na mistrzostwa Europy i dwa mundiale, zrobił poważną karierę we Francji, występując w barwach Olympique Lyon i RC Lens. Kilka lat temu na łamach Retro Futbol poświęciliśmy mu tekst.
Starszy – Jacek Robert Bąk, który przyszedł na świat w czerwcu 1962 roku, nie zdobył tak dużej popularności i nie zapisał się tak mocno w powszechnej świadomości kibiców. Jednak nie można odmówić mu zasług dla polskiej piłki. I trzeba ponadto przyznać, że był jednym z najbardziej utytułowanych piłkarzy urodzonych na Podkarpaciu.
Piłkarskie początki
Miejscowością, w której Jacek Bąk opuścił łono matki, była Roźwienica – mała wieś leżąca niedaleko Jarosławia. Właśnie w Jarosławiu bohater naszego tekstu stawiał pierwsze piłkarskie kroki. Przez pięć lat kopał piłkę w miejscowym JKS – klubie o dużych tradycjach, założonym już w 1909 roku.
Ofensywny zawodnik został szybko zauważony przez Resovię i w 1980 roku trafił do największego podkarpackiego miasta. Grał z Pasiakami w drugiej klasie rozgrywkowej, a w sezonie 1980/1981 odniósł z nimi największy sukces historii klubu. Resovia dotarła bowiem do półfinału Pucharu Polski.
W Resovii spędził Bąk zaledwie dwa sezony. Był jednym z kluczowych zawodników. Nic więc dziwnego, że zwrócił na siebie uwagę działaczy Lecha Poznań. W 1982 roku przeniósł się do stolicy Wielkopolski, gdzie szybko wszedł na szczyt krajowego futbolu.
Mistrz Polski
Nie strzelał wielu goli. Ale grał dużo i już w pierwszym sezonie występów w Poznaniu sięgnął z Lechem po mistrzostwo Polski. Był to pierwszy tytuł w historii Kolejorza. Kolejny sezon, zarówno dla klubu, jak i dla urodzonego w Roźwienicy piłkarza okazał się jeszcze bardziej udany. Poznaniacy cieszyli się bowiem z obrony trofeum dla najlepszej ligowej drużyny w naszym kraju, a w dodatku wywalczyli Puchar Polski.
Sukces był tym bardziej niespodziewany, że po pierwszej mistrzowskiej kampanii ze stolicy Wielkopolski odeszli czołowi piłkarze – Piotr Mowlik i Janusz Kupcewicz. Na szczęście szeregi drużyny Wojciecha Łazarka zasilili m.in. Ryszard Szewczyk i Czesław Jakołcewicz. Lech znalazł się na krajowym szczycie. Pochodzący z Podkarpacia zawodnik także się do tego przyczynił.
Trzeci sezon w Lechu był dla Bąka ostatnim w tym klubie. Tym razem Kolejorz skończył ligowe rozgrywki tuż za podium. W ciągu trzech lat spędzonych w Poznaniu nasz bohater występował nie tylko na krajowych boiskach, ale także w europejskich pucharach.
Pierwszy sezon przyniósł Lechitom awans do 1/8 finału Pucharu Zdobywców Pucharów. Zespół z Wielkopolski wyeliminował islandzki IBV Vestmannaeyjar. Bąk zagrał od początku do końca w pierwszym meczu, wygranym na wyjeździe 1:0. W kolejnej rundzie wystąpił w obu spotkaniach, niestety przegranych, przeciwko szkockiemu Aberdeen FC prowadzonemu przez stojącego u progu wielkiej trenerskiej kariery Alexa Fergusona.
W kampanii 1983/1984 Lech jako mistrz Polski rywalizował w Pucharze Europy. W 1/16 finału miał miejsce mecz, który do dziś uznawany jest za jeden z najlepszych w historii klubu, choć pewnie w powszechnej świadomości kibiców nie zapisał się tak mocno, jak kilka innych spotkań poznaniaków.
Piłkarze Wojciecha Łazarka pokonali ówczesnego mistrza Hiszpanii, Athletic Club 2:0, a i tak mogli czuć niedosyt! Mieli bowiem w drugiej połowie kilka okazji do podwyższenia wyniku. Przed starciem rewanżowym drużyna z Bilbao grała w lidze z FC Barcelona. Doszło w tym meczu do pamiętnego, a jednocześnie przykrego zdarzenia, gdyż zawodnik Basków, Andoni Goicoetxea złamał nogę Diego Maradonie, co skutkowało zawieszeniem aż na 18 meczów.
Kibice polskiej piłki mogą żałować, że kara ta nie obowiązywała w europejskich pucharach, gdyż w rewanżu to właśnie „Rzeźnik z Bilbao” strzelił pierwszego gola. Tego wieczoru padły jeszcze trzy. Wszystkie dla gospodarzy. Lech sprawił niespodziankę w pierwszym spotkaniu, ale awansu nie wywalczył. Jacek Bąk zagrał w obu meczach.
Kolejny sezon znów stał pod znakiem gry Lecha w najważniejszych europejskich rozgrywkach klubowych. Los znów nie okazał się dla mistrzów Polski łaskawy i rzucił ich na Liverpool. Były zawodnik Resovii tym razem wchodził z ławki rezerwowych. Kolejorz niestety nie zdołał postraszyć silnych Anglików. Porażki 0:1 u siebie i 0:4 na Anfield wyeliminowały poznaniaków.
Odejście z Lecha
Przygoda z Lechem była dla Jacka Bąka udana. Po trzech latach spędzonych w stolicy Wielkopolski wychowanek JKS Jarosław przeszedł do Lechii Gdańsk. Spędził tam dwa i pół sezonu, lecz z nową drużyną nie odnosił już tak spektakularnych sukcesów, jak z Lechem.
Trafił później na pół sezonu do Zawiszy Bydgoszcz, który grał wówczas na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej. Rozbrat Jacka Bąka z krajową elitą nie trwał długo. W sezonie 1988/1989 piłkarz przeniósł się do Legii Warszawa i znów zasmakował wielkich sukcesów.
Powrót na szczyt
Już w pierwszym sezonie pobytu w stolicy nasz bohater wywalczył Puchar Polski. Stało się tak po szalonym finale w Olsztynie. Legia, z Bąkiem w podstawowym składzie, pokonała Jagiellonię Białystok 5:2.
Kolejny sezon Legioniści rozpoczęli od zdobycia Superpucharu Polski po zwycięstwie nad Ruchem Chorzów. Następnie drużyna z Warszawy obroniła krajowy puchar. Tym razem pokonała 2:0 GKS Katowice na stadionie Widzewa Łódź, a Jacek Bąk znów znalazł się w wyjściowej jedenastce.
W barwach Legii bohater naszego tekstu napisał piękną kartę w europejskich pucharach. W sezonie 1989/1990 zagrał w Pucharze Zdobywców Pucharów przeciwko wielkiej Barcelonie prowadzonej przez Johanna Cruyffa. Bąk wystąpił jedynie w rewanżu przy Łazienkowskiej, kiedy drużyna Rudolfa Kapery przegrała 0:1. Wcześniej na Camp Nou padł sensacyjny wynik 1:1.
W kolejnym sezonie Legia doszła aż do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów, eliminując FC Swift Hesperange z Luksemburga, wspomniany już szkocki Aberdeen oraz włoską Sampdorię Genua. Dopiero w walce o finał lepszy okazał się Manchester United. Bardzo duży udział w tej pięknej przygodzie warszawskiego klubu miał były Resoviak.
Schyłek kariery
Jacek Bąk spędził w Legii prawie pięć lat. W 1994 roku wyjechał do Italii i przez trzy lata występował w klubach z niższych lig włoskich. Pod koniec ubiegłego stulecia wrócił do ojczyzny i na koniec zawodniczej kariery pograł jeszcze dla dwóch drużyn warszawskich – Olimpii i Marymontu.
Był solidnym zawodnikiem. Przez długi czas miał duży wpływ na wyniki dwóch czołowych polskich klubów. Z pewnością jego nazwisko powinno być wymieniane w gronie tych pochodzących z Podkarpacia piłkarzy, którzy w futbolu osiągnęli niemało.
Mecz w Rzeszowie
Na koniec naszej opowieści przekonajmy się, jak poradził sobie w ostatnim ligowym meczu klub, w którym Jacek Bąk występował przed laty. Spotkanie Resovii z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza nie miało wielkiej historii i było jednostronnym widowiskiem.
Początkowo gra była wprawdzie wyrównana, ale działo się tak tylko do 33. minuty, czyli do momentu, w którym Maciej Górski został ukarany czerwoną kartką. Od tej chwili Resovia musiała radzić sobie w dziesiątkę.
Już po dziesięciu minutach gry w osłabieniu rzeszowianie stracili pierwszego gola. Do siatki trafił Damian Hilbrycht. Po zmianie stron zawodnicy Mariusza Lewandowskiego dołożyli jeszcze trzy bramki. Na początku drugiej połowy trafił Morgan Fassbender, kilka minut później uczynił to Artem Polyarus, a w końcówce z gola ponownie cieszył się Fassbender.
Na pomeczowej konferencji prasowej Mariusz Lewandowski mógł być w pełni usatysfakcjonowany zwycięstwem 4:0.
Mecz był pod naszą kontrolą. Może z wykluczeniem sytuacji, w której Kasperkiewicz spiął się dosyć mocno z Górskim i ta sytuacja mogła się potoczyć w dwie strony – czy nasz zawodnik dostałby czerwoną kartkę, czy też ich. Akurat bardziej wybuchowy Górski dostał czerwoną kartkę, co na pewno poskutkowało tym, że mieliśmy o jednego zawodnika więcej na boisku. To była dobra lekcja zespołu, bo w poprzedniej kolejce też mieliśmy komfortową sytuację, a nie kontrolowaliśmy przebiegu meczu tak, jak byśmy chcieli. W tym meczu odrobiliśmy lekcję z naszych błędów z poprzedniego spotkania. Cieszę się, że zespół dobrze funkcjonował na boisku.
Mirosław Hajdo był w zupełnie innym nastroju, ale oczywiście docenił dobrą grę rywali:
Trudno zebrać myśli, ale oczywiście gratulacje dla zespołu Termaliki. Szkoda, że nie mogliśmy grać w równowadze liczebnej, ale taki jest sport i czasem za proste błędy trzeba płacić. Chcieliśmy odrabiać, nie tylko się bronić, wyjść wyżej. Dostaliśmy kolejne bramki. Wygrał zespół, który grał w przewadze liczebnej, posiada naprawdę duży potencjał piłkarski i po prostu trafiał. Moi zawodnicy nigdy nie grają na pół gwizdka. Starali się, jak mogli, mimo że grali w osłabieniu. Dziękuję też kibicom za wsparcie i doping dla drużyny, bo jest to bardzo budujące i dlatego jak najszybciej musimy im się za to odwdzięczyć, bo wspierają nas na dobre i na złe.
Była to druga z rzędu porażka Resovii i drugi z rzędu mecz bez strzelonego gola. Taka sytuacja miała już miejsce na początku tego sezonu. Mirosław Hajdo zdołał jednak podnieść drużynę, dzięki czemu rzeszowianie zaliczyli później trzy kolejne mecze bez porażki, w tym dwa zwycięstwa. Zapytałem zatem szkoleniowca o to, jaki ma sposób, by zrobić to ponownie:
Zawsze po porażkach jest trudno, ale my, jako zespół, jako trenerzy, musimy wiedzieć, że nie wszystko się wygra i znamy swoje miejsce w szeregu. Ale myślę, że z tym nie będzie żadnego problemu. Dzisiaj moglibyśmy myśleć, co by było, gdybyśmy mieli jeden punkt albo zero. Patrzymy do przodu. Są kolejne spotkania, na pewno niełatwe, bo ta liga jest bardzo trudna, chyba najtrudniejsza jak do tej pory. Myślę, że zmotywujemy się na tyle, by gromadzić punkty i by finał był dla nas pozytywny.
W latach 2010 – 2011 Mirosław Hajdo pracował jako trener w klubie z Niecieczy. Zapytałem więc o to, czy w związku z tym czuł szczególne emocje przy okazji tego spotkania:
Zawsze mam sentyment do klubów, w których pracowałem, tak że nie mam z tym żadnego problemu. Kiedy to było? To już chyba tylko dinozaury pamiętają. To już jest całkiem inny zespół, całkiem inna infrastruktura, tylko właściciele się nie zmieniają, ale nigdy nie miałem problemu z tym, żeby przyjeżdżać tam na mecze i po prostu dobrze się czuć. Są tam ludzie życzliwi. A sentyment jest, został jeszcze kierownik drużyny, Krzysiek, z którym pracowałem.
W następnej kolejce Resovia będzie próbowała przełamać się w Łęcznej, grając przeciwko tamtejszemu Górnikowi, zaś Bruk-Bet Termalika Nieciecza zmierzy się u siebie z Podbeskidziem Bielsko-Biała.
Źródła, z których korzystałem:
- Grzegorz Ignatowski, Andrzej Potocki, Mariusz Świerczyński (pod redakcją) – „Polskie kluby w europejskich pucharach”
- „Przegląd Sportowy”
- „Piłka Nożna”
- „Nowiny”